26.10.2013 r. - Branice - Bieg Branicki
Dystans: 5 KM (w rzeczywistości 5,2KM)
15℃ - częściowo pochmurnie, lekko wietrznie
Podsumowanie:
Czas: 16:58
Miejsce: 1wsze
Samopoczucie: Zmęczony, ale zadowolony!
Podsumowanie: Do Branic wybrałem się wraz z Piotrkiem (Bielikiem) oraz Szymonem (Haile). Z K-Koźla wyjechaliśmy około godz. 9:00. Podróż samochodem przebiegła bez większych problemów i po godzinie 10 byliśmy na miejscu. Zapytaliśmy ludzi gdzie odbędzie się bieg i dojechaliśmy na miejsce (stadion miejski). Tutaj zastała nas głucha cisza, zapytaliśmy panów, którzy puścili muzykę, kiedy będzie czynne biuro zawodów. Powiedzieli że po 11. Poczekaliśmy więc w samochodzie, i tuż przed 11 przybyliśmy na miejsce. Nadal cisza, żadnych ludzi nie widać, zapytaliśmy czy można już się zapisać, odpowiedź brzmiała "tak oczywiście. Patrzymy na listę startową a tam raptem 15 osób łącznie z nami na liście, pomyśleliśmy wtedy: " Czy to jakieś żarty?"

Impreza ogłaszana na maratonypolskie.pl a tutaj taka lipa... no cóż skoro już przyjechaliśmy to nie ma co rezygnować. Prawie 60 km plus koszty paliwa nie mogą pójść na marne.

Po zapisach zostaliśmy jeszcze poproszeni o pomoc we "wniesieniu podium". Z racji, że "dobrzy z nas ludzie", zgodziliśmy się.

Poszliśmy więc z panem organizatorem, z wyobrażeniem, że będą to lekkie plastikowe trzy stopnie. Tymczasem patrzymy a czeka na nas ciężkie, masywne, żelazne podium "w całości".

Popatrzyliśmy po sobie, złapaliśmy to i zanieśliśmy na murawę stadionu. Pomyśleliśmy wtedy "CO TO KURRRR... MA BYĆ!?"

Cóż... poszliśmy się przebrać do szatni i przypiąć nr startowe do koszulek. Zrobiliśmy rozgrzeweczkę i czekamy aż skończy się "wyścig" Nordic Walking. Impreza odbywała się w kameralnym gronie, kilkudziesięciu osób. Jak się później okazało jest to bieg lokalny a nie masowy (po jakiego więc ktoś to wrzucił na maratonypolskie.pl?

). Tuż przed rozpoczęciem biegu pytamy jak będzie przebiegać trasa, bo słyszeliśmy, że zaczynamy na bieżni żużlowej stadionu a następnie biegniemy na ogródki działkowe i wracamy. Jak się okazało bieg miał być rozegrany jednak na "bieżni"

No to ładnie, czeka nas "dymanie" 12,5 okrążeń na żużlowej bieżni, !@#$%!

Stwierdziliśmy, że pościgamy się między sobą. Po 12 ustawiliśmy się na linii startu, nie wiem dlaczego, ale start był z linii 300 metrów a nie 200?

Ale co tam walić to... na miejsca, START! Ruszyliśmy z impetem w trójkę od razu zostawiając grupę lokalnych biegaczy z tyłu. Zmienialiśmy się w prowadzeniu co kilometr, pierwszy Szymon, drugi ja, trzeci Piotrek. Około 3,5 KM Szymon wyszedł na prowadzenie, ja leciałem za nim, natomiast Piotr został lekko z tyłu. Zostałem tylko ja i Szymon w stawce o zwycięstwo, lecimy, liczą nam okrążenia do końca, w końcu krzyknęli: "ostatnie okrążenie!". Szymek przyśpieszył, ja nadal siedziałem mu na plecach, minęliśmy 300 metr, pomyślałem sobie jeszcze nie atakuję, zobaczę co zrobi mój przeciwnik, przyśpiesza!

200 metrów do końca, pomyślałem: "Pora włączyć finisz!" ruszyłem z całych sił, gnałem wręcz do mety, myśląc, że kumpel siedzi mi na plecach. Jednak jakież było moje zdziwienie gdy kolega nie przyśpieszył, tylko leciał nadal stałym tempem. "Dziwna sprawa" - pomyślałem.
Cały bieg prowadzony był równym tempem, średnia na km wyszła ~3:15 min/km. Wpadliśmy na metę mniej więcej w 10-15 sekundowych odstępach od siebie. Nabiegałem 16:58.

Po zakończonym wyścigu, poszliśmy wytruchtać, a następnie udaliśmy się na poczęstunek (kiełbaski z grilla plus chlebuś!

), napiliśmy się odżyweczki i nastał czas na dekorację. Miło było znaleźć się "całym składem" na podium i otrzymać medale oraz dyplomy. Jednak przed dekoracją stwierdziliśmy, że szkoda nam Braniczan i z chęcią oddamy medale dla najlepszej trójki z nich. Powiedzieliśmy o naszym pomyśle organizatorowi, przekazał wiadomość zawodnikom, którzy byli uradowani na maxa!

Może taki medal przyczyni się do tego, że jakiś "amator" będzie zmotywowany do dalszych treningów? A dla nas nie miało to aż takiej wartości.

Jak postanowiliśmy tak zrobiliśmy, kilka fotek na podium z medalami, a później oddaliśmy je z powrotem w ręce organizatorów. Podziękowaliśmy, poszliśmy się przebrać, załadowaliśmy się do samochodu i w znakomitych nastrojach pojechaliśmy na wycieczkę do Czech! (grzechem byłoby nie pojechać, gdyż do granicy było ~3KM).
