Strasb - w pogoni za formą

Moderator: infernal

Awatar użytkownika
strasb
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 4779
Rejestracja: 01 sie 2010, 11:25
Życiówka na 10k: brak
Życiówka w maratonie: brak
Lokalizacja: Lozanna

Nieprzeczytany post

17/04/2011

Zawody 10km Courses de Brasseurs 55:09 netto - życiówka :hej:

Na wstępie dziękuję wszystkim, którzy mnie na pojechanie na zawody namawiali - było super! Świetna atmosfera, sporo kibiców, ładna trasa, dobra organizacja. No i życiówka. :hejhej: Wrażenia z całości dużo lepsze niż z poprzednich zawodów:
-tym razem wiedziałam, że od pewnego momentu będzie boleć i jednocześnie wiedziałam już, że między "jest bardzo ciężko" a "padam na ziemię" jeszcze sporo biegnięcia "głową" się zmieści
-znów były 2 pętelki po 5km, ale tym razem fakt mijania mety na półmetku i ponownego oddalania się od niej mnie nie zdemotywował; w paźdzerniku dobiegając do 5km to już tylko obmyślałam wymówki jakimi wytłumaczę zejście z trasy w tamtym miejscu, decyzja była praktycznie podjęta; tutaj myśli od odpuszczeniu wychynęły dopiero po znaczku 9km - tempo dobrze dobrane; przez półmetek przemknęłam jak gazela szczerząc zęby do kibiców w tempie poniżej 5min/km i nawet nie bardzo się oblałam wodą na punkcie odżywczym
-zachowałam zimną krew po starcie i nie dałam się ponieść, przepuściłam wszystkich lepszych w bieganiu i/ lub gorszych w kalkulacjach :oczko:, od gdzieś pierwszego kilometra regularnie wyprzedam kolejne osoby, nikt nie dogonił mnie ponownie, niestety pod nikogo również nie udało się podczepić, by mnie trochę pociągnął
-na trasie były 3 podbiegi i 2 zbiegi, dobrze wykorzystałam wszystkie - z równynm tempem pod górkę chyba tam właśnie najwięcej osób wyprzedziłam, na zbiegach nogi luźniej i nadróbki
-kryzys na początku 9km przetrzymałam, wzięłam się w garść, na podbiegu wzięłam jeszcze jedną babeczkę i do mety pocisnęłam "na mentalu" - na zbiegu było łatwo, na płaskim mnie przyhamowało, ale jeszcze siłą woli rzuciłam się ku mecie
-druga piątka szybsza od pierwszej, cały czas bieg, zero marszu, tempo z tendencją wzrostową.

Co dokładnego tempa poszczególnych kilometrów to mam trochę wątpliwości, pierwszy km był równo na moim garminie i na trasie, na następnych garmin był szybszy. Ten znaczek 1km/6km nie był chyba do końca dobrze ustawiony, bo druga pętla, którą biegliśmy była jednak skrócona. W każdym razie na garminie mam 10.51km i jeśli założę, że organizatorzy zmierzyli dokładnie i było to w rzeczywistości 10km, to kolejne 951m odcinki były po: 5:42/5:46/5:40/5:36/5:36/5:25/5:25/5:31 (za drugim razem długi podbieg jednak trochę mnie kosztował)/5:25/5:20 min/km i ostatnie 485m w tempie 4:39 min/km. Z ciekawości założyłam też pasek od pulsometru i jak teraz spoglądam w dane to maksymalnie moje serducho dociągnęło do 195 bpm (uznawane również uprzednio za HRmax), średnie tętno 183 bpm.
Ostatnio zmieniony 30 kwie 2013, 10:10 przez strasb, łącznie zmieniany 2 razy.
New Balance but biegowy
Awatar użytkownika
strasb
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 4779
Rejestracja: 01 sie 2010, 11:25
Życiówka na 10k: brak
Życiówka w maratonie: brak
Lokalizacja: Lozanna

Nieprzeczytany post

Wiernie kibicował i wspierał mnie mąż, dzięki niemu mam kilka fotek przed/w trakcie/po. Tam gdzie mnie fotografował w trakcie zupełnie go nie zauważyłam (wstyd).

Przed:
Obrazek

W trakcie:
Obrazek
Obrazek

Większość trasy po uliczkach wokół browaru, wśród typowych alzackich domków. Dostaliśmy sporo dopingu od jedzących sobie śniadanko w ogródkach miejscowych kafejek, jeden z właścicieli nawet próbował zaprosić kolejne biegnące dziewczyny, by wstąpiły do lokalu, musiał się zadowolić obietnicą, że może po biegu. :oczko: Od rana było słonecznie, ale dość chłodno, ocieplacze na ręce bardzo się przydały, zmarzłabym na rozgrzewce bez nich. Tu już słonko operuje mocniej, pojechały w dół i służyły do ocierania twarzy. Jeden z moich ulubionych gadżetów.

To już chyba ostatnia prosta wzdłuż browaru do mety. Po wspięciu się na ostatni podbieg przebiegało się pod dmuchaną bramą z napisem "Jesteście 500m od szczęścia". :hahaha: Wcześniej, przy tabliczce 9km, stał człowiek z megafonem i podawał odpowiadający międzyczas, zapewniając, że jak jeszcze trochę dołożymy do pieca, to piękny wynik będzie. W moim przypadku jakaś dobra dusza ze stojącej obok ekipy zabezpieczającej trasę skomentowała zaraz, że w moim przypadku nici z tego, bo wyglada na to, że ledwo już biegnę. :sss: Miód na serce! Międzyczas z megafonu był z jednej strony pomocny, jako że garmin się rozmijał z prawdą, ale zmartwił mnie na krótką chwilę (będzie jednak ledwie 56'), zanim sobie uświadomiłam, że to brutto! I jednak do pieca dołożyłam.

Obrazek

Na mecie byłam za szybka, zresztą wbiegało się w wąski korytarz pomiędzy ekipą obsługi, na mężowskie zdjęcie załapała się tylko podeszwa prawego buta, więc wam oszczędzę. :oczko:

Na spódniczkę biegową było dziś za zimno, zwłaszcza na początku biegu, zreszta nie była przetestowana pod kątem długofalowego komfortu, ale dla Bawareczki zdjęcia z sesji balkonowej po powrocie:
Obrazek
Obrazek
Obrazek
Awatar użytkownika
strasb
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 4779
Rejestracja: 01 sie 2010, 11:25
Życiówka na 10k: brak
Życiówka w maratonie: brak
Lokalizacja: Lozanna

Nieprzeczytany post

Środa 20/04/2011

46' easy (śr.6:35 min/km)

Piękna pogoda kusiła już od poniedziałku, ale wytrwałam w odpoczynku aż do dziś rana. Mój biegowy nadzór zaraz skomentował "no mam nadzieję, że było tylko 45' i easy". Prawie. :oczko: Wybiegłam z domu bez większego planu w głowie, skręciłam z przyzwyczajenia na trasę "zimową", by po chwili uświadomić sobie, że odkąd w porze porannego biegania jest już jasno, to nie trzeba się tej jednej ścieżki trzymać. I pobiegałam sobie po naszym dzielnicowym parku, rozkoszując się wiosną w pełnym rozkwicie. Pomimo nie do końca jeszcze świeżych nóg. Trening odbyłam w spódniczce oczywiście. Jest bardzo wygodna, wierzchnia warstwa leciutka i nie obija się po nogach, jak inna kiedyś mierzona spódniczka. Uda w lekkim kontakcie, ale na razie bez konsekwencji. Będę testować dalej na dłuższych biegach.
Awatar użytkownika
strasb
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 4779
Rejestracja: 01 sie 2010, 11:25
Życiówka na 10k: brak
Życiówka w maratonie: brak
Lokalizacja: Lozanna

Nieprzeczytany post

Piątek 22/04/2011

2km wolno + 2 km szybciej + krążenie po lesie w tempie dowolnym - razem 1h40

Hmm, to nie był bezproblemowy trening. Przede wszystkim u nas znów lato (około 30 stopni). W perspektywnie półmaratonu martwi mnie to, ale postanowiłam wziąć byka za rogi, czapka na głowę, izotonik w bidony i pojechałam na wały Renu za miastem zrobić te 3*3km w tempie półmaratonu. Chciałam też skontrolować, jak to w końcu jest ze wskazaniami Garmina w świetle tego, że na zawodach na 10km namierzył 510m za dużo. Niby skorygowałam go ręcznie na tę okoliczność, czas było przetestować. Na wałach, wzdłuż szlaku żeglugowego, są co 100m słupki wyznaczające odległość. Pierwszy kilometr rozgrzewki (oddech coś głęboki, hmm ciepło jest nieźle), dla garmina to wciąż zupełnie inna odległość i moje tempo ponoć żółwie. Następny kilometr w trybie automatycznej kalibracji garmina, zmierzone 1050m, koryguję do 1000m. Współczynnik kalibracji niby taki sam jak był przed zawodami. Nic to, ruszam do pierwszej trójki. Czuję się dziwnie, świat się nieco rozmywa wokół, płynę przez przestrzeń według swoich odczuć noga za nogą, według garmina w dzikim pędzie. Kilometr ma według niego już 1100m. :wrr: Wkurzam się, następny kilometr biegnę korzystając tylko ze stopera i słupków wzdluż trasy. Nogi i serce pracują mocno, 500m w teoretycznie w miarę dobrym czasie, następne 500 cisnę nawet mocniej, a tu się okazuje, że to niby niewiele szybciej od easy. :niewiem: Wkurzam sie na maxa, czuję też że za nic nie pociągnę następnych prawie 10km po tym wale.

Z głową pełną czarnych myśli skręcam do lasu, może chociaż długie wybieganie z tego zrobię. Na początek ciężko, jestem zmęczona tym szarpaniem się na wale, jakaś część chce jak najszybciej wrócić do domu i zaszywszy się w kąciku przeżuwać tę porażkę. Ale las wokół jest tak piękny, że po chwili wraca uśmiech, nie dało się nie ulec urokowi takiego otoczenia, tempo biegu zupełnie na wyczucie. Wyciszam się i zamiast skręcić w stronę parkingu ruszam w przeciwną stronę, krążę trochę bo znanych ścieżkach, ale również zwiedzam takie, które zawsze mnie kusiły, ale biegnąc z kimś z ustaloną z góry trasą jakoś nie było okazji. Wewnętrzny GPS działa dobrze, cały czas wiem, w którą stronę do domu. Po godzinie nogi już dość zmęczone, głównie przez ten mało sensowny początek, ale same przyspieszają gdzieś w okolice tempa półmaratonu. Końcowe 1-2km to już tempo na dychę (mam je świeżo w pamięci :oczko: ). Na koniec rozciąganie na mostku, łabędzie przyglądały się dość zdziwione.

W sumie nie wyszło najgorzej, zrobiłam mniej więcej trening przewidziany na niedzielę, a dziś lub jutro zrobię nowe podejście do 3*3km. Mam tylko wątpliwości co do półmaratonu w związku z tymi upałami, ja niestety wysokie temperatury organicznie źle znoszę już bez biegania, a w lecie biegam o świcie lub późnym wieczorem. Półmaraton jest o 9ej, czyli jeszcze nie tak źle (dziś byłam na wałach o 11ej). Dam radę? I jeszcze po biegu na 10km byłam skłonna spróbować się podczepić po pacemakera na 2h, ale teraz mam duuuuże wątpliwości.
Awatar użytkownika
strasb
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 4779
Rejestracja: 01 sie 2010, 11:25
Życiówka na 10k: brak
Życiówka w maratonie: brak
Lokalizacja: Lozanna

Nieprzeczytany post

Niedziela 24/04/2011

2.12km rozgrzewki + 3*3km w tempie półmaratonu p=2' + 1.27km schłodzenia - w sumie całkiem sporo

Ponieważ świąteczne przysmaki do wieczora udało się w miarę strawić, a krążąca wokół burza jednak dała za wygraną, to wdziałam buty i ruszyłam na zmaganie z tym, co nie wyszło w piątek. Powietrze było chłodniejsze niż w ciągu dnia, czasami trochę przewiewu, ale generalnie kapkę duszno. Samopoczucie i nastawienie lepsze niż w piątek, krok jakiś od razu bardziej sprężysty. Martwił tylko od razu dość głęboki oddech. Pierwszą przerwę powitałam z przyjemnością, drugą z jeszcze większą, na trzeciej trójce w sumie mniej się zmęczyłam niż na drugiej. Średnie tempo: 5:39/5:36/5:40 min/km (czyli to czego mi trzeba by pomyśleć o 2h). Średnie tętno: 165/171/169 bpm. Zmęczylam się bardziej niż podczas ostatniego treningu w planowanym tempie półmaratonu. Nie kończyłam treningu z uczuciem, że mogłabym tak jeszcze biec i biec, i biec... :ojnie: Jednak: było szybciej, było zdecydowanie cieplej, odcinki były dłuższe.

Podczas biegu zaczęłam nieco czuć ścięgno w lewej stopie. Od czasu jego stanu zapalnego biegałam w bardzo luźno zawiązanych butach, by go nie drażnić. Dziś jednak związałam buty nieco mocniej, bo z piątkowego biegania wróciłam z odciskami i sie zastanawiałam czy to nie przez zbyt duży luz stopy w bucie. W każdym razie zaraz po skończeniu szybszej części poluźniłam mocno sznurówki, a w domu stopa wylądowała szybko pod lodowatą wodę. Ścięgno nie wydaje się specjalnie spuchnięte i nie boli, więc może nic złego z tego nie będzie. Obawiam się natomiast, że mogę niebawem rozstać się z jednym z paznokci. Najpierw dziś kopnęłam bosą stopą w jakiś mebel, a bieganie chyba pogorszyło sprawę. :smutek:
Awatar użytkownika
strasb
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 4779
Rejestracja: 01 sie 2010, 11:25
Życiówka na 10k: brak
Życiówka w maratonie: brak
Lokalizacja: Lozanna

Nieprzeczytany post

Czwartek 28/04/2011

47' easy + podbiegi z trasy półmaratonu

Chciałam pobiegać we wtorek rano, ale byłam w niedoczasie przed wyjazdem. Chciałam pobiegać w środę wieczór, ale wróciłam padająca z nóg. Zatem dopiero dzisiaj rano po odespaniu ruszyłam rześko przed siebie. Niestety rześko szybko się skończyło, bo to TE DNI. I tak wielkie szczęście, że nie dopadło mnie wczoraj! Pomimo bólu brzucha zaliczyłam podbiegi na wiaduktu portowe, którymi przebiega trasa półmaratonu. No cóż, na pewno nie przejdą niezauważone. :oczko:

We wtorek i w środę byłam w Lozannie w związku z poszukiwaniem nowego miejsca na Ziemi na najbliższe 3-4 lata. Było sporo nerwów przed, ale ostatecznie wypadło raczej nieźle, być może jeśli jesienią będę chciała pobiec półmaraton w Lozannie, to nie będę miała daleko. :usmiech: Miasto widziałam po raz pierwszy, pięknie położone na brzegu jeziora, ale za to jakich stromych pagórkach. :szok: Wszędzie wisiały plakaty reklamujące 30 jubileuszowy bieg "20km de Lausanne", który odbędzie się w najbliższą sobotę. Po tych pagórkach to musi być niezła zabawa. :hahaha: Biegaczy w mieście widziałam sporo, ale jednak raczej na płaskim nad jeziorem.

Edit: paznokieć jednak się trzyma! :usmiech: Niestety ścięgno leciutko czuję, zdecydowanie dostanie urlop po półmaratonie.
Awatar użytkownika
strasb
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 4779
Rejestracja: 01 sie 2010, 11:25
Życiówka na 10k: brak
Życiówka w maratonie: brak
Lokalizacja: Lozanna

Nieprzeczytany post

Piątek 29/04/2011

1h10'38'' mocno (wg Garmina 13.23km, śr. 5:19 min/km)

Korzystając z ostatniego dnia nieobecności szefostwa wymknęłam się z pracy na bieganie z ekipą z Jog'Ra. Wymknęłam się i tak nieco zbyt późno, więc dobieg do sklepu niestety nie rozgrzewkowy, tylko konkretny. Na miejscu byłam na ostatnią chwilę. Ekipa nieduża dziś (ale jeszcze jedna dziewoja i również w spódniczce jak jak :hej:), pewnie z powodu burzowych chmur wiszących nad celem naszego biegu "Ogrodem dwóch brzegów". Z "opieki" był dziś tylko Maiko, a on z tych co lubią przede wszystkim szybko biegać, a nie cały czas pilnować człapiących na końcu "ogonów". Ruszyliśmy z kopyta, przez około 1/3 miałam towarzystwo i nawet z nim pomimo szybkiego tempa konwersowałam. Potem Maiko wrócił jednak doglądnąć "ogony", ale szybko efekt tego była taki, że wraz z moim uprzednim towarzyszem stworzyli grupę pośrednią i zostałam sama, choć w zasadzie cały czas miałam ich w zasięgu wzroku i podobnej odległości. W międzyczasie solidnie się rozlało (w końcu cały dzień na nas czekało :oczko: ), ale nie przeszkadzało mi to za bardzo, poza tym, że miejscami ślisko się zrobiło. Po około 2/3 trasy mieliśmy się spotkać z grupą szybszą, nie do końca nam wyszło, Maiko został na nich poczekać, a my w dwójkę jako wolniejsi zaczęliśmy już wracać. W dwójkę to znaczy kolega odsadził mnie na pierwszych 20 metrach i powiększał przewagę. Teraz naprawdę już biegłam sama. Tempa nie popuściłam. Po dobiegnięciu pod sklepem rozciąganie i chwila pogawędki wewnątrz. Powrót do domu energicznym biegiem, bo znów zaczynało lać.

Z uwagi na wątpliwości co do kalibracji Garmina, do wskazywanych przez niego prędkości podchodzę sceptycznie. Niemniej do przebiegnięcia jego 10.5km (tyle namierzył podczas zawodów na dychę) potrzebowałam niecałą minutę więcej niż na zawodach. Ale były przerwy itp., bieg nie był w 100% ciągły. Mniejsza o dokładne liczby, ale myślę, że można ten trening uznać za zamiennik dla 4km-3km-2km w tempie półmaratonu, jakie miałam zrobić według planu.
Awatar użytkownika
strasb
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 4779
Rejestracja: 01 sie 2010, 11:25
Życiówka na 10k: brak
Życiówka w maratonie: brak
Lokalizacja: Lozanna

Nieprzeczytany post

Niedziela 01/05/2011

1h31' swobodnie choć ponoć nie całkiem easy (wg Garmina 14.56km śr. 6:15 min/km śr.160 bpm)

Długie wybieganie transgraniczne, w porze półmaratonu, w dużej części po trasie półmaratonu. Dwie z trzech największych atrakcji trasy - podbieg na wiadukt na początku portu i podbieg na kładkę nad Renem zaliczone w obu kierunkach - tak będzie również w dniu wielkiej próby. :oczko: Słońce dość ostre, ale miły wiaterek, więc sumarycznie nie było za gorąco (swoją drogą wentylacja w spódniczce bezcenna :hahaha:). Niemniej jak wiaterku zabraknie za dwa tygodnie, to będzie ciężko, bo odcinek przez port to patelnia totalna bez szans za cień. W lesie nad Renem za to cudownie, ta zieleń, zapachy, śpiew ptaków...szkoda, że aż tam nie dotrzemy na półmaratonie, w zamian będzie krążenie po uliczkach Kehl. Biegło mi się lekko, rozsadzała mnie wewnętrzna radość i wdzięczność za tę chwilę, za ten dzień. W mieście bardzo spokojnie (1 maja to laba totalna, nawet komunikacja miejska nie działa zupełnie), uroczyście, biły wszystkie dzwony. Od progu domu słyszałam te z katedry, później kolejne. Gdy już prawie zamilkły te z malutkiego kościółka w dzielnicy portowej, to z drugiej strony Renu napłynęły dźwięki tych z kościołów niemieckich, w przygranicznych ogrodach jedne odpowiadały drugim. Piękne.
Awatar użytkownika
strasb
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 4779
Rejestracja: 01 sie 2010, 11:25
Życiówka na 10k: brak
Życiówka w maratonie: brak
Lokalizacja: Lozanna

Nieprzeczytany post

Poniedziałek 02.05.2011

40' pogaduch przebierając nogami przy okazji (Garmin mówi 7min/km)

Pozaprogramowe bieganie z koleżanką, która chciałaby znów wziąć się za bieganie. Monika dzielnie przebiegła ciągiem prawie 35 minut, zagadywana skutecznie, żeby nie zdążyła pomyśleć, że ona tak długo przecież nie da rady. :hahaha: Krążyłyśmy po parku, sporo innych biegaczy gnanych poczuciem winy za czekolade pochłoniętą podczas wielkanocy. Mały bemol - ni z tego, ni z owego powrócił nerwoból w stopie. :niewiem: Podolog i osteo oferowali się z pomocą jakby wróciło, ale naprawdę miałam nadzieję, że do półmaratonu już będzie spokój. Może to tylko incydent. :tonieja: Jeśli (tfu, tfu) nie, to uruchamiamy gorącą linię.

Jutro fitness (uda, brzuch, pośladki), a następne bieganie pewnie dopiero w czwartek - trening z reprezentacją uniwersytetu na "Courses de Strasbourg". Okazało się, że w tym roku pojawiła się właśnie incjatywa by stworzyć drużynę uniwersytecką wśród atakujących 5/10 km i półmaraton. Pierwsze wspólne spotkanie odbyło się dzień przed rozesłaniem maila z reklamą incjatywy. :hahaha: Ponoć było sprawdzenie formy (coś w stylu testu Coopera) i rozdanie planów i temp trenigowych na 5 i 10km. Dla półmaratończyków i tak nie było nic specjalnego, bo spotkanie było miesiąc przed startem. Teraz wybieram się na 2 czwartkowe treningi by się zapoznać z resztą ekipy. Na ostatnim treningu ma być wspólna fotka i rozdanie technicznych koszulek uniwersyteckich. I grupowe wpisowe na bieg taniej wypada. :oczko:

I na koniec się pochwalę, bo od popołudnia jestem w skowronkach - Lozanna zdobyta, zaoferowano mi pozycję, o którą się starałam! :hej: Przeprowadzka planowana na jesień.
Awatar użytkownika
strasb
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 4779
Rejestracja: 01 sie 2010, 11:25
Życiówka na 10k: brak
Życiówka w maratonie: brak
Lokalizacja: Lozanna

Nieprzeczytany post

O, widzę, że wtorkowy wpis gdzieś wywiało. :niewiem: Uzupełniam na szybko.

Wtorek 03/05/2011

45' ćwiczeń na uda, brzuch i pośladki

Ćwiczenia na nogi idą mi nieźle, a kuleję - paradoksalnie :hahaha: - przy brzuchu. Stopa nie całkiem w porządku, ale głównie przy gwałtowniejszych ruchach.
Awatar użytkownika
strasb
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 4779
Rejestracja: 01 sie 2010, 11:25
Życiówka na 10k: brak
Życiówka w maratonie: brak
Lokalizacja: Lozanna

Nieprzeczytany post

Czwartek 05/05/2011

Tak z głowy po nie mam Garmina pod ręką
20' rozgrzewki + 3x5' szybko (4'50-5'min/km) P=2'30'' (marsz/w miejscu) + 15' schłodzenia


Wybrałam się w południe na spotkanie i wspólny trening reprezentacji uniwersyteckiej ma Courses de Strasbourg. Frekwencja gorzej niż niska, a ponoć będzie nas sporo. Koszulki na zawody zostały zamówione w rozmiarach "statystycznych" czyli głównie M i L, po trochę S i XL, więc ciekawe czy mi przyjdzie biec w worze pokutnym. :oczko: Organizacja całości jakoś kiepska, choć poznałam jedną fajną współ-półmaratonkę. Reszta uczestników biegnie 10km i trening był raczej pod nich niż dla półmaratończyków. Nakaz był 3-4x po 5' na maxa tzn. do solidnej zadyszki, wszyscy razem w grupie, zmieniając się na prowadzeniu. Hmmm, tylko niektórzy z obecnych panów biegają 10km <35 minut. :lalala: Stwierdziłam, że pobiegnę w swoim tempie, około 5min/km powinno być dobre na kilometrówki i tak też wyszło. Stopę czułam przy wolniejszym biegu, przy szybszym już nie, powinna dać radę.
Awatar użytkownika
strasb
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 4779
Rejestracja: 01 sie 2010, 11:25
Życiówka na 10k: brak
Życiówka w maratonie: brak
Lokalizacja: Lozanna

Nieprzeczytany post

Piątek 06/05/2011

1h19' za szybko (Garmin mówi 13.63km śr.5:46 min/km)

Uff, dawno sobie tak nie dałam w kość bieganiem. :orany: Wieczór gorący i duszny, w pracy przyjemny chłodek był, wpadłam do domu na 5 minut się przebrać i już zasuwałam spóźniona do Jog'Ra. Od razu chce mi się pić. Na miejscu się okazuje, że dzisiaj w zasadzie są na wspólnym bieganiu sami atleci z Jog'R Team, ale trafiłam. Gdzie są inni szeregowi biegacze w taką piękną pogodę? Po głosowaniu ruszamy tę samą trasą, co tydzień wcześniej - do nadgranicznego parku po obu brzegach Renu. Grupa coraz bardziej się rozkręca i rozrywa na poszczególne człony, ja staram się pilnować swojego tempa, cyferki nie są dramatyczne, ale przy tej duchocie męczę się bardzo.Niby staram sie zwalniać, ale znów samo się przyspiesza. Oby do nawrotki, potem w kierunku "do domu" zawsze przychodzi drugi oddech. Nie tym razem. Po zawrotce każdy kilometr wolniej i wolniej. Nagle dociera do mnie jak bardzo mięśnie nóg i pleców mają dosyć. Najgorsza długa prosta nad Renem do kładki. Wreszcie jesteśmy u jej początku, jeszcze tylko się na nią wczołgać. Zrobione, zbieg, ale tempo nie specjalnie wzrasta. Na szczęście teraz trasa już bardziej urozmaicona, dzielę ją w myślach na któtsze odcinki. Kiedy jestem już b. zmęczona zmienia się moja "obstawa" i zagaduje mnie tak skutecznie, że choć wolniej i wolniej, to ostatnie około 2km do mety bez nerwowego odliczania.

Cóż to była ostatnia taka impreza przed półmaratonem. Średnie tempo niby właśnie półmaratońskie, ale było około połowy za szybko, a potem około połowy zdychania. Wieczorny upał mnie zaskoczył i wczorajsze bieganie też jeszcze siedziało w nogach. Tak sobie tłumaczę! Teraz zdecydowanie wchodzę w tryb odpoczynkowy!

Jeszcze dodam, że stopa przy szybszym biegu nieźle. Przy wolniejszym i chodzeniu kiepsko. Czyli z randki z osteo i podologiem się nie wywinę, ale przez półmaratonem chyba się nie wyrobię.
Awatar użytkownika
strasb
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 4779
Rejestracja: 01 sie 2010, 11:25
Życiówka na 10k: brak
Życiówka w maratonie: brak
Lokalizacja: Lozanna

Nieprzeczytany post

Niedziela 08/05/2011

1h10' bardzo spokojnie (Garmin: 9.65km śr.7:10/km)

Większość weekendu w Stuttgarcie, pogoda letnia, upalna. W sobotę nogi odpoczywały po piątkowych szaleństwach. Dziś rano nie mogłam pobiegać, więc w sumie zaczekałam już do późnego wieczora, żeby nie było tak gorąco. Na bieganie byłam umówiona znów z koleżanką i nastawiłam się w sumie, że pobiegamy tylko ok.45'. Jednak Monika okazała sie bardzo dzielna i machnęłyśmy razem gadając 1h05. :orany: Ma dziewczyna zacięcie! Razem z powrotem do domu wyszło 1h10' czyli prawie long run z planu (w planie 1h20' formalnie).

W Stuttgarcie byliśmy m.in. na 'Frühlingsfest' i dostałam od męża 'naszyjnik' - piernikowe serce. Uznał, że takie z napisem "Dla Ciebie" lub "Kocham Cię" byłoby zbyt banalne i sprezentował mi takie:
Obrazek

Dobra wróżna na zawody. :bum: :hahaha:
Awatar użytkownika
strasb
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 4779
Rejestracja: 01 sie 2010, 11:25
Życiówka na 10k: brak
Życiówka w maratonie: brak
Lokalizacja: Lozanna

Nieprzeczytany post

Wtorek 10/05/2011

45' ćwiczeń na uda, brzuch i pośladki

45' easy (taniec deszczu :oczko: )


W południe tradycyjne wtorkowe zajęcia fitness, bieganie było w planach wieczorem. Z pracy wyszłam o odpowiedniej porze teoretycznie, ale zdawało się, że zaraz zacznie się solidna burza, że pewnie jeszcze po drodze do domu mnie złapie. Do domu dotarłam zupełnie sucha i postanowiłam zaryzykować pokręcenie się po pętelce w pobliżu domu. Pierwsze kółko zupełnie suche, w początkach drugiego naprawdę moment mocniej popadało, a potem pod drzewami to już nie bardzo było coś czuć. Czyli prowokowałam ulewę przez 45 minut, a tu nic. Sucho jak było, błyskawice wyglądały imponująco, ale burza raczej przeszła bokiem.

W czwartek ostatnie truchtanie przed startem.
Awatar użytkownika
strasb
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 4779
Rejestracja: 01 sie 2010, 11:25
Życiówka na 10k: brak
Życiówka w maratonie: brak
Lokalizacja: Lozanna

Nieprzeczytany post

Czwartek 12.05.2011

41' easy + 5 luźnych przebieżek na dystansie od kosza do ściany cytadeli

Rano, przedzierając się przez strugi deszczu odebrałam numer startowy, chip i koszulkę techniczną (a w zasadzie dwie). Prognoza twierdziła, że w niedzielę pogoda ma być podobna. Udało mi się jeszcze załapać na koszulki w rozmiarze S, ale co z tego, skoro ta uniwersytecka jest na mnie sporo za duża, a oficjalna z zawodów jeszcze większa. Chip jest z tych nowej generacji, taki dwuwarstwowy pasek woskowanego papieru z czymś magicznym między tymi warstwami. Przewleka się przez niego sznurówki, a końce paska zakleja w pierścień. Ciekawe jak się będzie trzymać w ulewie. Uniwersytecką koszulkę założyłam na próbę na wspólny trening w porze obiadowej. Namiot…Jak rzeczywiście będzie lało w niedzielę, to będzie super wygodnie. A mamy ściśle nakazane w tych koszulkach pobiec, choć demonstrowałam dziś jak to u mnie wygląda. Chyba jak będzie naprawdę źle, to koszulki się pozbędę w trakcie i pobiegnę w samym Shock Absorberze (choć przewidywana temperatura 9 stopni…). Mąż mi się trochę pochorował i nie wiadomo, czy na weekend przyjedzie. Noga przy chodzeniu i bieganiu powoli coraz bardziej się naprzykrza, tempo półmaratonu wciąż OK. Niech mnie ktoś natchnie optymizmem!
O, widzę że znów zmienili prognozę. Jest szansa że opady zamiast ciurkiem będą przelotne. Temperatura rano wciąż 9 stopni, max 16 w ciągu dnia. Ale doszedł silny wiatr. Jak powieje z dobrej strony, to z koszulko-żaglem gotowi mi rekordu (życiowego) nie uznać, jak źle zawieje, to będzie seans siły biegowej.
ODPOWIEDZ