43. Berlin Maraton
W końcu zebrałem się, żeby napisać coś więcej na temat maratonu w Berlinie. Początek była taki, że pojawiłem się w Berlinie w sobotę, nie wiedząc o tym, że już tego dnia zamknięte są ulicę, gdyż rozgrywany jest maraton na rolkach. U nas pewnie wybuchłoby powstanie, a tam ludzie grzecznie próbują się przebijać dostępnymi uliczkami. Generalnie przebijanie się do biura zawodów zabrało mi około dwóch godzin i nigdy nie mijałem się z innymi samochodami na grubość palca czy dwóch

. W końcu udało mi się dotrzeć na expo i do biura zawodów. Tam przy odbiorze numeru okazało się, że trafiłem na Polkę, trochę zdziwiłem się, że nie mam kuponu na koszulkę, ale już zwątpiłem czy ją faktycznie zamawiałem czy nie. Odszedłem od stanowiska i przeglądając otrzymane materiały zdałem sobie sprawę, że nie mam na imię Jan, a tak stało jak byk na numerze. Szybki powrót, panika w oczach wolontariuszki, na szczęście od razu znalazł się Jan, który miał zamieniony ze mną numer i wszystko zostało odkręcone. Na właściwym numerze był już oczywiście kupon. Pakiet to worek do depozytu (przeźroczysty pewnie ze względów bezpieczeństwa), żel pod prysznic, jakiś izotonik w proszku i ulotki. Koszulka całkiem fajna (dodatkowo płatna) chociaż trochę duża jak na M. Na targach jakoś specjalnie się nie koncentrowałem, ale były dość duże (w tym zakresie palmę pierwszeństwa nadal ma u mnie Praga). Aha przy wejściu do biura zawodów każdy dostawał opaskę na rękę, która była potrzebna do wejścia do strefy startowej i lansowania się po Berlinie

. Po załatwieniu wszystkich formalności szybko udaliśmy się do hotelu, który był w bocznej uliczce dochodzącej do słynnej alei Ku’damm. W okolicy same drogie butki znanych nawet mi (z nazwy) marek, brzydota większości tych ciuchów w porównaniu do ceny porażająca. Cóż, pewnie nie jestem modowym znawcą

. Po zalogowaniu się w hotelu poszliśmy coś zjeść i praktycznie przy co drugim stoliku w restauracji siedział ktoś „zaopaskowany”. Jak się okazało w poniedziałek niektórzy chodzili jeszcze z opaską, koszulką finishera i medalem na szyi

Widać więc, że turystycznie Berlin bardzo zyskuje na organizacji imprezy.
Nazajutrz obudziłem się około 6.00, jako że śniadanie było o 7.30 stwierdziłem, że je sobie podaruję, żeby spokojnie dotrzeć na start. Zjadłem jakiś ohydny baton energetyczny i wyszedłem z hotelu. Na szczęście na stacji metra kupiłem sobie pyszną kawę i brecla. Brecle są dość mocno solone, więc w sam raz nadają się na posiłek przed maratonem. Oczywiście w metrze i potem w S-Bahn prawie wszyscy to maratończycy, więc spokojnie idąc za tłumem dojechałem do Hauptbanhof, skąd było kilka minut do serca całego wydarzenia czyli terenów przed Reichstagiem. Wejście na teren dla zawodników poprzedzone było kontrolą – torba, sprawdzenie numeru i opaski. Z takimi środkami bezpieczeństwa nie spotkałem się jeszcze na innych maratonach. Nie wiem czy to ze względu na obecną sytuację czy też zawsze tak jest w Berlinie. Tłum biegaczy i wielkość tej strefy naprawdę zrobiła na mnie wielkie wrażenie. Depozyty rozlokowane z niemiecką precyzją i porządkiem, bez kolejek, czytelnie po prostu ideał. Po przebraniu udałem się do swojej strefy, gdzie spokojnie czekałem na start oglądając transmisję na telebimach. Czym bliżej 9.00 tłum się zagęszczał i ciary zaczynały pojawiać się na całym ciele. Najpierw start wózkarzy, handbikerów i o 9.15 rusza elita, a za nią pierwsza fala. Jest moc

Moja strefa rusza w okolicach 9.30. Trzeba było otrzeć łzy wzruszenia i napierać
Mój plan wynikowy jaki sobie określiłem to okolice 3:46-48. Przy super pomyślnych wiatrach okolice 3:45, ale raczej patrząc na mój trening nie mogłem realnie na to liczyć. Znów powinienem w kajeciku napisać 100 razy „Będę robił długie wybiegania przed maratonem”. Wiedząc, że zawsze sporo się nadrabia względem Garmina postanowiłem biec tempem w okolicach 5:20, co przy nadróbkach przełoży się na realne tempo kilka sekund wolniejsze. Postanowiłem lapować co 5 km wg oficjalnych oznaczeń. W zasadzie do szczęścia w zakresie kontroli tempa i wyniku zabrakło mi tylko opaski z międzyczasami. Od początku biegnie się oczywiście w sporym tłumie, ale ze względu na szerokie arterie nie sprawiało mi to jakiegoś większego problemu, starałem się trzymać niebieskiej linii wyznaczającej optymalną trasę. Pierwsze 5 km oficjalnie po 5:25 (Garmin 5,08 km i 5:20) czyli 27:04. Założenie było, żeby mieścić się poniżej 27 minut, więc lekko straciłem. Niestety coś pobolewa mnie piszczel i generalnie biegnie mi się tak sobie. Pierwszy wodopój i tłok, ale nie większy niż np. na półmaratonie we Wrocławiu czyli da się żyć. Druga piątka zgodnie z założeniami 26:57 i tempo 5:24 (Garmin znów 5,08 km i 5:17). Bieg staje się swobodniejszy i bardziej przyjemny. Tutaj zaczyna się tradycyjny mój problem czyli parcie na pęcherz, niestety muszę udać się na stronę, co zabiera mi pewnie około 30 sekund. Na trasie w Berlinie nie jest też łatwo znaleźć takie miejsce i przebić się przez tłum dopingujących kibiców. Trzecia piątka siłą rzeczy wolniejsza czyli 27:34 i tempo 5:31 (5:25). Cały czas na trasie tłumy kibiców, masa zespołów. Bez dwóch zdań Berlin nakrył czapką wszystkie maratony, w których uczestniczyłem. Porównanie z jakimkolwiek polskim maratonem nie ma zupełnie sensu. W okolicach 15 kilometra zahaczamy o Kreuzberg, a tam techno, zespół reagge generalnie biba na całego, no ale trzeba biec

. Połówkę minąłem w czasie 1:53:54 czyli mniej więcej wg założeń. Oczywiście powoli robi się coraz ciężej, ale dramatu nie ma. Pocieszam się, że od 25 km zapodam sobie muzykę, na 34 km mijam mój hotel i będę miał wsparcie kibiców, a potem to już jakoś będzie. Czwarta piątka 26:44 – jest dobrze. W końcu postanawiam wspomóc się muzyką, niestety nie jestem w stanie odpalić odtwarzacza, nie wiem czy bateria siadła, czy ja jestem nieogarnięty. Niestety leci parę łacińskich wyrazów, ale nic to doping jest cały czas ogromny więc jakoś daję radę. Kolejna piątka 26:57 i jest coraz ciężej. Żyję myślą dotarcia do 34 kilometra i tym, że na pewno sporo osób mi kibicuje (jeszcze raz dzięki za forumowe wsparcie). Na wyczekiwanym 34 kilometrze jest już bardzo ciężko, mówię do żony, że chyba nie dam rady. Przybijam jednak piątki z dzieciakami i biegnę dalej. Na tym etapie zatrzymuję się już na parę sekund na punktach. Jest tłok, ludzie coraz mniej ogarnięci i mokry asfalt – lepiej uważać.
Odcinek między 30 a 35 kilometrem pokonuję w 27:07 więc nie jest źle, ale ogólnie kryzys jest już mocarny. Od kilku kilometrów nie wiem już nawet co mijam po drodze. Dopiero zwiedzając Berlin na drugi dzień ze zdumieniem odkrywam gdzie biegłem. Na 36 km rozdają Red Bulla z wodą, łapię się nawet tego specyfiku i zaczynam dyskusję z samym sobą, że zostało 6 km i odnoszę to sobie w głowie do moich tras treningowych. 35-40 do najsłabszy odcinek, średnie tempo spada do 5:40 i pokonuję go w 28:18 czyli tracę ponad minutę względem założeń. Matematyka słabo wychodzi na 40 km i zaczynam się bać, że nie będzie nawet życiówki, nie mówiąc o złamaniu 3:50. Na 40 km Garmin zaczyna pokazywać jakieś głupoty czyli tempo 6:45-7:10. To chyba wina budynków, bo nie czuję, żeby tak zwolnił. Natomiast odczucia na tym etapie mogą mylić. Pojawia się panika i zagrożenie, więc reaguję przyśpieszeniem. Innymi słowy lecę w trupa na ile mnie stać, błagając żeby w końcu pojawiła się Brama Brandenburska. Ostatnie 2,2 km robię w średnim tempie 5:12, a ostatnie 300-400 metrów w okolicach 4:30. Jest udało się! Łapię czas 3:48 z sekundami. Oficjalnie
3:48:40. Kolejna ósma z rzędu życiówka staje się faktem. Wiem, że jest minimalistyczna ale co tam, granica znów lekko się przesunęła. Druga połówka 1:54:46 czyli niecała minuta wolniej. Marzę tylko o piwie. Jakoś doczłapałem do depozytu, dochodząc do mojego bosku wolontariuszka już trzyma mój worek, siadam i delektuję się pysznym bezalkoholowym piwem

.
Wiem, że to truizm, ale ten maraton jest niesamowity. Zapisujcie się na losowanie!!!!
Poniżej garść statystki.
Split time of day time diff min/km km/h
5 km 09:57:00 00:27:04 27:04 05:25 11.09
10 km 10:23:56 00:54:01 26:57 05:24 11.13
15 km 10:51:30 01:21:34 27:34 05:31 10.88
20 km 11:18:08 01:48:12 26:38 05:20 11.27
Halb 11:23:50 01:53:54 05:43 05:12 11.55
25 km 11:44:51 02:14:55 21:01 05:24 11.14
30 km 12:11:47 02:41:51 26:57 05:24 11.14
35 km 12:38:54 03:08:58 27:07 05:26 11.07
40 km 13:07:11 03:37:15 28:18 05:40 10.61
Finish 13:18:36 03:48:40 11:25 05:12 11.55