12-godzinny Podziemny Bieg Sztafetowy Kopalnia Soli Bochnia
Hmmm... Od czego by tu... No cóż, miałem na temat tego biegu pisać obszerną relację, ale wiem, że nie będę miał na to czasu, a u mnie takie rzeczy muszą być pisane na świeżo, napiszę więc krótko zwięźle i na temat. Okazało się, że jadę w drużynie z ultrasami. W zasadzie to większość zawodników startujących w tej imprezie (przynajmniej tych liczących się w stawce) to zawodnicy biegający głównie ultra, a w śród nich ja, czyli koleś z życiówką na dyszkę 38min i w zasadzie tyle mogący powiedzieć na szybko o swoim bieganiu. Zero maratonów, półmaraton przebiegnięty rok temu po kontuzji. Fakt, że swoim czasem na dyszkę plasowałem się dość wysoko, ale obawiałem się na ile starczy mi wytrzymałości. Postanowiłem więc na początek pobiec zachowawczo w 10min na okrążenie. Jedno okrążenie miało 2420, byliśmy podzieleni na 2 pary które biegały naprzemiennie(przykładowo seria 4 okrążeń czyli na parę wychodziło ich 8 jak łatwo się domyśleć

). Całe zawody przebiegliśmy w układzie
I-para/II-para
4/4
4/3
3/3
3/2
2/2
2/2
1/1
1
Ja byłem w pierwszej parze i przebiegłem w sumie 20 okrążeń
Rozpiszę to seriami i opiszę co się ze mną działo na każdej.
Seria I (4 powtórzenia)
1. 10:07
2. 10:01
3. 9:58.8
4. 9:58.7
Seria I biegana na świeżości to nic innego ja czysta przyjemność z biegania. Pełen luz w dupie i lekkie truchtanie. Koledzy z drużyny śmiali się, że biegnę luźno jak sarenka co poczytałem sobie jako komplement

I tyle jeśli chodzi o sam bieg w I serii. Na przerwę miałem około 9min (trochę mniej bo kapian początkowo szalał

) Sama trasa wyglądała mniej więcej tak: Biegniemy pod lekką pochyłość i pod wiatr (tak, w kopalni był wiatr. Powstawał przez szyby wentylacyjne którymi wtłaczane jest świeże powietrze) i tak jakieś 300m, później około 200m z górki i pod dużo mocniejszy wiatr i tak aż do nawrotki. Po nawrotce tą samą drogą czyli pod górę i z wiatrem i później lekko z góry i z coraz słabszym wiatrem. mniej więcej 1km był na linii zmian i dalej 700m prostą przez kaplicę św. Kingi do drugiej nawrotki, ten fragment trasy był lekko pod górę, a później lekko w dół, a wiatr teraz już bardzo słaby, ciągle w plecy. Po nawrotce tą samą trasą do strefy zmian z tym, że już pod wiatr który tutaj już fajnie orzeźwiał. Najbardziej lubiłem odcinek na jakieś 200-250m przed kaplicą gdzie było już z górki i noga fajnie podawała. Najmniej fajny był początek okrążenia bo wiejący wiatr był bardzo zimny i mocny. Gdy druga para biegała, mieliśmy czas na odpoczynek i regenerację która po pierwszej serii upłynęła na leżeniu i gadaniu. Przerwa między seriami 1h 27min
Seria II (4 powtórzenia)
5. 9:56.5
6. 9:46.2
7. 9:47.4
8. 9:49.5
Druga seria była podobna do pierwszej, biegło się dobrze i lekko. Wprawdzie w nogach już coś się tam czuło, ale nie można było tego nazwać zmęczeniem. Jak widać biegałem też trochę szybciej niż wcześniej. Po zakończeniu serii wczołgałem się do śpiwora tak żeby trochę odsapnąć i ochłonąć i nieopatrznie zasnąłem

Obudziłem się po około 45min, trochę poskakałem, pogadałem i poszedłem biegać. Przerwa między seriami 1h 9min
Seria III (3 powtórzenia)
9. 9:50.2
10. 9:47.5
11. 10:03
Tu dalej biegło się dobrze ale... Na pierwszym powtórzeniu bolały już trochę łydki, dodatkowo pojawił się lekki ból pleców po obu stronach kręgosłupa. Objawy te występowały tylko na pierwszym okrążeniu, później przeszły. Dodatkowo na 3 powtórzeniu musiałem zwolnić bo zaczęła pojawiać się kolka. Na przerwie znowu wlazłem do śpiwora, ale nie spałem. Poleżałem trochę - w zasadzie większą część przerwy. Pod koniec wylazłem ze śpiwora i trochę się poruszałem. Czas przerwy 1h10min
Seria IV (3 powtórzenia)
12. 10:27
13. 10:18
14. 10:17
To był dramat, zwłaszcza na pierwszym powtórzeniu. Kolka zaatakowała gdzieś po 300m i trzymała do końca okrążenia. Bolało od niej ramie, wątroba, mięśnie międzyżebrowe i okolice serca. Do tego dowalił potworny ból pleców i łydki które rozruszałby się dopiero pod koniec okrążenia. Kolejne 2 okrążenia biegłem na granicy kolki tzn. z ciągłym bólem, ale nie na tyle dużym żebym nie mógł biec za to na tyle douczliwym żeby nie mógł robić tego szybko. Było nie było te okrążenia wyszły i tak szybciej niż pierwsze w tej serii. Na przerwie wprowadziłem środki zaradcze.1- Ketonal Forte na plecy 2- nie kładłem się 3- ciągle się ruszałem, starałem się rozruszać korpus, rozgrzać ręce, rozciągnąć i wymasować łydki. Pod koniec przerwy czułem się znacznie lepiej, plecy zaczęły odpuszczać po ketonalu i odrobinie ruchu, natomiast pod żebrami gdzieś w okolicy wątroby czaił się słaby gniotący ból. Z nową nadzieją ruszyłem na strefę zmian. Czas przerwy 52min
Seria V (2 powtórzenia)
15. 9:53.1
16. 9:58.3
Jak widać akcja reanimacyjna Tomka zadziałała. Wprawdzie na pierwszym powtórzeniu zaczynały mnie łapać skurcze łydek - obu w tym samym momencie, ale jakoś udało się je rozruszać i odpuściły. Dokuczały jeszcze trochę plecy i kolka ale wszystko w akceptowalnych granicach. Biegło się dość dobrze ale już mocno dawało się we znaki zmęczenie bo była to już 9 godzina zawodów. Na przerwie powtórzyłem poprzedni algorytm (bez ketonalu oczywiście) i uzupełnłem go o shota elektrolitowego (paskudztwo...). Generalnie po tej serii czułem się świetnie. Jakbym przełamał kryzys i wstąpiła we mnie nowa energia podrasowana adrenaliną

Czas przerwy 53min
Seri VI (2 powtórzenia)
17. 9:54.2
18. 10:03
Tu już biegło się bardzo ciężko. Wprawdzie skurcze odpuściły, kolka w zasadzie też, ale pary w nogach praktycznie już nie było. Wszelkie górki które wcześnie były praktycznie niezauważalne stały się wyzwaniem, ale generalnie szło. Na pierwszym powtórzeniu zrobiłem dość mocny finisz tak aby powyprzedzać ludzi i dać kapitanowi lepszą pozycję do startu. Dość dużo mnie ten finisz kosztował, ale podbudował wiarę we własne siły i uświadomił, że jakieś tam rezerwy jeszcze mam. Drugie okrażenie zrobiłem już na spokojnie, bez szaleństw. Przerwę dość krótka spędziłem na pogaduchach i podrygach

Czas przerwy 32min
Seria VII (1 powtórzenie)
19. 10:35
Trochę głowa mi tu siadła jak kapitan stwierdził, że już na spokojnie możemy biec bo i tak nie dogonimy drużyny przed nami, a ta za nami ma około 2km straty. Mimo dość niskiego tempa wcale nie biegło się łatwo. Zmęczenie dawało już o sobie mocno znać 11h w gotowości i ponad 40km w nogach jednak robi swoje. Przerwa to pogaduchy, śmichy chichy i lekkie podrygi zdechłej ostrygi. Czas przerwy 31min
Seria VIII (1 powtórzenie)
20. 10:13
Udało się trochę przyśpieszyć i zrobić mocny finisz niszczący psyche przeciwnika i pokazujący, że można biec poniżej 3/km nawet po 12h na nogach

KONIEC No może nie do końca bo kapitan załapał się jeszcze na 4min biegu przed końcem czasu.
Finalnie uplasowaliśmy się na 10 miejscu na 67 drużyn i przebyliśmy w sumie trochę ponad 176km. Jak się też okazało byliśmy najlepszą z kilku podkarpackich drużyn startujących w tej imprezie.
TYLE!
