Kanas78-wydyszeć w maju 2014 nowy PB na dychę
Moderator: infernal
- Kanas78
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 2460
- Rejestracja: 25 cze 2011, 11:48
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
- Lokalizacja: Knurów>Łódź Teofilów
16.05 Czwartek
Trening: Truchtanie
Dystans: 5 km
Czas: 32 min
Avg pace: 6:17
Ograniczenia i limity nie interesują mnie, ograniczenia i limity nie interesują gołębi też powaliła mnie ta reklama. Se to miałam w głowie jak truchtałam a lewy piszczel mimo otejpowania nie chciał odpuścić. Ograniczenia i limity nie interesują mnie, dlatego warto biegać z bólem, niż w ogóle nie więc generalnie mam w dupie moje piszczele i biegam.
Bieg bez historii. Jutro ostatnia seria zabiegów laserem. Nie czuję szału, ani poprawy. Pewnie już za bardzo zwyrodniały mam ten kręgosłup i za stary, żeby teraz w nim grzebać
I ten, generalnie, starość jest straszna
W sobotę nie idziemy na test coopera, bo się okazało, że to na zapisy jest ale za to pobiegniemy park runa.
Ahoj!
Trening: Truchtanie
Dystans: 5 km
Czas: 32 min
Avg pace: 6:17
Ograniczenia i limity nie interesują mnie, ograniczenia i limity nie interesują gołębi też powaliła mnie ta reklama. Se to miałam w głowie jak truchtałam a lewy piszczel mimo otejpowania nie chciał odpuścić. Ograniczenia i limity nie interesują mnie, dlatego warto biegać z bólem, niż w ogóle nie więc generalnie mam w dupie moje piszczele i biegam.
Bieg bez historii. Jutro ostatnia seria zabiegów laserem. Nie czuję szału, ani poprawy. Pewnie już za bardzo zwyrodniały mam ten kręgosłup i za stary, żeby teraz w nim grzebać
I ten, generalnie, starość jest straszna
W sobotę nie idziemy na test coopera, bo się okazało, że to na zapisy jest ale za to pobiegniemy park runa.
Ahoj!
- Kanas78
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 2460
- Rejestracja: 25 cze 2011, 11:48
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
- Lokalizacja: Knurów>Łódź Teofilów
18.05 Sobota
Trening: Łódzki Park Run
Dystans: 5 km
Czas: 31:04
Avg pace: 6:04
Wolf Team zrezygnował z testu Coopera i postanowił obadać, jak to jest z tym Park Runem. Ludzi całkiem sporo-ponad setka przywitaliśmy się ze znajomym-organizatorem Faddahem, odrobinę rozgrzaliśmy i porozciągaliśmy i do boju. Najpierw z Wolfikiem miałam biec 1 kółko razem czyli jedną pętlę moim "tempem", a potem Wolfik miał pobiec jakieś tam coś z narastającym sam. Ale zaczęliśmy wg mnie jednak za szybko, a potem zawołała znajoma i se Wolfik mnie zostawił i pobiegł sam.
Ciężki to był dla mnie bieg, już pomijam, że sapałam jak dzik i nie chciałam jednak być ostatnia i kurde-już nie ma ludzi, którzy biegają piątkę powyżej 30 min to zrobiło się ciepło (dobrze, że to park i nie cały czas w słońcu, bo bym padła).
Także zajęłam jedną z końcowych lokat i generalnie wiem, gdzie moje miejsce w szeregu i ten bieg dobitnie mi to uświadomił.
A, zanabyłam opaski kompresyjne compressportu i pierwszy raz w nich pobiegłam.
Pierwsze wrażenia moje subiektywne osobiste z soboty-już po założeniu czułam niesamowitą lekkość łydek-jakbym ich nie miała. W biegu przez pierwsze dwa km piszczele czułam, ale nie jakoś tam strasznie (nie byłam otejpowana). Później było lepiej. A najlepiej było po biegu i po zdjęciu ich-nie czułam żadnego zmęczenia łydek-jakbym w sumie nic nie przebiegła ale to dzień 1.
19.05 Niedziela
Trening: Truchtanie
Dystans: 9 km
Czas: 59:11
Avg pace: 6:34
Poszliśmy dopiero po 10:30, bo chciałam obejrzeć kolejny odcinek "Biegaj z nami". To było za późno. Już za ciepło. Pobiegłabym w samym biustonoszu, ale muszę tachać ze sobą nerkę ze względu na wielkie klucze od domu-pasek obtarłby gołą skórę. Na początku było ok, ale od 3 kaemu-od wbiegnięcia do parku zaczęły się schody. Po pierwsze-pyląca i kwitnąca roślinność-zaczynam się tym dusić. Po drugie-drugi dzień z compressportami i nowe doznania: łydki są lekkie, ale mocniej pracują uda, trzeba je wyżej podnosić a jak dupsko bolało wychodzą braki techniczne, ale co się dziwić, gęś na codzień szurała w sumie bez zbędnego podnoszenia ud, a tu nagle nie ma zmiłuj
Spotkałam się z Wofikiem i dzięki Bogu, pociągnął mnie do końca parku-tam już zaatakowała mnie okropna duszność astmatyka i musiałam przejść w marsz. No ale 3 kaemy zostały do domu i trzeba było się jakoś dokulać. I tak trochę marszem, trochę biegiem się dokulałam, ale ogólne jedno wielkie żenła
No nic.
A tak wgl to plan treningowy do maratonu dla początkujących znalazłam sobie na stronie garminconnect-jest taki z 3 krotnym bieganiem w tygodniu do tego dochodzi cross training, joga, ćwiczenia core, siłowe i inne-i chyba ten wybiorę. Ten plan obejmuje najdłuższe wybieganie w okolicach 3 h.
Kachita luknij sobie, ciekawe one są
A teraz idę leżeć bułami do góry.
Ahoj!
Trening: Łódzki Park Run
Dystans: 5 km
Czas: 31:04
Avg pace: 6:04
Wolf Team zrezygnował z testu Coopera i postanowił obadać, jak to jest z tym Park Runem. Ludzi całkiem sporo-ponad setka przywitaliśmy się ze znajomym-organizatorem Faddahem, odrobinę rozgrzaliśmy i porozciągaliśmy i do boju. Najpierw z Wolfikiem miałam biec 1 kółko razem czyli jedną pętlę moim "tempem", a potem Wolfik miał pobiec jakieś tam coś z narastającym sam. Ale zaczęliśmy wg mnie jednak za szybko, a potem zawołała znajoma i se Wolfik mnie zostawił i pobiegł sam.
Ciężki to był dla mnie bieg, już pomijam, że sapałam jak dzik i nie chciałam jednak być ostatnia i kurde-już nie ma ludzi, którzy biegają piątkę powyżej 30 min to zrobiło się ciepło (dobrze, że to park i nie cały czas w słońcu, bo bym padła).
Także zajęłam jedną z końcowych lokat i generalnie wiem, gdzie moje miejsce w szeregu i ten bieg dobitnie mi to uświadomił.
A, zanabyłam opaski kompresyjne compressportu i pierwszy raz w nich pobiegłam.
Pierwsze wrażenia moje subiektywne osobiste z soboty-już po założeniu czułam niesamowitą lekkość łydek-jakbym ich nie miała. W biegu przez pierwsze dwa km piszczele czułam, ale nie jakoś tam strasznie (nie byłam otejpowana). Później było lepiej. A najlepiej było po biegu i po zdjęciu ich-nie czułam żadnego zmęczenia łydek-jakbym w sumie nic nie przebiegła ale to dzień 1.
19.05 Niedziela
Trening: Truchtanie
Dystans: 9 km
Czas: 59:11
Avg pace: 6:34
Poszliśmy dopiero po 10:30, bo chciałam obejrzeć kolejny odcinek "Biegaj z nami". To było za późno. Już za ciepło. Pobiegłabym w samym biustonoszu, ale muszę tachać ze sobą nerkę ze względu na wielkie klucze od domu-pasek obtarłby gołą skórę. Na początku było ok, ale od 3 kaemu-od wbiegnięcia do parku zaczęły się schody. Po pierwsze-pyląca i kwitnąca roślinność-zaczynam się tym dusić. Po drugie-drugi dzień z compressportami i nowe doznania: łydki są lekkie, ale mocniej pracują uda, trzeba je wyżej podnosić a jak dupsko bolało wychodzą braki techniczne, ale co się dziwić, gęś na codzień szurała w sumie bez zbędnego podnoszenia ud, a tu nagle nie ma zmiłuj
Spotkałam się z Wofikiem i dzięki Bogu, pociągnął mnie do końca parku-tam już zaatakowała mnie okropna duszność astmatyka i musiałam przejść w marsz. No ale 3 kaemy zostały do domu i trzeba było się jakoś dokulać. I tak trochę marszem, trochę biegiem się dokulałam, ale ogólne jedno wielkie żenła
No nic.
A tak wgl to plan treningowy do maratonu dla początkujących znalazłam sobie na stronie garminconnect-jest taki z 3 krotnym bieganiem w tygodniu do tego dochodzi cross training, joga, ćwiczenia core, siłowe i inne-i chyba ten wybiorę. Ten plan obejmuje najdłuższe wybieganie w okolicach 3 h.
Kachita luknij sobie, ciekawe one są
A teraz idę leżeć bułami do góry.
Ahoj!
- Kanas78
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 2460
- Rejestracja: 25 cze 2011, 11:48
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
- Lokalizacja: Knurów>Łódź Teofilów
21.05 Wtorek
Trening: Pływanie żabką
Czas: 30 min
Wczoraj miała być joga, ale byłam tak niewyspana, że bez sensu. Dziś miały być sztangi. Ale jakoś poczułam potrzebę popływania. To była dobra decyzja, bo coś mnie w lewym kolanie strzyka i mam trochę naciągnięte lewe biodro
Tymczasem plan do maratonu wybrałam-pozostanę przy takim jednym ze strony garminconnect-maraton dla początkujących.
Najdłuższe "wybieganie" oscyluje w okolicach 3h, ale to jest taki plan, gdzie po 30 min bądź 20 min biegu przechodzi się w marsz-5-cio bądź 10-cio minutowy. Z reguły bieganie jest 3 razy w tygodniu, do tego dochodzi cross training, czasem ćwiczenia siłowe, joga itd i 1 dzień wolnego.
A na tym basenie to jest taka walka o przetrwanie. Przyszła taka banda wyjątkowo wrednych podlotków, które robiły takie bydło, że siara mi było, że jestem kobietą. Pływały jak chciały, skakały do wody, takie tam. Oczywiście 3 ratowników się na to gapiło i miało w dupie. Zwróciłam jednej uwagę, jak płynęła wprost na mnie, że na basenie obowiązuje ruch prawostronny, odparła tylko: "i co z tego?". Ale była z nimi opiekunka i chyba usłyszała, jak z nią rozmiawiałam i ustawiła je, jak trzeba.
Wiecie co? Lubię basen i nawet już nie muszę tyle odpoczywać, jak na początku po każdej długości.
Jedyne, czego nie cierpię to ta okropna depilacja. Bo do suchej, złażącej skóry i smaku chlorowanej wody już przywykłam Kurde ile się można golić? Do tego mam skórę wrażliwą i dopadły mnie wszystkie plagi związane z depilacją...
Już nawet byłam bliska kupienia depilatora, ale jak przeczytałam, że po depilacji skóra wrażliwa ma szpetne krosty i że wrastają włosy, to mi się odechciało... być kobietą ciężko jest...
Jutro truchtanko, w czwartek zobaczę, w pt truchtanko a w sobotę lecę Piotrkowską. Czymajcie kciuki....
Ahoj!
Trening: Pływanie żabką
Czas: 30 min
Wczoraj miała być joga, ale byłam tak niewyspana, że bez sensu. Dziś miały być sztangi. Ale jakoś poczułam potrzebę popływania. To była dobra decyzja, bo coś mnie w lewym kolanie strzyka i mam trochę naciągnięte lewe biodro
Tymczasem plan do maratonu wybrałam-pozostanę przy takim jednym ze strony garminconnect-maraton dla początkujących.
Najdłuższe "wybieganie" oscyluje w okolicach 3h, ale to jest taki plan, gdzie po 30 min bądź 20 min biegu przechodzi się w marsz-5-cio bądź 10-cio minutowy. Z reguły bieganie jest 3 razy w tygodniu, do tego dochodzi cross training, czasem ćwiczenia siłowe, joga itd i 1 dzień wolnego.
A na tym basenie to jest taka walka o przetrwanie. Przyszła taka banda wyjątkowo wrednych podlotków, które robiły takie bydło, że siara mi było, że jestem kobietą. Pływały jak chciały, skakały do wody, takie tam. Oczywiście 3 ratowników się na to gapiło i miało w dupie. Zwróciłam jednej uwagę, jak płynęła wprost na mnie, że na basenie obowiązuje ruch prawostronny, odparła tylko: "i co z tego?". Ale była z nimi opiekunka i chyba usłyszała, jak z nią rozmiawiałam i ustawiła je, jak trzeba.
Wiecie co? Lubię basen i nawet już nie muszę tyle odpoczywać, jak na początku po każdej długości.
Jedyne, czego nie cierpię to ta okropna depilacja. Bo do suchej, złażącej skóry i smaku chlorowanej wody już przywykłam Kurde ile się można golić? Do tego mam skórę wrażliwą i dopadły mnie wszystkie plagi związane z depilacją...
Już nawet byłam bliska kupienia depilatora, ale jak przeczytałam, że po depilacji skóra wrażliwa ma szpetne krosty i że wrastają włosy, to mi się odechciało... być kobietą ciężko jest...
Jutro truchtanko, w czwartek zobaczę, w pt truchtanko a w sobotę lecę Piotrkowską. Czymajcie kciuki....
Ahoj!
- Kanas78
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 2460
- Rejestracja: 25 cze 2011, 11:48
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
- Lokalizacja: Knurów>Łódź Teofilów
22.05 Środa
Trening: Truchtanie
Dystans: 6 km
Czas: 39 min
Avg pace: 6:06
Avg hr: 158
Pierdy od Gerdy na temat piszczela.
Aj tam ten lewy piszczel zasrany wkurwiał i bolał przez cały bieg. Czy bym nie biegła z palców, z pięty, z całej stopy, wyprostowana, pochylona, na dupie, rzęsach czy cyckach i tak by bolał. Dziś biegłam bez tejpow, ale w opaskach. Na zawody chyba się otejpuję. Nie wiem, czy biegać w pt, czy dać sobie spokój. Kurka wodna, coś jest z tą moją lewą nogą nie tak (od kolana w dół). Trzęsie się przy rozciąganiu piszczelowych i płaszczkowatych, jak galareta
I nawet co z tego, że biegnę ja sobie w tempie 6:0 i staje się ono dla mnie kondycyjnie komfortowe, jak ból uniemożliwia bieg. K@#wa.
Ale na forum w dziale kontuzje widzę, że wątek o problemach z piszczelami rozrósł się niesamowicie-niektórzy z nimi walczą latami nawet doczytałam się o jakimś chłopaku, któremu strasznie sztywnieją łydy i możliwe, że to z powodu niedoboru wapnia więc szukamy i błądzimy dalej...
Ahoj!
Trening: Truchtanie
Dystans: 6 km
Czas: 39 min
Avg pace: 6:06
Avg hr: 158
Pierdy od Gerdy na temat piszczela.
Aj tam ten lewy piszczel zasrany wkurwiał i bolał przez cały bieg. Czy bym nie biegła z palców, z pięty, z całej stopy, wyprostowana, pochylona, na dupie, rzęsach czy cyckach i tak by bolał. Dziś biegłam bez tejpow, ale w opaskach. Na zawody chyba się otejpuję. Nie wiem, czy biegać w pt, czy dać sobie spokój. Kurka wodna, coś jest z tą moją lewą nogą nie tak (od kolana w dół). Trzęsie się przy rozciąganiu piszczelowych i płaszczkowatych, jak galareta
I nawet co z tego, że biegnę ja sobie w tempie 6:0 i staje się ono dla mnie kondycyjnie komfortowe, jak ból uniemożliwia bieg. K@#wa.
Ale na forum w dziale kontuzje widzę, że wątek o problemach z piszczelami rozrósł się niesamowicie-niektórzy z nimi walczą latami nawet doczytałam się o jakimś chłopaku, któremu strasznie sztywnieją łydy i możliwe, że to z powodu niedoboru wapnia więc szukamy i błądzimy dalej...
Ahoj!
- Kanas78
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 2460
- Rejestracja: 25 cze 2011, 11:48
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
- Lokalizacja: Knurów>Łódź Teofilów
25.05 Sobota
Zawody: 11 Bieg Ulicą Piotrkowską
Dystans: 10 km
Czas: 59:02
Avg pace: 5:46
Kurka wodna, od czego tu zacząć? Mam wiele emocji, mam nadzieję, że nie wyjdzie z tego chaos
Może od tego, że na zawodach oprócz mnie pobiegły 3 koleżanki: zu.zu, Kachita i koleżanka Kachity. Trochę dziki był ten dzień, bo ja kobieta-biegunka, wiadomo. Odebrałam zu.zu z psiakiem (kochanym! ) z pociągu, biegiem na autobus do manu po pakiety (uff, zdążyłyśmy) , a potem do mnie, aby coś wszamać i w domu się przebrać do startu. W sumie to po obiadku lekkie obawy o kolkę i bekanie na starcie były, no ale raz się żyje ale na szczęście nic się nie działo w trakcie (znaczy, że kucharz dobrze gotuje ) i sprawdziłam nie ten tram, co powinnam, więc w sumie na start dojechałyśmy prawie na styk, tu spotkanie z Kachitą i koleżanką lekki trucht i do boju!
Ja plan miałam pobiec i przeżyć. Pobiec z lewym piszczelem i aby za bardzo nie dokuczał. Pogoda wyśmienita-chłodno, wiatr i nie padało. No i Kaśka mówi, że pierwszą piątkę biegną wolniej, a potem przyspieszą, tak, aby się zmieścić w godzinie. Myślę, no dobra, podepnę się i jak się uda, to pociągnę z nimi do końca.
Udało się, bo Kaśka świetnie prowadziła przez cały czas, kontrolowała tempo i sytuację-i za to szacun i podziękowania na trasie wiele łagodnych podbiegów, w tym jeden niewiele przed metą, więc lekka trasa nie była. Minus może jeden-momentami trochę wąsko, ale nie biegłam na życiówę, więc się nie czepiam. Na ok. 7 km odcedziła nas koleżanka (debiutująca!) Kaśki i tyleśmy ją widziały. Ja nadal biegłam z Kasią, a potem na chwilę mi zniknęła, okazało się, że kolka, więc pobiegłam dalej. W sumie do mety nie było daleko, więc starałam się tylko aby utrzymać to tempo i zmieścić się w godzinie. Miałam kilkadziesiąt metrów przed sobą słynną debiutantkę i moooże nawet bym dogoniła, ale po co. Grunt, że godzinka pękła i tyle.
Kondycyjnie biegło mi się świetnie. Niewiele miałam zapasu na finiszowanie-a to oznacza, że dobrze rozłożyłam siły, co cieszy. W trakcie biegu adrenalina zrobiła swoje, więc nie bolało nic, teraz oczywiście lewy piszczel napierdala z całą mocą. Biegłam otejpowana.
Reasumując: dupy nie urywa, ale jak na 3 treningi biegowe w tygodniu (w tym tygodniu tylko marne 6km raz), to nie jest źle.
Żeby tylko noga odpuściła...
Po biegu poszłyśmy na herbatkę a dziewczyny poszły po tort (przepyszny bezowo-kawowy), który stawiał sponsor zawodów, czyli firma Rossmann. No i nagle 20:30 dziewczyny z Wrocka musiały jechać, a ja odwieźć zu.zu na pociąg i też zdążyłyśmy prawie na styk na ten pociąg
Miałam nie biec, ale pobiegłam i nie żałuję, bo było super!
Jutro może się zwlekę na basen, jeszcze obadam.
Ahoj!
Zawody: 11 Bieg Ulicą Piotrkowską
Dystans: 10 km
Czas: 59:02
Avg pace: 5:46
Kurka wodna, od czego tu zacząć? Mam wiele emocji, mam nadzieję, że nie wyjdzie z tego chaos
Może od tego, że na zawodach oprócz mnie pobiegły 3 koleżanki: zu.zu, Kachita i koleżanka Kachity. Trochę dziki był ten dzień, bo ja kobieta-biegunka, wiadomo. Odebrałam zu.zu z psiakiem (kochanym! ) z pociągu, biegiem na autobus do manu po pakiety (uff, zdążyłyśmy) , a potem do mnie, aby coś wszamać i w domu się przebrać do startu. W sumie to po obiadku lekkie obawy o kolkę i bekanie na starcie były, no ale raz się żyje ale na szczęście nic się nie działo w trakcie (znaczy, że kucharz dobrze gotuje ) i sprawdziłam nie ten tram, co powinnam, więc w sumie na start dojechałyśmy prawie na styk, tu spotkanie z Kachitą i koleżanką lekki trucht i do boju!
Ja plan miałam pobiec i przeżyć. Pobiec z lewym piszczelem i aby za bardzo nie dokuczał. Pogoda wyśmienita-chłodno, wiatr i nie padało. No i Kaśka mówi, że pierwszą piątkę biegną wolniej, a potem przyspieszą, tak, aby się zmieścić w godzinie. Myślę, no dobra, podepnę się i jak się uda, to pociągnę z nimi do końca.
Udało się, bo Kaśka świetnie prowadziła przez cały czas, kontrolowała tempo i sytuację-i za to szacun i podziękowania na trasie wiele łagodnych podbiegów, w tym jeden niewiele przed metą, więc lekka trasa nie była. Minus może jeden-momentami trochę wąsko, ale nie biegłam na życiówę, więc się nie czepiam. Na ok. 7 km odcedziła nas koleżanka (debiutująca!) Kaśki i tyleśmy ją widziały. Ja nadal biegłam z Kasią, a potem na chwilę mi zniknęła, okazało się, że kolka, więc pobiegłam dalej. W sumie do mety nie było daleko, więc starałam się tylko aby utrzymać to tempo i zmieścić się w godzinie. Miałam kilkadziesiąt metrów przed sobą słynną debiutantkę i moooże nawet bym dogoniła, ale po co. Grunt, że godzinka pękła i tyle.
Kondycyjnie biegło mi się świetnie. Niewiele miałam zapasu na finiszowanie-a to oznacza, że dobrze rozłożyłam siły, co cieszy. W trakcie biegu adrenalina zrobiła swoje, więc nie bolało nic, teraz oczywiście lewy piszczel napierdala z całą mocą. Biegłam otejpowana.
Reasumując: dupy nie urywa, ale jak na 3 treningi biegowe w tygodniu (w tym tygodniu tylko marne 6km raz), to nie jest źle.
Żeby tylko noga odpuściła...
Po biegu poszłyśmy na herbatkę a dziewczyny poszły po tort (przepyszny bezowo-kawowy), który stawiał sponsor zawodów, czyli firma Rossmann. No i nagle 20:30 dziewczyny z Wrocka musiały jechać, a ja odwieźć zu.zu na pociąg i też zdążyłyśmy prawie na styk na ten pociąg
Miałam nie biec, ale pobiegłam i nie żałuję, bo było super!
Jutro może się zwlekę na basen, jeszcze obadam.
Ahoj!
- Kanas78
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 2460
- Rejestracja: 25 cze 2011, 11:48
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
- Lokalizacja: Knurów>Łódź Teofilów
26.05 Niedziela
Trening: Pływanie
Czas: 30 min
Na basen poszłam po niedzielnym programie obowiązkowym, czyli "Biegaj z nami". Akurat w tym odcinku był konkurs biegowy, trzeba było odpowiedzieć na 3 pytania. Byłam najszybsza i wygrałam książkę Jerzego Skarżyńskiego "Biegiem przez życie" co biorę za dobry znak (Wolfik na swoich niedzielnych zawodach też coś wygrał )
Na basenie stwierdziłam, że dystansu nie liczę-poszłam się rozluźnić po sobotnich zawodach, ale po basenie nogi bolały mnie bardziej i padłam jak kawka, jak przyszłam do domu.
A no i jeszcze zostałam posiadaczką pięknego różowego roweru (Wolfik się przyczynił, dziękuję ) nareszcie nie będę musiała wszędzie łazić z buta, niech te moje piszczele trochę odsapną
28.05 Wtorek
Trening: Truchtanie
Dystans: 6 km
Czas: 37:45
Avg pace: 6:12
Trzeba było się rano przed pracą rozruszać, w tym tygodniu chodzę na 11-19 moja ulubiona szychta
Pobudka przed szóstą. Za oknem iście londyńsko ale nie ma zmiłuj, trzeba nogasy przygotowywać do biegania! Ponuro, buro, wiatr i mżawka ale i tak się za ciepło ubrałam. Otejpowałam kulasy i wyszłam. Było całkiem fajnie-chyba wyjątkowo dobrze trafiłam dziś z oklejeniem, bo nogi nie dokuczały za bardzo. Króciutki odcinek po lesie-bo ścieżynki podmokły i zrobiły się ciapciate i nawrotka do domu. Pod koniec zaczęłam odczuwać delikatnie obie nogi, ale nie było tragedii.
A, wczoraj byłam u orto wymusić usg albo coś innego, ale powiedział, że przesłanek do diagnostyki brak-jedyne, co przepisał, to 5 zabiegów na laser (zastanowię się) plus 5 zabiegów fonoforezy z olfenem.
Wgl wyczytałam gdzieś w necie, że przyczyną bólów piszczeli może być nieprawidłowo ustawiona miednica. Ktoś mi podpowiedział, że lekarz rehabilitant może to prawidłowo określić, więc się zapisałam-wizyta 1 lipca.
Napisałam maila do mojego fizjo, wg niego bóle, z którymi się borykam, to zaburzenia funkcjonalne-to tak w wielkim skrócie.
To chyba tyle.
Ahoj!
Trening: Pływanie
Czas: 30 min
Na basen poszłam po niedzielnym programie obowiązkowym, czyli "Biegaj z nami". Akurat w tym odcinku był konkurs biegowy, trzeba było odpowiedzieć na 3 pytania. Byłam najszybsza i wygrałam książkę Jerzego Skarżyńskiego "Biegiem przez życie" co biorę za dobry znak (Wolfik na swoich niedzielnych zawodach też coś wygrał )
Na basenie stwierdziłam, że dystansu nie liczę-poszłam się rozluźnić po sobotnich zawodach, ale po basenie nogi bolały mnie bardziej i padłam jak kawka, jak przyszłam do domu.
A no i jeszcze zostałam posiadaczką pięknego różowego roweru (Wolfik się przyczynił, dziękuję ) nareszcie nie będę musiała wszędzie łazić z buta, niech te moje piszczele trochę odsapną
28.05 Wtorek
Trening: Truchtanie
Dystans: 6 km
Czas: 37:45
Avg pace: 6:12
Trzeba było się rano przed pracą rozruszać, w tym tygodniu chodzę na 11-19 moja ulubiona szychta
Pobudka przed szóstą. Za oknem iście londyńsko ale nie ma zmiłuj, trzeba nogasy przygotowywać do biegania! Ponuro, buro, wiatr i mżawka ale i tak się za ciepło ubrałam. Otejpowałam kulasy i wyszłam. Było całkiem fajnie-chyba wyjątkowo dobrze trafiłam dziś z oklejeniem, bo nogi nie dokuczały za bardzo. Króciutki odcinek po lesie-bo ścieżynki podmokły i zrobiły się ciapciate i nawrotka do domu. Pod koniec zaczęłam odczuwać delikatnie obie nogi, ale nie było tragedii.
A, wczoraj byłam u orto wymusić usg albo coś innego, ale powiedział, że przesłanek do diagnostyki brak-jedyne, co przepisał, to 5 zabiegów na laser (zastanowię się) plus 5 zabiegów fonoforezy z olfenem.
Wgl wyczytałam gdzieś w necie, że przyczyną bólów piszczeli może być nieprawidłowo ustawiona miednica. Ktoś mi podpowiedział, że lekarz rehabilitant może to prawidłowo określić, więc się zapisałam-wizyta 1 lipca.
Napisałam maila do mojego fizjo, wg niego bóle, z którymi się borykam, to zaburzenia funkcjonalne-to tak w wielkim skrócie.
To chyba tyle.
Ahoj!
- Kanas78
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 2460
- Rejestracja: 25 cze 2011, 11:48
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
- Lokalizacja: Knurów>Łódź Teofilów
- Kanas78
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 2460
- Rejestracja: 25 cze 2011, 11:48
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
- Lokalizacja: Knurów>Łódź Teofilów
A w niedzielę 26.05 Wolfik pobiegł swoje zawody w niejakiej miejscowości Kuchary-Bieg Kwitnących Ogrodów-w pięknych okolicznościach przyrody zawody pełne atrakcji organizowane przez Lasy Państwowe. Jak Bozia Biegowa pozwoli, to pobiegnę tam za rok-mają zorganizować półmaraton. Może uda mi się wyprosić Wolfa, żeby sam skrobnął tu jakąś większą relację
Ahoj!
Ahoj!
Nie masz wymaganych uprawnień, aby zobaczyć pliki załączone do tego posta.
- Kanas78
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 2460
- Rejestracja: 25 cze 2011, 11:48
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
- Lokalizacja: Knurów>Łódź Teofilów
30.05 Czwartek
Trening: Truchtanie
Dystans: 7 km
Czas: 43:33
Avg pace: 6:08
Chciałam przebiec 7 kaemów i udało się. W sumie wyszłam jakoś późnawo, akurat procesja obok mojego bloku szła, więc przeciskałam się między wiernymi, żeby przejść na drugą stronę ulicy. Burzowo, duszno, parno. W sumie już się niebo kopciło, jak wychodziłam, a na dworze zaczęło kropić. Ale na szczęście pokropiło i przestało. Zaczęło padać na całego, jak miałam już chatę pod nosem
W sumie było całkiem, całkiem. Tejpy trzymają, więc nie będę ich odklejać i znów muszę kupić-strasznie schodzą na te moje piszczele coś tam piszczała głównie lewa noga, ale w trakcie biegu starałam się ja ustawiać tak, aby nie bolało i w sumie nawet się to udawało. Wybiegając z parku coś mnie uszczypnęło w szwaję, musiałam się zatrzymać-czerwona mrówa wpadła mi do buta zgotowałam się trochę. Niepotrzebnie założyłam getry 3/4. Były chwile zwątpienia na 6 kaemie, ale pokonałam
Wczoraj lukałam trochę na buty biegowe, zaciekawił mnie taki oto model, co o nim myślicie?
http://www.zalando.pl/mizuno-wave-elixi ... f-854.html
No i za namową Concordii luknęłam do sklepu 4f, mają ciekawą kieckę biegową (z dłuższymi wewnętrznymi nogawkami)-co Wy na to- mi się podoba:
http://4fsklep.pl/[t4l13-spud151]_spodnica_spud151_-_czarny,90,44924.html-nie chce się wkleić link, taka czarna.
Jest też śliczna różowa, ale niestety ma za krótkie galotki wewnętrzne.
Warto czasem zaglądać do tego sklepu zalando, są dziwne przeceny butów i ciuchów biegowych, można się pozytywnie zaskoczyć
A teraz idę zrobić sobie w nagrodę domowe SPA a potem deser-lody o smaku śmietankowo-nugatowym
Ahoj!
Trening: Truchtanie
Dystans: 7 km
Czas: 43:33
Avg pace: 6:08
Chciałam przebiec 7 kaemów i udało się. W sumie wyszłam jakoś późnawo, akurat procesja obok mojego bloku szła, więc przeciskałam się między wiernymi, żeby przejść na drugą stronę ulicy. Burzowo, duszno, parno. W sumie już się niebo kopciło, jak wychodziłam, a na dworze zaczęło kropić. Ale na szczęście pokropiło i przestało. Zaczęło padać na całego, jak miałam już chatę pod nosem
W sumie było całkiem, całkiem. Tejpy trzymają, więc nie będę ich odklejać i znów muszę kupić-strasznie schodzą na te moje piszczele coś tam piszczała głównie lewa noga, ale w trakcie biegu starałam się ja ustawiać tak, aby nie bolało i w sumie nawet się to udawało. Wybiegając z parku coś mnie uszczypnęło w szwaję, musiałam się zatrzymać-czerwona mrówa wpadła mi do buta zgotowałam się trochę. Niepotrzebnie założyłam getry 3/4. Były chwile zwątpienia na 6 kaemie, ale pokonałam
Wczoraj lukałam trochę na buty biegowe, zaciekawił mnie taki oto model, co o nim myślicie?
http://www.zalando.pl/mizuno-wave-elixi ... f-854.html
No i za namową Concordii luknęłam do sklepu 4f, mają ciekawą kieckę biegową (z dłuższymi wewnętrznymi nogawkami)-co Wy na to- mi się podoba:
http://4fsklep.pl/[t4l13-spud151]_spodnica_spud151_-_czarny,90,44924.html-nie chce się wkleić link, taka czarna.
Jest też śliczna różowa, ale niestety ma za krótkie galotki wewnętrzne.
Warto czasem zaglądać do tego sklepu zalando, są dziwne przeceny butów i ciuchów biegowych, można się pozytywnie zaskoczyć
A teraz idę zrobić sobie w nagrodę domowe SPA a potem deser-lody o smaku śmietankowo-nugatowym
Ahoj!
- Kanas78
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 2460
- Rejestracja: 25 cze 2011, 11:48
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
- Lokalizacja: Knurów>Łódź Teofilów
1.06 Sobota
Trening: 20 minut na różowym rumaku i 30 minut pływania, czyli prawie tri
Trzeba było podjechać do Deca na wyregulowanie przerzutek, bo troszkę przeskakują, a przy okazji dopicować mojego króla szos. Jeździ się na nim super, muszę się tylko nauczyć przerzucać przerzutki, są dość starodawne i muszę się oswoić z jazdą po mieście-trochę mnie to nerwów kosztowało-odwykłam. Chyba pierwszy raz miałam coś takiego, że na basenie poczułam się błogo i bezpiecznie
Ale w Łodzi na ulicach to jest naprawdę dzicz, już chyba kiedyś o tym pisałam-nie ma znaczenia, jakie masz światło czy zielone, czy czerwone...
2.06 Niedziela
Trening: Bieganie
Dystans: 12 km
Czas: 1:17:10
Avg pace: 6:21
Po programie obowiązkowym "Biegaj z nami" poszliśmy z Wolfikiem zrobić jakieś nieco dłuższe bieganie z moim tempie. Kurcze, super mi się dziś biegło. Gdzieś tak w okolicach 6 km coś tam lewy piszczał, więc Wolfik w tym czasie poszedł zrobić jeszcze trochę podbiegów, a ja usiadłam i porządnie porozciągałam lewego. I polecielim dalej. Po tym rozciąganiu jakieś nowe moce we mnie wstąpiły, nie wiem, skąd. Może to super pogoda dziś na bieganie, a może to po prostu był mój dzień. Tak czy siak, ostatnie 4 kaemy zrobiliśmy w narastającym tempie. I w sumie mogłabym pobiec jeszcze, ale po co? Nie chcę przeginać i nie ma co nadużywać podającej nogi. Ale nawet nie o nogi tu chodziło-generalnie miałam w sobie spore pokłady sił.
Było super!!
Ahoj!
Trening: 20 minut na różowym rumaku i 30 minut pływania, czyli prawie tri
Trzeba było podjechać do Deca na wyregulowanie przerzutek, bo troszkę przeskakują, a przy okazji dopicować mojego króla szos. Jeździ się na nim super, muszę się tylko nauczyć przerzucać przerzutki, są dość starodawne i muszę się oswoić z jazdą po mieście-trochę mnie to nerwów kosztowało-odwykłam. Chyba pierwszy raz miałam coś takiego, że na basenie poczułam się błogo i bezpiecznie
Ale w Łodzi na ulicach to jest naprawdę dzicz, już chyba kiedyś o tym pisałam-nie ma znaczenia, jakie masz światło czy zielone, czy czerwone...
2.06 Niedziela
Trening: Bieganie
Dystans: 12 km
Czas: 1:17:10
Avg pace: 6:21
Po programie obowiązkowym "Biegaj z nami" poszliśmy z Wolfikiem zrobić jakieś nieco dłuższe bieganie z moim tempie. Kurcze, super mi się dziś biegło. Gdzieś tak w okolicach 6 km coś tam lewy piszczał, więc Wolfik w tym czasie poszedł zrobić jeszcze trochę podbiegów, a ja usiadłam i porządnie porozciągałam lewego. I polecielim dalej. Po tym rozciąganiu jakieś nowe moce we mnie wstąpiły, nie wiem, skąd. Może to super pogoda dziś na bieganie, a może to po prostu był mój dzień. Tak czy siak, ostatnie 4 kaemy zrobiliśmy w narastającym tempie. I w sumie mogłabym pobiec jeszcze, ale po co? Nie chcę przeginać i nie ma co nadużywać podającej nogi. Ale nawet nie o nogi tu chodziło-generalnie miałam w sobie spore pokłady sił.
Było super!!
Ahoj!
- Kanas78
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 2460
- Rejestracja: 25 cze 2011, 11:48
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
- Lokalizacja: Knurów>Łódź Teofilów
4.06 Wtorek
Trening: Body pump
Po dwutygodniowej przerwie (praca do 19) było troszkę ciężko, ale dałam radę, nawet trener powiedział, że widzi, że spokojnie mogłam mocniejsze obciążenia brać zapytałam na koniec, czy przydadzą mi się te wszystkie ćwiczenia ze sztangami do maratonu, powiedział, że owszem- bo ćwiczymy tu wytrzymałość mięśniową-więc będzie mi łatwiej pokonywać na mara np. podbiegi i wytrzymałość mięśniowa w perspektywie długiego wysiłku biegowego będzie większa.
Na zajęcia pojechałam na rowerze, wracałam w masakrycznej ulewie i zmokłam okrutnie-ale przynajmniej miałam schłodzenie gratis nie byłam otejpowana i muszę przyznać, że piszczele bardzo poczuły dźwiganie ciężarów, szok
5.06 Środa
Trening: Bieganie
Dystans: 7 km
Czas: 42:31
Avg pace: 5:59
Dziś poleciałam potruchtać w towarzystwie Wolfika (na rowerze), który napstrykał mi mnóstwo fotek i nakręcił filmy z mojego biegu. Testowałam dziś nową spódniczkę biegową z adidasa z wbudowanymi (dłuższymi) gatkami. Jest super
Ale ten mój styl biegu.. hmm, jak on powinien się nazywać... może: jeb*ąć komuś prawym ramieniem? Strasznie kręcę ramionami. Już nawet oglądałam ten filmik ze Staszewskimi u rene a propos techniki biegu-jest taki motyw, żeby próbować biegać z patykami w dłoniach i chyba będę musiała to zastosować nie wiem do końca, czy to zapobiegnie mojej rotacji barkowej, może Wy macie jakieś pomysły...no sto procent gęsi siodłatej
Że pronuję też widać. To akurat jeszcze mogę przeżyć, ale ta rotacja mnie dobija-ciągle myślę, żeby nie kręcić barkami, ale jak widać myślenie to za mało pomóżcie dobrzy ludzie.
Fotka z dzisiejszego biegu poniżej
Ahoj!
Trening: Body pump
Po dwutygodniowej przerwie (praca do 19) było troszkę ciężko, ale dałam radę, nawet trener powiedział, że widzi, że spokojnie mogłam mocniejsze obciążenia brać zapytałam na koniec, czy przydadzą mi się te wszystkie ćwiczenia ze sztangami do maratonu, powiedział, że owszem- bo ćwiczymy tu wytrzymałość mięśniową-więc będzie mi łatwiej pokonywać na mara np. podbiegi i wytrzymałość mięśniowa w perspektywie długiego wysiłku biegowego będzie większa.
Na zajęcia pojechałam na rowerze, wracałam w masakrycznej ulewie i zmokłam okrutnie-ale przynajmniej miałam schłodzenie gratis nie byłam otejpowana i muszę przyznać, że piszczele bardzo poczuły dźwiganie ciężarów, szok
5.06 Środa
Trening: Bieganie
Dystans: 7 km
Czas: 42:31
Avg pace: 5:59
Dziś poleciałam potruchtać w towarzystwie Wolfika (na rowerze), który napstrykał mi mnóstwo fotek i nakręcił filmy z mojego biegu. Testowałam dziś nową spódniczkę biegową z adidasa z wbudowanymi (dłuższymi) gatkami. Jest super
Ale ten mój styl biegu.. hmm, jak on powinien się nazywać... może: jeb*ąć komuś prawym ramieniem? Strasznie kręcę ramionami. Już nawet oglądałam ten filmik ze Staszewskimi u rene a propos techniki biegu-jest taki motyw, żeby próbować biegać z patykami w dłoniach i chyba będę musiała to zastosować nie wiem do końca, czy to zapobiegnie mojej rotacji barkowej, może Wy macie jakieś pomysły...no sto procent gęsi siodłatej
Że pronuję też widać. To akurat jeszcze mogę przeżyć, ale ta rotacja mnie dobija-ciągle myślę, żeby nie kręcić barkami, ale jak widać myślenie to za mało pomóżcie dobrzy ludzie.
Fotka z dzisiejszego biegu poniżej
Ahoj!
Nie masz wymaganych uprawnień, aby zobaczyć pliki załączone do tego posta.
- Kanas78
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 2460
- Rejestracja: 25 cze 2011, 11:48
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
- Lokalizacja: Knurów>Łódź Teofilów
6.06 Czwartek
Trening: Pływanie "dyrektorskie"
Czas: 20 min
Nawet nie wiedziałam, że żabka bez zanurzania to żabka dyrektorska dziś Wolfik na basenie zauważył, że jak tą moją śmieszną żabką płynę, to na supermana-prawy bark i ręka jakoś bardziej pracuje hue hue
A po basenie szybkie przebieranko i Wolfik biegał, a ja luźno wokół niego na rowerze pojeździłam, to ten:
Trening: Rower
Dystans: 8 km
A wgl to zapomniałam napisać, że w środę wybraliśmy się do kina Ironmana. No nie udao się z tym kinem. W trakcie jazdy tramem motorniczy oznajmił, że robi jakiś objazd, bo coś się stało. No to jedziemy w bliżej nieokreślonym kierunku, w końcu wysiadamy i walimy z buta, bo czasu mało, a ja jeszcze do tego na obcasach
Lecę jak szalona, a tu nagle policji od groma, teren zamknięty i zabezpieczony-co się okazao...ktoś podłożył podejrzany ładunek (prawdopodobieństwo bomby) w Urzędzie Marszałkowskim.. no to mieliśmy kino w 4D live
W buciorach odcisnęłam sobie mega odciska na śródstopiu, aż na koniec kulałam i tak się zakończyła nasza próba ukulturalnienia Wolf Teamu
7.06 Piątek
Trening: Bieganie
Dystans: 6.04 km
Czas: 39:58
Avg pace: 6:01
W planie dziś krótko, a pod koniec próba z przebieżkami 6 sztuk po 20 sekund z 30-sekundowymi przerwami na marsz.
Było nawet nawet. Po luźnej piątce wypoczęłam, porozciągałam łydy i sru:
1/ 4.23
2/ 4.03
3/ 4.09
4/ 4:15
5/ 3:37
6/ 4:04
Fajnie było, bo w sumie zaczęłam trening tuż przed meczem i miasto wymarło. Jedna rodzinka była tylko na spacerze: facet plus babka plus dziecko. Facet ni stąd ni zowąd zaczął na środku ulicy robić pompki
Generalnie śmiać mi się chciało, bo dziś wszyscy kierowcy byli bardzo grzeczni i przepuszczali mnie na pasach i nie tylko... czyżby zasługa nowej kiecki?
A wgl to jeszcze chciałam dodać, że wszędzie przemieszczam się rowerem, czyli do i z pracy, na basen i na siłkę i tym samym oszczędzam piszczelaki-zdechlaki co mnie bardzo cieszy.
To chyba tyle.
Jutro sprzątam chatę a po 15 jadę zrobić rowerowe co nieco. W niedzielę postaram się potruchtać coś dłuższego.
Ahoj!
Trening: Pływanie "dyrektorskie"
Czas: 20 min
Nawet nie wiedziałam, że żabka bez zanurzania to żabka dyrektorska dziś Wolfik na basenie zauważył, że jak tą moją śmieszną żabką płynę, to na supermana-prawy bark i ręka jakoś bardziej pracuje hue hue
A po basenie szybkie przebieranko i Wolfik biegał, a ja luźno wokół niego na rowerze pojeździłam, to ten:
Trening: Rower
Dystans: 8 km
A wgl to zapomniałam napisać, że w środę wybraliśmy się do kina Ironmana. No nie udao się z tym kinem. W trakcie jazdy tramem motorniczy oznajmił, że robi jakiś objazd, bo coś się stało. No to jedziemy w bliżej nieokreślonym kierunku, w końcu wysiadamy i walimy z buta, bo czasu mało, a ja jeszcze do tego na obcasach
Lecę jak szalona, a tu nagle policji od groma, teren zamknięty i zabezpieczony-co się okazao...ktoś podłożył podejrzany ładunek (prawdopodobieństwo bomby) w Urzędzie Marszałkowskim.. no to mieliśmy kino w 4D live
W buciorach odcisnęłam sobie mega odciska na śródstopiu, aż na koniec kulałam i tak się zakończyła nasza próba ukulturalnienia Wolf Teamu
7.06 Piątek
Trening: Bieganie
Dystans: 6.04 km
Czas: 39:58
Avg pace: 6:01
W planie dziś krótko, a pod koniec próba z przebieżkami 6 sztuk po 20 sekund z 30-sekundowymi przerwami na marsz.
Było nawet nawet. Po luźnej piątce wypoczęłam, porozciągałam łydy i sru:
1/ 4.23
2/ 4.03
3/ 4.09
4/ 4:15
5/ 3:37
6/ 4:04
Fajnie było, bo w sumie zaczęłam trening tuż przed meczem i miasto wymarło. Jedna rodzinka była tylko na spacerze: facet plus babka plus dziecko. Facet ni stąd ni zowąd zaczął na środku ulicy robić pompki
Generalnie śmiać mi się chciało, bo dziś wszyscy kierowcy byli bardzo grzeczni i przepuszczali mnie na pasach i nie tylko... czyżby zasługa nowej kiecki?
A wgl to jeszcze chciałam dodać, że wszędzie przemieszczam się rowerem, czyli do i z pracy, na basen i na siłkę i tym samym oszczędzam piszczelaki-zdechlaki co mnie bardzo cieszy.
To chyba tyle.
Jutro sprzątam chatę a po 15 jadę zrobić rowerowe co nieco. W niedzielę postaram się potruchtać coś dłuższego.
Ahoj!
- Kanas78
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 2460
- Rejestracja: 25 cze 2011, 11:48
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
- Lokalizacja: Knurów>Łódź Teofilów
8.06 Sobota
Trening: Rower
Dystans: 15 km
Czas: 1:02:31
9.06 Niedziela
Trening: Człapanie
Dystans: 9 km
Czas: 58:11
Avg pace: 6:16
Nie wiem w sumie po co wyszłam dziś na ten "trening". Od wczoraj po rowerze ciągnął mnie i bolał mocno na dotyk strzałkowy długi w lewej nodze. Masowałam go wieczorem masażerem, ale i tak napierdalał swoje. Dziś rano obudziła mnie kapiąca woda w kranie w łazience, jak poszłam zakręcić, to strzałkowy już nie spał i mówił mi, że nie da pobiegać. Ale ja wiem lepiej, nie? No to poszłam.
Poszłam zdecydowanie za późno, bo po 8, kiedy słońce już grzało w najlepsze a wiatr nie chłodził, tylko grzał, no ale cóż, nie ja jedna mam lato nie? Już po 3 kaemach się zgotowałam szukając rozpaczliwie cienia i ławki, żeby porozciągać tą je..ną lewą nogę. Nie miałam nic do picia i to był błąd. I tak się dokulałam do parku, który od razu zaczyna się dłuuugim wrednym podbiegiem-nie dałam rady go pobiec do końca i w połowie zaczęłam iść. Cianka jestem jak dupa węża. A do tego wszędzie latające cićki chyba z topoli, na które jestem uczulona, więc zaczęłam się od nich dusić, noga napierdala, wody ni kropli no dramat normalnie. Wyszłam więc z tego rąbanego parku i zaczęłam wracać do domu. Inną drogą no i w pewnym momencie myślałam, że się zgubiłam-no tak, tego mi brakowało do szczęścia. Na szczęście po drodze znalazłam jakiś sklep i kupiłam wodę. Polepszyło mi się i odnalazłam drogę do domu. I mogłabym biec dalej, ale lewa noga powiedziała NIE. Dobiegłam więc biedne 9 kaemów i resztę doczłapałam marszem do domu. Teraz mnie boli tak, jakby ktoś mi metalową rurę wmontował w nogę, normalnie rozsadza mi ją od środka. A, brak słów.
Ahoj!
Trening: Rower
Dystans: 15 km
Czas: 1:02:31
9.06 Niedziela
Trening: Człapanie
Dystans: 9 km
Czas: 58:11
Avg pace: 6:16
Nie wiem w sumie po co wyszłam dziś na ten "trening". Od wczoraj po rowerze ciągnął mnie i bolał mocno na dotyk strzałkowy długi w lewej nodze. Masowałam go wieczorem masażerem, ale i tak napierdalał swoje. Dziś rano obudziła mnie kapiąca woda w kranie w łazience, jak poszłam zakręcić, to strzałkowy już nie spał i mówił mi, że nie da pobiegać. Ale ja wiem lepiej, nie? No to poszłam.
Poszłam zdecydowanie za późno, bo po 8, kiedy słońce już grzało w najlepsze a wiatr nie chłodził, tylko grzał, no ale cóż, nie ja jedna mam lato nie? Już po 3 kaemach się zgotowałam szukając rozpaczliwie cienia i ławki, żeby porozciągać tą je..ną lewą nogę. Nie miałam nic do picia i to był błąd. I tak się dokulałam do parku, który od razu zaczyna się dłuuugim wrednym podbiegiem-nie dałam rady go pobiec do końca i w połowie zaczęłam iść. Cianka jestem jak dupa węża. A do tego wszędzie latające cićki chyba z topoli, na które jestem uczulona, więc zaczęłam się od nich dusić, noga napierdala, wody ni kropli no dramat normalnie. Wyszłam więc z tego rąbanego parku i zaczęłam wracać do domu. Inną drogą no i w pewnym momencie myślałam, że się zgubiłam-no tak, tego mi brakowało do szczęścia. Na szczęście po drodze znalazłam jakiś sklep i kupiłam wodę. Polepszyło mi się i odnalazłam drogę do domu. I mogłabym biec dalej, ale lewa noga powiedziała NIE. Dobiegłam więc biedne 9 kaemów i resztę doczłapałam marszem do domu. Teraz mnie boli tak, jakby ktoś mi metalową rurę wmontował w nogę, normalnie rozsadza mi ją od środka. A, brak słów.
Ahoj!
- Kanas78
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 2460
- Rejestracja: 25 cze 2011, 11:48
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
- Lokalizacja: Knurów>Łódź Teofilów
11.06 Wtorek
Trening: Body pump
Wczoraj miała być joga... ale.. była bardzo poważna wymówka-przyszła długo wyczekiwana książka pana Skarżyńskiego..z dedykacją i wciągnęło mnie na maksa. Ech, gdybym miała ci ja tą książkę 3 lata temu, jak zaczynałam biegać.. no ale lepiej późno, niż wcale. Co prawda nie ma w niej planów na mara, bo to w drugiej książce, ale jest baardzo dużo super nowinek na temat odżywiania i innych ciekawostek (w tym rzecz jasna biegowych) co niemiara. Wciąga jak bagno!
A dziś sztangi. Pojechałam sobie rowerem i nawet spodziewałam się po treningu bólu nóg, tym bardziej, że zwiększyłam dziś na nie obciążenie, ale gdzie tam! Ręce miałam tak słabe, że nie mogłam utrzymać kierownicy i musiałam zleźć z roweru i odczekać chwilę
I muszę kończyć, bo ręce mi się trzęsą i ciężko mi się pisze, a jutro z rana idę potruchtać.
Ahoj!
Trening: Body pump
Wczoraj miała być joga... ale.. była bardzo poważna wymówka-przyszła długo wyczekiwana książka pana Skarżyńskiego..z dedykacją i wciągnęło mnie na maksa. Ech, gdybym miała ci ja tą książkę 3 lata temu, jak zaczynałam biegać.. no ale lepiej późno, niż wcale. Co prawda nie ma w niej planów na mara, bo to w drugiej książce, ale jest baardzo dużo super nowinek na temat odżywiania i innych ciekawostek (w tym rzecz jasna biegowych) co niemiara. Wciąga jak bagno!
A dziś sztangi. Pojechałam sobie rowerem i nawet spodziewałam się po treningu bólu nóg, tym bardziej, że zwiększyłam dziś na nie obciążenie, ale gdzie tam! Ręce miałam tak słabe, że nie mogłam utrzymać kierownicy i musiałam zleźć z roweru i odczekać chwilę
I muszę kończyć, bo ręce mi się trzęsą i ciężko mi się pisze, a jutro z rana idę potruchtać.
Ahoj!
- Kanas78
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 2460
- Rejestracja: 25 cze 2011, 11:48
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
- Lokalizacja: Knurów>Łódź Teofilów
12.06 Środa
Bieganie z bólem prawego piszczela i stwierdziłam p…….e nie biegam!
16.06 Niedziela
Trening: Rowerowo
Dystans: 57 km
Koniec nic-nie-ro-bie-nia! Kask na głowę, rower pod tyłek i jazda przed siebie.
Najpierw jednak chwila refleksji związana z takim jednym miejscem w Łodzi. Miejscem, obok którego tyle razy biegaliśmy… a go nie zauważaliśmy. Radegast, czyli stacja kolejowa, z którą związane są tragiczne losy tysięcy Żydów z całej Europy w okresie okupacji niemieckiej. Wstrząsające i dające do myślenia…
Teraz na sportowo. Wspaniała pogoda na rowery: słonko, lekki wiaterek i las Łagiewnicki. Pora dosyć wczesna i ludzi na ścieżkach niewielu (rowerzyści, zasapani i spoceni biegacze- pogoda wyjątkowo niebiegowa ), zatem można było w pełni cieszyć się z obcowania z przyrodą. Trasa w lesie wymagająca. Mój rumak jest rowerem miejskim, ale dzisiaj pokazał, że może być także i trekkingowym. Dawał radę na zjazdach i podjazdach. Nie miałam wyjścia i szybko nauczyłam się zmieniać biegi, co w tych warunkach terenowych jest nie lada wyzwaniem. Tu wyjaśnię, że mój sprzęt pochodzi z lat 70- tych dwudziestego wieku i ma dźwignie zmiany biegów na sztycy przy kierownicy. Kondycyjnie dawałam radę, tylko brakuje mi jeszcze techniki. Normalnie Maja Włoszczowska Nawet trochę pobłądziliśmy, ale to nie z braku orientacji, a tylko z naszej zachłanności. Tyle zieleni, ptaki, dziki, myszy… Chcieliśmy więcej i więcej…
Po zrobieniu leśnej pętli postanowiliśmy jechać dalej tzn. gdzie nas koła poniosą. Trafiliśmy przypadkiem na nową ścieżkę rowerową i tak jechaliśmy, jechaliśmy… Trzeba stwierdzić, że po Łodzi jest po czym jeździć. Ścieżka doprowadziła nas do Widzewa i się nie kończyła! No nic, nie można wszystkiego objechać w jeden dzień, bo nic nie zostanie na później Trzeba było wrócić. Tym bardziej, że jazda po spalonym słońcem mieście jest jednak męcząca.
Na koniec wizyta w barze piwnym i w pełni zasłużone zimne piwko.
Fotki dostępne TU
Ahoj!
Bieganie z bólem prawego piszczela i stwierdziłam p…….e nie biegam!
16.06 Niedziela
Trening: Rowerowo
Dystans: 57 km
Koniec nic-nie-ro-bie-nia! Kask na głowę, rower pod tyłek i jazda przed siebie.
Najpierw jednak chwila refleksji związana z takim jednym miejscem w Łodzi. Miejscem, obok którego tyle razy biegaliśmy… a go nie zauważaliśmy. Radegast, czyli stacja kolejowa, z którą związane są tragiczne losy tysięcy Żydów z całej Europy w okresie okupacji niemieckiej. Wstrząsające i dające do myślenia…
Teraz na sportowo. Wspaniała pogoda na rowery: słonko, lekki wiaterek i las Łagiewnicki. Pora dosyć wczesna i ludzi na ścieżkach niewielu (rowerzyści, zasapani i spoceni biegacze- pogoda wyjątkowo niebiegowa ), zatem można było w pełni cieszyć się z obcowania z przyrodą. Trasa w lesie wymagająca. Mój rumak jest rowerem miejskim, ale dzisiaj pokazał, że może być także i trekkingowym. Dawał radę na zjazdach i podjazdach. Nie miałam wyjścia i szybko nauczyłam się zmieniać biegi, co w tych warunkach terenowych jest nie lada wyzwaniem. Tu wyjaśnię, że mój sprzęt pochodzi z lat 70- tych dwudziestego wieku i ma dźwignie zmiany biegów na sztycy przy kierownicy. Kondycyjnie dawałam radę, tylko brakuje mi jeszcze techniki. Normalnie Maja Włoszczowska Nawet trochę pobłądziliśmy, ale to nie z braku orientacji, a tylko z naszej zachłanności. Tyle zieleni, ptaki, dziki, myszy… Chcieliśmy więcej i więcej…
Po zrobieniu leśnej pętli postanowiliśmy jechać dalej tzn. gdzie nas koła poniosą. Trafiliśmy przypadkiem na nową ścieżkę rowerową i tak jechaliśmy, jechaliśmy… Trzeba stwierdzić, że po Łodzi jest po czym jeździć. Ścieżka doprowadziła nas do Widzewa i się nie kończyła! No nic, nie można wszystkiego objechać w jeden dzień, bo nic nie zostanie na później Trzeba było wrócić. Tym bardziej, że jazda po spalonym słońcem mieście jest jednak męcząca.
Na koniec wizyta w barze piwnym i w pełni zasłużone zimne piwko.
Fotki dostępne TU
Ahoj!