To może zacznę od tego, że to były zawody, na które zapisałem się, żeby mieć checkpoint po dyszce z maratonem, a przed Piotrkowską (jak mi trening idzie). Nie wziąłem pod uwagę dwóch rzeczy: tego, że przez tą cholerną kontuzję wypadnie mi prawie 3 tygodnie treningu, oraz tego, że to jest naprawdę wymagająca trasa
 
 Do samego rana w sobotę biłem się z myślami, czy jechać na zawody, czy pobiec tysiączki w parku, ale wygrała opcja "słabe zawody są lepsze niż dobry trening". Kostka nie doskwiera, więc przywdziałem mój nowy zestaw Garmin 235 + Stryd i o 12 wyruszyłem. Na miejscu 15 minut przed startem (13:00), pogoda znacznie bardziej biegowa niż w piątek (13 stopni). Miałem wyrzuty sumienia, bo wiedziałem, że zostawiam żonę z marudnymi dzieciakami na 3h. Nic to, kazała jechać, pojechałem.
Na miejscu 10 minut prowizorycznej rozgrzewki, spotkałem kilku znajomych i ustawiłem się na na starcie. To że z jednym chwilę pogadałem uratowało mi dupę i zaoszczędziło umierania od połowy, bo mimo ze to bieg rozgrywany po raz 11, ja byłem tu pierwszy raz i nie za bardzo wiedziałem jak wygląda profil trasy "będzie ciekawie na 6, będą górki". Uprzedzając fakty - było ciekawie
 Do mojej świadomości wcześniej dotarło tylko, że 90% "dukty leśne". Ok, ale o górkach nie wiedziałem
 Do mojej świadomości wcześniej dotarło tylko, że 90% "dukty leśne". Ok, ale o górkach nie wiedziałem   no i błyskawicznie zrewidowałem plan zakończenia zawodów w 48 minut "tym bardziej, że 10,5". Chciałem je zamknąć sub 50.
 no i błyskawicznie zrewidowałem plan zakończenia zawodów w 48 minut "tym bardziej, że 10,5". Chciałem je zamknąć sub 50. Początek już na wstępie pod górę, staram się trzymać tempo 5:00 patrząc na intensywność, a tu niemiła niespodzianka, 5:20. Stwierdziłem, że mam zapas, więc ruszyłem, zostawiając znajomego za sobą. Ostatecznie przybiegł 4 minuty po mnie. Starałem się biec mając tempo i intensywność pod kontrolą, jak się zrobiło równiej, kolejny wpadł 4:46, następny 4:44 (wciąż mając w głowie 2 połowę trasy), na czwartym już trochę pod górę, to 4:54. Tutaj gdzieś doszedłem innego znajomego (pozdro Kamil), którego relację dla www.festiwalbiegowy.pl również polecam, chwilkę pogadaliśmy po czym stwierdziłem że odjeżdżam dalej (Kamilowi uciekłem na 1m15s) i tak piątkę zamknąłem w 24:38, mając szanse na sub50 jak się zepnę w końcówce. Ale... to była ta łatwiejsza piątka
 Kilometry szósty (4:50) i siódmy (4:36, choć zmierzyłem 960m) tymi górkami (po piachu of korz) równo styrały mi mięśnie ud, tym bardziej, że żadnej siły biegowej w tym roku jeszcze nie robiłem i już w trakcie biegu wiedziałem, że wracam do tematu ASAP. Czyli generalnie biegłem trailowe zawody na aktualnego maksa, nie mając siły i bazując na szybkości. Aaaa, no i w asfaltowych startówkach
 Kilometry szósty (4:50) i siódmy (4:36, choć zmierzyłem 960m) tymi górkami (po piachu of korz) równo styrały mi mięśnie ud, tym bardziej, że żadnej siły biegowej w tym roku jeszcze nie robiłem i już w trakcie biegu wiedziałem, że wracam do tematu ASAP. Czyli generalnie biegłem trailowe zawody na aktualnego maksa, nie mając siły i bazując na szybkości. Aaaa, no i w asfaltowych startówkach   na szczęście dało trochę odpocząć na zbiegach, to starałem się trzymać tempo, ale intensywność przypominała bardziej ósmy/dziewiąty z ulicznej dychy (2km wcześniej przeszedłem z oddechu 2-3 na 2-2, co nie wróżyło łatwego finiszu...), a ja miałem jeszcze 3,5 km w trailu i zmęczone nogi.
 na szczęście dało trochę odpocząć na zbiegach, to starałem się trzymać tempo, ale intensywność przypominała bardziej ósmy/dziewiąty z ulicznej dychy (2km wcześniej przeszedłem z oddechu 2-3 na 2-2, co nie wróżyło łatwego finiszu...), a ja miałem jeszcze 3,5 km w trailu i zmęczone nogi. Niemnie 6 i 7 to preludum do ósmego - garmin zmierzył 18m up w długim, jednostajnym podbiegu. Marzenie na tym etapie, co nie?
 tu popracowała głowa. I to, że odkąd przyspieszyłem po pierwszym kaemie, nie wyprzedził mnie kompletnie nikt, za to ja sukcesywnie wyprzedzałem kolejne osoby. Obierałem sobie cel, dochodziłem, parę sekund biegłem z/za celem i wychodziłem na prowadzenie, i tak następny, następny, nieważne, czy w górę, czy w dół, piąłem się w górę w klasyfikacji. Trochę mnie rozbiło to, ze o ile kilometry 1-6 były piknięte co do metra, to kolejne już były trochę rozjechane. Po negocjacjach z samym sobą ustaliłem, że na 9 km postaram się przyspieszyć. Nie wierzyłem, że się da, ale jednak było z czego, choć nie było to szarpnięcie jakie mi się czasem zdarza, ale raczej jak zmiana prędkości ze 130 na 140 na autostradzie, chwilę trwa ale po przyspieszeniu różnicę widać tylko w cyferkach. Dziewiąty "kilometr" (1,11 km) w 5:13, (tempo 4:42), do pracy mięśni ostro dołącza głowa, dziesiąty w 4:37 (narastająco, końcówka już 4:20 według Garmina), a ostatnie 400-500 metrów (zbieg, potem kilka metrów stromego podbiegu na stadion i 200-300 metrów po trawie do mety) w 4:10 z końcówką 3:45, na tyle wystarczyło. Na mecie przez dobrą minutę dyszałem starając się uspokoić oddech, już dawno nie wyjechałem się tak mocno, tętro dobiło do 193 (HR max 197), więc było intensywnie.
 tu popracowała głowa. I to, że odkąd przyspieszyłem po pierwszym kaemie, nie wyprzedził mnie kompletnie nikt, za to ja sukcesywnie wyprzedzałem kolejne osoby. Obierałem sobie cel, dochodziłem, parę sekund biegłem z/za celem i wychodziłem na prowadzenie, i tak następny, następny, nieważne, czy w górę, czy w dół, piąłem się w górę w klasyfikacji. Trochę mnie rozbiło to, ze o ile kilometry 1-6 były piknięte co do metra, to kolejne już były trochę rozjechane. Po negocjacjach z samym sobą ustaliłem, że na 9 km postaram się przyspieszyć. Nie wierzyłem, że się da, ale jednak było z czego, choć nie było to szarpnięcie jakie mi się czasem zdarza, ale raczej jak zmiana prędkości ze 130 na 140 na autostradzie, chwilę trwa ale po przyspieszeniu różnicę widać tylko w cyferkach. Dziewiąty "kilometr" (1,11 km) w 5:13, (tempo 4:42), do pracy mięśni ostro dołącza głowa, dziesiąty w 4:37 (narastająco, końcówka już 4:20 według Garmina), a ostatnie 400-500 metrów (zbieg, potem kilka metrów stromego podbiegu na stadion i 200-300 metrów po trawie do mety) w 4:10 z końcówką 3:45, na tyle wystarczyło. Na mecie przez dobrą minutę dyszałem starając się uspokoić oddech, już dawno nie wyjechałem się tak mocno, tętro dobiło do 193 (HR max 197), więc było intensywnie.Czas brutto 51:25, netto (z zegarka) 51:10. Miejsce 137/366 startujących. Czas zwycięzcy, Tomka Osmulskiego, 34:52.
Cieszy to, że noga nie doskwierała, że pobiegłem fajne zawody na maksa, w trudnym terenie, rozegrałem dobrze taktycznie, dałem radę na górkach i po piachu, średnie tempo <5, dycha poniżej 50 (więc plan minimum, ustalany jak nieznana mi była trasa) zrealizowany, jakbym znał trasę to to by był plan optimum/maksimum. Było z czego przyspieszyć na koniec, jest fajnie
 jestem zadowolony.
 jestem zadowolony. Tu począteczek, klasa:
Tu końcóweczka, widać po minie - cieszę się, że mi się kolegę z numerem 395 udało wyprzedzić, bo mocno się trzymał
 
 43/2019 poniedziałek - 6,8 km - podbiegi (8x160m)
Wracam do moich klasycznych podbiegów na wiadukt - sobota dobitnie pokazała, że siły biegowej nie mam, więc trzeba dosztukować
 wyszedłem 5:15, 2km rozgrzewki i 8 podbiegów. Co ciekawe, po 37-38 sekund, czyli sporo szybciej niż rok temu a na podobnej intensywności. Testuję nowe buty od Chińczyków - jestem fanem. Tym bardziej, że po promocjach wyszły mnie 105 PLN
 wyszedłem 5:15, 2km rozgrzewki i 8 podbiegów. Co ciekawe, po 37-38 sekund, czyli sporo szybciej niż rok temu a na podobnej intensywności. Testuję nowe buty od Chińczyków - jestem fanem. Tym bardziej, że po promocjach wyszły mnie 105 PLN   
   
   
 Panowie, bez się pojawił, trzeba zbierać u żon punkty na zawody



 



 ), a mi już ciężko - będzie wesoło. Następne 200 pod górę, 56, kolejne 300 w połowie się wypłaszcza, przycisnąłem i 52, potem 54, 52, 8s te 33/34m i następne 54, 52, 52 i przerwa. Dyszę, niewesoło, bo jeszcze 3 zostały. Odcinek zamknięty 7:07. Przerwa 400m marszu.
 ), a mi już ciężko - będzie wesoło. Następne 200 pod górę, 56, kolejne 300 w połowie się wypłaszcza, przycisnąłem i 52, potem 54, 52, 8s te 33/34m i następne 54, 52, 52 i przerwa. Dyszę, niewesoło, bo jeszcze 3 zostały. Odcinek zamknięty 7:07. Przerwa 400m marszu. Plus jest taki, ze czuje, że infekcja przechodzi i dziś mi się dużo swobodniej biegło niż ostatnio.
 Plus jest taki, ze czuje, że infekcja przechodzi i dziś mi się dużo swobodniej biegło niż ostatnio. ale jak się nie chce dokładać, to trzeba trochę zainwestować. To ja zainwestowałem z 80h pracy własnej plus z 50-60h pracy innych osób, szacunki "delikatnie" przekroczone. Jakieś 4x
 ale jak się nie chce dokładać, to trzeba trochę zainwestować. To ja zainwestowałem z 80h pracy własnej plus z 50-60h pracy innych osób, szacunki "delikatnie" przekroczone. Jakieś 4x   
 
 czyli kolejna kontuzja w tym sezonie, rok temu znacznie lepiej to wyglądało, no cóż, trza przeciwdziałać.
 czyli kolejna kontuzja w tym sezonie, rok temu znacznie lepiej to wyglądało, no cóż, trza przeciwdziałać. 