08.12.18 - sb
BS 10-12km
WOLNE
Mogłem, ale jakoś mi się nie chciało. Trochę musiałem pokursować autem także dałem sobie spokój. Przebiegałem uczciwie 3 dni z rzędu, w tym dzień wcześniej wpadł trening jakościowy. BS mnie nie zbawi... Gorzej jakbym zrezygnował z mocniejszej jednostki...
09.12.18 - ndz
Grand Prix Zagłębia Miedziowego Gaworzyce - 6km
22:51 8/ ?
Trasa dużo łatwiejsza niż na ostatnich zawodach, ale też trochę taka przełajowa. Tym razem głównie ścieżki polne. Dystans niby 6km, ale takie 6km że to nie 6km, bo dzisiaj na trasie pokazało mi wg GPS 6,17km. Rok wcześniej na tej samej trasie pokazało mi 6,22km, a wg organizatora było wtedy 6,3km. Dzisiaj organizator określił długość trasy na 6km, bo wszystkie biegi w ramach Grand Prix prócz finałowego mają mieć te "6km"
Dzisiejszym biegiem zakończyłem zmagania w ramach Grand Prix. Zeszły rok - 23:30, w tym roku 22:51. Poprawa jakaś tam jest na bezformiu, tym bardziej, że rok wcześniej po tym biegu miałem 2 tygodnie przerwy spowodowanej kontuzją i przeziębieniem = w moim wypadku byłem zmuszony przygotowywać się wtedy od zera... Odnośnie dzisiaj do rzeczy:
Pogoda nieprzyjemna. Niby na termometrze 4-5stopni, ale wiał zimny wiaterek i w dodatku były zrywy mocnego deszczu - przynajmniej przed startem. Podczas samego biegu było powiedzmy od biedy... Na rozgrzewkę zrobiłem 1,72km po 5'20'' [9:10], trochę ćwiczeń w ruchu i w miejscu...
Bieg zacząłem wolniej niż na ostatnim Grand Prix, mimo iż początek był z górki. Z górki i w dodatku początek po asfalcie... Trochę wiało w ryjca, grupka prowadzących była dosyć z przodu, a ja z nie wiem - może maks dwoma osobami zostałem trochę z tyłu... Około 1,2km od startu postanowiłem dołączyć do grupki prowadzących, by się schować. Gonienie zajęło mi około 40s, czyli był to dość długi zryw, który mnie trochę nadwyrężył. Myślałem w tamtym momencie, że mimo wszystko było warto to zrobić, bo naprawdę solidnie wiało, a grupka prowadzących dość znacznie zwolniła, dzięki czemu po dołączeniu do grupki mogłem trochę wypocząć. Mój wypoczynek trwał niestety, ale tylko z 800m - czyli trochę się na zrywie przejechałem... Prowadzący postanowili delikatnie przyspieszyć (znajomy, który z nimi biegł, mówi że nie przyspieszyli, ale ja swoje wiem) przez co mój wyścig na miejsca dobiegł końca, zostałem sam... Trochę zaczęły mnie boleć znów lędźwia, ciężko się biegnie z bólem, ale jakoś się da, także na załączonym tempomacie sobie tak biegłem - no ni za ch choćbym chciał... w tym okresie nie potrafię się zmusić do wejścia na wyższe obroty, niby bieg krótki bo 6km, a ja biegnę jakbym miał biec na 15km
![hahaha :hahaha:](./images/smilies/icon_lol.gif)
... Tempomat włączony i tak sobie biegnę, biegnę, biegnę, głównie wieje boczny wiatr, a od około 3,7km do 4,2km trafił się jedyny odcinek gdzie wieje w plecy - tu mnie dogania znajomy, którego trochę było słychać - widać, że gonienie mnie trochę nadwyrężyło jego siły... Ja jak wspomniałem biegłem z załączonym tempomatem i skupiałem się raczej na obronie miejsca. Miejsce obroniłem, wszystko miałem pod kontrolą, choć żałuję że nie dało rady trochę się poszarpać. Awansować też niestety nie awansowałem. Od 4,2km do 5km na polnej ścieżce wiatr był boczny, od 5km do około 5,5km wiało dość mocnym wmordewindem. Od 5,5km odcinek znów z bocznym wiatrem, znów po asfalcie i z podbiegiem do samej mety. Podbiegi to aktualnie jedyny element, na którym coś tam powiedzmy sobą prezentuję... Bawi mnie wykres tempa, bo podbieg pokonałem tym samym tempem co resztę dystansu... Nawet z wiatrem
![hahaha :hahaha:](./images/smilies/icon_lol.gif)
Z "zawodów" chyba tyle... Niby się zmęczyłem, ale jeśli miałbym trzymać to tempo to bym je jeszcze utrzymał...
Po biegu z 1,2km roztruchtania po 5'50''...
Na plus
- Dość znaczna poprawa wyniku względem roku ubiegłego...
- Zaczynam przyzwoicie ganiać na podbiegach...
Na minus
-
Kolejny bieg, w którym bolą mnie lędźwia
Po powrocie do domu miałem dokręcić jeszcze 10km po lesie tak by kilometry się jako tako zgadzały, ale znów spasowałem. Większą wartość do treningu wniesie mi dziś wykonanie porządnego rozciągania i rolowania zamiast sztucznie nabitych kilometrów.
PODSUMOWANIE TYGODNIA 03.12-09.12 [5]
Ok 58-60km. Czyli kilometraż mizerny - trudno bywa. Za to więcej jakości, która myślę że w kolejnych dniach podniesie mój aktualnie mizerny poziom biegowy. W treningach coraz bardziej zaczynają mnie męczyć BSy, nie wiem może BSy zacznę klepać z kimś, a nie samemu, bo jest ciężko - męczy mnie ta monotonia, ryje mi to psychikę. Za to treningi jakościowe zaczynają mieć jakiś tam kształt i znoszę je dużo lepiej. Oczywiście tempa nie te, ale małymi kroczkami do przodu, jakiś tam postęp jest. Zima tuż tuż, moja zbroja robi się coraz cięższa. 64.5 - 65.5kg... Przyjdzie wiosna/lato myślę w okresie startowym będzie te 61-62.5kg...
I jedyna sensowna rzecz w tych wypocinach - do ogarnięcia lędźwia - w okresie startów mnie nie bolą, dwa - kostki to jest jakiś dramat - jak ich nie rozruszam, nie dogrzeję to czuję się jak po lekkim podkręceniu, boli przy każdym kroku - po dogrzaniu zero bólu... Trzy. Z choróbskiem itd. NA RAZIE nie ma problemu, ale wypadałoby to cały czas monitorować... Chce wiosnę, a fundament pod formę to niech się sam zrobi bo robienie fundamentów jest nudne
![:bum:](./images/smilies/bum.gif)