Jacek, rekreacyjnie: tenis stołowy i bieganie

Moderator: infernal

Awatar użytkownika
jacekww
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 2332
Rejestracja: 08 wrz 2015, 14:56
Życiówka na 10k: 38:27
Życiówka w maratonie: 3:53:44
Lokalizacja: Łódź

Nieprzeczytany post

Obrazek

29.09 - Obejrzałem relację z Berlina naprzemiennie z Warszawą, smutno ten nasz maraton wyglądał. Impreza uczestników, wolontariuszy, Troniny i garstki kibiców na mecie, pewnie rodzin, brak jakiekolwiek atmosfery na trasie.

Po czym wyszedłem na trening, z początku BS 7km w tempie 5:14min/km.
Następnie 5x1km, chciałem zobaczyć po ile to uciągnę, choć takie satysfakcjonujące były by okolice 3:50/km.
Wyszło: 3:54 ; 3:51 ; 3:48 ; 3:54 ; 3:51. Pierwszy tradycyjnie rozpoznawczo słaby, drugi już lepiej przy jeszcze w miarę tętnie, trzeci dobry czasowo ale zapłaciłem za niego w kolejnych, czwarty już goniony w końcówce i przez to mnie zagotował, co spowodowało, że ostatni już przez 700m jedynie po 4:00 biegłem i tylko końcowym finiszem zszedłem z czasu.
W efekcie jestem raczej nie zadowolony z tych temp, wszystko to ciągle ostatnio mocno ciosane. Pomyśleć jeszcze, że kiedyś po 8 czy nawet 10 takich powtórzeń się zaiwaniało, to nie wiem skąd była na to energia.
Schłodzenie 2,2km
New Balance but biegowy
Awatar użytkownika
jacekww
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 2332
Rejestracja: 08 wrz 2015, 14:56
Życiówka na 10k: 38:27
Życiówka w maratonie: 3:53:44
Lokalizacja: Łódź

Nieprzeczytany post

Obrazek Wrzesień

Obrazek

Suma km – 197
Ilość treningów – 16
Średnia km na trening – 12,3

Nie specjalnie jest co pisać, jeden słaby start i wszystko wokół niego w podobnym tonie. Ci co trochę mnie znają też to zauważają. By nie uprawiać jasnowidztwa, poczyniłem pierwsze kroki celem zrobienia badań.

Jeśli chodzi o plany na październik to start na dychę w tą niedzielę, dziś mówię luźniejszy a jaki będzie się okaże.
Za trzy tygodnie również dycha na atestowanej trasie i na koniec miesiąca Decathlon Run u siebie po polach.
Awatar użytkownika
jacekww
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 2332
Rejestracja: 08 wrz 2015, 14:56
Życiówka na 10k: 38:27
Życiówka w maratonie: 3:53:44
Lokalizacja: Łódź

Nieprzeczytany post

Obrazek

1.10 - 9km, 5:02min/km.

4.10 - 9km, 5:23min/km. Dwa biegi bez historii miały być lekkie, nie męczące przed niedzielnymi zawodami. Ale startu nie będzie, jak zacząłem wczoraj sprawdzać godzinę rozpoczęcia i czas dojazdu to wyszło, że impreza 160km od domu. Ja przy zapisach myślałem że chodzi o Ujazd w łódzkim, a to był Ujazd w opolskim.

5.10 - W związku z powyższym postanowiłem pobiec dziś na parkrun. Tu zamotania ciąg dalszy. Dobiegam do parku na Zdrowiu, a tu żywej duszy. Z rok temu ostatni raz biegłem, przypomniało mi się że parkrun wrócił na pierwotne miejsce do Poniatowskiego. Na szczęście wyszedłem trochę wcześniej, celem potruchtania przed. Patrzę na zegarek, mam kilkanaście minut i ok.2km, lecę do drugiego parku. W sumie to znowu biegnę bez jakiegoś flow i myślę że nic fajnego nie nabiegam. Zdążyłem na start, chwilę odsapnąłem i ruszamy.

Chciałem złamać 20 minut, taki cel na przyzwoitość. Pierwszy kilometr pobiegłem rozsądnie w 3:57. Drugi już za szybko w 3:52. Na trzecim zacząłem płacić za ten drugi, czas 4:03. W czwartym nie mogłem się zebrać do mocniejszej walki, mimo rosnącej straty do planowanych 20 minut, wyszedł km 4:08. Chciałem trochę na ostatnim odrobić, lecz dopiero ostatnie 300m znaczniej przyspieszyłem, wpadł w 3:56. Rezultat wyszedł równo 20 minut i 5 miejsce. Dość dziwny bieg bo od początku 2km byłem sam, z prawie 30 sek. straty do zawodnika z przodu, przez co ciężko było tak na maksa się wycisnąć, ale obiektywnie wielu sekund bym nie urwał.
Awatar użytkownika
jacekww
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 2332
Rejestracja: 08 wrz 2015, 14:56
Życiówka na 10k: 38:27
Życiówka w maratonie: 3:53:44
Lokalizacja: Łódź

Nieprzeczytany post

Obrazek

7.10 - Trochę szybciejszy BSik, czyli w 4:54/min, 9km.

9.10 - Z żoną 10km w tempie ponad 7min/km.

Ostatnio biegania tyle co kot napłakał i do tego w żółwim tempie. Jakoś uznałem że jeśli mam dojść jeszcze tej jesieni do przyzwoitej dyspozycji to luzując a nie cisnąć. Może w weekend jakieś szybsze odcinki pobiegam i to chyba tyle przed ostatnim zaplanowanym startem. Zobaczymy co to da.
Za to odebrałem wyniki badań, a te w opinii lekarza wyszły super. Wychodzi na to, że jedynie spaprałem ostatnie miesiące treningowo, cóż bywa.

Edit:
I zapisałem się na dychę przy łódzkim maratonie, a żonę na maraton z czego na razie się cieszy, jak mówi bać się będzie później.
Awatar użytkownika
jacekww
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 2332
Rejestracja: 08 wrz 2015, 14:56
Życiówka na 10k: 38:27
Życiówka w maratonie: 3:53:44
Lokalizacja: Łódź

Nieprzeczytany post

Obrazek

11.10 - 10km w jakieś 56 minut, zegarek rozładowany.

13.10 - Bardzo wolne 8,8km z żoną, później się rozłączyliśmy. Zostałem pobiegać 8x400m. Właściwie to wpisałem do zegarka 10 powtórzeń, lecz od początku szło z trudem. Nie było sensu się mordować bo i tak wchodziły o 3-4 sekundy wolniej niż 3-mce temu. Wyszły 87; 85; 86; 86; 85; 86; 86; 86 sekund. Powrót 2,4km.
Awatar użytkownika
jacekww
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 2332
Rejestracja: 08 wrz 2015, 14:56
Życiówka na 10k: 38:27
Życiówka w maratonie: 3:53:44
Lokalizacja: Łódź

Nieprzeczytany post

Obrazek

14.10 - Przyznam, ściemniłem na dystansie bo jak inaczej nazwać 7,5km. Godny odnotowania z tego jedynie ostatni km w okolicach tempa 4:00, reszta bardzo spokojna.

16.10 - Znów chciałem powtórzyć powyższy manewr, tyle że coś mnie tknęło i przed wyjściem wszedłem na wagę. No i zonk, ktoś zgadnie, dobra przyznam się, pokazała dwie siódemki. Dostałem takiego kopa motywacyjnego aż wykręciłem całe 10km. To pewnie też jeden ze składników tego że ostatnio biega mi się ciężko. Ale tak się niestety dzieje, jak nie robi się nic by było lżej.

Tyle tego w tym tygodniu, zostały niedzielne zawody. Wychodzi na to, że będzie walka do upadłego o złamanie 40 minut, co raczej uznam za sukces.
Awatar użytkownika
jacekww
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 2332
Rejestracja: 08 wrz 2015, 14:56
Życiówka na 10k: 38:27
Życiówka w maratonie: 3:53:44
Lokalizacja: Łódź

Nieprzeczytany post

Obrazek

To miały być ostatnie „poważne” zawody w tym sezonie. Chyba były, ale nie tak ważne jak bym chciał. Niestety od kilku tygodni, czy wręcz miesięcy złapałem zadyszkę, która nie chce puścić. Z tego też powodu celem na ten start było jedynie sub40 i to w niewielkim stopniu. To teraz takie minimum, które pozwala mi utrzymać pozytywny nastrój w sensie oczekiwań biegowych. Wiem, że przyjdzie taki moment, gdy ów wynik będzie marzeniem, ale teraz jeszcze na to nie pozwolę. Czyli, by nie wejść w zimę smutnawy, chciałem zaliczyć ten start chociażby dostatecznie w postaci złamanych 40 minut.

Do Koła udałem się z @sochers, przez co droga minęła może nie błyskawicznie, ale szybko zleciała w miłym towarzystwie. Na miejscu umówieni byliśmy z @infernal, wspólna rozgrzewka i miła gadka.
Marcin poszedł za swój balonik, ja z Michałem stanęliśmy w zasadzie za balonikiem na 40 minut. Nie miałem takiego planu, ale jak już tak wyszło pomyślałem by biec za zającem. Szybki start z początku lekko ciasno, po pierwszym zakręcie rozluźnia się. Balonik od razu kilka metrów przede mną, za to Michał w pobliżu. Pierwszy kilometr starałem trzymać się prowadzącego i drobinkę podganiałem. Ale chyba jeszcze tysiak nie pyknął, jak odpuściłem zająca. Uznałem, że te 3 sekundy za szybko jak biegł, może mnie później położyć. Mając dobrze w pamięci sytuację z Fabrykanta, gdzie 5km weszło w 19:30, a druga połowa dużo słabsza, wolałem nie ryzykować zjazdu. Biegło się o tyle ciężko, że właściwie po 1/3 dystansu porobiły się spore przerwy i potrafiłem 1-1,5km kogoś ścigać by choć chwilę się podczepić. I tak kilka razy, mozolnie by nie szarpać tempa. Na szczęście nie wiało, za to temperatura trochę za wysoka jak na drugą połowę października. Wolał bym niższą ale narzekał nie będę, ludzie biegali maratony dziś. Zresztą jakoś specjalnie organizm mój się nie odwadnia, staram się pić więcej przez dwa dni przed.
Połówka wyszła w 19:54, lapowałem znaczniki, ale w mojej ocenie były źle rozstawione. Zdecydowanie bardziej wierzyłem zegarkowi, zresztą w Race Screen dodałem 30m więcej do dystansu, bazując na pomiarze zeszłorocznym i w punkt wyszedł taki sam okład w tym roku. Miałem więc bardzo realny podgląd szacowanego czasu na mecie.
Chyba gdzieś w okolicach połowy dystansu był wodopój. Widząc go z daleka, dobre kilka sekund zastanawiałem się brać, czy nie. Decyzja, że nie a w ostatniej chwili na tak. Wyszło z tego na nie, bo dziewczyna nie była przygotowana do podania, ja odbioru, więc tylko klepnąłem dłonią w kubek. No problem z tego.
Druga połówka lżej się nie zapowiadała, trzymałem tempo w okolicach czwórki. Nie dlatego, że tak bardzo chciałem taktycznie, a temu że mocniej nie mogłem. To znaczy chwilę mógł bym, ale wtedy bym się pożegnał z sub40. Od 5,5km długa trzykilometrowa prosta, ciężki moment, spore odległości by kogoś dojść, daleko z przodu balonik na 40 minut, chyba nawet zwalniający i zachęcający potencjalnych łamaczy. Z zegarka jednak dużej straty do celu nie mam, są to drobne sekundy, więc cały czas wieżę że się uda, dając całą moc na ostatnim km. Kończąc ten długi odcinek, skręcamy w lewo, to jedyny raz kiedy zerkam przez ramię i widzę Michała w pomarańczowej koszulce. Wreszcie jakieś zabudowania po tej monotonii szerokiej ulicy. Nie widzę oznaczenia 9km, a i tak nie wiem na ile byłby właściwy. Z zegarka jestem 5 sekund po czasie, planuję ostatnią szarżę, lecz jeszcze nie w ten czas. Teraz tylko delikatny podkład, zdjęcie kilku sekund. Przedostatnia prosta i znów jak w poprzednich biegach dogania mnie jakaś drobna kobitka. Ja to mam szczęście, nie wiem czy bym nie popuścił, a tak jest odpowiednia motywacja w najwłaściwszym momencie, nie dam się, idziemy równo. Lekki skręt w prawo i ostatnia finiszowa prosta. Biegnę, jakiś dwóch kolesi koło mnie, a przed nami dwurzędowa czteroosobowa tyrliera kijkarek. Zostawiły po metrze miejsca przy barierkach z lewej i prawej na 30m do mety. Jeden koleś krzyczy - środek wolny, ja już obrałem pustą przestrzeń przy prawej barierce i modlę się by nagle nie odbiły. Na szczęście nie drgnęły, minąłem a zaraz potem meta i sub40 zrobione. 39:58 :hahaha:

Ja na pierwszym planie, w głebi panie w szyku bojowym.
Obrazek

Obrazek

Wydaje mi się, że rozegrałem to najlepiej jak mogłem dziś. Jednakże uzyskany rezultat nie wzrusza mnie w żadną stronę, odzwierciedla mój obecny poziom i tak go przyjmuję. Nie obrażam się na niego, ale też mnie nie cieszy.

Żeby jeszcze siebie ani czytających nie oszukiwać to dodam, że pobiegłem na słabym tętnie, za niskim w mojej ocenie porównawczo do innych dyszek. Wiec albo będąc pod formą, ciężko pobiec na wyższym procencie jak bywało w czasach lepszej dyspozycji. Przypuszczalnie też sub40 nie jest takim motywatorem jak walka o życiówkę i zaangażowanie w biegu oraz chęć cierpienia jest ciut mniejsza.

Cieszę się, że kolegom przypadła trasa do gustu, bo trochę z mojego polecenia przyjechali, a to że nikt z nas na niej życiówki nie zrobił to już każdego indywidualna historia. Za rok przyjedziemy mocniejsi ! :hejhej:

Dzięki chłopaki za miłe spotkanie :usmiech:
Awatar użytkownika
jacekww
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 2332
Rejestracja: 08 wrz 2015, 14:56
Życiówka na 10k: 38:27
Życiówka w maratonie: 3:53:44
Lokalizacja: Łódź

Nieprzeczytany post

Obrazek

21.10 – BS po zawodach, 9,3km w 5:02min/km. Poza pierwszym km to nawet żwawo szło, znaczy nie bardzo mozolnie.

23.10 – BS 6,6km po 5:18min/km, wstęp do trzysetek. O tych już pisałem u Michała, to jedynie skopiuję.
Odcinek mam odmierzony kołem, chciałem zrobić tylko 3 powtórzenia celem wyciągnięcia jakieś średniej wynikowej. Jako, że jestem muł szybkościowy, nie liczyłem na żaden dobry czas.
Wpierw kilka km rozgrzewki, po czym wziąłem zegarek do ręki, stanąłem na start i ruszyłem z całym impetem.
Zastopowałem w 51,5 sek. co uznałem za rewelacyjny wynik na siebie. Ale w mordę jeża, w końcówce świst w płucach jak nigdy w życiu. Odczekałem dobre 6 min i mimo, że jeszcze serducho nie do końca wystygło ruszyłem. Równie mocno co poprzednio, zgasłem jak świeczka po 200m, kończyłem bez sił i woli walki w tempie 4:20/min i czasie 58,5 sek. Oczywiście do trzeciego już nie podszedłem, nie wiem co o tym myśleć, może tak po 56, 3-4 odcinki bym zrobił.

Poniżej też można porównać wskazania GPS, na pierwszej próbie wywiozło mnie w pole i policzyło 0,29km, mimo że obydwa odcinki biegałem dolną częścią asfaltu.

Obrazek
Obrazek


25.10 – BS 9,5km po 5:21min/km.


Obrazek Decathlon Run 10km

Zawody w terenie, polne i leśne ścieżki, większość płaska, parę kilkumetrowych zbiegów i podbiegów, czysta natura. Imprezę traktowałem całkowicie piknikowo. Do tego stopnia, że nawet nie przeczytałem regulaminu. Do południa oglądałem zawody z Walencji i Frankfurtu oraz śledziłem wyniki kolegów w maratonach. Na miejsce miałem 3km, przetruchtałem je będąc na kilka minut przed startem. I biegniemy, plan mocnego treningu, więc ustalam tempo przed na 4:10. Nie jest ono jednak komfortowe i bardziej oscyluje koło 4:15, co też uznaję za odpowiednie. Lapuję sobie co kilometr i trochę marzę, że może drugą połówkę ciut przycisnę, choć dużego zapasu nie czuję. Na 500m przed końcem pierwszego okrążenia tasuję się z jednym gościem. To on z przodu, to ja, wychodzimy na ostatnią prostą, on finiszuje, też bym mógł ale coś mi nie pasuje. Nikt po minięciu mety nie biegnie dalej. Zaczynam się orientować, że biorę udział w biegu na 5km. Mijam metę, dziewczyna wiesza medal, pytam co z biegiem na 10km, mówi że będzie później. Zwracam medal, odpowiadam że pobiegnę później.
Czas nieoficjalny 21:08, msc. 12/188.

Czasem warto przeczytać regulamin, odczekałem 40 minut. W międzyczasie wypożyczyłem na bieg buty Kiprun Kd Light, w ten sposób promowali swoją markę. Kilka minut przed startem podszedł Marcin (sochers), chwilę porozmawialiśmy, zdążyłem się „pochwalić” wcześniejszym biegiem.
Drugi raz, teraz już obrałem tempo 4:15, nie czułem większego zmęczenia wcześniejszą piątką. Wystartowałem po swojemu, na pełnej kontroli. Na pierwszym zakręcie policzyłem swoje miejsce, okolice 50-go. Czterysta metrów po starcie zacząłem odliczenie, taka zabawa co by głowie łatwiej minęło. Do półmetka sporo osób mijam, bez popitki lecę dalej. Po 6km się skończyło, wyprzedziłem 23 osoby. Podczepiłem się pod gościa, tempo mi pasowało 4:10-15, ale po 500m odszedł. Czwarty, więc i ósmy km był najbardziej powałdowany, zaczynałem lekko puchnąć. Na ostatnim km wyprzedziła mnie jedna osoba, trochę jeszcze próbowałem przyspieszać ale nie było specjalnie szans kogoś dogonić. Uciekać przed kimś też raczej nie, choć spiker zażartował, że ktoś mnie goni, po czym przybiliśmy piątkę. Czas netto 42:21, msc. 24/347.

Wyszły trzy równe piątki, te w drugim starcie wpadły brutto po 21:11. Dość mocny trening/ dość lekkie zawody, tak na styk bez wyjechania się, choć już powrotne 3km do domu czułem duże zmęczenie.
Awatar użytkownika
jacekww
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 2332
Rejestracja: 08 wrz 2015, 14:56
Życiówka na 10k: 38:27
Życiówka w maratonie: 3:53:44
Lokalizacja: Łódź

Nieprzeczytany post

Obrazek

28.10 – 8km na bieżni, tempo 5:45min/km, całość na odczuwalnym zmęczeniu okupionym dwoma startami w niedzielę.

30.10 – 10km na bieżni, tempo 5:36min/km, zdecydowanie lepsze samopoczucie, trochę zabawy z nachyleniem.

1.11 – Po zmianie czasu jakaś niemoc mnie dopadła na nocne biegania. No ale dziś za to super pogoda przed południem, aż miałem chęć docisnąć.
Zaplanowałem więc 3x3km@4:00-4:05min/km#P4.
Rozgrzewka, a po niej rozegrał się dramat w jednym akcie, trwający 12min19sek. Nie potrafię nawet go opisać ani wytłumaczyć. Zupełny brak energii już w pierwszym powtórzeniu, bardzo ociężały bieg, nie było mowy o kolejnych. Skreczowałem i dalej ruszyłem już tylko potruchtać. Łącznie wyszło 13,8km.


Obrazek Październik

Suma km – 175
Ilość treningów – 16
Średnia km na trening – 10,9
Średnia km na tydzień - 44


Październik jaki był „każdy widział", mam mieszane uczucia, ale bardziej jestem na nie, niźli tak. Jeden poważniejszy start z którego udało się wyjść z twarzą, ale na pewno oczekiwania były większe, tyle że jakiś czas temu, bo ostatnim czasy muszę przyjmować to co jest realne na ten moment.
Nie ma się jednak co zamartwiać tym faktem, biegam dalej, czasem coś jakoś trenuję, a przy tym chęć startów nadal równie silna. Więc zapisałem się wczoraj na Bieg Niepodległości w Warszawie. Po dzisiejszym fiasku, przez chwilę już zdążyłem tego pożałować, ale nie o bieganie tylko chodzi. Zaplanowałem poszwendać się trochę z rodziną po stolicy i odwiedzić jedno z muzeów. Tak więc liczę, że będzie to przyjemny dzień, oczywiście okraszony udanym startem :oczko:


Przy okazji zapytam, bo nie znam miasta. W Arkadii ma być parking, lecz tylko do 14-tej. Obrałem więc poniższy prostokąt by gdzieś zaparkować w osiedlu - powinny być miejsca, czy szanse małe?

Drugie pytanie to strefy czasowe w biegu, czy są one jakoś pilnowane z przydziałem numerów do nich. Czy gdzie komu się podoba staje, a jeśli tak to ile wcześniej trzeba być, by dostać się do właściwej, w moim przypadku pierwszej, na czas do 40 minut.

Tym razem wolę być przygotowany po ostatnich wpadkach logistycznych :bleble:
Obrazek
Awatar użytkownika
jacekww
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 2332
Rejestracja: 08 wrz 2015, 14:56
Życiówka na 10k: 38:27
Życiówka w maratonie: 3:53:44
Lokalizacja: Łódź

Nieprzeczytany post

Obrazek

3.11 - Kurde, nic nie znaczący trening, jednak jestem z niego zadowolony. 16km BS po 4:45min/km. Ostatnio jak robiłem ów pętlę, dwukrotnie kończyłem ją w niemocy i tempie ponad 6:00/km. Tak mi się to wryło w pamięć, że powróciły dziś obawy w biegu czy znów nie spuchnę po 2/3 trasy. Na szczęście nie i stąd to zadowolenie.
Awatar użytkownika
jacekww
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 2332
Rejestracja: 08 wrz 2015, 14:56
Życiówka na 10k: 38:27
Życiówka w maratonie: 3:53:44
Lokalizacja: Łódź

Nieprzeczytany post

Obrazek

W zasadzie nie widzę już sensu pisania teraz o swoim bieganiu, nic się nie dzieje. Ale, że jeszcze start przede mną, do tego kolejny chodzi po głowie, to odnotuję ostatnie "treningi".

4.11 - 10km, średnio 5:10min/km. Dziwny bieg, pierwsze kilometry w okolicach 5:15/km. Na 7km delikatna "ścianka", myśli by stanąć i przeszedłem kilkanaście metrów do świateł. Odsapnąłem chwilę, a że dalej było z górki to rozpędziłem nogi i ostatnie 2km poniżej 5:00/km.

6.11 - 8km na bieżni, średnio 5:28min/km. Rozpocząłem od nachylenia 3 i co kilometr zwiększałem o stopień, także kończyłem na 10.

8.11 - 8,7km z żoną, średnio 6:46min/km.

W sumie, to od ostatniego startu trzy tygodnie temu nic wartościowego nie zrobiłem. Może poza treningowymi zawodami, z reszty całkowicie zrezygnowałem po tym jak oddałem nieudany wykon 3x2km po pierwszym powtórzeniu. Nie ma już co w tym momencie cisnąć na treningach, zwłaszcza kiedy nie wychodzi.
Na zawodach za to co innego, cisnąć trzeba. Bieg Niepodległości w Warszawie, jak dla mnie ogromna impreza i zdećko jestem przerażony ilością uczestników. Głównie dla zabawy, a częściowo celem zwiększenia mobilizacji określiłem dwa cele, tj; 500/100 - Msc.open/Msc.kat. Co jednocześnie przekłada się na sub40, tylko tu nie wystarczą dwie sekundy z ostatniego startu, aby ten plan wybronić.

Wszystkim startującym w weekendowych biegach życzę samozadowolenia i realizacji założeń :usmiech:
Awatar użytkownika
jacekww
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 2332
Rejestracja: 08 wrz 2015, 14:56
Życiówka na 10k: 38:27
Życiówka w maratonie: 3:53:44
Lokalizacja: Łódź

Nieprzeczytany post

Obrazek Bieg Niepodległości w Warszawie


Bieg którego wcześniej nie planowałem, ale ochota do startów jest nadal i aż mnie kręciło by gdzieś polecieć na 11-go. W najbliższej okolicy nie znalazłem nic atestowanego, więc padło na Warszawę. Treningowo to już nic nie wchodziło pod ten start, bardziej jest to przygotowanie do roztrenowania. Natomiast podjąłem drobne kroki w kwestii wagi, ostatnie moje 77kg (jednorazowe i mogące też być błędem elektroniki), ale sprawiło pewne otrzeźwienie. Przez 10 dni zrezygnowałem z codziennego miodu do śniadania, co wieczór czekolady, jak innych dojadaczy, plus codzienna kontrola wagi i wczoraj było 2kg mniej. W tej kwestii względne zadowolenie i pozytywnie nastrojony pojechałem do stolicy.
Na miejsce dojechałem godzinę przed startem, po 15 minutach krążenia zaparkowałem mniej więcej w okolicach gdzie planowałem. W połowie drogi między startem a Muzeum POLIN, które później odwiedziliśmy.
Obczaiłem gdzie start i poszedłem na rozgrzewkę. Kilometr do Pawiaka i z powrotem. Tu mocny dyskomfort, jak wbiegłem na mokry asfalt w swoich Reebok to nogi zaczęły pływać. Od razu przypomniałem sobie co mówił @Logadin, jak w nich się jeździ na mokrym. Myślę, nic już z tym nie zrobię dziś, najwyżej wynik będzie słabszy, obym tylko nie wyrżnął.
Na szczęście nie było źle, w dalszej części trasy asfalt był już wysuszony promieniami słońca i zupełnie o tym zapomniałem. Niemniej muszę mieć to mocno na uwadze przy kolejnych startach.
Wejście do strefy, stanąłem gdzieś w połowie, tradycyjnie hymn i rozpoczynamy bieg. Miałem w głowie to, czego najbardziej się obawiałem, czyli tłoku i szarpanego biegu, przede wszystkim początkowo. Muszę powiedzieć, że nic takiego nie miało miejsca i był to jeden z najpłynniejszych startów w jakich brałem udział. Na pewno główny wpływ miało puszczanie strefami i to że startowałem z pierwszej, najmniej licznej, oceniam na jakieś 1000 osób. Gdzie większość była w okolicach 40 minut i niżej, nie było zupełnie osób dużo wolniejszych. Na szerokiej jezdni to się rozeszło, a długa prosta nie zmuszała do ustawiana się przy wewnętrznej przed zakrętem, ścinania bądź nadrabiania dystansu. Tak to wyglądało w mojej strefie, w kolejnych wcale nie musiało być tak dobrze, gdyż były dużo liczniejsze.
Pierwszy kilometr kontroluję w okolicach 4:00 i tak wchodzi. Tradycyjnie korzystam z Race Screen, jednak tym razem nie lapuję. Wcześniej bowiem przeczytałem relację @Logadin sprzed dwóch lat w której pisał o źle rozstawionych znacznikach w tym biegu.
Na drugim kilometrze dostrzegam zająca na 40 minut, w zasadzie to chyba trzech tyle że balonik merdał tylko jednemu koło tyłka. Dość szybko ten kilometr szedł, okolice 3:50, więc postanawiam nie dochodzić, by się nie przygrzać już na początku. Odległość jednak była znikoma i bez przyspieszania w niedługim czasie byłem w pobliżu.
Sytuacja o tyle dziwna, że nikt sobie nimi nie zawracał głowy, może jeszcze dwie, trzy osoby korzystały z ich pomocy. Nie planowałem tego, ale że było tak luźno i bez problemu mogłem biec za, postanowiłem tak czynić. Do półmetka spokojnie się trzymałem, na piątce zalapowałem, dając wiarę, że choć ten pomiar będzie właściwy. Było wówczas kilkanaście sekund zapasu i wiedziałem, że bezpiecznie mnie podprowadzą, a gdzieś od ósmego spróbuję wyrwać jeszcze coś sam.
Stało się to wcześniej, na szóstym km wyprzedziłem balonik i od tego momentu biegłem samotnie. Niby sporo biegaczy wokół, lecz żadne pociągi, każdy raczej swoją szerokością trasy.
Siódmy kilometr to wiadukt, podbieg bez piłowania, kilka sekund oddanych. Na zbiegu chciałem odebrać, puściłem nogę i rzeczywiście trochę metrów zyskałem, wyprzedzając sporo osób. Niestety tętno mi przez to podskoczyło i do końca tegoż kilometra myślałem jedynie o jego unormowaniu.
Na ósmym, dziewiątym utrzymałem odpowiednią prędkość, z wysiłkiem ale bez sięgania do najgłębszych pokładów.
Zbierałem się na dziesiątym do przyciśnięcia. Mało zerkałem na zegarek w tym biegu, cały czas miałem świadomość i pewność tempa na złamanie 40 minut. Na osiemset metrów przed metą największym motywatorem były osoby wokół. Każdy rzucał już to co miał i ja tez wtedy zacząłem walczyć o pojedyncze miejsca wyżej.
Ostatecznie nie zrealizowałem celów względem miejsc, ale doskonale wiedziałem przed na bazie wyników z lat ubiegłych, że będzie to mało realne, gdyż musiał bym być łamać 39 minut, a nie 40-ci. Niemniej jako motywator, taka deklaracja i założenie spełniło zadanie w czasie biegu.

Nie ma co czarować, że będąc daleko za życiówką człowiek przekona głowę co do rangi mało wartościowych sekund i „wypruje flaki dla nich”. Tego jednego tu nie było. Poza brakiem tych doznań bieg mocny i w dobrym, pewnym stylu wybroniony wynik mimo mizernych treningów ostatnim czasy. Trudny, ale nie heroiczny, przez co w miarę dobrze nastraja, pozwala patrzeć z optymizmem i planować.

Sama impreza mimo swej wielkości jak dla mnie bardzo płynnie przebiegła. Nie korzystałem z parkingu, depozytu, przebieralni w Arkadii, toteż tego nie oceniam. Rząd toalet na zewnątrz przed jak i po biegu puściutki, trasa prosta, płaska oprócz wiaduktu w obie strony, cena właściwa, pakiet normalny. Nie mam zastrzeżeń, bardzo możliwe że przyjadę za rok poprawić tegoroczne statystyki.

Obrazek
Obrazek
Awatar użytkownika
jacekww
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 2332
Rejestracja: 08 wrz 2015, 14:56
Życiówka na 10k: 38:27
Życiówka w maratonie: 3:53:44
Lokalizacja: Łódź

Nieprzeczytany post

Obrazek

12.11 – Rozbieganie po zawodach, trochę z żoną, trochę sam. Całość 10km w średnim 6:18mni/km.
15.11 – Bieżnia, 1400m@5:20min/km i 600m@3:50min/km, pięć takich powtórzeń, kilometr schłodzenia, całość 11km.
17.11 – Żwawe 16km, średnio 4:42min/km z tym że ostatnie dwa szybsze 4:20 i 4:07, nawet chciałem je w okolicach 4:00 pod niedzielne zawody pociągnąć, ale nie dało rady bądź chęci.
18.11 – BS 10km w 54 minuty.
20.11 – J.w. w 53 minuty.



Obrazek Bełchatowska Piętnastka


Gryzłem się z tym startem czy jest sens, dystans też mało wymierny. Niemniej po ostatnim biegu w Warszawie, nie wybitnym ale podnoszącym na duchu widziałem niewielką szansę. Szansę na jedyny satysfakcjonujący mnie wynik na tym dystansie, mianowicie sub60. Zdawałem sobie sprawę z trudności zadania i tego że to może wejść jedynie na żyletki.
Podjąłem decyzję, że będę żałował i też się nie dowiem jeśli nie spróbuję. Zapisałem się.

Treningami w czasie ostatnich dwóch miesięcy są w zasadzie jedynie zawody biegane co dwa tygodnie. Po nich trzy dni odpoczywam, a z kolei już na trzy dni przed wypoczywam, resztę wypełniam głównie BS-ami. Przynajmniej nie jestem zmęczony trenowaniem i nawet przyznam że mi to służy, czym późniejszy sezon tym lepiej mi idzie.
Tak więc dwa tygodnie szybko zleciało i pojechałem do Bełchatowa zdjąć pajęczynę z najstarszej życiówki. To nie było specjalnie trudne, bo w 2015 nabiegałem coś 1:15. Teraz gdybym nie marzył i odrobinę wierzył w 60 minut, to dla innego wyniku raczej bym się nie zdecydował na start. Przyznam, że trochę zafiksowałem się na ten czas, zwłaszcza po ostatnim rekordzie Etiopki :oczko: .
Wybrałem więc pierwszą strefę startową na czas do godziny. Około pięćdziesięciu osób w niej i biegniemy. Kolejne strefy puszczali w małych odstępach. Po stu metrach spadłem na ostatnią pozycję co mnie zastanowiło czy się nie pomyliłem z wyborem, ale przecież mam taktykę. Ta nie była specjalnie skomplikowana, trzy równe okrążenia po 5km. Matematycznie to każde w 20 minut, każdy kilometr w 4 minuty a ostatni sekundę szybciej. Do liczenia banalne, do zrobienia już trudniejsze. Trasę trochę pamiętałem z wcześniejszego startu, były małe podbiegi i zbiegi. Wiedziałem więc, że nie ma co liczyć jak księgowy, trzeba momentami trochę zgubić a w innych odebrać. Tak też czyniłem.
Niewielka, kilkudziesięciu grupa szybko po starcie rozproszyła się. Wyprzedziłem kilka osób na pierwszym kilometrze i to wszystko. W zasięgu kilku metrów przede mną został tylko chłopak z dziewczyną. Drugi kilometr już wchodził za szybko, ok.3:54 i musiałem zadecydować, trzymam się ich czy puszczam co oznaczało samotny bieg. Postanowiłem puścić, za szybko i za daleko jeszcze na harce w takim tempie.
Generalnie pewien byłem zrobienia 10 kilometrów w okolicach 40 minut. To czego nie mogłem być, miało się okazać dopiero na 12-13-14km, czy tam za dużo nie stracę. Na ostatnim raczej też pewien byłem odrobienia trochę sekund.
Chłopak odpadł od dziewczyny, choć już nie pamiętam, czy wyprzedziłem go na pierwszym czy drugim okrążeniu. Ja miałem do niej sporą stratę, którą jednak systematycznie niwelowałem.
Co okrążenie machałem do rodziny obserwującej mnie zza okien hali, nie chciałem aby marzli na zewnątrz. Na pierwszym okrążeniu coś się działo, bo wyprzedałem osoby z dystansu na 5km, później to już głównie samotna walka z czasem który przeskakiwał naprzemiennie z białej na czarną tarczę i na odwrót. Ustawiłem w Race Screen planowany wynik, po tym jak wyczytałem u @keiw o takiej możliwości. Realizowałem założenia i starałem się bronić jakże ważnych sekund, nawet wody nie brałem przeto. Nie było to łatwe i też momentami wiatr był przeciwko mnie, lecz pełna koncentracja na celu.
Na dwunastym kilometrze w końcu dogoniłem tą biegaczkę i dwa kilometry weszły jakby wspólnie.
Lapowałej jedynie co okrążenie, lecz na 14km też wcisnąłem aby dokładnie oszacować czas w końcówce. Problem w tym, że już wtedy zamiast patrzeć na stoper, to zerknąłem na szacowany wynik na mecie, pokazywał 5 sekund straty co uważałem spokojnie do odrobienia. Tylko, że taka prognoza nadal była obarczona błędem.
Lecę ostatni km, tarcza biała - jest dobrze, ostatnia prosta i znów dałem ciała, widzę średnią z ostatniego km 3:49 i to mnie uspokaja. Jednak na zmęczeniu wzrok nie ogarnia tych wszystkich pól danych, też kolejne doświadczenie na co patrzeć na finiszu.
W ostatnim momencie usłyszałem dopingująca rodzinę , stojącą już przy trasie, trafem zerknąłem na stoper i widzę 59:54, docisnąłem jeszcze.
Zegarek wystartowałem netto, a zastopowałem w czasie 1:00:00.
Obrazek

Dacie wiarę 00:00 - konsternacja, jestem z jednej strony zadowolony, bo wiem że to dobry wynik i zawody. Ale ta sekunda uwiera strasznie, jakby cały wysiłek na nic, nie potrafię cieszyć się w 100%. Bo wiem też, że to nie był finisz do porzygu, mogłem jeszcze 1-2-3 sekundy urwać, pieprzony błąd z zegarkiem. Czekam na sms, ten nie przychodzi, zabieramy się do domu.
W połowie drogi jakiś remont, mijanka na światłach, nie wytrzymałem i biorę telefon od żony. Sprawdzam wyniki na stronie, przewijam listę, żołądek już prawie do gardła podchodzi i jest 1:00:01, na szczęście brutto. Netto 59:58, później przychodzi sms z wynikiem 59:59 ale ta sekunda już mnie nie rusza w żadnym stopniu :hej:

Obrazek
Obrazek

Edit
W oficjalnych teraz widzę 59:59, msc. 40/723, msc.kat. 7/169
Awatar użytkownika
jacekww
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 2332
Rejestracja: 08 wrz 2015, 14:56
Życiówka na 10k: 38:27
Życiówka w maratonie: 3:53:44
Lokalizacja: Łódź

Nieprzeczytany post

Obrazek

25.11 - BS 10km, tempo 5:30min/km. Dzień po zawodach bez narzekania na jakiekolwiek dolegliwości.

27.11 - BS 7,2km, tempo 5:30min/km. Chciałem już kończyć, ale malizną trąciło to jeszcze 6x150m na GPS po chodniku polatałem. Słabiutkie czasy wyszły 26-28 sekund, przerwy robiłem 90 sekundowe.

29.11 - Na bieżni 6km, też jakieś 5:30min/km, nie miałem weny.

1.12 - Dziś za to machnąłem niedzielną 16-kę, w przyzwoitym tempie 4:43min/km i fajnie mi to szło. Kilometry bez kontroli w dość podobnym tempie wchodziły, jedynie ostatni świadomie przyspieszyłem do 4:30 i też tętno podskoczyło.



Obrazek Listopad

Obrazek

Suma km – 168
Ilość treningów – 15
Średnia km na trening – 11,2

W listopadzie nie za duży kilometraż, cały miesiąc na czterech treningach w tygodniu i to jest dla mnie optymalna ilość. Wyczuwałem powiew świeżości w samym końcu sezonu. Mocnych treningów to chyba nie było, za to dwa starty, gdzie z piętnastki jestem bardzo zadowolony, a dycha też zła nie była.
Chciałem w tym roku wreszcie zrobić roztrenowanie, po kilku latach bez. Tyle, że ciągle to przeciągam i nie mogę zdecydować kiedy. Myślałem wcześniej o początku grudnia, ale na razie pogody takie, że jakoś szkoda nie wyjść. A za chwilę może być za późno, bo już za pięć tygodni zawody na 5km. Tak więc chyba lekko biegając dobiję już do nich. Tydzień po nich będę na feriach przez osiem dni w Hiszpanii i to właśnie będzie roztrenowaniem. Po nim zostaną dwa miesiące na przygotowania do pierwszego wiosennego startu w HM.
Awatar użytkownika
jacekww
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 2332
Rejestracja: 08 wrz 2015, 14:56
Życiówka na 10k: 38:27
Życiówka w maratonie: 3:53:44
Lokalizacja: Łódź

Nieprzeczytany post

Obrazek

Obrazek

Grudzień przebiegałem jedynie dla zachowania sylwetki, co by nie musieć zaczynać od postanowień noworocznych :oczko:. Raptem dwa razy zmusiłem się do wysiłku, raz były to setki w marne 18 sek. a w wigilię zrobiłem sobie test na 5km. Bardzo chciałem złamać 20 minut i do ostatniego metra się starałem, a i tak wyszło równe 20:00.

Rok kończę z przebiegiem 2403km, w tym 344km na bieżni, reszta na powietrzu. Bardzo dobry rok, udało się poprawić na wszystkich dystansach, aczkolwiek nie równy, wiosna dużo lepsza niż jesień. Również omijały kontuzje, co bardzo cieszy.

2020 to ostatni rok mojej "kampanii". W pierwszej połowie nadal starał się będę poprawiać wyniki od 3km do 21km. Harmonogram kluczowych startów niemal dopięty na ten okres.
Priorytet na drugą połówkę to maraton, a jednocześnie najważniejsza impreza tego roku jak i trzyletniej koncepcji.
Bezpośrednie przygotowania rozpoczynam 26 czerwca, wstępnie naszkicowałem już zarys planu. Składa się z czternastu tygodni i bazuje na czterech treningach w tygodniu.
Mocno za wcześnie jeszcze by w jakieś bliższe cele i szczegóły wchodzić. Pobiec go optymalnie do formy którą będę dysponował na ten dzień, to jest moje marzenie na ten rok.
Tylko tyle i aż tyle :usmiech:
ODPOWIEDZ