Pogoda: 27st, niebo czesciowo zachmurzone, lekki wiatr, troche słońca, duszno, wilgotno
Dystans / Czas / Tempo
459m / 2min 28s / 05:22
2km 200m / 8min 21s / 03:48
450m / 2min 57s / 06:33
2km 200m / 8min 27s / 03:50
400m / 2min 49s / 07:03
2km 200m / 8min 31s / 03:52
450m / 3min 25s / 07:36
2km 200m / 8min 49s / 04:00
400m / 2min 20s / 05:50
292m / 1min 38s / 05:36
rozgrzewka, interwały, truchto-marsz, schłodzenie
W sumie: 11km 251m / 49min 45s / 04:25/km
Jednym słowem masakra!
Ostatni raz tak po treningu czułem się 3 lata temu jak przygotowywałem się do swojego pierwszego w ogóle startu i był to 33MW! Nieświadomy konsekwencji odwodnienia pobiegłem wtedy na pierwszy bieg ponad 30-sto kilometrowy w ponad 30stopniowym upale z pełnym słońcem z zaledwie 0,5 litrową butelką wody! Jak doczłapałem do domu, gdzie już pare razy musiałem maszerować to ledwo trzymałem się na nogach i uratował mnie zimny prysznic, pepsi i tabliczka gorzkiej czekolady!
A dziś??? No kurna chata człowiek przeziębiony, na tabsach przeciwzapalnych, osłabiony ogólnym brakiem czasu wyszedłem na chyba najtrudniejsze interwały bez żadnej wody, przy stosunkowo dobrej pogodzie a przynajmniej tak mi się zdawało że taka jest bo jak się okazało było 27st z przebłyskami słońca, dużą wilgotnością i duchotą!!! Już na rozgrzewce byłem cały spocony

Pierwsze poszło spoko, ale już czułem że to nie bedzie trudny tren, czułem że to bedzie nie do ogarnięcia dzisiaj! Ale gdzie tam, ja nie dam rady???!!! Więc zabrałem się za reszte odcinków. Tak jak i ostatnio 1 i 3 odcinek to było z lepszym profilem trasy aniżeli 2 i 4-ty. Ten 2 i 4 to końcówka ok 600m to lekko pod góre i tu się umierało

Na 3-cim powtórzeniu miałem ochote i myśli takie co by zrezygnować z ostatniego odcinka bo nie da rady tego zrobić! Zmęczenie było już naprawde duże. Ale po odpoczynku który był taki średni na jeża postanowiłem spróbować. Już na ok 400m miałem dosć! Zaczęły mnie dopadać dreszcze, czułem że ewidentnie coś jest nie tak, oddech już mocno podwyższony, stwierdziłem że dobiegne jeszcze troche, a to troche to było do ok 1,2km tam już walczyłem o życie, i zamiast się zatrzymać to nie, od razu w głowie pojawiło się że już nie daleko, że jeszcze tylko jeden km, no to biegłem dalej. Jak dobiegłem do końca to nie żebym buty oglądał ale oddech łapałem chyba wszystkimi otworami jakie moje ciało posiada! Czułem się słabo i źle. Zrobiłem jeszcze małe schłodzenie i doszedłem do domu. Tam zimny prysznic i 0,5l wody. Waga wskazała -3kg! Czyli tyle ile trace na maratonie!!! Koszulke czy spodenki miałem przemoczone do ostatniej nitki. Mogłem jednak wziąć jakąś butelke z wodą... Ogólnie mocny tren wszedł, nawet za mocny, no i troche poćwiczyłem silną wolę na ostatnim odcinku gdzie trzeba bedzie nie raz taką walke stoczyć na jakiś zawodach
