Udało się - plan zrealizowany - nowa życiówka 49:49 - to ze strony, z sms-a, którego otrzymałem 49:46
Ogólnie ok, ale z biegu to nie bardzo jestem zadowolony.
Przyjechałem trochę za późno i na rozgrzewkę musiał wystarczyć 1 km truchtu i trochę wymachów.
Ustawiłem się w okolicy balonika na 50:00, dowiedziałem się, że plan jest równo po 5:00, więc stwierdziłem, że chyba jednak pobiegnę swoim tempem...
Start. Włączyłem zegarek, lecimy. Masakra. Wyprzedzanie, wyprzedzanie, omijanie, prawo - lewo. Męka. Pierwszy km na zegarku w 5:24, ale trochę mnie zmęczył. Tylko, kurczę, co jest - znacznik 1 km na trasie, u mnie 1,14 km. Wtf? Nic, biegnę. Drugi i trzeci km po 4:48 i 4:47. Dalej wyprzedzanie i omijanie. Na 4 trochę się rozluźniło i tak było do ok. 8 km. Tam to już ludzie zwalniali. Zresztą, ja też pierwszy kryzys miałem na 6 km, a drugi na 8-mym. Na 8 km dopadli mnie też zające na 50:00 i odeszli na ok. 30 m. Sprawdziłem na zegarku. - po 8 km miałem ok. 30 kilku sekund straty aby dobiec na 50, więc wiedziałem, że nie dam rady i motywacja spadła, ale na 51 to raczej dobiegnę... Dziwne, gps pokazywał mi wciąż 140 m nadróbki, tak też było do końca. Dobiegłem do mety - na zegarku dystans 10,14 km, czas 50:27, na zegarze czas brutto okm 51:50. Dziwne, ruszałem na pewno coś ok. 2 minut po strzale Anity Włodarczyk. O co chodzi? Wyjaśniło się dość szybko. Okazało się, że zegarek wystartowałem w miejscu, gdzie była meta, która podczas gdy ruszaliśmy była ponad 100 metrów przed rzeczywistym startem. We wszystkim, co się dzisiaj działo objawiał się mój brak doświadczenia startowego. Niemniej jednak, nie skończyło się źle i to jest chyba mój poziom na dziś. No, ale zające na 50 minut to chyba dobiegli poniżej 49, byli pewnie z 50-100 metrów przede mną.
Pozdrawiam