KarolAg pisze:zakupiłem NB Vazee rush i pianka się bardzo dziwnie odkształciła.
Miałeś pecha, bo to chyba najsłabszy popularny but z tej stajni.
b@rto pisze:Nie ma zmiłuj, do tego trzeba się przyzwyczaić. Tzn. łydki trzeba przyzwyczaić. Fastwitch ma ciut mniej jeszcze amortyzacji na śródstopiu ale 8 mm dropu.
Mam fastwitch sprzed 1,5 roku i ma drop 4mm, a do tego jest dość twardy. Sam biegam w nim max półmaratony (1:26), na maraton nie wziąłem (biegłem w adiosach).
b@rto pisze:Ja jednak jestem za tym, żeby na maraton w okolicach 3h zakładać buty treningowo-startowe, tzn. dające jakiś tam poziom amortyzacji.
Trzeba próbować, ja maraton biegłem w adiosach (kupiłem na promocji - fartem się udało, ale skoro już miałem to w nich pobiegłem). Pierwszy biegłem w boston boost i też dały radę, pomiędzy tym jeszcze w asics ds racer i też było ok (ale jednak już po maratonie było zdecydowanie gorzej z łydkami niż w przypadku bostonów i adiosów - widać że za twardy dla mnie na ten dystans).
KrzysiekJ pisze:W gruncie rzeczy istotną kwestią jest żeby nie obcierały, nie uciskały palców (szkoda paznokci) i nie były jakoś drastycznie mniej amortyzowane niż te, których do tej pory używasz. No i warto się w nich dobrze czuc.
Przy prędkościach o których piszesz, nawet waga obuwia ma marginalne znaczenie.
Jak Ci pasują te nowe Asicsy, to kupuj. Przymierzałem je, ale podeszwa wydała mi się w nich dośc sztywna.
Tak... Z mojej perspektywy też się zgadza. Przy tych czasach dużo ważniejsze jest dobre samopoczucie w bucie i jednak jakiś tam poziom amortyzacji żeby nie zapić sobie łydek. A but -> wystarczy dowolny i wygodny treningowo-startowy, zwróć uwagę żeby nie był za ciasny w palcach - szkoda paznokci.