Sikor - no to do roboty...
Moderator: infernal
- Sikor
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 4980
- Rejestracja: 31 lip 2015, 15:36
- Życiówka na 10k: 40:35
- Życiówka w maratonie: 3:13:29
- Kontakt:
Tydzien postartowy powoli zbliza sie ku koncowi.
W tym czasie trenowalem, ale nie za wiele.
W poniedzialek troche roweru (do pracy i na basen) + plywanie 1h.
Wtorek+sroda wolne.
Czwartek: rower MTB, niecale 2h, 280m podjazdow, ale lekko, sredni puls tylko 114.
Plan na piatek, to dluzszy bieg (18-20km) i w sobote przed poludniem 12-14km na zmeczeniu.
Niedziela to powrot do roweru tri, dluzsza jazda, tak ze 2.5h.
A od poniedzialku w planie sa 2 mocne (na tyle na ile to bedzie czasowo mozliwe) tygodnie,
zeby potem 2 tygodnie luzowac przed nastepnym startem. Tym razem startem klasy A
Glowne zadanie tego okresu to nie spieprzyc formy plywackiej i biegowej, a nieco umocnic sie na rowerze.
W miedzyczasie (na poczatku wrzesnia, 6 dni przed Challenge Almere) odbedzie jak co roku nasz wioskowy bieg na 5km.
I tutaj duzo nowosci w tym roku! Glownie dobrych
1. Start/meta biegu przeniesiona duzo blizej nas, do nowo otwartego centrum sportowego niedaleko nas.
2. Trasa to jest teraz certyfikowana 5km, a wczesniej to bylo nijakie 5.3km
3. Trasa zostala przy okazji gruntownie przebudowana, tylko minimalnie pokrywa sie ze stara,
a do tego mieszkam w samym srodku petli
Ze zlych wiadomosci, to w zasadzie tylko 1: jest jeszcze mniej plaska niz byla: 55m podbiegow, zamiast 45 jak wczesniej.
Do tego na wczesniejszej biegalo sie glownie duzo malych podbiegow.
Na tej jest inaczej: pierwsze niecale 3km sa glownie z gorki lub plaskie,
potem jednak nastepuje 1500-metrowy podbieg, na ktorym sie robi 40m do gory, a na koniec dosc plaskie 650m (-7m).
Nie jest to zatem dobra trasa na zyciowki. Dobra wiadomosc, to taka, ze podbieg znam jak wlasna kieszen,
bo przebiega 100m od mojego domu, wiec biegalem go juz wiele razy.
Co innego jednak na treningu, a co innego jak puls bedzie blisko maxa.
Tak czy owak, niezaleznie od wyniku, bede mial pierwsza oficjalna zyciowke na 5km,
bo to bedzie moj pierwszy bieg na tym dystansie
W tym czasie trenowalem, ale nie za wiele.
W poniedzialek troche roweru (do pracy i na basen) + plywanie 1h.
Wtorek+sroda wolne.
Czwartek: rower MTB, niecale 2h, 280m podjazdow, ale lekko, sredni puls tylko 114.
Plan na piatek, to dluzszy bieg (18-20km) i w sobote przed poludniem 12-14km na zmeczeniu.
Niedziela to powrot do roweru tri, dluzsza jazda, tak ze 2.5h.
A od poniedzialku w planie sa 2 mocne (na tyle na ile to bedzie czasowo mozliwe) tygodnie,
zeby potem 2 tygodnie luzowac przed nastepnym startem. Tym razem startem klasy A
Glowne zadanie tego okresu to nie spieprzyc formy plywackiej i biegowej, a nieco umocnic sie na rowerze.
W miedzyczasie (na poczatku wrzesnia, 6 dni przed Challenge Almere) odbedzie jak co roku nasz wioskowy bieg na 5km.
I tutaj duzo nowosci w tym roku! Glownie dobrych
1. Start/meta biegu przeniesiona duzo blizej nas, do nowo otwartego centrum sportowego niedaleko nas.
2. Trasa to jest teraz certyfikowana 5km, a wczesniej to bylo nijakie 5.3km
3. Trasa zostala przy okazji gruntownie przebudowana, tylko minimalnie pokrywa sie ze stara,
a do tego mieszkam w samym srodku petli
Ze zlych wiadomosci, to w zasadzie tylko 1: jest jeszcze mniej plaska niz byla: 55m podbiegow, zamiast 45 jak wczesniej.
Do tego na wczesniejszej biegalo sie glownie duzo malych podbiegow.
Na tej jest inaczej: pierwsze niecale 3km sa glownie z gorki lub plaskie,
potem jednak nastepuje 1500-metrowy podbieg, na ktorym sie robi 40m do gory, a na koniec dosc plaskie 650m (-7m).
Nie jest to zatem dobra trasa na zyciowki. Dobra wiadomosc, to taka, ze podbieg znam jak wlasna kieszen,
bo przebiega 100m od mojego domu, wiec biegalem go juz wiele razy.
Co innego jednak na treningu, a co innego jak puls bedzie blisko maxa.
Tak czy owak, niezaleznie od wyniku, bede mial pierwsza oficjalna zyciowke na 5km,
bo to bedzie moj pierwszy bieg na tym dystansie
- Sikor
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 4980
- Rejestracja: 31 lip 2015, 15:36
- Życiówka na 10k: 40:35
- Życiówka w maratonie: 3:13:29
- Kontakt:
Podsumowanie tygodnia: plan wykonany
W czwartek rower MTB, 1:55h, dosc spokojnie, na rozbieg, sr. tetno tylko 114, 280m podjazdow
W piatek niezupenie dlugi bieg: 19.8km, sr. tempo 4:58, sr. tetno 142.
Bieg wygladal nastepujaco: 5km rozbieg + 12km tempo okolomaratonskie + 3km powrot
Fajnie bylo, bo na rowerach towarzyszl mi syn z kolega, wiec nie musialme tachac wody
Sobota, to czas na spokojny bieg: 12.8km, sr. tempo ledwo 5:26, sr. tetno 132
Tempo troche zanizone a tetno podwyzszone, bo tym razem na rowerze towarzyszyl mi mlodszy syn i ostatnie 1.5km pod gore musialem robic za popych
W niedziele mialem wyjechac na szose, ale mi sie nie chcialo
Wsiadlem zatem na MTB i zrobilem mocna, dluzsza jazde: 2:37h, 63.5km, sr. predkosc 24.2km/h, sr. tetno 127, 305m podjazdow
Dobrze mi sie jechalo, az sam sie zdziwilem. Czuje efekty przejechanych kilometrow.
Jestem bardzo ciekaw jak to sie przelozy na forme za niecaly miesiac.
Czasowo tydzien zamknal sie w 9:30h trenigowych.
Biorac pod uwage, ze tylko 2x biegalem nie jest zle.
Pogoda zdaje sie sprzyjac treningow w nadchodzacych tygodniach, wiec mam nadzieje dobrze przepracowac dwa najblizsze.
W czwartek rower MTB, 1:55h, dosc spokojnie, na rozbieg, sr. tetno tylko 114, 280m podjazdow
W piatek niezupenie dlugi bieg: 19.8km, sr. tempo 4:58, sr. tetno 142.
Bieg wygladal nastepujaco: 5km rozbieg + 12km tempo okolomaratonskie + 3km powrot
Fajnie bylo, bo na rowerach towarzyszl mi syn z kolega, wiec nie musialme tachac wody
Sobota, to czas na spokojny bieg: 12.8km, sr. tempo ledwo 5:26, sr. tetno 132
Tempo troche zanizone a tetno podwyzszone, bo tym razem na rowerze towarzyszyl mi mlodszy syn i ostatnie 1.5km pod gore musialem robic za popych
W niedziele mialem wyjechac na szose, ale mi sie nie chcialo
Wsiadlem zatem na MTB i zrobilem mocna, dluzsza jazde: 2:37h, 63.5km, sr. predkosc 24.2km/h, sr. tetno 127, 305m podjazdow
Dobrze mi sie jechalo, az sam sie zdziwilem. Czuje efekty przejechanych kilometrow.
Jestem bardzo ciekaw jak to sie przelozy na forme za niecaly miesiac.
Czasowo tydzien zamknal sie w 9:30h trenigowych.
Biorac pod uwage, ze tylko 2x biegalem nie jest zle.
Pogoda zdaje sie sprzyjac treningow w nadchodzacych tygodniach, wiec mam nadzieje dobrze przepracowac dwa najblizsze.
- Sikor
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 4980
- Rejestracja: 31 lip 2015, 15:36
- Życiówka na 10k: 40:35
- Życiówka w maratonie: 3:13:29
- Kontakt:
Tydzien mija spokojnie. Temperatury odpuscily, zeszlo ponizej 30.
Wrecz zimno sie zrobilo
Poniedzialek: poplywane
Wtorek: bieg BNP 12.4km: pierwsze 6km spokojniej, potem 5km przyspieszania (ostatni km w 4:04) + powrot do domu
Sroda: bieg 12.2km: mial byc spokojny, ale dluzszy.
Niestety nie mogl byc, tak dlugi jak bym chcial, za to bieglo sie tak dobrze, ze znowu wyszedl BNP, ale nie tak szybki na koncu jak dzien wczesniej (ostatnie 2km po 4:29).
A wracajac jeszcze tylko na moment do ostatnich zawodow, to wlasnie dostalem w promocji darmowa fotke bez napisow
Wrecz zimno sie zrobilo
Poniedzialek: poplywane
Wtorek: bieg BNP 12.4km: pierwsze 6km spokojniej, potem 5km przyspieszania (ostatni km w 4:04) + powrot do domu
Sroda: bieg 12.2km: mial byc spokojny, ale dluzszy.
Niestety nie mogl byc, tak dlugi jak bym chcial, za to bieglo sie tak dobrze, ze znowu wyszedl BNP, ale nie tak szybki na koncu jak dzien wczesniej (ostatnie 2km po 4:29).
A wracajac jeszcze tylko na moment do ostatnich zawodow, to wlasnie dostalem w promocji darmowa fotke bez napisow
- Sikor
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 4980
- Rejestracja: 31 lip 2015, 15:36
- Życiówka na 10k: 40:35
- Życiówka w maratonie: 3:13:29
- Kontakt:
Czwartek: rower MTB z synem, bardzo na luzie, 2h, 32km
Piatek: bieg 14.1km, czulem sie dobrze po takim lekkim rowerowaniu dzien wczesniej, wiec polecialem znowu BNP: srednio wyszlo 4:43min/km, sr. tetno 154,
Sobota: bieg 14.1km, tym razem lekko, sr. tempo 5:23, sr. tetno 137
Niedziela: nie chcialo mi sie, oj nie chcialo, ale wiedzialem, ze musze sie wdrapac na czasowke i tak tez zrobilem: dojazd 5km + 3x petla 19km + powrot, razem 68km, niecale 2.5h, sr. predkosc tylko 28km/h, ale za to duzo czerwonych swiatel zaliczylem i duzo podjazdow sie uzbieralo, bo ponad 780m
Podsumowanie tygodnia:
Plywanie: 1h
Rower: 5:40h
Bieg: 4:20h
Razem: rowno 10h
Malo kurka, malo
Niestety tak sie tydzien ulozyl, ze nie moglem wykonac dlugiego biegu, wiec przynajmniej godzina w plecy, do tego wypadlo drugie plywanie (bo dawno nie widziany gosc w weekend nas najechal), a na sam koniec w niedziele nie moglem wieczorem sie przebiec, bo troche glupio byloby sie z urodzinowej imprezy zony urwac, tym bardziej, ze ja stalem przy grillu
Ogolnie mowiac: wymowki, wymowki, wymowki!
A tak serio: to jak kurka rozciagnac troche dobe... porady/hacki mile widziane
Piatek: bieg 14.1km, czulem sie dobrze po takim lekkim rowerowaniu dzien wczesniej, wiec polecialem znowu BNP: srednio wyszlo 4:43min/km, sr. tetno 154,
Sobota: bieg 14.1km, tym razem lekko, sr. tempo 5:23, sr. tetno 137
Niedziela: nie chcialo mi sie, oj nie chcialo, ale wiedzialem, ze musze sie wdrapac na czasowke i tak tez zrobilem: dojazd 5km + 3x petla 19km + powrot, razem 68km, niecale 2.5h, sr. predkosc tylko 28km/h, ale za to duzo czerwonych swiatel zaliczylem i duzo podjazdow sie uzbieralo, bo ponad 780m
Podsumowanie tygodnia:
Plywanie: 1h
Rower: 5:40h
Bieg: 4:20h
Razem: rowno 10h
Malo kurka, malo
Niestety tak sie tydzien ulozyl, ze nie moglem wykonac dlugiego biegu, wiec przynajmniej godzina w plecy, do tego wypadlo drugie plywanie (bo dawno nie widziany gosc w weekend nas najechal), a na sam koniec w niedziele nie moglem wieczorem sie przebiec, bo troche glupio byloby sie z urodzinowej imprezy zony urwac, tym bardziej, ze ja stalem przy grillu
Ogolnie mowiac: wymowki, wymowki, wymowki!
A tak serio: to jak kurka rozciagnac troche dobe... porady/hacki mile widziane
- Sikor
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 4980
- Rejestracja: 31 lip 2015, 15:36
- Życiówka na 10k: 40:35
- Życiówka w maratonie: 3:13:29
- Kontakt:
Niedawno przez przypadek natrafilme na badania dotyczace tematu rozciaganie dynamiczne vs statyczne.
Temat sie tutaj na forum dosc czesto pojawial, wiec wrzucam linka i jakby co bede mogl go latwo znalesc, gdy zajdzie taka potrzeba.
Dynamic stretching versus static stretching in gymnastic performance
Temat sie tutaj na forum dosc czesto pojawial, wiec wrzucam linka i jakby co bede mogl go latwo znalesc, gdy zajdzie taka potrzeba.
Dynamic stretching versus static stretching in gymnastic performance
- Sikor
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 4980
- Rejestracja: 31 lip 2015, 15:36
- Życiówka na 10k: 40:35
- Życiówka w maratonie: 3:13:29
- Kontakt:
Polowa tygodnia za mna. Na razie jest niezle
Poniedzialek: poplywane jak zwykle
Wtorek: dluzszy bieg: 20km, sr. tempo 4:59, sr. tetno 145, 112m podbiegow
Sroda: bieg 12.1km, sr. tempo 5:01, sr. tetno 145, 80m podbiegow
Czulem w nogach poprzedni dzien. Do tego byly 33 stopnie, 4-5 wiecej niz dzien wczesniej.
Pogoda sprzyja, wiec dzisiaj rowerem do pracy przyjechalem (juz trzeci raz w tym tygodniu).
Niby niedaleko, ale kilometry sie zbieraja, a to wazne.
Plan na dzis: po pracy szybko przebrac sie i dalej rowerowac
Od jutra do niedzieli przychodzi mocne oslabienie pogody, wiec musze jakis lekko awaryjny plan na najblizsze dni wymyslec.
Poniedzialek: poplywane jak zwykle
Wtorek: dluzszy bieg: 20km, sr. tempo 4:59, sr. tetno 145, 112m podbiegow
Sroda: bieg 12.1km, sr. tempo 5:01, sr. tetno 145, 80m podbiegow
Czulem w nogach poprzedni dzien. Do tego byly 33 stopnie, 4-5 wiecej niz dzien wczesniej.
Pogoda sprzyja, wiec dzisiaj rowerem do pracy przyjechalem (juz trzeci raz w tym tygodniu).
Niby niedaleko, ale kilometry sie zbieraja, a to wazne.
Plan na dzis: po pracy szybko przebrac sie i dalej rowerowac
Od jutra do niedzieli przychodzi mocne oslabienie pogody, wiec musze jakis lekko awaryjny plan na najblizsze dni wymyslec.
- Sikor
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 4980
- Rejestracja: 31 lip 2015, 15:36
- Życiówka na 10k: 40:35
- Życiówka w maratonie: 3:13:29
- Kontakt:
Czwartek: rower, 1:45, 40km, raczej niezbyt ciezko, chcialem sie oszczedzic na piatkowe i sobotnie bieganie
A tu dupa
Piatek. Cos mnie achilles prawy pobolewal. Pare dni temu zahaczylem o schody przy schodzeniu i nie bylem pewien czy to dlatego, czy jakies przeciazenie. Myslalem, ze moze jednak chociaz jakies krotkie, niezobowiazujace biegi sobie zrobie, albo pojde na rower, ale zycie rodzinne te plany negatywnie zwerfikowalo
W sobote mialem chociaz pojsc poplywac, ale z tego tez nic nie wyszlo, bo bylem zupelnie zdemotywowany
W niedziele postanowilem jednak, teraz albo nigdy. Wyszedlem przed poludniem pobiegac z planem ogolnym "jak sie da". Liczylem na cos dluzszego jezeli achilles pozwoli. I pozwolil! Nabiegalem 25km, sr. tempo 5:03, 2:06, sr. tetno 146 i 215m podbiegow.
Po poludniu mnie nosilo, wiec wyszedlem jeszcze na rower: 35km, 1:35h, 270 podjazdow.
Podsumowanie:
Plywanie: znowu tylko 1 raz = 1h
Rower: to byl dobry tydzien: 6:15h
Bieganie: w sobote ratowalem co sie da, tylko 3 biegi, ale razem 57km i 4:45h
Suma: 12h
To byl ostatni mocniejszy tydzien przed startem.
Teraz czekaja mnie 2 tygodnie luzowania.
A tu dupa
Piatek. Cos mnie achilles prawy pobolewal. Pare dni temu zahaczylem o schody przy schodzeniu i nie bylem pewien czy to dlatego, czy jakies przeciazenie. Myslalem, ze moze jednak chociaz jakies krotkie, niezobowiazujace biegi sobie zrobie, albo pojde na rower, ale zycie rodzinne te plany negatywnie zwerfikowalo
W sobote mialem chociaz pojsc poplywac, ale z tego tez nic nie wyszlo, bo bylem zupelnie zdemotywowany
W niedziele postanowilem jednak, teraz albo nigdy. Wyszedlem przed poludniem pobiegac z planem ogolnym "jak sie da". Liczylem na cos dluzszego jezeli achilles pozwoli. I pozwolil! Nabiegalem 25km, sr. tempo 5:03, 2:06, sr. tetno 146 i 215m podbiegow.
Po poludniu mnie nosilo, wiec wyszedlem jeszcze na rower: 35km, 1:35h, 270 podjazdow.
Podsumowanie:
Plywanie: znowu tylko 1 raz = 1h
Rower: to byl dobry tydzien: 6:15h
Bieganie: w sobote ratowalem co sie da, tylko 3 biegi, ale razem 57km i 4:45h
Suma: 12h
To byl ostatni mocniejszy tydzien przed startem.
Teraz czekaja mnie 2 tygodnie luzowania.
- Sikor
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 4980
- Rejestracja: 31 lip 2015, 15:36
- Życiówka na 10k: 40:35
- Życiówka w maratonie: 3:13:29
- Kontakt:
Luzowanie w toku...
Poniedzialek, to tylko basen: 1:10h
Ciezko bylo. Widac, ze ostatnio malo plywam i dopiero w drugiej czesci sie rozgrzalem.
Mialem juz tak wczesniej i niestety to niedobrze. W sobote koniecznie ide na basen (w ostatnia sie nie udalo).
Potem jeszcze standardowo w poniedzialek trening i potem rano w srode.
Moze chociaz troche wroce do rytmu na zawody
We wtorek pobiegalem, to mial byc najdluzszy bieg w czasie taperingu.
Bieglo mi sie bardzo dobrze, wiec postawilem na bieg instensywny: 14.2km, sr. tempo 4:35, sr. tetno 153, 100m podbiegow
W srode mialo byc krotko i z jakims akcentem przed weekendowym startem na 5km.
Zrobilem w sumie 9.5km: 6.5km + 200/200/300/400m <3:50 z przerwa 100m w truchcie + 1.5km do domu
W czwartek postanowilem pojezdzic na MTB: 1:34h, 38km, ponad 300m podjazdow, bylo dosc intensywnie, ale bez przesady.
Na piatek planuje jeszcze tylko bieg 8-9km z jakimis przebiezkami, a w sobote jak juz pisalem plywanie i odebranie pakietow startowych.
A w niedziele START na 5km
Nie wiem w sumie dlaczego, ale mam jakas treme przed tym biegiem
Aktualna, nieoficjalna zyciowka, bo zrobiona w czasie pierwszych 5km w biegu 5.3k to 19:20 (dokladnie rok temu, ten sam bieg tylko inna trasa).
Fajnie byloby zrobic jakas sensowna zyciowke oczywiscie, jednak obawiam sie tego podbiegu, bo nie wiem jak ja tam utrzymam tempo <4:00, a chyba o tym musze myslec, nawet jezeli na zbiegach ilestam nadrobie. Z tym, ze szybkosc to nie moja bajka i trudno mi sobie wyobrazic, zeby lecial tam <3:30
No nic, tak czy owak to bedzie dobry akcent szybkosciowy na rozruszanie przed duzo wazniejszym startem w nastepny weekend.
Poniedzialek, to tylko basen: 1:10h
Ciezko bylo. Widac, ze ostatnio malo plywam i dopiero w drugiej czesci sie rozgrzalem.
Mialem juz tak wczesniej i niestety to niedobrze. W sobote koniecznie ide na basen (w ostatnia sie nie udalo).
Potem jeszcze standardowo w poniedzialek trening i potem rano w srode.
Moze chociaz troche wroce do rytmu na zawody
We wtorek pobiegalem, to mial byc najdluzszy bieg w czasie taperingu.
Bieglo mi sie bardzo dobrze, wiec postawilem na bieg instensywny: 14.2km, sr. tempo 4:35, sr. tetno 153, 100m podbiegow
W srode mialo byc krotko i z jakims akcentem przed weekendowym startem na 5km.
Zrobilem w sumie 9.5km: 6.5km + 200/200/300/400m <3:50 z przerwa 100m w truchcie + 1.5km do domu
W czwartek postanowilem pojezdzic na MTB: 1:34h, 38km, ponad 300m podjazdow, bylo dosc intensywnie, ale bez przesady.
Na piatek planuje jeszcze tylko bieg 8-9km z jakimis przebiezkami, a w sobote jak juz pisalem plywanie i odebranie pakietow startowych.
A w niedziele START na 5km
Nie wiem w sumie dlaczego, ale mam jakas treme przed tym biegiem
Aktualna, nieoficjalna zyciowka, bo zrobiona w czasie pierwszych 5km w biegu 5.3k to 19:20 (dokladnie rok temu, ten sam bieg tylko inna trasa).
Fajnie byloby zrobic jakas sensowna zyciowke oczywiscie, jednak obawiam sie tego podbiegu, bo nie wiem jak ja tam utrzymam tempo <4:00, a chyba o tym musze myslec, nawet jezeli na zbiegach ilestam nadrobie. Z tym, ze szybkosc to nie moja bajka i trudno mi sobie wyobrazic, zeby lecial tam <3:30
No nic, tak czy owak to bedzie dobry akcent szybkosciowy na rozruszanie przed duzo wazniejszym startem w nastepny weekend.
- Sikor
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 4980
- Rejestracja: 31 lip 2015, 15:36
- Życiówka na 10k: 40:35
- Życiówka w maratonie: 3:13:29
- Kontakt:
Pierwszy bieg na 5km za mna! Lepiej pozno niz wcale
Prognoza pogody byla calkiem mila. Slonce i +23-24 stopnie.
Szkoda tylko, ze sie nie sprawdzila, bo slonca nie bylo nawet przez moment, bylo max. 20 stopni i wial mocny, zimny wiatr
Ale nic to, w czasie biegu zimno mi nie bylo
Zaczalem mocno, ale bez przesady. Pierwszy km w 3:41, na poczatku byo troche w dol, potem troche w gore.
Nastepny kilometr, to glownie zbiegi, wiec wszedl w 3:31. Czulem sie dobrze, tetno 174-176.
Trzeci kolometr byl nieco bardziej pofaldowany i uciagnalem tylko 3:53, ale wciaz bylo ok.
Wtedy nadszedl kilometr 4-ty i ciagly podbieg, niby tylko 33m Garmin mi wyliczyl, ale przy tej intensywnosci biegu nie bylem w stanie utrzymac tempa.
Czolowka niestety zaczela mi powoli, ale ciagle odchodzic i nadzieje na dojscie do nich na ostatnim km prysla.
Za to z tylu ktos sie niebezpiecznie do mnie zblizyl. To mi dalo troche sil i probowalem wycisnac z siebie ile sie da.
W sumie sie udalo, bo na podbiegu mnie nikt nie przegonil, a kroki jakby ucichly.
Ten kilometr to porazka, wg Garmina blizej 4:30
Na ostatnim km bylo jeszcze kilka metrow podbiegu (ciag dalszy), ale potem juz plasko i na koniec lekko w dol, wiec wykrzesalem z siebie co tam jeszcze bylo i polecialem. Ten km wszedl w 3:30 i na mete wbieglem sam. Nastepny po mnie kilkanascie sekund pozniej.
Czas oficjalny 19:23
Biorac pod uwage profil trasy i to, ze w ogole sie pod 5km nie przygotowywalem, to jestem bardzo zawodolony
Wiem, ze normalnej, plaskiej trasie 19 peklo by bez problemu.
Nie wiem czy bylem kiedykolwiek tak zmeczony po biegu.
Co prawda nie padlem na mecie, ale oparlem sie o barierki i przez kilkanascie sekund gleboko dyszalem
Ktory to byl stopien zmeczenia w tabelce Rolli-ego
Jesli chodzi o klasyfikacje, to po raz trzeci z rzedu wygralem swoja grupe wiekowa M45 (30 uczestnikow) i to z prawie 2min zapasem nad drugim.
Tutaj mialem sporo szczescia, bo w grupie M40 bylbym trzeci, a w M50 drugi. Moja akurat byla najslabsza
Z tym, ze bieg byl mocniej obsadzony niz w poprzednich latach (czego sie akurat spodziewalem po wprowadzeniu atestu i zmianie miejsca startu na centrum sportowe). W generalce bylem 10-ty, przy czym pierwsza trojka miala czasy: 15:48, 16:10 i 17:00
Reszta krecila sie w widelkach 18:30-19:00, wiec w pryszlym roku pracuje wiecej na pobiegach i zapowiadam atak na 19:00
Zona nawet ustrzelila mi jakas fotke na finiszu:
I na ceremonii wreczenia nagrod:
Tak przy okazji moj starszy syn (wciaz 9 lat) zajal w biegu na jedna mile z czasem 6:24 2-gie miejsce w swojej kategorii wiekowej U12, a w generalce 3-cie.
Prognoza pogody byla calkiem mila. Slonce i +23-24 stopnie.
Szkoda tylko, ze sie nie sprawdzila, bo slonca nie bylo nawet przez moment, bylo max. 20 stopni i wial mocny, zimny wiatr
Ale nic to, w czasie biegu zimno mi nie bylo
Zaczalem mocno, ale bez przesady. Pierwszy km w 3:41, na poczatku byo troche w dol, potem troche w gore.
Nastepny kilometr, to glownie zbiegi, wiec wszedl w 3:31. Czulem sie dobrze, tetno 174-176.
Trzeci kolometr byl nieco bardziej pofaldowany i uciagnalem tylko 3:53, ale wciaz bylo ok.
Wtedy nadszedl kilometr 4-ty i ciagly podbieg, niby tylko 33m Garmin mi wyliczyl, ale przy tej intensywnosci biegu nie bylem w stanie utrzymac tempa.
Czolowka niestety zaczela mi powoli, ale ciagle odchodzic i nadzieje na dojscie do nich na ostatnim km prysla.
Za to z tylu ktos sie niebezpiecznie do mnie zblizyl. To mi dalo troche sil i probowalem wycisnac z siebie ile sie da.
W sumie sie udalo, bo na podbiegu mnie nikt nie przegonil, a kroki jakby ucichly.
Ten kilometr to porazka, wg Garmina blizej 4:30
Na ostatnim km bylo jeszcze kilka metrow podbiegu (ciag dalszy), ale potem juz plasko i na koniec lekko w dol, wiec wykrzesalem z siebie co tam jeszcze bylo i polecialem. Ten km wszedl w 3:30 i na mete wbieglem sam. Nastepny po mnie kilkanascie sekund pozniej.
Czas oficjalny 19:23
Biorac pod uwage profil trasy i to, ze w ogole sie pod 5km nie przygotowywalem, to jestem bardzo zawodolony
Wiem, ze normalnej, plaskiej trasie 19 peklo by bez problemu.
Nie wiem czy bylem kiedykolwiek tak zmeczony po biegu.
Co prawda nie padlem na mecie, ale oparlem sie o barierki i przez kilkanascie sekund gleboko dyszalem
Ktory to byl stopien zmeczenia w tabelce Rolli-ego
Jesli chodzi o klasyfikacje, to po raz trzeci z rzedu wygralem swoja grupe wiekowa M45 (30 uczestnikow) i to z prawie 2min zapasem nad drugim.
Tutaj mialem sporo szczescia, bo w grupie M40 bylbym trzeci, a w M50 drugi. Moja akurat byla najslabsza
Z tym, ze bieg byl mocniej obsadzony niz w poprzednich latach (czego sie akurat spodziewalem po wprowadzeniu atestu i zmianie miejsca startu na centrum sportowe). W generalce bylem 10-ty, przy czym pierwsza trojka miala czasy: 15:48, 16:10 i 17:00
Reszta krecila sie w widelkach 18:30-19:00, wiec w pryszlym roku pracuje wiecej na pobiegach i zapowiadam atak na 19:00
Zona nawet ustrzelila mi jakas fotke na finiszu:
I na ceremonii wreczenia nagrod:
Tak przy okazji moj starszy syn (wciaz 9 lat) zajal w biegu na jedna mile z czasem 6:24 2-gie miejsce w swojej kategorii wiekowej U12, a w generalce 3-cie.
- Sikor
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 4980
- Rejestracja: 31 lip 2015, 15:36
- Życiówka na 10k: 40:35
- Życiówka w maratonie: 3:13:29
- Kontakt:
W poniedzialek poplywalem, na treningu czulem sie dobrze. Plywanie ostatnio troche kulalo, ale przez ostatnie 2 tygodnie troche sie spialem i mam nadzieje, ze wrocilem na wlasciwe tory.
We wtorek zaliczylem ostatnie rowerowanie (MTB): 1:40h, 38km, 290m podjazdow.
A sroda to bym dzien ostatniego biegania. Znowu sie zrobilo goraco (~30), ale bylo sporo cienia po drodze, a moj syn wiozl wode na rowerze, wiec nie bylo zle
Wyszlo 13km, sr. tempo 4:43 (ale 4:35 z pierwszych 10km, potem spokojny powrot pod gore do domu), 100m przewyzszen, sr. tetno 151
Wczoraj wszystko spakowalem. Dzisiaj urywam sie wczesniej z pracy, potem wrzucic bambetle do auta i ruszam do Almere
Jutro bedzie troche latania: odebrac pakiet, potem przepakowac worki i znowu wrocic, zeby zrobic check-in, wiec nie bedzie juz czasu nawet na najmniejszy rozruch. W zeszlym roku zagralo, mam nadzieje, ze tak bedzie i tym razem
Prognoza pogody troche odkrecila na lepsze. Od 2 dni zapowiadali 17 stopni, malo slonca, 4Bf i do tego Boen do 7Bf
Juz oczami wyobrazni widzialem ten dlugi, prosty odcinek na poludniowej czesci trasy, gdzie jedzie sie totalnie sklejony w pozycji aero wzdluz brzegu Giomeer po wale, totalnie wystawiony na wiatr, a tu nagle protopadle z lewej nadlatuje szkwal 7Bf. Nie, nie chce nawet o tym myslec
Ale dzisiaj odpuscilo, uff. W zapowiedziach pozostal spory wiatr 3-4Bf, ale bez Boen-a, bo ten ma sie wywiac juz w piatek.
Do tego ma byc slonce i ciut cieplej
Jak dla mnie, prognoza moze sie w ta strone odkrecac na calego
Trzymajcie kciuki, przyda sie! Dla chetnych hint: zawody sa w sobote, a nie w niedziele jak to ma najczesciej miejsce
A tutaj chyba ma byc nawet jakas transmisja na zywo z Almere:
http://www.challenge-family.com/live/
We wtorek zaliczylem ostatnie rowerowanie (MTB): 1:40h, 38km, 290m podjazdow.
A sroda to bym dzien ostatniego biegania. Znowu sie zrobilo goraco (~30), ale bylo sporo cienia po drodze, a moj syn wiozl wode na rowerze, wiec nie bylo zle
Wyszlo 13km, sr. tempo 4:43 (ale 4:35 z pierwszych 10km, potem spokojny powrot pod gore do domu), 100m przewyzszen, sr. tetno 151
Wczoraj wszystko spakowalem. Dzisiaj urywam sie wczesniej z pracy, potem wrzucic bambetle do auta i ruszam do Almere
Jutro bedzie troche latania: odebrac pakiet, potem przepakowac worki i znowu wrocic, zeby zrobic check-in, wiec nie bedzie juz czasu nawet na najmniejszy rozruch. W zeszlym roku zagralo, mam nadzieje, ze tak bedzie i tym razem
Prognoza pogody troche odkrecila na lepsze. Od 2 dni zapowiadali 17 stopni, malo slonca, 4Bf i do tego Boen do 7Bf
Juz oczami wyobrazni widzialem ten dlugi, prosty odcinek na poludniowej czesci trasy, gdzie jedzie sie totalnie sklejony w pozycji aero wzdluz brzegu Giomeer po wale, totalnie wystawiony na wiatr, a tu nagle protopadle z lewej nadlatuje szkwal 7Bf. Nie, nie chce nawet o tym myslec
Ale dzisiaj odpuscilo, uff. W zapowiedziach pozostal spory wiatr 3-4Bf, ale bez Boen-a, bo ten ma sie wywiac juz w piatek.
Do tego ma byc slonce i ciut cieplej
Jak dla mnie, prognoza moze sie w ta strone odkrecac na calego
Trzymajcie kciuki, przyda sie! Dla chetnych hint: zawody sa w sobote, a nie w niedziele jak to ma najczesciej miejsce
A tutaj chyba ma byc nawet jakas transmisja na zywo z Almere:
http://www.challenge-family.com/live/
- Sikor
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 4980
- Rejestracja: 31 lip 2015, 15:36
- Życiówka na 10k: 40:35
- Życiówka w maratonie: 3:13:29
- Kontakt:
Challenge Almere 2018 za mna.
To byl pierwszy start klasy A w tym sezonie. Przygotowywalem sie do niego od wiosny, wiec oczekiwania mialem konkretne i sprecyzowane: sub5.
Veni, vidi, ale czy vici?
No to zobaczmy po kolei jak to bylo
1. W czwartek po pracy zapakowalem sie do auta i ziuuuu do Almere.
Jechalem tylko z synem tym razem, bo reszta rodziny miala obowiazki na miejscu, wiec nie musialem rozkladac roweru.
Polozylem siedzenia i wrzucilem lekkim ruchem rower na bagaze
Dojechalismy bez problemu, korki kosztowaly nas jakies 30min, czyli niewiele jak na ta trase (bywalo duuuzo gorzej).
2. W piatek sie wyspalem tyle ile moglem, chociaz na materacu dmuchanym to jednak nie to
Zeby nie musiec dralowac do centrum na piechote (mieszkalem niecale 3km od strefy zmian), to wzialem starego grata z szopy (reszta rowerow byla w uzyciu, to NL w koncu ) i naciagnalem hamulce, zeby w ogole spowalnialy (chociaz klockow z tylu juz nie bylo prawie wcale), do tego ofc napompowalem kola (opona z tylu byla tak sparciala, ze nie sadzilem, ze wytrzyma) oraz reszta smaru jaki mi zostal zalalem lanuch, bo spod rdzy nie bylo widac sladu metalu
Zrobilem rundke testowa i pojechalem po odbior pakietow startowych. Poszlo sprawnie (organizacja tam jest naprawde dobra), potem posiedzialem na krotkiej pogadance (<30min) i to dobrze, bo w tym roku strefa zmian byla gruntowanie przebudowana wzgledem poprzedniego roku i pojechalem do domu.
Tam przygotowalem worki oraz rower i pojechalem zrobic check-in. Obejrzalem sobie nowa strefe. Bylo sporo wiecej biegania, bo miejsce na rowery zostakly wyniesione na zewnetrzny parking i do tego trzeba ja bylo cala obiec (zarowno biegnac po rower jak i go odtsawiajac), bo wejscie znajdowalo sie po przekatnej. Chodzilo o to, zeby kazdy przebiegl mniej wiecej ta sama droge. I slusznie. Dobrze mi sie trafilo, bo moj rzad byl akurat miedzy dwiema latarniami, czyli idealnie, zero szans na pomylke
Po check-inie byl czas na pasta party, czyli ladowanie wegli. I wtedy sobie przypomnialem, ze bilet wejsciowy zostawilem w domu No dawaj z buta do domu. Bilet wzialem, dopomopowalem kolo z tylu w gruchocie i jade z powrotem
Na pasta party najadlem sie jak bak, ale i tak probowalem sie powstrzymywac. Jedzenie bylo smaczne i bylo go pod dostatkiem, tak jak rok wczesnej.
Potem na rower i do domu. Gdzie nieco pozniej zjadlem jeszcze nie-tak-calkiem-mala kolacje
Tego dnia przejechalem prawie 18km na rowerze i zrobilem 10tys krokow. W sumie mini trening na rozruszanie nog z tego wyszedl
3. Sobota
Start byl o 8:20, a o 80 zamykali sttrefe zmian. Wstalem sobie zatem przed 6, lekkie sniadanko (tym razem bez zadnych eksperymentow), wypilem goraca herbata na rozruszanie kiszek, troche sie poruszalem po tym spaniu ma materacu i zwiedzilem pare razy kibelek
Szwagier zawiozl mnie na miejsce, dotarlismy na czas, ale tak na styk, bo kolejka do kibelka byla calkiem spora, chociaz nie mozna narzekac, bo kabin bylo pod dostatkiem.
a) Plywanie
Potem szybkie nasmarowanie kremem przeciwotarciowym i wbicie sie w pianke. Tutaj sie lekko pospieszylem jak sie pozniej okazalo i na prawym ramieniu za malo ja naciagnalem (o tym pozniej). Przy drugim rekawie pomogl mi szwagier i tu bylo super. Juz byl najwyzszy czas isc do strefy startowej.
Od tego roku na srednim dystasie wprowadzili rolling start (5 osob, co 10s), a zatem rowniez strefy czasowe: wbilem sie do tej 30-34min, bo zeszlym roku mialem czas, ktory sie akurat tam miescil.
Przesuwamy sie do przedu, nadszedl moj czas i start: przebieglismy przez mate, a tu okazalo sie, ze zejscia do wody sa 3 a nas 5, bylem w drugiej linii, a koles przede mna sie powoli gramoli zamiast skoczyl na dynke i leciec z koksem. Kosztowalo mnie to 5-10s, kurka. Ale w koncu jestem w wodzie. Poczatek lece troche szybciej, ale trzymam sie na wodzy, bo chce oszczedzac sily. Czuje jak mnie pianka unosi, plynie sie dobrze. Jednak po jakichs 100m? czuje, ze ten prawy rekaw jest za slabo naciagniety i nie moge wyprostowac reki pod woda, przez co nie moge chwycic wody tak daleko jak zwykle. Fak! Nic to, trzeba sie dostosowac, wiec plyne troche niesymetrycznie, bo walka z pianka kosztuje za duzo sil, czuje to w ramieniu.
Dzieki rolling start nie ma takie tloku w wodzie, lece prosto, najkrotsza droga do budynki, gdzie sie wplywa na petle (pelny dystans robi 2 petle, my jedna) i lece do najblizszej boi. Sporo cwiczylem w tym roku orientacje w wodzie i to sie oplacilo. Zerkalem czesto przed siebie nie tracac przy tym sil i rytmu. Traci na tym tempo, ale za to nie nadrabiam dystansu.
Pierwsza boja zaliczylme idealnie, tuz przy niej. Na drugiej bylem bardzo asertywny niz we wczesniejszych zawodach. Czesto odpuszczalem jak sie robil tlok, albo nadrabialem drogi. Teraz lecialem prosto na boje, kilka szybszych ruchow, koles po prawej zostal i nie udalo mu sie mnie odciac, przelecialem znowu tuz przy boi.
Teraz czekala nas dluuuuga prosta. Staralem sie trzymac kierunek, ale troche zagzakowalem, jednak odplywania w sina dal. Na tej boi mialem szczescie, bo doplynalem tam akurat miedzy dwiema grupami, wiec boje mialem dla siebie. Potem jeszcze jedna prosta, sporo krotsza i po boi zawijka na kurs powrotny do portu. Tutaj szczescie mnie opuscilo, bo doplynalem do duzej grupy i zrobilo sie gesto (dogonilismy maruderow z pelnego dystansu, ktorzy wystartowali wczesniej). Musialem omijac zabkarzy i generalnie duzo wyprzedzac zygzakiem. Nic to, wylecialem na ostatnia prosta i jazda do celu. Gramole sie z wody, zegarek w zeby (zeby pianka zeszla), zdzieram pianke do pasa, zegarek na reke, sciagam czepek+okularki o akurat wbiegam do namiotu, zeby sie przebrac. Zdarlem z siebie pianke do konca, przebralem w co trzeba, odwiesilem worek, wybiegam z namiotu, odwiedzam toalete na jedyneczke i lece po rower...
To byl pierwszy start klasy A w tym sezonie. Przygotowywalem sie do niego od wiosny, wiec oczekiwania mialem konkretne i sprecyzowane: sub5.
Veni, vidi, ale czy vici?
No to zobaczmy po kolei jak to bylo
1. W czwartek po pracy zapakowalem sie do auta i ziuuuu do Almere.
Jechalem tylko z synem tym razem, bo reszta rodziny miala obowiazki na miejscu, wiec nie musialem rozkladac roweru.
Polozylem siedzenia i wrzucilem lekkim ruchem rower na bagaze
Dojechalismy bez problemu, korki kosztowaly nas jakies 30min, czyli niewiele jak na ta trase (bywalo duuuzo gorzej).
2. W piatek sie wyspalem tyle ile moglem, chociaz na materacu dmuchanym to jednak nie to
Zeby nie musiec dralowac do centrum na piechote (mieszkalem niecale 3km od strefy zmian), to wzialem starego grata z szopy (reszta rowerow byla w uzyciu, to NL w koncu ) i naciagnalem hamulce, zeby w ogole spowalnialy (chociaz klockow z tylu juz nie bylo prawie wcale), do tego ofc napompowalem kola (opona z tylu byla tak sparciala, ze nie sadzilem, ze wytrzyma) oraz reszta smaru jaki mi zostal zalalem lanuch, bo spod rdzy nie bylo widac sladu metalu
Zrobilem rundke testowa i pojechalem po odbior pakietow startowych. Poszlo sprawnie (organizacja tam jest naprawde dobra), potem posiedzialem na krotkiej pogadance (<30min) i to dobrze, bo w tym roku strefa zmian byla gruntowanie przebudowana wzgledem poprzedniego roku i pojechalem do domu.
Tam przygotowalem worki oraz rower i pojechalem zrobic check-in. Obejrzalem sobie nowa strefe. Bylo sporo wiecej biegania, bo miejsce na rowery zostakly wyniesione na zewnetrzny parking i do tego trzeba ja bylo cala obiec (zarowno biegnac po rower jak i go odtsawiajac), bo wejscie znajdowalo sie po przekatnej. Chodzilo o to, zeby kazdy przebiegl mniej wiecej ta sama droge. I slusznie. Dobrze mi sie trafilo, bo moj rzad byl akurat miedzy dwiema latarniami, czyli idealnie, zero szans na pomylke
Po check-inie byl czas na pasta party, czyli ladowanie wegli. I wtedy sobie przypomnialem, ze bilet wejsciowy zostawilem w domu No dawaj z buta do domu. Bilet wzialem, dopomopowalem kolo z tylu w gruchocie i jade z powrotem
Na pasta party najadlem sie jak bak, ale i tak probowalem sie powstrzymywac. Jedzenie bylo smaczne i bylo go pod dostatkiem, tak jak rok wczesnej.
Potem na rower i do domu. Gdzie nieco pozniej zjadlem jeszcze nie-tak-calkiem-mala kolacje
Tego dnia przejechalem prawie 18km na rowerze i zrobilem 10tys krokow. W sumie mini trening na rozruszanie nog z tego wyszedl
3. Sobota
Start byl o 8:20, a o 80 zamykali sttrefe zmian. Wstalem sobie zatem przed 6, lekkie sniadanko (tym razem bez zadnych eksperymentow), wypilem goraca herbata na rozruszanie kiszek, troche sie poruszalem po tym spaniu ma materacu i zwiedzilem pare razy kibelek
Szwagier zawiozl mnie na miejsce, dotarlismy na czas, ale tak na styk, bo kolejka do kibelka byla calkiem spora, chociaz nie mozna narzekac, bo kabin bylo pod dostatkiem.
a) Plywanie
Potem szybkie nasmarowanie kremem przeciwotarciowym i wbicie sie w pianke. Tutaj sie lekko pospieszylem jak sie pozniej okazalo i na prawym ramieniu za malo ja naciagnalem (o tym pozniej). Przy drugim rekawie pomogl mi szwagier i tu bylo super. Juz byl najwyzszy czas isc do strefy startowej.
Od tego roku na srednim dystasie wprowadzili rolling start (5 osob, co 10s), a zatem rowniez strefy czasowe: wbilem sie do tej 30-34min, bo zeszlym roku mialem czas, ktory sie akurat tam miescil.
Przesuwamy sie do przedu, nadszedl moj czas i start: przebieglismy przez mate, a tu okazalo sie, ze zejscia do wody sa 3 a nas 5, bylem w drugiej linii, a koles przede mna sie powoli gramoli zamiast skoczyl na dynke i leciec z koksem. Kosztowalo mnie to 5-10s, kurka. Ale w koncu jestem w wodzie. Poczatek lece troche szybciej, ale trzymam sie na wodzy, bo chce oszczedzac sily. Czuje jak mnie pianka unosi, plynie sie dobrze. Jednak po jakichs 100m? czuje, ze ten prawy rekaw jest za slabo naciagniety i nie moge wyprostowac reki pod woda, przez co nie moge chwycic wody tak daleko jak zwykle. Fak! Nic to, trzeba sie dostosowac, wiec plyne troche niesymetrycznie, bo walka z pianka kosztuje za duzo sil, czuje to w ramieniu.
Dzieki rolling start nie ma takie tloku w wodzie, lece prosto, najkrotsza droga do budynki, gdzie sie wplywa na petle (pelny dystans robi 2 petle, my jedna) i lece do najblizszej boi. Sporo cwiczylem w tym roku orientacje w wodzie i to sie oplacilo. Zerkalem czesto przed siebie nie tracac przy tym sil i rytmu. Traci na tym tempo, ale za to nie nadrabiam dystansu.
Pierwsza boja zaliczylme idealnie, tuz przy niej. Na drugiej bylem bardzo asertywny niz we wczesniejszych zawodach. Czesto odpuszczalem jak sie robil tlok, albo nadrabialem drogi. Teraz lecialem prosto na boje, kilka szybszych ruchow, koles po prawej zostal i nie udalo mu sie mnie odciac, przelecialem znowu tuz przy boi.
Teraz czekala nas dluuuuga prosta. Staralem sie trzymac kierunek, ale troche zagzakowalem, jednak odplywania w sina dal. Na tej boi mialem szczescie, bo doplynalem tam akurat miedzy dwiema grupami, wiec boje mialem dla siebie. Potem jeszcze jedna prosta, sporo krotsza i po boi zawijka na kurs powrotny do portu. Tutaj szczescie mnie opuscilo, bo doplynalem do duzej grupy i zrobilo sie gesto (dogonilismy maruderow z pelnego dystansu, ktorzy wystartowali wczesniej). Musialem omijac zabkarzy i generalnie duzo wyprzedzac zygzakiem. Nic to, wylecialem na ostatnia prosta i jazda do celu. Gramole sie z wody, zegarek w zeby (zeby pianka zeszla), zdzieram pianke do pasa, zegarek na reke, sciagam czepek+okularki o akurat wbiegam do namiotu, zeby sie przebrac. Zdarlem z siebie pianke do konca, przebralem w co trzeba, odwiesilem worek, wybiegam z namiotu, odwiedzam toalete na jedyneczke i lece po rower...
- Sikor
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 4980
- Rejestracja: 31 lip 2015, 15:36
- Życiówka na 10k: 40:35
- Życiówka w maratonie: 3:13:29
- Kontakt:
b) Rowerowanie
Obiegam caly plac, szukam wzrokiem latarni "sa!", wbigam w rzad, rower odnalazlem bez problemu i lece dalej.
Przy wsiadaniu na rower zadnych problemow, przezutka ustawiona jak trzeba, noga pewnie na pedale, wskoczylem, szybkie wpiecie i jade.
Jedzie sie dobrze, zadnych oznak wczesniejszyj "niemocy", wchodza od razu na rozsadna predkosc.
Pierwsze kilka km, to dojazdowka do petli (znowu my robimy ja raz, a pelny dystans 2 razy).
Na petli sie rozkrecam, wyprzedzam glownie, z rzadka dochodzi mnie jakis pegaz na rakiecie, ale to juz zupelnie inny poziom, wiec sie nie przejmuje i nie probuje gonic. Pierwsze 45-50km przelecialo dosc szybko, srednia predkosc wyraznie ponad 36km/h, byo dobrze. Wiedzialem, ze w drugiej czesci ze wzgledu na uklad trasy bede raczej tracil niz zyskiwal, ale wygladalo to dobrze.
W pewnym momencie musilismy objezdzac kilka rond, jedno po drugim. Droga byla nowa, ronda jednak w drugie takie samo. Nie trzeba bylo specjalnie zwalniac, wiec na 3-cim bodajze pedalowalem dalej. I to nie bylo dobry pomysl. Zlozylem sie mocno i zarylem poteznie pedalem o asfalt. Kolo podskoczylo (sic!) przestawilo sie. Na szczescie bylo sucho, bo opona zalapala i pojechalem dalej. W zeszlym roku byloby chyba po zawodach. Na nastepnych rondach juz nie pedalowalem
Prognoza pogody w sobote rano byla przyjemna: kilkanascie stopni, bez slonca, ale za to sucho i maly wiaterek (15km/h, potem 20). Dopiero po poludniu mialo byc 25km/h i mial powiewac Boen.
No i prawie sie sprawdzilo, bo o ile bylo sucho i nawet cieplej, do tego pare razy wyjrzalo slonce, to wiatr przyszedl duzo wczesniej.
Tak wlasnie po 50km zaczal sie rozwiewac i do tego wial z tak niefortunnego kierunku, ze zygzak po ktorym jechalismy (ta czesc trasy tak wyglada) wypadal akurat po obu stronach kierunku, z ktorego wiat wiatr. No zesz w morde! Doslownie i w przenosci. Wialo ciagle w morde. Byly odcniku, ze walczylem, zeby jechac 28-29km/h. Te szybsze ledwo 31-32. Srednia zaczela szybko topniec
Jak potem sprawdzilem zapis z zeszlego roku, to te najgorsze 20km przejechalem wolniej w tym roku i to calkiem znaczaco. A w zeszlym roku tez wialo. Cholera. Oczywicie dla wszystkich warunki byly takie same, ale mi zwyczajnie brakuje mocy na rowerze. Na to potrzeba wiecej czasu. Mam nadzieje, ze trenazer tej zimy zaprocentuje w przyszlym sezonie.
Wracajac do wyscigu. Po zagzakach bylo pare km latu, gdzie mozna bylo przynajmniej krecic srednia, potem wyjazd na droge wzdluz brzegu Gooimeer. Tutaj wialo dokladnie z lewej. Jechalem prawie caly czas wlekkim przechyle, a jak przywiewalo, to w wiekszym
Na szczescie do mety bylo juz tylko 10-12km i potem skrecalo sie prawo, tak, ze jezeli wialo to w tylek. A tylek juz nie czul sie komfortowo. Siodelko od podskakiwania na nierownosciach opadlo znaczaco do przodu (cos musze wymyslec, bo juz dokrecone jest bardzo mocno) i musialem kontrowac ramionami, zeby z niego nie zjechac zupelnie. To wnerawialo i bylo meczace. Ostatnie km nie gonilem, bo nie bylo czego. Ugrac moglem moze 30s, ale moglo sie to skonczyc zabiciem nog przed bieganiem, wiec krecilem relatywnie spokojnie.
Dismounting przeprowdzilem sprawnie, rower odstawilem i polecialem do namiotu, zeby przebrac sie na bieg...
Obiegam caly plac, szukam wzrokiem latarni "sa!", wbigam w rzad, rower odnalazlem bez problemu i lece dalej.
Przy wsiadaniu na rower zadnych problemow, przezutka ustawiona jak trzeba, noga pewnie na pedale, wskoczylem, szybkie wpiecie i jade.
Jedzie sie dobrze, zadnych oznak wczesniejszyj "niemocy", wchodza od razu na rozsadna predkosc.
Pierwsze kilka km, to dojazdowka do petli (znowu my robimy ja raz, a pelny dystans 2 razy).
Na petli sie rozkrecam, wyprzedzam glownie, z rzadka dochodzi mnie jakis pegaz na rakiecie, ale to juz zupelnie inny poziom, wiec sie nie przejmuje i nie probuje gonic. Pierwsze 45-50km przelecialo dosc szybko, srednia predkosc wyraznie ponad 36km/h, byo dobrze. Wiedzialem, ze w drugiej czesci ze wzgledu na uklad trasy bede raczej tracil niz zyskiwal, ale wygladalo to dobrze.
W pewnym momencie musilismy objezdzac kilka rond, jedno po drugim. Droga byla nowa, ronda jednak w drugie takie samo. Nie trzeba bylo specjalnie zwalniac, wiec na 3-cim bodajze pedalowalem dalej. I to nie bylo dobry pomysl. Zlozylem sie mocno i zarylem poteznie pedalem o asfalt. Kolo podskoczylo (sic!) przestawilo sie. Na szczescie bylo sucho, bo opona zalapala i pojechalem dalej. W zeszlym roku byloby chyba po zawodach. Na nastepnych rondach juz nie pedalowalem
Prognoza pogody w sobote rano byla przyjemna: kilkanascie stopni, bez slonca, ale za to sucho i maly wiaterek (15km/h, potem 20). Dopiero po poludniu mialo byc 25km/h i mial powiewac Boen.
No i prawie sie sprawdzilo, bo o ile bylo sucho i nawet cieplej, do tego pare razy wyjrzalo slonce, to wiatr przyszedl duzo wczesniej.
Tak wlasnie po 50km zaczal sie rozwiewac i do tego wial z tak niefortunnego kierunku, ze zygzak po ktorym jechalismy (ta czesc trasy tak wyglada) wypadal akurat po obu stronach kierunku, z ktorego wiat wiatr. No zesz w morde! Doslownie i w przenosci. Wialo ciagle w morde. Byly odcniku, ze walczylem, zeby jechac 28-29km/h. Te szybsze ledwo 31-32. Srednia zaczela szybko topniec
Jak potem sprawdzilem zapis z zeszlego roku, to te najgorsze 20km przejechalem wolniej w tym roku i to calkiem znaczaco. A w zeszlym roku tez wialo. Cholera. Oczywicie dla wszystkich warunki byly takie same, ale mi zwyczajnie brakuje mocy na rowerze. Na to potrzeba wiecej czasu. Mam nadzieje, ze trenazer tej zimy zaprocentuje w przyszlym sezonie.
Wracajac do wyscigu. Po zagzakach bylo pare km latu, gdzie mozna bylo przynajmniej krecic srednia, potem wyjazd na droge wzdluz brzegu Gooimeer. Tutaj wialo dokladnie z lewej. Jechalem prawie caly czas wlekkim przechyle, a jak przywiewalo, to w wiekszym
Na szczescie do mety bylo juz tylko 10-12km i potem skrecalo sie prawo, tak, ze jezeli wialo to w tylek. A tylek juz nie czul sie komfortowo. Siodelko od podskakiwania na nierownosciach opadlo znaczaco do przodu (cos musze wymyslec, bo juz dokrecone jest bardzo mocno) i musialem kontrowac ramionami, zeby z niego nie zjechac zupelnie. To wnerawialo i bylo meczace. Ostatnie km nie gonilem, bo nie bylo czego. Ugrac moglem moze 30s, ale moglo sie to skonczyc zabiciem nog przed bieganiem, wiec krecilem relatywnie spokojnie.
Dismounting przeprowdzilem sprawnie, rower odstawilem i polecialem do namiotu, zeby przebrac sie na bieg...
- Sikor
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 4980
- Rejestracja: 31 lip 2015, 15:36
- Życiówka na 10k: 40:35
- Życiówka w maratonie: 3:13:29
- Kontakt:
c) Bieganie
Po tym jak odstawilem rower, zawitalem znowu do WC na jedyneczke, bo na koniec roweru zaczynalo juz byc dyskomfortowo, mimo, ze duzo nie pilem, a nawet malo bym powiedzial (tylko 750ml elektrolitow). Jednak pogoda nie sprzyjala poceniu sie i to byla dobra strategia moim zdaniem.
Ale do rzeczy. Dzieki temu, ze nie padalo nie musialem zmieniac skarpetek. Wskoczylem w buty (padlo na Zante i to byl dobry wybor ), czapka w reke i lece na trase. Wiem, ze zaczynam mocno, za mocno, ale staram sie powstrzymywac. Niestety mialem wylaczone auto-lapy, wiec orientowalem sie na chwilowe i srednie tempo. Teraz jest przede wszystkim otwarty, wiec GPS nie przekrecal prawie wcale. Bieg sklada sie z 3 petli po 7km + dobieg do mety, czyli ladnie odmierzony polmaraton. W zalozeniu marzylem o tym, zeby tak ze 3 minuty urwac z zeszlego roku (1:38:26).
Pierwsza petle zamknalem w sredniej 4:24min/km, po drugiej srednie tempo spadlo do 4:26. Ale to wciaz bylo duuzo lepiej niz w zeszlym roku (sr. tempo 4:40). Pod koniec drugiej petli zaczely odzywac sie obydwie czworki i obydwie dwojki i zaczalem juz myslec, ze chyba ta ostatnia petla zakonczy sie dosc tragicznie, ale o dziwo po km czy dwoch miesnie sie uspokoily i bieglem dalej. Trzecia petle chcialem nadganiac, pomyslalem sobie teraz albo nigdy, ale udawalo mi sie jedynie utrzymac srednia. Ostatnie 2-3km bylo juz dosc ciezko. Co ciekawe nie wydolosciowo (sr. tetno z tego biegu mialem 157, a w zeszlym roku 159), ale wlasnie miesniowo. Nie dawaly juz rady przyspieszyc, mocniej sie odbic. Jedynie ostatnie kilkaset metrow mocno przyspieszylem, ale obylo sie bez sprintu
Generalnie wszystkich po drodze wyprzedzalem. W sumie mnie wyprzedzilo jedynie kilkanscie osob, wliczajac w to np. drugiego na mecie zawodowca Camerona Wurffa. Do tego biegli tam tez zawodnicy ze sztafety itd. ogolnie mieszkanka.
Wbieglem na mete z oficjalnym czasem 1:33:42, czyli prawie 5 minut lepiej niz w zeszlym, bardzo satasfakcjonujacym biegu. Bylem wstrzasniety. Ale nie zmieszany. Dostalem medal, okryli mnie folia termiczna (dzieki im za to!), moglem pare minut za meta ochlonac, zjesc i wypic cos na szybko, zanim poszedlem zjesc cos porzadnego do srodka.
Final byl slodko-gorzki, bo do wykonania zdania zabraklo mi 2 min i 57 sek. Szkoda, bo bylo jak najbardziej w zasiegu.
Nie znalem swoich splitow jeszcze, ale wiedzialem, ze plywanie i /lub bieganie musialo pojsc gorzej niz bym chcial.
Oficjalny czas: 5:02:56
W kategori M45 dalo mi to miejsce 24 na 205, ktorzy wyscig ukonczyli. W zeszlym roku bylem 30/147, wiec poprawa IMO spora.
W podziale na dyscypliny wygladalo to tak w stosnunku do roku wczesniej
(wiem, ze to dla Was nudne, ale bede mial od razu notatki na pozniej ):
_Plywanie:
35:04 vs 33:29 (+1:35), miejsce 25 vs 24
_Rowerowanie:
2:42:28 vs 2:47:45 (-5:17), miejsce 60 vs 71
_Bieganie:
1:33:42 vs 1:38:26 (-4:44), miejsce 16 vs 20
_T1+T2
11:42 vs 14:48 (-3:06)
Razem:
5:02:56 vs 5:14:28 (-11:32)
Niestety nie znam podzialu na T1 i T2, ale to juz mniej ostotne. No i mam nadzieje, ze nie walnalem sie w obliczeniach
Zawody zaliczam do udanych, moze nawet bardzo. Nie obylo sie bez bledow, chociaz ciesza znacznie lepsze czasy w T1 i T2, mimo, ze bylo wiecej biegania i za kazdym razem wizyta w toalecie. Czas rowerowania jest troche rozczarowujacy (<2:40 byloby ok), ale wiatr, to jest wiatr, jezeli nie wzmocnie nog, to zawsze tutaj i na podjazdach polegne.
Natomiast jesli chodzi o plywanie to jest to dla mnie troche zagadka. Roznica jest duza i wiem, ze na tyle wolniej nie plynalem, a do tego lepiej nawigowalem i nie nadrabialem drogi. Ciekawe jest porownaniu czasu do roku poprzedniego, gdzie bylbym 37 na 147 (z czasem z tego roku), a w tym roku bylem 25 na 205, wiec relatywnie lepiej niz zeszlym roku (16% vs 12%, czyli roznica znaczaca).
Jedyne co przyszlo mi do glowy, to to, ze boje maja fundamenty na stale juz jeziorze i nie odmierzali na nowo (co ma sens, bo pelny dystans wciaz startuje z wody). A to oznacza dla tych ze sredniego dystansu, ze musielismy min 50 metrow wiecej przeplynac, do tego wczesniej dobiec do trapu, zejsc po nim i wskoczyc do wody. Z reszta GPS pokazal mi 2100m zamiast 1900 mimo tego, ze na sladzie nie bylo tyle zygzakow co rok wczesniej.
Podsumowujac, chyba z plywania tez musze byc zadowolony
Na koniec dreczy mnie tylko jedno, zasadniczo wazne pytanie: co za rok?
Gdybym zlamal 5h, sprawa byla jasna: powiedzialem sobie, ze jak to sie stanie, to automatycznie rejestruje sie na pelny dystans.
A w tej sytuacji nie jestem do niczego zobligowany. Z jednej strony chcialbym juz przejsc na pelen, z drugiej chcialbym domknac rachunek i zejsc ponizej tych cholernych 5h
Do 16-go czy 17-go wrzesnia chce sie okreslic, bo do tego czasu obawiazuja promcyjne ceny
Po tym jak odstawilem rower, zawitalem znowu do WC na jedyneczke, bo na koniec roweru zaczynalo juz byc dyskomfortowo, mimo, ze duzo nie pilem, a nawet malo bym powiedzial (tylko 750ml elektrolitow). Jednak pogoda nie sprzyjala poceniu sie i to byla dobra strategia moim zdaniem.
Ale do rzeczy. Dzieki temu, ze nie padalo nie musialem zmieniac skarpetek. Wskoczylem w buty (padlo na Zante i to byl dobry wybor ), czapka w reke i lece na trase. Wiem, ze zaczynam mocno, za mocno, ale staram sie powstrzymywac. Niestety mialem wylaczone auto-lapy, wiec orientowalem sie na chwilowe i srednie tempo. Teraz jest przede wszystkim otwarty, wiec GPS nie przekrecal prawie wcale. Bieg sklada sie z 3 petli po 7km + dobieg do mety, czyli ladnie odmierzony polmaraton. W zalozeniu marzylem o tym, zeby tak ze 3 minuty urwac z zeszlego roku (1:38:26).
Pierwsza petle zamknalem w sredniej 4:24min/km, po drugiej srednie tempo spadlo do 4:26. Ale to wciaz bylo duuzo lepiej niz w zeszlym roku (sr. tempo 4:40). Pod koniec drugiej petli zaczely odzywac sie obydwie czworki i obydwie dwojki i zaczalem juz myslec, ze chyba ta ostatnia petla zakonczy sie dosc tragicznie, ale o dziwo po km czy dwoch miesnie sie uspokoily i bieglem dalej. Trzecia petle chcialem nadganiac, pomyslalem sobie teraz albo nigdy, ale udawalo mi sie jedynie utrzymac srednia. Ostatnie 2-3km bylo juz dosc ciezko. Co ciekawe nie wydolosciowo (sr. tetno z tego biegu mialem 157, a w zeszlym roku 159), ale wlasnie miesniowo. Nie dawaly juz rady przyspieszyc, mocniej sie odbic. Jedynie ostatnie kilkaset metrow mocno przyspieszylem, ale obylo sie bez sprintu
Generalnie wszystkich po drodze wyprzedzalem. W sumie mnie wyprzedzilo jedynie kilkanscie osob, wliczajac w to np. drugiego na mecie zawodowca Camerona Wurffa. Do tego biegli tam tez zawodnicy ze sztafety itd. ogolnie mieszkanka.
Wbieglem na mete z oficjalnym czasem 1:33:42, czyli prawie 5 minut lepiej niz w zeszlym, bardzo satasfakcjonujacym biegu. Bylem wstrzasniety. Ale nie zmieszany. Dostalem medal, okryli mnie folia termiczna (dzieki im za to!), moglem pare minut za meta ochlonac, zjesc i wypic cos na szybko, zanim poszedlem zjesc cos porzadnego do srodka.
Final byl slodko-gorzki, bo do wykonania zdania zabraklo mi 2 min i 57 sek. Szkoda, bo bylo jak najbardziej w zasiegu.
Nie znalem swoich splitow jeszcze, ale wiedzialem, ze plywanie i /lub bieganie musialo pojsc gorzej niz bym chcial.
Oficjalny czas: 5:02:56
W kategori M45 dalo mi to miejsce 24 na 205, ktorzy wyscig ukonczyli. W zeszlym roku bylem 30/147, wiec poprawa IMO spora.
W podziale na dyscypliny wygladalo to tak w stosnunku do roku wczesniej
(wiem, ze to dla Was nudne, ale bede mial od razu notatki na pozniej ):
_Plywanie:
35:04 vs 33:29 (+1:35), miejsce 25 vs 24
_Rowerowanie:
2:42:28 vs 2:47:45 (-5:17), miejsce 60 vs 71
_Bieganie:
1:33:42 vs 1:38:26 (-4:44), miejsce 16 vs 20
_T1+T2
11:42 vs 14:48 (-3:06)
Razem:
5:02:56 vs 5:14:28 (-11:32)
Niestety nie znam podzialu na T1 i T2, ale to juz mniej ostotne. No i mam nadzieje, ze nie walnalem sie w obliczeniach
Zawody zaliczam do udanych, moze nawet bardzo. Nie obylo sie bez bledow, chociaz ciesza znacznie lepsze czasy w T1 i T2, mimo, ze bylo wiecej biegania i za kazdym razem wizyta w toalecie. Czas rowerowania jest troche rozczarowujacy (<2:40 byloby ok), ale wiatr, to jest wiatr, jezeli nie wzmocnie nog, to zawsze tutaj i na podjazdach polegne.
Natomiast jesli chodzi o plywanie to jest to dla mnie troche zagadka. Roznica jest duza i wiem, ze na tyle wolniej nie plynalem, a do tego lepiej nawigowalem i nie nadrabialem drogi. Ciekawe jest porownaniu czasu do roku poprzedniego, gdzie bylbym 37 na 147 (z czasem z tego roku), a w tym roku bylem 25 na 205, wiec relatywnie lepiej niz zeszlym roku (16% vs 12%, czyli roznica znaczaca).
Jedyne co przyszlo mi do glowy, to to, ze boje maja fundamenty na stale juz jeziorze i nie odmierzali na nowo (co ma sens, bo pelny dystans wciaz startuje z wody). A to oznacza dla tych ze sredniego dystansu, ze musielismy min 50 metrow wiecej przeplynac, do tego wczesniej dobiec do trapu, zejsc po nim i wskoczyc do wody. Z reszta GPS pokazal mi 2100m zamiast 1900 mimo tego, ze na sladzie nie bylo tyle zygzakow co rok wczesniej.
Podsumowujac, chyba z plywania tez musze byc zadowolony
Na koniec dreczy mnie tylko jedno, zasadniczo wazne pytanie: co za rok?
Gdybym zlamal 5h, sprawa byla jasna: powiedzialem sobie, ze jak to sie stanie, to automatycznie rejestruje sie na pelny dystans.
A w tej sytuacji nie jestem do niczego zobligowany. Z jednej strony chcialbym juz przejsc na pelen, z drugiej chcialbym domknac rachunek i zejsc ponizej tych cholernych 5h
Do 16-go czy 17-go wrzesnia chce sie okreslic, bo do tego czasu obawiazuja promcyjne ceny
- Sikor
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 4980
- Rejestracja: 31 lip 2015, 15:36
- Życiówka na 10k: 40:35
- Życiówka w maratonie: 3:13:29
- Kontakt:
Pare fotek z piatku. Ladna pogoda byla, chociaz chyba wialo jeszcze mocniej niz w czasie zawodow
Meta:
Start:
Te zolte boje, to pierwsza zakretka, potem dluga prosta:
To samo z innej perspektywy:
Worki juz powiedzone, milo, ze oznaczyli rzedy roznymi obrazkami (moj to byly kamienice).
Jak w przedszkolu, ale musze przyznac, ze piekielnie skuteczne
Rower tez juz zajal sobie nalezne miejsce:
Meta:
Start:
Te zolte boje, to pierwsza zakretka, potem dluga prosta:
To samo z innej perspektywy:
Worki juz powiedzone, milo, ze oznaczyli rzedy roznymi obrazkami (moj to byly kamienice).
Jak w przedszkolu, ale musze przyznac, ze piekielnie skuteczne
Rower tez juz zajal sobie nalezne miejsce:
- Sikor
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 4980
- Rejestracja: 31 lip 2015, 15:36
- Życiówka na 10k: 40:35
- Życiówka w maratonie: 3:13:29
- Kontakt:
Wczoraj zaczalem przygotowania do ostatniego startu w tym roku, czyli maratonu we Frankfurcie (28.10).
Do staru zawieszam jazdy na rowerze i plywanie do jednego treningu w tygodniu.
Ten tydzien przeznaczam na "wbieganie sie", potem 3 tygodnie wydluzania i 3 tygodnie taperingu przed startem.
3 tygodnie to niedlugo, ale mam nadzieje, ze przyzwyczaje troche miesnie do dluzszego dreptania.
Wczoraj zrobilem 13km w tempie 4:58. Pierwsze 4km szly ciezko, juz myslalem, ze nic z tego nie bedzie,
ale pozniej sie rozkrecilem i bieglo sie calkiem dobrze.
Czuje wciaz troche ogolne zmeczenie, ale nogi pracowaly dobrze.
Niestety od czwartku do niedzieli jestem sam z chlopakami, wiec bedzie ciezko z czasem.
Do tego starszy ma w weekend zawody, wiec w weekend w domu bede dopiero wieczorem.
Dlatego plan mam takie, zeby biegac mozliwie codziennie, ale krotko (8-12km), zeby troche kilometrow sie uzbieralo.
Ostatnio mialem dylemat w jakich butach startowac we Frankfurcie.
Wczoraj dopiero drugi raz przebieglem sie w Saucony Freedom ISO (wczesniej 17km).
Swietnie sie w nich biega, ale watpie, zebym je wzial na maraton
Niby rozmiarowka ok, ale sa jakies takie waskawe i niskie na koncu przez co palce nie maja takiej swobody jak lubie.
Mysle jednak, ze na dyche lub polmaraton beda swietne.
Pierwsze 2 maratony przebieglem w Kinvarach 7 i bylem z nich bardzo zadowolony.
Niestety w miedzyczasie umarly i wyladowaly w koszu.
Szukalem nastepcy i wygladalo, ze bedzie to Kinvara 9 albo Hoka Clayton 2.
Niestety ani pierwszych ani drugich nie moglem znalesc w sensownej cenie
Az do dzisiaj! Moze nie bylo super tanio, ale oferta niezla, wiec skorzystalem i zamowilem Kinvary 9.
Bedzie czas je rozbiegac przed startem
O takie:
Do staru zawieszam jazdy na rowerze i plywanie do jednego treningu w tygodniu.
Ten tydzien przeznaczam na "wbieganie sie", potem 3 tygodnie wydluzania i 3 tygodnie taperingu przed startem.
3 tygodnie to niedlugo, ale mam nadzieje, ze przyzwyczaje troche miesnie do dluzszego dreptania.
Wczoraj zrobilem 13km w tempie 4:58. Pierwsze 4km szly ciezko, juz myslalem, ze nic z tego nie bedzie,
ale pozniej sie rozkrecilem i bieglo sie calkiem dobrze.
Czuje wciaz troche ogolne zmeczenie, ale nogi pracowaly dobrze.
Niestety od czwartku do niedzieli jestem sam z chlopakami, wiec bedzie ciezko z czasem.
Do tego starszy ma w weekend zawody, wiec w weekend w domu bede dopiero wieczorem.
Dlatego plan mam takie, zeby biegac mozliwie codziennie, ale krotko (8-12km), zeby troche kilometrow sie uzbieralo.
Ostatnio mialem dylemat w jakich butach startowac we Frankfurcie.
Wczoraj dopiero drugi raz przebieglem sie w Saucony Freedom ISO (wczesniej 17km).
Swietnie sie w nich biega, ale watpie, zebym je wzial na maraton
Niby rozmiarowka ok, ale sa jakies takie waskawe i niskie na koncu przez co palce nie maja takiej swobody jak lubie.
Mysle jednak, ze na dyche lub polmaraton beda swietne.
Pierwsze 2 maratony przebieglem w Kinvarach 7 i bylem z nich bardzo zadowolony.
Niestety w miedzyczasie umarly i wyladowaly w koszu.
Szukalem nastepcy i wygladalo, ze bedzie to Kinvara 9 albo Hoka Clayton 2.
Niestety ani pierwszych ani drugich nie moglem znalesc w sensownej cenie
Az do dzisiaj! Moze nie bylo super tanio, ale oferta niezla, wiec skorzystalem i zamowilem Kinvary 9.
Bedzie czas je rozbiegac przed startem
O takie: