
6. Dycha Wroactiv 16.03.2019, Wrocław
-
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 1496
- Rejestracja: 12 lip 2017, 22:48
- Życiówka na 10k: -
- Życiówka w maratonie: -
No to patrzę co nabiegacie 

- ziko303
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 2421
- Rejestracja: 13 gru 2013, 12:08
- Życiówka na 10k: 45:16
- Życiówka w maratonie: 3:48:40
- Lokalizacja: Wro
Kurcze zrobiłem sobie drzemkę i nie zdążyłem na blogowe spotkanie
za to potem już nie spałem i mimo niełatwych warunków udało się lekko poprawić PB 45:40
z tego co widzę reszta chłopaków super pobiegła, gratki i czekam na relacje 



-
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 3659
- Rejestracja: 06 sie 2014, 22:31
- Życiówka na 10k: 38:38
- Życiówka w maratonie: stara i nieaktualna
- Lokalizacja: Wroclaw, POL
- Kontakt:
Spotkaliśmy się z Witkiem (wigi) i pogadaliśmy trochę - wyszło na to, że w naszym odczuciu te warunki wcale nie były takie złe. Ja poiegłem adekwatnie do aktualnego poziomu, wigi pobiegł szybciej niż zakładał. W mojej ocenie mocno odczuwalne były km: 8 oraz 10. Jeśli tam nie było się za kim schować (ja akurat nie miałem), to było słabo. Poza tym było ok.
biegam ultra i w górach 

- ziko303
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 2421
- Rejestracja: 13 gru 2013, 12:08
- Życiówka na 10k: 45:16
- Życiówka w maratonie: 3:48:40
- Lokalizacja: Wro
Dokładnie to były najgorsze odcinki plus początek
-
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 3659
- Rejestracja: 06 sie 2014, 22:31
- Życiówka na 10k: 38:38
- Życiówka w maratonie: stara i nieaktualna
- Lokalizacja: Wroclaw, POL
- Kontakt:
Ale co 9,6? Dla mnie większość 10-tego km, łącznie z podbiegiem pod wiatr. Dopiero chyba ostatnie 300 metrów było szybko.mpruchni pisze:9,6 km![]()
żeby być dokładnym.
Gratuluję życiówek.
Początek był mniej odczuwalny dla mnie, bo tam jeszcze biegło się jednym zwartym ciągiem i dało się schować.ziko303 pisze:Dokładnie to były najgorsze odcinki plus początek
biegam ultra i w górach 

-
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 526
- Rejestracja: 13 gru 2013, 08:51
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
Wiało w porywach, więc co się komu trafiło, to miał. Akurat jak ja biegłem, to na ostatnich 500 metrach(minus sam finisz) wiatr stawiał w miejscu, a podbieg jak podbieg, zmęczony byłem, a było pod górkę i tyle.marek84 pisze:Ale co 9,6? Dla mnie większość 10-tego km, łącznie z podbiegiem pod wiatr. Dopiero chyba ostatnie 300 metrów było szybko
Edit: znaczy, jak dla mnie, na podbiegu wiało, ale jeszcze "w normie", ino było pod górkę, a na górze dużo, dużo mocniej. Ale może byłem już tak zmęczony, że nawet się nie zorientowałem, dlaczego jest tak ciężko

Ostatnio zmieniony 16 mar 2019, 19:24 przez mpruchni, łącznie zmieniany 1 raz.
-
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 3659
- Rejestracja: 06 sie 2014, 22:31
- Życiówka na 10k: 38:38
- Życiówka w maratonie: stara i nieaktualna
- Lokalizacja: Wroclaw, POL
- Kontakt:
No to odczucia z ostatniego km mamy takie same, nie rozumiałem tego 9,6. Tak, podbieg pod wiatr był strasznie ciężki, a jak wbiegłeś na górkę to zamiast chwili oddechu (jak zazwyczaj to sie dzieje na podbiegu) dostajesz jeszcze mocniej w ryj a biec trzeba.
biegam ultra i w górach 

- Tillo
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 978
- Rejestracja: 03 lis 2015, 12:13
- Życiówka na 10k: 34:32
- Życiówka w maratonie: 2:51:06
- Lokalizacja: Wrocław
Ja mam podobne odczucia, najgorszy 8 i 10 km. Moja grupa akurat przed 8 km zaczęła się rozdzielać i było ciężko. 10 km chyba najgorszy - podbieg i wiatr.
[Blog] [Komentarze] [Endomondo] [Strava]
5 km: 00:16:25 - 25.01.2020 - City Trail Wrocław
10 km: 00:34:27 - 08.03.2020 - 7 Dziesiątka WROACTIV
HM: 01:18:42 - 03.11.2018 - 4 RST Półmaraton Świdnicki
M: 02:51:06 - 20.10.2019 - 20. PKO Poznań Maraton
5 km: 00:16:25 - 25.01.2020 - City Trail Wrocław
10 km: 00:34:27 - 08.03.2020 - 7 Dziesiątka WROACTIV
HM: 01:18:42 - 03.11.2018 - 4 RST Półmaraton Świdnicki
M: 02:51:06 - 20.10.2019 - 20. PKO Poznań Maraton
-
- Rozgrzewający Się
- Posty: 19
- Rejestracja: 14 sty 2019, 08:32
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
Warunki wydawały się tragiczne przed biegiem, ale faktycznie na trasie nie było źle. Odczucia tak samo 8 i 10km na dużym dyskomforcie, ale reszta całkiem spoko. Na wiatr to można zwalić 10 sekund max.
Może mało jeszcze widziałem imprez biegowych w mojej 9-miesięcznej "karierze", ale Wroactiv bardzo mi przypadl do gustu. Świetna trasa, organizacja i obsługa. No i życiówka wpadła (40:21), ale to jeszcze ten etap gdzie co bieg się poprawia. Na pewno zawitam w następnym roku.
Może mało jeszcze widziałem imprez biegowych w mojej 9-miesięcznej "karierze", ale Wroactiv bardzo mi przypadl do gustu. Świetna trasa, organizacja i obsługa. No i życiówka wpadła (40:21), ale to jeszcze ten etap gdzie co bieg się poprawia. Na pewno zawitam w następnym roku.
-
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 447
- Rejestracja: 25 sty 2018, 12:49
- Życiówka na 10k: 40:10
- Lokalizacja: miasto100mostów
bezuszny, miło było poznać i gratuluję życiówki.
Dziwny to był dla mnie bieg, oj dziwny.
Nie przygotowywałem się w ogóle pod 10km, trenuję do kwietniowego półmaratonu, ale miałem intensywnych kilka miesięcy i ciekawy byłem jak to się przełoży na krótszy dystans. Zwłaszcza w kontekście tego, że do poprzedniej dychy katowałem bardzo dużo 3x3km, 4x2km i 2x5km a wcale się to jakoś bardzo dobrze na wynik nie przełożyło. Teraz miało być eksperymentalnie z zupełnie innego treningu. Przed zawodami wykonałem tylko jeden trening 2x5km, którego nie skończyłem. Pierwsza piątka 19:25 na luzie, druga odpuszczona z powodu kolki po 2km.... Bałem się tej kolki, wydaje mi się, że pojawia się ona u mnie kiedy zaniedbuję ćwiczenia core a tak właśnie jest teraz (sporo obowiązków, dużo pracy i jest czas tylko na podstawowy trening). No i bałem się tej kolki. Jak się okazało - słusznie.
Założeniem było złamanie 38min, planem absolutnego minimum życiówka (38:43). Rozgrzewka na koronie stadionu z takim wiatrem od południowego zachodu, że stawiał w miejscu. A wiedziałem, że końcówka to będzie podbieg i kilkaset metrów pod wiatr.
Początek spokojny, w dużym tłoku. Pierwsze 500m jakoś koło 2 minut czyli sporo za wolno. ALe potem się rozluźniło a ja przyspieszyłem. 3:48, 3:41. Kilkaset metrów pod wiatr cięższe, ale w sumie - nie było źle. Od 3km znów zwrot i najdłuższa prosta do nawrotki. Uczepiłem się dwóch ładnych dziewczyn i cisnąłem z nimi. Piątka odpikała na 18:48, także wszystko szło zgodnie z planem. Niestety odezwała się kolka. Szósty i siódmy kilometr, niby z korzystniejszym wiatrem, a ja czuję że bieg się dla mnie kończy... Zwalniam, zaczynają mnie wyprzedzać ludzie. Ale jeszcze walczę. Mijam 6km i okazuje się, że znacznik na trasie jest daleko za momentem, w którym piknąl mi zegarek. Wszystkie poprzednie kilometry się zgadzały, ale ubzdurałem sobie, że zwolniłem jeszcze bardziej niż w rzeczywistości i że powtórzy się sytuacja z Biegu Niepodległości (zegarek mi tam dodał 180m a trasa miała atest). Poważnie zastanawiałem się, czy nie zejść z trasy, ale pomyślałem, że spróbuję dobiec na 40 min chociaż jak już tu jestem. Podobnie minął 7 kilometr. Na 8. zaczęło boleć mnie tak bardzo, że byłem o krok od zatrzymania się. Ale, o dziwo, znacznik 8km pojawił się nawet "przed" zegarkiem i uświadomiłem sobie, że mimo tej bryndzy (8. kilometr 4:06 wg zegarka) mam nawet jeszcze szansę na życiówkę. Zebrałem się w sobie i zacząłem ignorować ból w boku. Może nawet trochę odpuściło. Dziewiąty kilometr w 3:43, przede mną podbieg i okrążenie stadionu, częściowo pod duży wiatr. Otępiały z wysiłku mózg wyliczył, że jak zakręcę się poniżej 3:40 to może nawet pęknie te 38 minut. Głowa w dół, zaparłem się, podbieg mijam szybko, momentami kolka zatyka mnie tak, że biegnę kilka kroków na bezdechu. 700m do mety jestem już w konkretnym amoku, rzucam wszystko, mijam ludzi jak tyczki, p...li mnie ten wiatr, który chce zatrzymać mnie w miejscu. Wiem, że jeszcze 2-3 minuty i wytrzymam to. Dobiegam do dziewczyn, które odstawiły mnie na połówce. Jedną mijam jak Pendolino. Lecę do mety i czekam na moment aż będzie widać zegar. Na rękę nawet nie miałem siły patrzeć. Jest 37:4x, nawet nie czytałem ostatniej cyfry, Wpadam na metę, ten finisz to o dziwo już nawet bez kolki. 37:52. Ostatni kilometr z podbiegiem i tym przeklętym wiatrem 3:32. Życiówka poprawiona o 51s. Nie mogę być niezadowolony. Ale w lepszych warunkach to chyba by 37:30 pękło a może i nawet więcej...
No nic, robię dalej swoje. Gotowy mam być na H2O Półmaraton za 3 tygodnie.
Co do samych warunków - przychylam się do posta powyżej w 100%, wydawało się, że będzie tragicznie, a nie było tak źle.
Dziwny to był dla mnie bieg, oj dziwny.
Nie przygotowywałem się w ogóle pod 10km, trenuję do kwietniowego półmaratonu, ale miałem intensywnych kilka miesięcy i ciekawy byłem jak to się przełoży na krótszy dystans. Zwłaszcza w kontekście tego, że do poprzedniej dychy katowałem bardzo dużo 3x3km, 4x2km i 2x5km a wcale się to jakoś bardzo dobrze na wynik nie przełożyło. Teraz miało być eksperymentalnie z zupełnie innego treningu. Przed zawodami wykonałem tylko jeden trening 2x5km, którego nie skończyłem. Pierwsza piątka 19:25 na luzie, druga odpuszczona z powodu kolki po 2km.... Bałem się tej kolki, wydaje mi się, że pojawia się ona u mnie kiedy zaniedbuję ćwiczenia core a tak właśnie jest teraz (sporo obowiązków, dużo pracy i jest czas tylko na podstawowy trening). No i bałem się tej kolki. Jak się okazało - słusznie.
Założeniem było złamanie 38min, planem absolutnego minimum życiówka (38:43). Rozgrzewka na koronie stadionu z takim wiatrem od południowego zachodu, że stawiał w miejscu. A wiedziałem, że końcówka to będzie podbieg i kilkaset metrów pod wiatr.
Początek spokojny, w dużym tłoku. Pierwsze 500m jakoś koło 2 minut czyli sporo za wolno. ALe potem się rozluźniło a ja przyspieszyłem. 3:48, 3:41. Kilkaset metrów pod wiatr cięższe, ale w sumie - nie było źle. Od 3km znów zwrot i najdłuższa prosta do nawrotki. Uczepiłem się dwóch ładnych dziewczyn i cisnąłem z nimi. Piątka odpikała na 18:48, także wszystko szło zgodnie z planem. Niestety odezwała się kolka. Szósty i siódmy kilometr, niby z korzystniejszym wiatrem, a ja czuję że bieg się dla mnie kończy... Zwalniam, zaczynają mnie wyprzedzać ludzie. Ale jeszcze walczę. Mijam 6km i okazuje się, że znacznik na trasie jest daleko za momentem, w którym piknąl mi zegarek. Wszystkie poprzednie kilometry się zgadzały, ale ubzdurałem sobie, że zwolniłem jeszcze bardziej niż w rzeczywistości i że powtórzy się sytuacja z Biegu Niepodległości (zegarek mi tam dodał 180m a trasa miała atest). Poważnie zastanawiałem się, czy nie zejść z trasy, ale pomyślałem, że spróbuję dobiec na 40 min chociaż jak już tu jestem. Podobnie minął 7 kilometr. Na 8. zaczęło boleć mnie tak bardzo, że byłem o krok od zatrzymania się. Ale, o dziwo, znacznik 8km pojawił się nawet "przed" zegarkiem i uświadomiłem sobie, że mimo tej bryndzy (8. kilometr 4:06 wg zegarka) mam nawet jeszcze szansę na życiówkę. Zebrałem się w sobie i zacząłem ignorować ból w boku. Może nawet trochę odpuściło. Dziewiąty kilometr w 3:43, przede mną podbieg i okrążenie stadionu, częściowo pod duży wiatr. Otępiały z wysiłku mózg wyliczył, że jak zakręcę się poniżej 3:40 to może nawet pęknie te 38 minut. Głowa w dół, zaparłem się, podbieg mijam szybko, momentami kolka zatyka mnie tak, że biegnę kilka kroków na bezdechu. 700m do mety jestem już w konkretnym amoku, rzucam wszystko, mijam ludzi jak tyczki, p...li mnie ten wiatr, który chce zatrzymać mnie w miejscu. Wiem, że jeszcze 2-3 minuty i wytrzymam to. Dobiegam do dziewczyn, które odstawiły mnie na połówce. Jedną mijam jak Pendolino. Lecę do mety i czekam na moment aż będzie widać zegar. Na rękę nawet nie miałem siły patrzeć. Jest 37:4x, nawet nie czytałem ostatniej cyfry, Wpadam na metę, ten finisz to o dziwo już nawet bez kolki. 37:52. Ostatni kilometr z podbiegiem i tym przeklętym wiatrem 3:32. Życiówka poprawiona o 51s. Nie mogę być niezadowolony. Ale w lepszych warunkach to chyba by 37:30 pękło a może i nawet więcej...
No nic, robię dalej swoje. Gotowy mam być na H2O Półmaraton za 3 tygodnie.
Co do samych warunków - przychylam się do posta powyżej w 100%, wydawało się, że będzie tragicznie, a nie było tak źle.
37:52 1:25:24 3:12:11
- bezuszny
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 1548
- Rejestracja: 06 wrz 2017, 21:23
- Życiówka na 10k: 39:51
- Życiówka w maratonie: 3:13:48
- Lokalizacja: Holandia
Dzięki Panowie za spotkanie i gratuluję świetnych wyników! Bardzo fajny bieg, szybka trasa, wiatr dokuczał i mocno kręcił, ale było to do przeżycia. U mnie 40:46, mój brat 40:20.
Więcej napiszę pewnie po weekendzie na blogu.
Więcej napiszę pewnie po weekendzie na blogu.

5 - 19:20 (Amsterdam, 17.10.2020)
10 - 39:51 (Leiden Marathon, 10.10.2021)
HM - 1:29:27 (Berliner Halbmarathon, 03.04.2022)
M - 3:13:48 (Rotterdam Marathon, 24.10.2021)
10 - 39:51 (Leiden Marathon, 10.10.2021)
HM - 1:29:27 (Berliner Halbmarathon, 03.04.2022)
M - 3:13:48 (Rotterdam Marathon, 24.10.2021)
- infernal
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 3330
- Rejestracja: 04 wrz 2017, 08:33
- Życiówka na 10k: 38:36
- Życiówka w maratonie: 3:42
- Lokalizacja: Kalisz
Nie udało mi się utrzymać tempa Michał. Za mocny jak dla mnie, choć wydaje mi się że w pierwszej połowie to ja prowadziłem - i przypłaciłem za to cenę. Może brak walki, psychiki? A może za wysokie tętno jak teraz patrzę? A może nie miałem za kim się schować i od 7km walczyłem z wiatrem bo ja po nawrocie nie czułem w plecy wiatru. Nie wiem
Miło było wszystkich poznać
Gratulacje życiówek!
@krabul
Wybacz, nie ogarnąłem na początku że to byłeś Ty.



Miło było wszystkich poznać


@krabul
Wybacz, nie ogarnąłem na początku że to byłeś Ty.

Never say never, because limits, like fears, are often just an illusion.
Blog
Komentarze
5 km - 18:20 (09.04.21)
10 km - 38:36 (13.03.21)
HM - 01:30:48 (6.10.19)
M - 3:42:13 (22.04.18)
Blog
Komentarze
5 km - 18:20 (09.04.21)
10 km - 38:36 (13.03.21)
HM - 01:30:48 (6.10.19)
M - 3:42:13 (22.04.18)