Sobota, 28 września 2019 r.
Parkrun Lasek Aniołowski
Trzy ostatnie tygodnie przestawiałem się na trochę szybsze bieganie. W dniu dzisiejszym przypadał kontrolny test na 5km, więc oczywiście padło na parkrun.
Założenia były proste, po pierwsze poprawić 22:51 z tej samej trasy z czerwca, po drugie nie zajechać się w pierwszej połowie biegu (jest ponad 2 km podbiegów łącznie) i pocisnąć mocniej dwa ostatnie kilometry. Jestem świadomy, że na płaskiej trasie pewnie pobiegłbym te 5km szybciej, ale traktuję ten bieg jako takie przetarcie przez biegiem na 5km 11 listopada, który raczej będzie płaski.Do tego taki parkrun to tempo run i siła biegowa w jednym
Wstałem dość wcześnie rano, standardowo lekkie śniadanko, wizyta w toalecie, lekki strój na siebie i trucht 1.6 km na miejsce startu. Przywitałem się z paroma znajomymi, zrobiła się fajna atmosfera, koordynator biegu Pan Gerard Gątek złoty człowiek bardzo fajnie to wszystko prowadzi. Zdjęcie grupowe,odliczanie i start.
1 km - pierwsze 500 m. jest podbiegu betonem +8 metrów. Ruszyłem z lekko zaciągniętym ręcznym, przede mną chyba ze 20 osób. Już wiem co się dzieje pociągnęła ich adrenalina. Dobiegam do końca podbiegu do agrafki (tempo 4:34), wyjątkowo luz jak na pierwszy podbieg. Popracowałem trochę na zbiegu, fajnie, bez spiny pierwszy kilometr zamyka się czasem 4:23 i średnim tętnem 89%! Super. Mijam chyba z 10 biegaczy, którzy ewidentnie zaczęli za szybko.
2 km - drugi kilometr na tej trasie jest kluczowy, bo jest ciągle pod górę, łącznie +19 metrów do zrobienia. Do tego dzisiaj nawierzchnia leśna była lekko wilgotna i robiło się momentami ślisko co nie pomagało. Założenia były, żeby tutaj nie stracić i się nie zajechać. Zaczynało być ciężko, ale bez tragedii, tętno średnie 95%, czas 4:32 czyli według założeń.
3 km - trzeci kilometr jest jakby łatwiejszy bo tylko +12 metrów różnicy wysokości, ale tu jest zawsze największa pokusa, żeby zwolnić. Skupiłem się na biegaczach przede mną i po kolei ich mijałem, trzymając. Dobiegłem do drugiej agrafki. Pika trzeci kilometr 4:32, średnie tętno 97%, jest dobrze nie zakwasiłem się za bardzo i najgorsze mam za sobą.
4 km - tutaj zaczynamy bój o rezultat. Powoli przyspieszam, być może mogłem jeszcze mocniej przycisnąć na tym kilometrze, ale nie wiedziałem czy wytrzymam. Jest lekko z górki, tętno mocno spadło co jest dobrym znakiem, że trening tempowy i interwały na treningu działają. Lekko z górki -9 metrów, powoli przyspieszam, nawet nie zauważam kiedy zegarek pika 4 km w 4:20, średnie tętno 89%. Tu z perspektywy wygodnego fotela mogłem pobiec z 5-10 sekund szybciej.
5 km - przed sobą ok 100 metrów mam zawodnika. Postanawiam go dogonić. Przyspieszam dość mocno do 4:05 i trzymam tą intensywność na całej długości ostatniego kilometra. Jest ciężko, ale wiem, że wytrzymam, powoli doganiam zawodnika. Na ostatniej prostej jeszcze trochę dociskam i już prawie go mam. jakieś 60 m. przed metą pika 5 km w 4:02 na tętnie 88%. Daje ostry finish z tego co zostało w baku, wpadam na metę i po paru sekundach zatrzymuję zegarek. Podpieram kolana, trochę kręci mi się w głowie, ale po chwili to mija. Skanuję token i patrzę na zegarek 22:12, czyli będzie z 22:08.
I dokładnie tyle jest:
22:08 nowy PB (życiówka poprawiona o 43 sekundy)! Łącznie 5,06 km z zegarka.
Powiało optymizmem, jeszcze przed biegiem wziąłbym w ciemno 22:30, a tu taka niespodzianka.
Jak na trasę po lesie z 2 agrafkami, 2 km podbiegów, lekko śliską nawierzchnię, wynik mnie mocno cieszy.
Co prawda Strava znajduje najszybszy fragment 5km w 21:46, ale traktuję to z lekkim powątpiewaniem, bo to las.
Jak o się przekłada na tempa treningu:
Easy: 5:39-5:59
Marathon: 5:01
Progowe: 4:42
Interwały: 4:20
Repetition: 4:05
Najbliższe 6 tygodni cały czas trenuję pod 5km i chciałbym 11 listopada zobaczyć wynik sub22.
Nie masz wymaganych uprawnień, aby zobaczyć pliki załączone do tego posta.