Moja dieta w pracy to codzienniej jakies owocki typu jabłko,banan, pomarańcza czy mandarynki(przeważnie ze 2 dziennie), ostatnio zażeram się też surowym selerem naciowym. Oprócz tego jogurcik albo jakiś serek - choć w sumie po jogurtach mam dziwne burczenia w brzuchu. Dużo gorsze burczenia mam jednak po firmowych obiadach, więc odpuszczam je sobie, zastępując jakimiś kanapkami - bułki z czymś,co mi wpadnie pod rękę, serek itp. Ogólnie wchłaniam tego całkiem sporo. A ostatnio odkryłem shake'i Knorra - zalewa się to mlekiem i powstaje taka mleczno-zbożowa brejka, kubek tej mieszanki potrafi mnie trzymać pół dnia - warto chyba spróbować, jak na tego typu rzeczy nie ma to specjalnie wielkiej dawki konserwantów itp..
A dziś moja dieta jest kompletnym zaprzeczeniem tego co powyżej - bo byłem w nocy na "Władcy Pierścieni", jestem potwornie niedospany, a robić kanapek mi się zupełnie nie chciało.
Fredzio, zazdroszczę tej nauki gotowania

- choć w sumie to i bez sobie IMO całkiem nieźle radzę...