Poniżej to co udało a właściwie chciało mi się biegać na urlopie. Głównie lekko, miło i przyjemnie, przez co na wczorajszym powrocie uświadomiłem sobie, że do startu w polówce został właściwie już tylko miesiąc a mało konkretne te moje trening pod nią. Niemniej nie wycofuję się z wcześniejszej deklaracji zrobienia życiówki, grunt to pozytywne nastawienie a źle nie będzie.
1.08 – Żwawe 9,2km, po 4:33min/km.
2.08 – Z żoną 8,4km, po 6:36min/km.
4.08 – Miałem tego dnia ochotę zrobić coś mocniejszego, park gdzie biegałem miał w pętli jakieś 1650m, ustawiłem zegarek 4min/4min. W pierwsze cztery starałem się zrobić ok. kilometra, resztę dystansu w drugie cztery i w założeniu sześć takich powtórzeń. Pierwszy km w 3:59, drugi w 3:52 gdzie w trakcie dostrzegam parę męsko-damską jakby biegaczy, udających się w stronę centrum miasta. Dodam że w trakcie treningu zauważam na chodnikach i ulicach wiele narysowanych strzałek których w poprzednich dniach nie było. Przystępuje do trzeciego powtórzenia w trakcie którego intensywnie myślę czy aby jakiś zawody biegowe nie będą rozgrywane. Zamykam kilometr w 3:59 i podbiegam trzysta metrów na główny plac miasta, gdzie widzę przygotowania do imprezy biegowej. Pobieżnie przeglądam program zawodów i sprawnie wracam na kemping, uzyskać aprobatę rodziny na wzięcie udziału. Pozwalają mi wystartować na 7km, był też dystans 14 i 21km. Biorę kasę, dokument i podjeżdżam samochodem zapisać się mimo, że to tylko 1,5km to do startu raptem 90 minut. Koszt udziału 60zł, otrzymuję sam numer startowy, dziwne trzy kategorie wiekowe, 0-29lat, 30-43 i moja senior 44+, nie wiem czemu ale pomyślałem wtedy że mogę ją wygrać. Wracam na kemping, zjadamy śniadanie, szykujemy się na baseny i jedziemy na start. Staję w drugiej linii, nie wiem kto na ile km biegnie, chłopak przede mną wygląda na mocno zmotywowanego i pobudzonego, niech leci i wskazuje mi trasę. Przemowa burmistrza i strzał, z początku jestem dziesiąty, mijam kilka osób i po kilometrze w 3:55 jestem szósty. Czołówka już mocno z przodu, chłopak za którym stałem też jakieś 30sek przed. Tyle, że mijam go po 2,5km, dyszy mocno, ja też ale tempo trzymam starego diesla a on już podtlenek przepalił. Jestem piąty z dość sporą stratą do pozycji czwartej, tli się niewielka nadzieja, że może gość osłabnie. Nic z tego, dystans tylko się powiększa, obserwuję już tylko postać by wiedzieć gdzie biec. W końcówce tracę kontakt wzrokowy, widzę strzałki na zakręcie w kierunku mety, rozglądam się za innymi bo na zegarku 6,6km a do mety jakieś 150m, patrzę czy nie ma jakiegoś obiegu wokół centralnego placu miasta, nic nie widzę więc wbiegam na metę. Medal, kubek wody, dziewczynom starczyło moje 27 minut by zjeść lody, raźnie zabieramy się na baseny. Stamtąd już sam za 2,5 godziny podreptałem kilometr w klapkach na dekorację, spoglądam na wyniki i wygrałem kategorię. Można rzec, iż zadanie ułatwione miałem bo od mojego rocznika się zaczynała, ale jakby przenieś mój rezultat kategorię niżej, byłbym drugi w niej. Średnia z zegarka 4:01min/km wyszła, bo nie zawierzam, że równe 7km było. Taki to był start w węgierskim mieście Pápa, z moim udziałem w międzynarodowym biegu, otrzymałem dyplom, mini pucharek i jakieś ichniejsze wino.
5.08 – Rozbieganie 10km po 5:17min/km.
7.08- Z żoną 9,4km po 6:25min/km.
9.08 – 10km średnio 4:31km/min, w tym ostatnie 3km w okolicach tempa 4:00.
11.08 – W nowym miejscu urlopowym był staw ze ścieżką wokół ok. 800m. Zrobiłem sześć szybkich kółek, przeplatanych wolnymi. Pięć szybkich wyszło w okolicach 3:50min/km i ostatnie już co sił w 3:40min/km. Łącznie z dobiegiem i powrotem wyszło 12km.
13.08 – Dzień przed wyjazdem ani ja, ani żona nie mieliśmy weny na bieganie toteż jedynie 6km po 6:20min/km, tak dla spokoju ducha i co by się nie szarpać przed czekającym startem za dwa dni, który opiszę w następnym wejściu.