Kasia - Biegać!!!
Moderator: infernal
- kapan
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 891
- Rejestracja: 01 paź 2007, 18:24
- Życiówka na 10k: 38:51
- Życiówka w maratonie: 2:59:29
wt 1:15 w tym: 10x4'/1' w terenie, w upał, w trupa
(Konweniuje to z tym co mi w duszy grało http://www.youtube.com/watch?v=TXXz6DW5 ... re=related, swoja drogą rewelacyjny film, dziesiątki mózgojadów umarło z głodu zanim wyleciał mi z głowy i to nawet nie do końca)
Szczegóły treningu: było za szybko i po 8 zrobiłam nie 1' tylko 2' przerwy, a i tak ostatnie 2 odcinki ledwo przetrwałam. Po ostatnim tętno 52/15'', ciężko nadarzyć z liczeniem, po minucie 43.
Ogłoszenia drobne: Zamienię dzisiejsze kilometrówki, na życiówkę na dychę. (Ciekawe czy tempo, by wystarczyło:)
(Konweniuje to z tym co mi w duszy grało http://www.youtube.com/watch?v=TXXz6DW5 ... re=related, swoja drogą rewelacyjny film, dziesiątki mózgojadów umarło z głodu zanim wyleciał mi z głowy i to nawet nie do końca)
Szczegóły treningu: było za szybko i po 8 zrobiłam nie 1' tylko 2' przerwy, a i tak ostatnie 2 odcinki ledwo przetrwałam. Po ostatnim tętno 52/15'', ciężko nadarzyć z liczeniem, po minucie 43.
Ogłoszenia drobne: Zamienię dzisiejsze kilometrówki, na życiówkę na dychę. (Ciekawe czy tempo, by wystarczyło:)
- kapan
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 891
- Rejestracja: 01 paź 2007, 18:24
- Życiówka na 10k: 38:51
- Życiówka w maratonie: 2:59:29
śr. 1:40 spokojnie
- kapan
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 891
- Rejestracja: 01 paź 2007, 18:24
- Życiówka na 10k: 38:51
- Życiówka w maratonie: 2:59:29
czw.65' w tym 2x10x1'/30'' p 5' mocno, ale nie w trupa
Z przygodami. Niemiłymi. Jakiś cyklista, a raczej facet, który przyjechał sobie do mojego lasku, by tam opalać się w cieniu i jak się za chwilę okazało podrywać mnie, dość nachalnie zaczął namawiać abym zamiast tyle biegać wypoczęła z nim na kocyku. Olałam, pobiegłam dalej, ale chwilę później ów facet stanął mi na drodze tarasując ją. Mój zwierzęcy instynkt zabrania mi odwracać się tyłem do agresora, niezależnie czy to pies czy inny zwierz. Nie było jak ominąć kopnęłam między nogi i dopiero wtedy uciekłam (Bolało - miałam kolce, które czasem zakładam na szybkie treningi w terenie). Jako, że jestem człek spokojny i dawno nikogo nie kopałam, miałam trochę wyrzutów sumienia. (Wojtek twierdzi, że niesłusznie, później pobiegł zresztą drania szukać, na jego szczęście go nie znalazł). Pod domem jeszcze jedna niespodzianka. Pisklę spadło z drzewa, miało skrzydełko połamane, z trudem podnosiło łepek i patrzyło na mnie błagalnym wzrokiem. Przeniosłam ze ścieżki, pobiegłam do domu, wróciłam z koszyczkiem, już nie żyło. Właściwie to wiedziałam, że ma niewielkie szanse, wolałam, żeby umarło w koszyczku niż pożarte przez kota, ale gdzieś tam tliła się nadzieja na uratowanie pisklaka. Długo się nie męczyło. No i nie zostało pożarte przez kota.
Z przygodami. Niemiłymi. Jakiś cyklista, a raczej facet, który przyjechał sobie do mojego lasku, by tam opalać się w cieniu i jak się za chwilę okazało podrywać mnie, dość nachalnie zaczął namawiać abym zamiast tyle biegać wypoczęła z nim na kocyku. Olałam, pobiegłam dalej, ale chwilę później ów facet stanął mi na drodze tarasując ją. Mój zwierzęcy instynkt zabrania mi odwracać się tyłem do agresora, niezależnie czy to pies czy inny zwierz. Nie było jak ominąć kopnęłam między nogi i dopiero wtedy uciekłam (Bolało - miałam kolce, które czasem zakładam na szybkie treningi w terenie). Jako, że jestem człek spokojny i dawno nikogo nie kopałam, miałam trochę wyrzutów sumienia. (Wojtek twierdzi, że niesłusznie, później pobiegł zresztą drania szukać, na jego szczęście go nie znalazł). Pod domem jeszcze jedna niespodzianka. Pisklę spadło z drzewa, miało skrzydełko połamane, z trudem podnosiło łepek i patrzyło na mnie błagalnym wzrokiem. Przeniosłam ze ścieżki, pobiegłam do domu, wróciłam z koszyczkiem, już nie żyło. Właściwie to wiedziałam, że ma niewielkie szanse, wolałam, żeby umarło w koszyczku niż pożarte przez kota, ale gdzieś tam tliła się nadzieja na uratowanie pisklaka. Długo się nie męczyło. No i nie zostało pożarte przez kota.
- kapan
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 891
- Rejestracja: 01 paź 2007, 18:24
- Życiówka na 10k: 38:51
- Życiówka w maratonie: 2:59:29
pt 45' 10x30''/1'
sob start 8 km, a może raczej 7. Dobiegłam, co ostatnio nie jest takie oczywiste, a połowę z tego nawet mocno.
ndz. Nie biegałam
Tydzień 76 km 20%, czyli tak jak poprzedni.
Dzisiaj też chyba nie pobiegam.
Pracowity weekend. Do dzisiaj bolą mnie ramiona od puszczania baniek i zabaw z dziećmi.
sob start 8 km, a może raczej 7. Dobiegłam, co ostatnio nie jest takie oczywiste, a połowę z tego nawet mocno.
ndz. Nie biegałam
Tydzień 76 km 20%, czyli tak jak poprzedni.
Dzisiaj też chyba nie pobiegam.
Pracowity weekend. Do dzisiaj bolą mnie ramiona od puszczania baniek i zabaw z dziećmi.
- kapan
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 891
- Rejestracja: 01 paź 2007, 18:24
- Życiówka na 10k: 38:51
- Życiówka w maratonie: 2:59:29
Cośtam biegam, ale do końca nie pamiętam co.
wt. krótki interwał
śr. długi interwał
czw. 1:40
pt, sob walka z przeziębieniem, które nota bene czuję do dzisiaj.
ndz rozgrzewka 15', start 4,3 km po torze konnym (~16:33, czyli 3:50 po nierównym-trawie bądź piachu), 15' rozbieganie. Równo, ale bez napinania się, z Anią Ficner nie próbowałam walczyć, za mną dziewczyny też były daleko, odpuściłam finisz, coby sobie jeszcze wieczorem pobiegać. Spotkałam Basię Sobczyk, dziewczynę niesamowicie sympatyczną, składajaca się głównie z uśmiechu. Kiedyś zamiast pobiec po zwycięstwo nie tylko darła się za mną, że źle pobiegłam, ale jeszcze zaczekała aż dobiegnę do niej. Basia nie wiele przegrała walkę o 3 miejsce z nieznaną mi małolatą. W klasyfikacji generalnej nagrodzono jedną zawodniczkę i jednego zawodnika, ja dostałam niepowtarzalny puchar - biegacz, który miał wszystkie kończyny (ale nie wszyscy mieli tyle szczęścia) dla "Zwycięszczyni w kat. M-20".
Przy torze wyścigów mieliśmy piknik, podczas którego szalały razem dzieci w różnym wieku, kolorze skóry, te zdrowe i niepełnosprawne nie dostrzegając żadnych różnic ani barier.
Po południu: długie wybieganie 1:50
pon 50' z porzadną rozgrzewką i półminutówkami (10x30''/30'')
wt. 1:15 6x6'/2' (BC II/III)
wt. krótki interwał
śr. długi interwał
czw. 1:40
pt, sob walka z przeziębieniem, które nota bene czuję do dzisiaj.
ndz rozgrzewka 15', start 4,3 km po torze konnym (~16:33, czyli 3:50 po nierównym-trawie bądź piachu), 15' rozbieganie. Równo, ale bez napinania się, z Anią Ficner nie próbowałam walczyć, za mną dziewczyny też były daleko, odpuściłam finisz, coby sobie jeszcze wieczorem pobiegać. Spotkałam Basię Sobczyk, dziewczynę niesamowicie sympatyczną, składajaca się głównie z uśmiechu. Kiedyś zamiast pobiec po zwycięstwo nie tylko darła się za mną, że źle pobiegłam, ale jeszcze zaczekała aż dobiegnę do niej. Basia nie wiele przegrała walkę o 3 miejsce z nieznaną mi małolatą. W klasyfikacji generalnej nagrodzono jedną zawodniczkę i jednego zawodnika, ja dostałam niepowtarzalny puchar - biegacz, który miał wszystkie kończyny (ale nie wszyscy mieli tyle szczęścia) dla "Zwycięszczyni w kat. M-20".
Przy torze wyścigów mieliśmy piknik, podczas którego szalały razem dzieci w różnym wieku, kolorze skóry, te zdrowe i niepełnosprawne nie dostrzegając żadnych różnic ani barier.
Po południu: długie wybieganie 1:50
pon 50' z porzadną rozgrzewką i półminutówkami (10x30''/30'')
wt. 1:15 6x6'/2' (BC II/III)
- kapan
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 891
- Rejestracja: 01 paź 2007, 18:24
- Życiówka na 10k: 38:51
- Życiówka w maratonie: 2:59:29
W poprzednim tygodniu:
Wypadły 2 długie wybiegania.
pon 50' w tym 10x30''/30''
wt. 1:15 6x6'/2' (BC II/III)
śr. NIC. Nie udało się wyjść. Okazało się, że mój brat wolał świętować swoje imieniny w dziewczyną w teatrze, a nie z dwójką moich dzieci i łobuzami z Rwandy, co mnie zresztą wcale nie dziwi...
czw. 1:30 w tym 10x10''/50'' (MAX) + 6x6'/2' (miało być więcej - 1:50 w tym 10-sekundówki i 8 szt. 6-minutówek)
Bardzo ciężko się biegało, niby nic mi nie było, ale wróciłam wcześniej. Jak wróciłam wymiotowałam czarną mazią z krwią. (Biegałam bez śniadania). Który to już raz w tym roku żołądek odmawia posłuszeństwa? Potem wszystko ok. Wieczorem 1 h sprawności w postaci wspinania się po sznurkach i czołgania tunelami za dzieciakami.
pt 50' w tym 20x1'/30''
sob. Trening na stadionie. Miało być ambitnie, czyli 10km w tempie PB na 10km (38:50) wyszło:
Porządna rozgrzewka (4 km), potem 5km w 19:04, po niespełna 11' odpoczynku w truchcie (5 kółek) postanowiłam złamać 19' na 5km, w tym celu zaczęłam ostrożniej tylko zamiast przyśpieszyć zwolniłam i udało się złamać tylko nie 19' a 20' (5 km w 19:56), czyli nawet nie wyszła życiówka na raty, ale trening całkiem, całkiem... 10' do domu. Razem 18km w 1:21.
ndz. powrót do Milanówka. Rano niby miałam jak wyjść, ale nie wyszłam. (Lało, wiało i mi się nie chciało)
Razem: 71km, czyli kolejny tydzień rozsypany.
Dzisiaj 50' w tym 10x30''/30'' swobodnie
Z innej beczki: (pełnej śmierdzących śledzi), czyli jak dobrze być amatorem
Artykuły ze strony głównej skłoniły mnie do refleksji (Nie jest trudne, ponieważ uwielbiam się oddawać rozważaniom na różne tematy niezależnie czy mam na to czas czy nie). Przy czym nie interesują mnie pobudki redakcji bieganie.pl - nie uważam ich działania za niegodne dziennikarstwa szukanie sensacji, ani tez za działalność misyjną, nie interesują mnie też rzeczywiste związki nowego trenera Szosta z EPO. Dopingu nie popieram w żadnej postaci, ale zastanawiałam się nad silną polaryzacją stanowisk na jego temat. Jak łatwo jest potępiać doping w każdej postaci, bo to w końcu samo zło i jak łatwo jest domagać się legalizacji dopingu w każdej postaci, coby problem mieć z głowy i efektowne igrzyska dla ludu kosztem zdrowia i jakości życia sportowców. Myślałam, jak pewien znakomity biegacz epoki minionej, który jednak swoimi życiówkami zawstydziłby nasza czołówkę krajową, proponował mi zastrzyki z żelaza. Nie rozumiał mojego oporu. Przecież są skuteczniejsze od Ascoferu, proponował mi tez skuteczniejsze tabletki i nie rozumiał dla czego nie chcę. Nie boje się zastrzyków, po prostu nie chcę brać niczego, co nie jest wskazane ze względów medycznych. Jak robi mi się słabo uzupełniam żelazo, aby mieć hemoglobinę na poziomie 12, bo tyle jest potrzebne dla zdrowia, a po co mi więcej? Nie muszę brać niczego po to, aby podnieść poziom sportowy. Być może moja silna awersja do lekarzy i medykamentów jest lekko chorobliwa, ale tak mi wygodnie. Gdzieś przypadkiem w przepisach antydopingowych znalazłam, że zabronione jest przyjmowanie wszelkich iniekcji, nie wskazanych ze względów medycznych. Ale kto ma o tym decydować czy potrzebna jest kroplówka, żelazo czy nie wiem co jeszcze? Lekarz, trener, zawodnik? Kto ponosi za to odpowiedzialność. Tak biegałam i myślałam jak łatwo i przyjemnie jest być amatorem, który nic nie musi. Bawi się swoimi mniej lub bardziej żenującymi cyferkami w życiówkach, ale przede wszystkim może biegać z czystej miłości. Cieszyć się śpiewem ptaków, widokiem saren i mokrymi trawami sięgającymi ramion oraz taplać się beztrosko w błocie. Profesjonalizm nie jest cnotą, profesjonalizm to zarabianie na tym, co amator robi z czystej miłości. Jak to dobrze przełamywać bariery w sobie, stawiać sobie kolejne cele wiedząc, że one nie są ważne i nikogo poza nami nie obchodzą. Te cele są przede wszystkim po to, aby była droga. Podnoszenie biegowej poprzeczki pomaga w rozwoju na innych płaszczyznach. Jak dobrze być amatorem. Czy chciałabym biegać szybciej? Oczywiście, że tak, jak chyba każdy, ale wiem ile mogę w to włożyć czasu, energii, pasji oraz gdzie stoi granica. Łatwo mi nie brać, gdy nie tylko niczego nie muszę, gdy moje być albo nie być nie zależy od rezultatów, a w dodatku nawet nikt mi niczego nie proponuje. Tymczasem taki Szost, którego nota bene bardzo cenię i szanuję m.in dlatego, że potrafił stanąć ze wszystkimi uczestnikami w kolejce po koszulki, a dodatkowo uśmiechnąć się, zagadać... (niby nic a jednak wiele), musiał pewnie niejednokrotnie odmawiać. Trudno być sportowcem od którego gawiedź bezwzględnie domaga się wyników, ale który też ma mieć niezłomny charakter i miłą prezencję. A przypuszczam, że wśród wyczynowców doping jest mniej więcej tak popularny, jak zielsko na szkolnym podwórku. Dużo łatwiej jest odmawiać od czasu do czasu, nie wyobrażam sobie jednak człowieka, który potrafił by się opierać regularnie, trenując w grupie, gdzie EPO jest chlebem powszechnym. Jak trudno jest rywalizować uczciwie mając świadomość, że inni skracają trasę. Zdarzyło Wam się ściąć róg, biegnąc za ludźmi, którzy wszyscy skracają. Mi tak. Tłumaczyłam sobie później, że w takiej sytuacji, kiedy wszyscy to robią, biegnięcie na około wypaczyło by klasyfikację. A co by było jakbym czuła się jedynym czystym sportowcem, pośród koksiarzy? Nie wiem. "Tyle wiemy o sobie ile nas sprawdzono, mówię Wam to ze swego nieznanego serca".
Wypadły 2 długie wybiegania.
pon 50' w tym 10x30''/30''
wt. 1:15 6x6'/2' (BC II/III)
śr. NIC. Nie udało się wyjść. Okazało się, że mój brat wolał świętować swoje imieniny w dziewczyną w teatrze, a nie z dwójką moich dzieci i łobuzami z Rwandy, co mnie zresztą wcale nie dziwi...
czw. 1:30 w tym 10x10''/50'' (MAX) + 6x6'/2' (miało być więcej - 1:50 w tym 10-sekundówki i 8 szt. 6-minutówek)
Bardzo ciężko się biegało, niby nic mi nie było, ale wróciłam wcześniej. Jak wróciłam wymiotowałam czarną mazią z krwią. (Biegałam bez śniadania). Który to już raz w tym roku żołądek odmawia posłuszeństwa? Potem wszystko ok. Wieczorem 1 h sprawności w postaci wspinania się po sznurkach i czołgania tunelami za dzieciakami.
pt 50' w tym 20x1'/30''
sob. Trening na stadionie. Miało być ambitnie, czyli 10km w tempie PB na 10km (38:50) wyszło:
Porządna rozgrzewka (4 km), potem 5km w 19:04, po niespełna 11' odpoczynku w truchcie (5 kółek) postanowiłam złamać 19' na 5km, w tym celu zaczęłam ostrożniej tylko zamiast przyśpieszyć zwolniłam i udało się złamać tylko nie 19' a 20' (5 km w 19:56), czyli nawet nie wyszła życiówka na raty, ale trening całkiem, całkiem... 10' do domu. Razem 18km w 1:21.
ndz. powrót do Milanówka. Rano niby miałam jak wyjść, ale nie wyszłam. (Lało, wiało i mi się nie chciało)
Razem: 71km, czyli kolejny tydzień rozsypany.
Dzisiaj 50' w tym 10x30''/30'' swobodnie
Z innej beczki: (pełnej śmierdzących śledzi), czyli jak dobrze być amatorem
Artykuły ze strony głównej skłoniły mnie do refleksji (Nie jest trudne, ponieważ uwielbiam się oddawać rozważaniom na różne tematy niezależnie czy mam na to czas czy nie). Przy czym nie interesują mnie pobudki redakcji bieganie.pl - nie uważam ich działania za niegodne dziennikarstwa szukanie sensacji, ani tez za działalność misyjną, nie interesują mnie też rzeczywiste związki nowego trenera Szosta z EPO. Dopingu nie popieram w żadnej postaci, ale zastanawiałam się nad silną polaryzacją stanowisk na jego temat. Jak łatwo jest potępiać doping w każdej postaci, bo to w końcu samo zło i jak łatwo jest domagać się legalizacji dopingu w każdej postaci, coby problem mieć z głowy i efektowne igrzyska dla ludu kosztem zdrowia i jakości życia sportowców. Myślałam, jak pewien znakomity biegacz epoki minionej, który jednak swoimi życiówkami zawstydziłby nasza czołówkę krajową, proponował mi zastrzyki z żelaza. Nie rozumiał mojego oporu. Przecież są skuteczniejsze od Ascoferu, proponował mi tez skuteczniejsze tabletki i nie rozumiał dla czego nie chcę. Nie boje się zastrzyków, po prostu nie chcę brać niczego, co nie jest wskazane ze względów medycznych. Jak robi mi się słabo uzupełniam żelazo, aby mieć hemoglobinę na poziomie 12, bo tyle jest potrzebne dla zdrowia, a po co mi więcej? Nie muszę brać niczego po to, aby podnieść poziom sportowy. Być może moja silna awersja do lekarzy i medykamentów jest lekko chorobliwa, ale tak mi wygodnie. Gdzieś przypadkiem w przepisach antydopingowych znalazłam, że zabronione jest przyjmowanie wszelkich iniekcji, nie wskazanych ze względów medycznych. Ale kto ma o tym decydować czy potrzebna jest kroplówka, żelazo czy nie wiem co jeszcze? Lekarz, trener, zawodnik? Kto ponosi za to odpowiedzialność. Tak biegałam i myślałam jak łatwo i przyjemnie jest być amatorem, który nic nie musi. Bawi się swoimi mniej lub bardziej żenującymi cyferkami w życiówkach, ale przede wszystkim może biegać z czystej miłości. Cieszyć się śpiewem ptaków, widokiem saren i mokrymi trawami sięgającymi ramion oraz taplać się beztrosko w błocie. Profesjonalizm nie jest cnotą, profesjonalizm to zarabianie na tym, co amator robi z czystej miłości. Jak to dobrze przełamywać bariery w sobie, stawiać sobie kolejne cele wiedząc, że one nie są ważne i nikogo poza nami nie obchodzą. Te cele są przede wszystkim po to, aby była droga. Podnoszenie biegowej poprzeczki pomaga w rozwoju na innych płaszczyznach. Jak dobrze być amatorem. Czy chciałabym biegać szybciej? Oczywiście, że tak, jak chyba każdy, ale wiem ile mogę w to włożyć czasu, energii, pasji oraz gdzie stoi granica. Łatwo mi nie brać, gdy nie tylko niczego nie muszę, gdy moje być albo nie być nie zależy od rezultatów, a w dodatku nawet nikt mi niczego nie proponuje. Tymczasem taki Szost, którego nota bene bardzo cenię i szanuję m.in dlatego, że potrafił stanąć ze wszystkimi uczestnikami w kolejce po koszulki, a dodatkowo uśmiechnąć się, zagadać... (niby nic a jednak wiele), musiał pewnie niejednokrotnie odmawiać. Trudno być sportowcem od którego gawiedź bezwzględnie domaga się wyników, ale który też ma mieć niezłomny charakter i miłą prezencję. A przypuszczam, że wśród wyczynowców doping jest mniej więcej tak popularny, jak zielsko na szkolnym podwórku. Dużo łatwiej jest odmawiać od czasu do czasu, nie wyobrażam sobie jednak człowieka, który potrafił by się opierać regularnie, trenując w grupie, gdzie EPO jest chlebem powszechnym. Jak trudno jest rywalizować uczciwie mając świadomość, że inni skracają trasę. Zdarzyło Wam się ściąć róg, biegnąc za ludźmi, którzy wszyscy skracają. Mi tak. Tłumaczyłam sobie później, że w takiej sytuacji, kiedy wszyscy to robią, biegnięcie na około wypaczyło by klasyfikację. A co by było jakbym czuła się jedynym czystym sportowcem, pośród koksiarzy? Nie wiem. "Tyle wiemy o sobie ile nas sprawdzono, mówię Wam to ze swego nieznanego serca".
- kapan
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 891
- Rejestracja: 01 paź 2007, 18:24
- Życiówka na 10k: 38:51
- Życiówka w maratonie: 2:59:29
W pon. późnym wieczorem Wojtek mi przypomniał, że we wtorek wstaję o 4:30, aby wyjść o 5.00 na trening, bo biegam 1:15, a przed 7.00 muszę wyjść z domu. Nie wiem o czym myślał, że nie podał treści treningu, wiem (ale nie powiem) o czym ja myślałam, że nie dopytałam. Rano zastanawiałam się, czym Wojtek mógł chcieć wypełnić tę 1:15, a nie chciałam Go budzić. Pobiegałam 3x10x1'/30'' soczyście. Jak się okazało wybrałam najgorszy z moich trzech pomysłów (krótki interwał na niepełnym wypoczynku, długi interwał na niepełnym wypoczynku, BC III) i popsułam koncepcję treningową. W każdym razie było miło.
Dzisiaj 2h bez człapania.
Dzisiaj 2h bez człapania.
- kapan
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 891
- Rejestracja: 01 paź 2007, 18:24
- Życiówka na 10k: 38:51
- Życiówka w maratonie: 2:59:29
czw. 1:15 w tym 40' BCII/III
dzisiaj wolne
Sporo pracy,
a Wisiaczek dobrze się bawi u dziadków. I dobrze. Pierwszy raz 10 dni bez mamusi.

dzisiaj wolne
Sporo pracy,
a Wisiaczek dobrze się bawi u dziadków. I dobrze. Pierwszy raz 10 dni bez mamusi.
- kapan
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 891
- Rejestracja: 01 paź 2007, 18:24
- Życiówka na 10k: 38:51
- Życiówka w maratonie: 2:59:29
sob 63' 12km
ndz nic
razem tydz. 75km (weekend się posypał)
dzisiaj niecałe 2h i to był błąd.
Jestem słaba. Znowu.
ndz nic
razem tydz. 75km (weekend się posypał)
dzisiaj niecałe 2h i to był błąd.
Jestem słaba. Znowu.
- kapan
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 891
- Rejestracja: 01 paź 2007, 18:24
- Życiówka na 10k: 38:51
- Życiówka w maratonie: 2:59:29
/edit
Co biegałam? (juz wiem)
pon 2h
wt 1:40
śr 3x10x1'/30'' 1:30
czw nic
pt nic
sob 1:10 2x10x1'/30'' biegało się ciężko, szczególnie na początku
ndz 2h było miło
razem w tyg: To dla mnie zaskoczenie 106 km na 5 treningach
pon-wolne
wt. 1:40 w tym 2 x (na początku i na końcu) 10x30''/30''
Generalnie nie bardzo ogarniam co biegałam, ale także kiedy i co mam umówione, czasem też zapominam, jak się nazywam.. Jak mogę to biegam, a jak biegam to biegam. Z drugiej strony dzisiaj nie cisnęłam półminutówek do spodu jak zwykle, tylko minimalnie wolniej i okazało się, że zaczęłam mieć kontrolę nad swoim ciałem, przestałam zaciskać piąstki, jak to mam w zwyczaju i nabrałam nieco luzu.
Plany biegowe bliżej nieustalone, raczej wybieram się na Nawigatora do Mińska. Pomimo, że lista startowa świeci pustkami Wojtek twierdzi, że będą wszyscy, od których dostał łomot w tym roku. Po Dymnie mam apetyt na zwycięstwo, ale parę lekcji pokory już miałam w tym roku, więc wiem, że może być różnie. Chciałabym pokazać, że zwycięstwo z Michałem nie było przypadkowe i powalczyć. Jednak oczywiście najbardziej zależy mi na maratonie, który jest moim docelowym startem w tym roku. Oby tylko tam nie przeżywać lekcji pokory ... Chyba za wcześnie na mówienie, że w przyszłym roku będzie lepiej, ale czasem tak się pocieszam. Może lepiej nauczyć się cieszyć z tego, co się udało.
Co biegałam? (juz wiem)
pon 2h
wt 1:40
śr 3x10x1'/30'' 1:30
czw nic
pt nic
sob 1:10 2x10x1'/30'' biegało się ciężko, szczególnie na początku
ndz 2h było miło
razem w tyg: To dla mnie zaskoczenie 106 km na 5 treningach
pon-wolne
wt. 1:40 w tym 2 x (na początku i na końcu) 10x30''/30''
Generalnie nie bardzo ogarniam co biegałam, ale także kiedy i co mam umówione, czasem też zapominam, jak się nazywam.. Jak mogę to biegam, a jak biegam to biegam. Z drugiej strony dzisiaj nie cisnęłam półminutówek do spodu jak zwykle, tylko minimalnie wolniej i okazało się, że zaczęłam mieć kontrolę nad swoim ciałem, przestałam zaciskać piąstki, jak to mam w zwyczaju i nabrałam nieco luzu.
Plany biegowe bliżej nieustalone, raczej wybieram się na Nawigatora do Mińska. Pomimo, że lista startowa świeci pustkami Wojtek twierdzi, że będą wszyscy, od których dostał łomot w tym roku. Po Dymnie mam apetyt na zwycięstwo, ale parę lekcji pokory już miałam w tym roku, więc wiem, że może być różnie. Chciałabym pokazać, że zwycięstwo z Michałem nie było przypadkowe i powalczyć. Jednak oczywiście najbardziej zależy mi na maratonie, który jest moim docelowym startem w tym roku. Oby tylko tam nie przeżywać lekcji pokory ... Chyba za wcześnie na mówienie, że w przyszłym roku będzie lepiej, ale czasem tak się pocieszam. Może lepiej nauczyć się cieszyć z tego, co się udało.
- kapan
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 891
- Rejestracja: 01 paź 2007, 18:24
- Życiówka na 10k: 38:51
- Życiówka w maratonie: 2:59:29
dzisiaj
śr 2h żwawo i swobodnie
Znowu znikam na tydzień. Postaram się coś biegać, ale będzie ciężko.
śr 2h żwawo i swobodnie
Znowu znikam na tydzień. Postaram się coś biegać, ale będzie ciężko.
- kapan
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 891
- Rejestracja: 01 paź 2007, 18:24
- Życiówka na 10k: 38:51
- Życiówka w maratonie: 2:59:29
Przez ostatnie tygodnie trening w stylu nic nic nic bum nic nic coś bum nic nic nic...
Po drodze po paru dniach niebiegania 5 km w 19:02 i Navigator, czyli 51 km bno (przy fantastycznej nawigacji Wojtka na tej niełatwej trasie ok. 53 km) w 5:27. Po bagnach, podmokłych łakach, po drodze zaliczone 3 płoty i sporo rowów... Nie był to romantyczny spacer we dwoje, jak na Dymnie, raczej nieustanna walka, bo naprawdę cierpiałam (Wojtek też). Może to kwestia nazbyt optymistycznego początku, może pogody (duszno i gorąco), ale było ciężko... Ok. 30 km wbiegłam komuś na podwórko i wyżebrałam butelkę wody, zostawiłam dla następnych, jako nieoficjalny punkt dożywiania. Wojtek opowiadał mi scenę z biegu po asfalcie, jak go wyprzedziłam, aby nadać tempo, odeszłam kilka metrów i zwolniłam, Wojtek nie przyśpieszając mnie dogonił i wyprzedził... ja tego nie pamiętam. Wyparłam? Na mecie powiedziałam, że jestem bez formy, co parę osób, w tym mojego mężusia, rozbawiło i rzeczywiście może brzmieć śmiesznie, bo nie przegrałam się z żadnym facetem, a następna dziewczyna była niespełna 2h po mnie. Jednak z faktami należy się godzić na metę dowiozła mnie głowa, bo cała reszta odmówiła posłuszeństwa. Dla Wojtka nie byłam żadnym wsparciem nawigacyjnym, mam nadzieję, że biegowo go nie spowolniłam i cierpieliśmy razem zgodnie i solidarnie i jak na małżeństwo z dużym starzem doszliśmy (czy tą formę ruchu należało by nazwać biegiem mam wątpliwości) jednocześnie.
Ostatni tydzień:
Pon 30 min
Wt 60 min 10x30''/30''
śr 1:30
czw 30 min w tym 3x3'/2' źle się czułam
pt 50'
sob 10x3'/2' razem 60'
ndz. 1:50 żwawo, w tym trochę (niecałe 30') w II zakresie
Razem: 84km, czyli tyle co tydzień wcześniej tylko, że wtedy było na 3 wyjściach:)
dzisiaj 10x10''/50'', 8x4'/1' razem niecałe 1:30
Miało być 10 czterominutówek, ale dopadło mnie SPANIE z kreseczką, co w lesie pełnym komarów nie jest miłym doświadczeniem. Przy okazji rozważania czy to moralne zabijać komary, które gryzą nas z chęci przetrwania ryzykując własne życie, podczas gdy my z taką łatwością je zabijamy nie ryzykując nic.
Po drodze po paru dniach niebiegania 5 km w 19:02 i Navigator, czyli 51 km bno (przy fantastycznej nawigacji Wojtka na tej niełatwej trasie ok. 53 km) w 5:27. Po bagnach, podmokłych łakach, po drodze zaliczone 3 płoty i sporo rowów... Nie był to romantyczny spacer we dwoje, jak na Dymnie, raczej nieustanna walka, bo naprawdę cierpiałam (Wojtek też). Może to kwestia nazbyt optymistycznego początku, może pogody (duszno i gorąco), ale było ciężko... Ok. 30 km wbiegłam komuś na podwórko i wyżebrałam butelkę wody, zostawiłam dla następnych, jako nieoficjalny punkt dożywiania. Wojtek opowiadał mi scenę z biegu po asfalcie, jak go wyprzedziłam, aby nadać tempo, odeszłam kilka metrów i zwolniłam, Wojtek nie przyśpieszając mnie dogonił i wyprzedził... ja tego nie pamiętam. Wyparłam? Na mecie powiedziałam, że jestem bez formy, co parę osób, w tym mojego mężusia, rozbawiło i rzeczywiście może brzmieć śmiesznie, bo nie przegrałam się z żadnym facetem, a następna dziewczyna była niespełna 2h po mnie. Jednak z faktami należy się godzić na metę dowiozła mnie głowa, bo cała reszta odmówiła posłuszeństwa. Dla Wojtka nie byłam żadnym wsparciem nawigacyjnym, mam nadzieję, że biegowo go nie spowolniłam i cierpieliśmy razem zgodnie i solidarnie i jak na małżeństwo z dużym starzem doszliśmy (czy tą formę ruchu należało by nazwać biegiem mam wątpliwości) jednocześnie.
Ostatni tydzień:
Pon 30 min
Wt 60 min 10x30''/30''
śr 1:30
czw 30 min w tym 3x3'/2' źle się czułam
pt 50'
sob 10x3'/2' razem 60'
ndz. 1:50 żwawo, w tym trochę (niecałe 30') w II zakresie
Razem: 84km, czyli tyle co tydzień wcześniej tylko, że wtedy było na 3 wyjściach:)
dzisiaj 10x10''/50'', 8x4'/1' razem niecałe 1:30
Miało być 10 czterominutówek, ale dopadło mnie SPANIE z kreseczką, co w lesie pełnym komarów nie jest miłym doświadczeniem. Przy okazji rozważania czy to moralne zabijać komary, które gryzą nas z chęci przetrwania ryzykując własne życie, podczas gdy my z taką łatwością je zabijamy nie ryzykując nic.
- kapan
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 891
- Rejestracja: 01 paź 2007, 18:24
- Życiówka na 10k: 38:51
- Życiówka w maratonie: 2:59:29
tydz. 80 km w 5 wyjściach intensywnie:
pon. 10x10''/50'', 8x4'/1' razem niecałe 1:30
wt. 50'
śr nic
czw nic
pt 20x1'/30'' (po drodze zrobiła się jedna minutowa przerwa) razem 60'
sob 10x10''/50'' b. mocno, 30' BCII/III razem 1:20
ndz ponad 2h w miarę żywo
Niby nieźle. Niby.
pon. 10x10''/50'', 8x4'/1' razem niecałe 1:30
wt. 50'
śr nic
czw nic
pt 20x1'/30'' (po drodze zrobiła się jedna minutowa przerwa) razem 60'
sob 10x10''/50'' b. mocno, 30' BCII/III razem 1:20
ndz ponad 2h w miarę żywo
Niby nieźle. Niby.
- kapan
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 891
- Rejestracja: 01 paź 2007, 18:24
- Życiówka na 10k: 38:51
- Życiówka w maratonie: 2:59:29
tydz. 22-29 sierpnia
śr 10km bardzo wolno 60'
sob 16km 1:25 też towarzysko
razem 26km intensywność 0%
tydz 30 sierpnia- 4 września
pon. 40' 6x30''/30''
wt. 1:22
śr. nic
czw. 1:40
pt. 60'
sob 1:23
ndz 2:02 Dzisiejszy trening biegało się ciężko.
razem ok. 100km na niewielkiej intensywności.
Dużo roboty, za dużo.
To był pierwszy tydzień przygotowań pod nowy sezon... bo z tego sezonu już nic nie będzie.
Planowałam życiówki na wszystkich dystansach i przymiarki do ultra.
Udało się:
--- pobić rekord życiowy jedynie na 5km 19:02
(Nadal jest żenujący, nawet w tym sezonie wiem, że mogłam pobiec szybciej, bo to dokładnie tyle co na poznańskim błotocrossie, ale cieszmy się z tego co mamy)
---2 udane przymiarki do ultra - Dymno i Nawigator
(Oczywiście niszowa dyscyplina, ale zwycięstwa nad facetami zawsze cieszą..., miło wygrywać z drugą kobietą 2h, ale przede wszystkim miałam okazję pobyć z mężem, utaplać się w bagienkach i poskakać przez płoty, pokonać własne słabości...).
Może to nie rok stracony tylko przejściowy?
Plany na nadchodzący sezon:
regularne bieganie
starty w 50km na orientację
start na 100km i rekord Polski na płaskiej setce http://bieganie.pl/statystyka/index.php ... ds&type=cr.
Marzę o tym od dawna teraz marzenie stało się celem, który zamierzam konsekwentnie realizować. Czy starczy mi wytrwałości? Cel odległy, ale konkretny oraz jednocześnie ambitny i realny.
śr 10km bardzo wolno 60'
sob 16km 1:25 też towarzysko
razem 26km intensywność 0%
tydz 30 sierpnia- 4 września
pon. 40' 6x30''/30''
wt. 1:22
śr. nic
czw. 1:40
pt. 60'
sob 1:23
ndz 2:02 Dzisiejszy trening biegało się ciężko.
razem ok. 100km na niewielkiej intensywności.
Dużo roboty, za dużo.
To był pierwszy tydzień przygotowań pod nowy sezon... bo z tego sezonu już nic nie będzie.
Planowałam życiówki na wszystkich dystansach i przymiarki do ultra.
Udało się:
--- pobić rekord życiowy jedynie na 5km 19:02
(Nadal jest żenujący, nawet w tym sezonie wiem, że mogłam pobiec szybciej, bo to dokładnie tyle co na poznańskim błotocrossie, ale cieszmy się z tego co mamy)
---2 udane przymiarki do ultra - Dymno i Nawigator
(Oczywiście niszowa dyscyplina, ale zwycięstwa nad facetami zawsze cieszą..., miło wygrywać z drugą kobietą 2h, ale przede wszystkim miałam okazję pobyć z mężem, utaplać się w bagienkach i poskakać przez płoty, pokonać własne słabości...).
Może to nie rok stracony tylko przejściowy?
Plany na nadchodzący sezon:
regularne bieganie
starty w 50km na orientację
start na 100km i rekord Polski na płaskiej setce http://bieganie.pl/statystyka/index.php ... ds&type=cr.
Marzę o tym od dawna teraz marzenie stało się celem, który zamierzam konsekwentnie realizować. Czy starczy mi wytrwałości? Cel odległy, ale konkretny oraz jednocześnie ambitny i realny.
- kapan
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 891
- Rejestracja: 01 paź 2007, 18:24
- Życiówka na 10k: 38:51
- Życiówka w maratonie: 2:59:29
Lubię takie cele z pogranicza marzeń i sennych koszmarów. "100" na raz i to tak, aby się nie upodlić i raczej ją przebiec niż przeczołgać ciągle wydaje mi się wyzwaniem. W perspektywie 100 km prędkość 5'/km wcale nie wydaje się wolna. Dzisiaj pod koniec treningu czułam i mięśnie brzucha i sztywność nóg, a to tylko 22 km albo raczej 60 km w 3 dni, po długich miesiącach lenistwa biegowego, przeplatanego z kolejnymi powrotami.
W dodatku plany życiowe są równie ambitne i znacznie bardziej czasochłonne.
W dodatku plany życiowe są równie ambitne i znacznie bardziej czasochłonne.