wiem wiem to zaden wyczyn ale zwazywszy ze jescze niedawno 15 minut to byl szczyt moich mozliwosci to....jest to "moj wyczyn" "moj wlasny"

dzieki wszystkim z tego forum bo bez was bym juz pewnie nie biegal .
tak jak to bywalo w przeszlosci .
krutki zryw i znowu lezenie do gory brzuchem.
jestescie jak kibice wzdloz trasy dopingujacy do dalszego wysliku.
sciemnialem jak sie tylko dalo by nie biegac w tym swiatecznym czasie.
ale potem pojawily sie wyzuty sumienia.
wiec wczoraj wieczorkiem wyszedlem od znajomego z mocnym postanowieniem ze sie zmobilizuje i pobiegne.
no i pobieglem ...a ze nie lubie biegac na czas ...raczej wole wyznaczyc sobie punkt do ktorego mam dotrzec wiec tym razem postanowilem poklepac tablice wyjazdowa z napisem "Białystok" w kierunku Wawy i wrucic do dom truchcikiem.
bieglo mi sie zarombiscie.
ale okazalo sie iz moja meta jest dalej niz myslalem

(dotej pory 45 minut to byl caly moj trening)
chymmm
pomyslalem sobie ..." teraz to masz przechalpane"
"zanim wrucisz "wystygniesz" a ze zimno jest to pewnikiem sie zaziebisz ..."
no i pobieglem w druga strone.
najfajniejsze jednak w tym wszystkim jest to ze kiedy dobiegalem do domu po 1,5 biegu czulem sie tak dobrze ze moglbym truchtac dalej.
czego nie powiedzial bym juz dzisaj bo czuje wczorajszy bieg w kosciach.