Niedawno, niejako bez większego echa, Asics wypuścił na rynek najnowszą odsłonę swojego najbardziej znanego buta startowego – Hyperspeed 6. Nikt nie raczył podjąć się zrecenzowania tego modelu, a więc czas najwyższy to zmienić. Co o nim może powiedzieć osoba, która nigdy nie przepadała za obuwiem tej marki? Zapraszam do lektury.
Co sprawia, że dany but określamy jako startowy? No właśnie. Zacznijmy może od krótkiego wstępu dla mniej doświadczonych, a żeby bardziej naświetlić temat. Producenci butów biegowych, o ile różnią się w podejściu w konstruowaniu swoich produktów, to co do starówek są raczej zgodni: mają być możliwie lekkie, dynamiczne i wyglądać agresywnie. Wśród niektórych biegaczy można też usłyszeć tezę, że but startowy ma być na tyle bezkompromisowy, że aż niewygodny. Należy pamiętać też, dla kogo tego typu buty są. Otóż nie są to, w żadnym razie, buty dla początkujących, czy też osób z nadwagą. Te osoby nie powinny na razie sobie tym segmentem rynku zaprzątać głowy. Innymi słowy, ten rodzaj butów jest dla osób bardziej doświadczonych, używanych do szybszych treningów i startów.
Hysperspeed 6, w wersji męskiej, jest ubarwiony w iście kanarkową żółć. Niezależnie od tego, czy się to się to komuś podoba, czy też nie, to trzeba to uznać jako swego rodzaju znak rozpoznawczy – jaskrawość aż razi. Oprócz tego, producent pozwolił sobie dodać wstawki z „najszybszego”, czerwonego, koloru, oraz skromny nadruk z nazwą modelu. Nie zabrakło też Asiscowej kratki na boku. Od razu widać, jaką markę mamy na nodze.
Po wzięciu buta do ręki, od razu zwracam uwagę na wagę. Buty są cholernie lekkie. Moja waga kuchenna twierdzi, że ważą one 172 gramów (44EU).

Poprzednia odsłona Hyperspeedów, przy rozmiarze 42, ważyła tych gramów 192. W jaki sposób udało się odchudzić, już i tak bardzo lekki but? Przede wszystkim na zmianie cholewki. Jeżeli ktoś się przyjrzy zdjęciom 5-tki i porówna je z 6-stką, to szybko zauważy, że siateczka tego nowszego modelu jest drobniejsza, delikatniejsza, a z daleka można by powiedzieć, że jest to wręcz jednolity materiał. Jest ona też bardzo miękka i elastyczna.

Kilka elementów stylistycznych, zamiast wszytych, zostało wgrzanych. Zapewne na tym posunięciu również uratowali kilka gramów, a i brak przeszyć potrafi cieszyć oko użytkownika. Poszycie buta określane jest mianem bezszwowego, choć przy łączeniu cholewki z podeszwą, amator biegania bez skarpetek prawdopodobnie mógłby czuć owe łączenie. Nie sądzę jednak, że dyskwalifikowałoby to buta do biegania z gołą stopą.

Kolorki i design za nami. Czas skupić się na czymś poważniejszym. Hyperspeed’y charakteryzują się 6mm dropem. Należy dobitnie podkreślić, że podeszwa nie jest wsparta żadnym usztywnieniem, nie ma żadnego wsparcia, czy innej płytki zatopionej wewnątrz pianki. Jest to rozwiązanie dość niespotykane jak na tego producenta. Co ciekawe, but zapewnia nadspodziewanie dużą ilość amortyzacji jak na but startowy. W pięcie umieszczono ogniowo GEL, które pogłębia odczucie miękkości i sprawia, że but będzie bardziej liberalny odnośnie naszych niedoskonałości w technice biegu. Po pierwszym treningu w tych butach, od razu stwierdziłem, że bez wahania wybrałbym je na start w półmaratonie, a i bardzo poważnie zastanowiłbym się nad maratonem. Na pochwałę zasługuje też trwałość użytej warstwy ścieralnej podeszwy, oraz sposób jej ponacinania. W moich dawnych starówkach – Smucony A3 – pierwsze oznaki przetarć neuralgicznych punktów podeszwy przyszły jednak szybciej, tutaj takowych jeszcze nie widzę, choćby najdrobniejszych. Sposób nacięć, oprócz celów upiększających, sprawił, że spód buta jest bardzo elastyczny i jak się uprzeć, to można go zrolować w „naleśnik”.

But zapewnia dużą ilość miejsca na śródstopiu. Sprawia wręcz wrażenie luźnego. Jest to cecha, która na pewno znajdzie swoich zwolenników, jak nie wyznawców. Biegacze często cierpią na różnego rodzaju zrogowacenia, czy haluksy, które przy za dużym ucisku nie pozwalają o sobie zapomnieć. Ja jestem jednym z takich jegomościów. Potrzebuję dużo luzu w bucie, wręcz kupuję obuwie treningowe w rozmiarze „kajak”, aby tylko nie podrażniać palców. Taki mój los.

Zapiętek. Nigdy bym nie przypuszczał, że Asics pójdzie w tym kierunku odnośnie projektowania zapiętka w swoich produkcjach. Byłem w szczerym szoku, kiedy zobaczyłem, że to właśnie ta firma zrobiła coś tak pięknego. Okolica pięty jest podzielona na dwa segmenty, które odróżnić można zastosowanym kolorem. Kolor czerwony, segment dolny, określa wysokość, na jaką sięga plastikowe usztywnienie. Segment wyżej, czyli kolor kanarkowy, żadnych usztywnień już nie ma, jest jedynie delikatny materiał, który poddaje się pod delikatnym naciskiem. Nie ma mowy o podrażnieniu achillesów, a plastikowe usztywnienie jest na tyle nisko, że praktycznie go nie czuć. Rozwiązanie tak proste, a zarazem tak bardzo umilające mi życie.
Cena. Buty są stosunkowo rozsądnie wycenione, bo górna granica zamyka się w 300zł. Nie wykracza poza poziom niektórych, tak hucznie reklamowanych, flagowych modeli. Pamiętajmy, że but startowy, w zależności od jego trwałości, służy nam nieco dłużej niż treningowy. Moje poprzednie starówki były ze mną chyba dwa i pół roku i gdyby się uprzeć, to wciąż można by w nich biegać. Pytanie brzmi: Ile wytrzyma delikatna cholewka Hyperspeedów? Na razie nie widzę niczego niepokojącego.
Mam te buty w swoim posiadaniu od przeszło miesiąca i miałem w nich okazję wykonać sześć solidnych jednostek interwałowych, z czego wszystkie miały miejsce na tartanie, oraz wykręcić życiówkę na 10km po szosie. Po tym okresie użytkowania mogę powiedzieć, że dynamika buta, z racji wagi, dropu, poziomu amortyzacji, jest swego rodzaju złotym środkiem pomiędzy 5k, a nawet maratonem. Nie są to żylety, buty potrafią nam sporo wybaczyć, nie męczą tak bardzo stopy przez poziom opasania. Znam buty o niebo bardziej dynamiczne, ale o na tyle niskim poziomie komfortu, że po kilku kilometrach intensywnego biegu, myślimy tylko o tym, żeby je zdjąć – Może to celowe? Jest to przecież jakiś pomysł na lepsze wyniki. Jest to bardzo ciekawe połączenie pełnej amortyzacji, bardzo niskiej wagi i sporej dynamiki. Połączenie cech, które z logicznego punktu widzenia powinny się nawzajem wykluczać. A jednak się udało. Powstało coś na miarę startowego Frankensteina, który odbiera ze światów obuwia treningowego i startowego to, co najlepsze, a przy tym nie wygląda jak monstrum, a jak piękne sportowe auto. O ile poprzednia wersja Hyperspeedów nie przyciągała mnie do siebie (jak i żaden inny model Asicsa), to aktualny model nauczył mnie, że któregoś dnia, marka bardzo przeze mnie nielubiana i na którą wręcz psy wieszam, może stworzyć coś iście pięknego, że aż głupio mi będzie potem się tłumaczyć z tego, że się ugiąłem

Szczerze polecam zainteresować się tą pozycją, to naprawdę fajny produkt.
Brak jakiejkolwiek rewolucji, po prostu fajny but.