17.05
Z A W O D Y na 10km - 12 Bieg Ulicą Piotrkowską
Znów mało biegania w weekend, long wypadł przez zaliczony "awansem" Dzień Matki, więc trzeba się ogarnąć, ale po kolei.
Jak pisałem wcześniej - szybkości nie robiłem żadnej, żadnych progów, nic, jedynym szybszym akcentem była życiówka na piątkę tydzień wcześniej - 22.46. Za to cały tydzień poprzedzający bieg, skwar, duchota, i treningi nie wchodziły, więc te zawody tak sobie widziałem, ale pobiec trzeba
No więc bieg - od samego rana skwar, ani jednej chmury, ja się wspomagałem izotonikami (przydatne tym bardziej, że dzień wcześniej wu-jeet-su zaliczyłem - w ogóle jakoś mam szczęście do posiadówek z alko w tle przed zawodami
![:bum:](./images/smilies/bum.gif)
). Big na szczęście po południu (18.30), więc była szansa, że upał osłabnie. No i osłabł, ale zrobiło się burzowo, więc lepko i wilgotno. Z deszczu pod rynnę, no ale wszyscy mieli warunki takie same.
Start, jak i cały bieg prowadził przez samo centrum Łodzi, wyremontowaną Pietrynką (nota bene uważam, że remont się udał, miasto zrobiło kawał dobrej roboty, a hejterom kotwica w plecy), więc trzeba było dumnie wypinać pierś
![uśmiech :)](./images/smilies/icon_e_smile.gif)
Biegłem z dwoma znajomymi, jeden celował w czas podobny do mojego ca. 48 minut (optymiści cholerni
![oczko ;)](./images/smilies/icon_e_wink.gif)
), drugi leciał łamać 40 (szaleniec
![uśmiech :)](./images/smilies/icon_e_smile.gif)
). Ścisk potężny, bo centrum Łodzi do najbardziej rozłożystych nie należy, ale wystartować się dało. Trochę pomarudzę na współuczestników, bo ja ustawiłem się między strefami 45-50, a przez pierwsze 3km wyprzedzałem tabuny ludzi biegnących na moje oko na czas >1h. Chyba zgłoszę do Organizatorów, że za rok to muszą przez megafon obwieszczać, że to nie jest tabliczka z wiekiem biegacza, tylko z planowanym REALISTYCZNIE czasem
No więc wystrzał startera, wszyscy ruszyli, i jak to zazwyczaj bywa - zaraz się zatrzymali, bo korek sie nie rozładował
![hej :hej:](./images/smilies/icon_razz.gif)
no ale przy samym starcie było luźniej, więc zaczynamy biec, bez podpały, lecimy swoje. Znajomy który ze mną biegł miał w swoim Polarze Virtual Pacera, ustawił go na 48 minut i lecimy. Pierwszy kilometr - plan był na 5:00, Endo rzekło 5:13 - słabo, więc trza gonić, drugi trochę lepiej 4:54, ale i tak wciąż powyżej 5:00 średnio. Trzeci jeszcze lepiej, 4:36, ale już poczułem, że to tempo za duże na mnie i walka o 48 minut będzie bardzo trudna. Może pogoda, może wczorajsze alko, ale chyba nie, bo o ile wydolnościowo i oddechowo szło ok, to po protu czułem, że nogi nie do końca współpracują. No cóż, lecimy, ważne, żeby starać się trzymać tempo.
I tak sobie leciałem, to szybciej, to wolniej, zależnie od podbiegów, gdzieś na 6km mój znajomy zaczął mi odjeżdżać, a ja ze względu na to, że nie chciałem podkręcać, bo bałem się zejścia na koniec odpuściłem, i stwierdziłem, że będę celował w złamanie 50, bo widać on mocny i leciał na to 48. W ogóle to gadałem później z drugim kumplem, i obaj mieliśmy wrażenie, ze było cały czas pod górkę
![:bleble:](./images/smilies/bleble.gif)
. No cóż, gównianej baletnicy... (tzn. mnie - on swoje nabiegał).
No więc lecimy dalej, trasa bardzo fajna, miejska, dużo zakrętów, ale tłum i upał dają się we znaki. Gdzieś na 8km mijamy gościa który padł i go cucili, więc stwierdziłem,że ze mną tak źle nie jest. No ale tak znów !@#$% tez nie było
![hej :hej:](./images/smilies/icon_razz.gif)
Plan był przyspieszyć na 7km, ale jak do niego dobiegłem, stwierdziłem, ze może na 8km przyspieszę
![hahaha :hahaha:](./images/smilies/icon_lol.gif)
No finalnie przyspieszyłem PO 8km i po nawrotce o 180 stopni na Kościuszki - mocno w głowie siedziało, że będzie już cholernie ciężko złamać 50 minut, ale długa prosta dawała jakąś nadzieję.
Zacząłem przyspieszać, myślałem, że bardziej, ale ostatecznie 9km wyszedł 4:55, i wciąż goniłem, starając się lecieć luźno, nie spinać się żeby nie ograniczać ruchów ciała. No więc idzie ostatni km, organizatorzy GENIALNIE poustawiali znaki co 100m, każdy kolejny to motywacja, już 900, już 800, zostały 4 minuty wysiłkui, 3,5 minuty, przyspieszam jeszcze trochę, mijam kolejnych ludzi, i myślę - 500 metrów do mety, zaczynam sprint. No ale trafił się jeszcze jeden mały podbieg, który mnie trochę spowolnił, i mocno przyspieszam dopiero 100 metrów dalej niż planowałem, a 300 metrów przed metą lecę już sprintem, tak samo sprintem wpadam na metę, zatrzymuję Endomondo - 50:16 i 10,15km, jakiś czas później przychodzi SMS z wynikiem netto - 50:11.
Check points (oficjalnie mierzone)
1 km 3 km 3,5 km 5 km 6,5 km
0:05:11 / 1651 0:14:38 / 1538 0:17:54 / 1496 0:25:29 / 1388 0:32:40
Łączny dystans: 10,15 km
Czas: NETTO: 50m:11s - oficjalna życiówka ze startu zatrzymanego pobita o 1m:40s ![uśmiech :)](./images/smilies/icon_e_smile.gif)
,
miejsce w OPEN: 1223/2954 (więc znów górna połówka ![uśmiech :)](./images/smilies/icon_e_smile.gif)
, miejsce w M30: 446/827 (więc tu dolna połówka, do górnej brakło mi 33 sekund),
Średnie tempo: 5:01 min/km.
link do endo <klik>.
W sumie licząc od pomiaru na 1km, do mety wyprzedziłem 428 osób
![hej :hej:](./images/smilies/icon_razz.gif)
, według poszczególnych międzyczasów było to odpowiednio 113, 42, 108 i między 5 a 10km - 263.
A mój kumpel poleciał 39:37, złamał 40 skubany, 112 w generalce na 3000 osób, SZACUN
![uśmiech :)](./images/smilies/icon_e_smile.gif)
a jeszcze 1,5 roku temu twierdził, że bieganie nie dla niego
Podsumowanie?
Uczucia mieszane, bo z jednej strony jest nowa oficjalna życiówka na atestowanej trasie (zeszłoroczna na tej samej imprezie była 51:51, więc progres o 1:40 jest). Z drugiej zamierzałem oficjalnie złamać 50 minut, do czego brakło mi 11 sekund, może jakbym zaczął te 100-200 metrów wcześniej finisz, to by mi siły starczyło na <50, a może bym spuchł i wyszłoby 51?
Na to nie poznam odpowiedzi nigdy, natomiast cel na ten rok na dychę wciąż aktualny
![uśmiech :)](./images/smilies/icon_e_smile.gif)
Będę biegał dalej I fazę Danielsa, zobaczymy jak pójdzie z formą w kolejnych tygodniach i miesiacach.