Forrest Gump z Bochni

...czyli wszystko co nie zmieściło się w innych działach a ma związek z bieganiem lub sportem.
Awatar użytkownika
Raul7
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 3630
Rejestracja: 30 wrz 2009, 10:48
Życiówka na 10k: Trójka z przodu :P
Życiówka w maratonie: Trójka z przodu...
Lokalizacja: Okolice Krakowa

Nieprzeczytany post

Obrazek


Na Wp ukazał sie artykuł o Pawle.. znam gościa osobiście i poza tym że jest delikatnie szurnięty :P to wporzo gostek..


Biegnie boso poprzez świat, chce przebić Cejrowskiego. Może wiele dać, choć sam niewiele ma. Wykorzystuje swoją szansę na sukces najlepiej, jak może. Oto Paweł Mej – człowiek, który zmienił najpierw siebie, a potem zabrał się za świat.

„Widziałem już światełko w tunelu, ale głos powiedział mi „Gdzie idziesz? Twoja misja się jeszcze nie zaczęła” – mówi Paweł Mej, szerzej znany jako „bosy biegacz”. Trudno nadążyć za tym co mówi, trudno zrozumieć, jakim cudem tacy ludzie są jeszcze na świecie.

Zostawiony przez matkę w sierocińcu, podobnie jak jedenaścioro (sic!) jego braci i sióstr. Adoptowany i wychowany przez małżeństwo z Baczkowa pod Bochnią. Dwa razy występował w finale „Szansy na sukces”, chociaż śpiewać nie umie. Zdobył koronę maratonów polskich boso. Zablokował na półtorej godziny ruch uliczny w Warszawie, biegnąc do tyłu. Jednego dnia startuje w maratonie na Helu, drugiego w Krakowie. A poza tym: masuje ludzi za darmo, zbiera pieniądze na różne cele społeczne, remontuje szkoły, składa największe życzenia na świecie, skleja najdłuższe łańcuchy…

- Gdzie ja mam tą księgę rekordów? Wie pan, ciężko to wszystko spamiętać…

Nie wiadomo, czemu matka go zostawiła. Nie pytał. Po występie w „Szansie na sukces” pewna pani zadzwoniła i powiedziała mu, gdzie może szukać mamy i rodzeństwa. Odnalazł ich po ponad 30 latach. Gdy umarli jego adopcyjni rodzice, czuł się sam na świecie. Ale tylko przez chwilę. Teraz ma dziewczynę, rodzinę, a nawet fanów. Podziw okolicznych mieszkańców, nienawiść warszawskich kierowców, sławę. Człowiek sukcesu?
Siedzimy w pokoju niedużego domku we wsi Baczków.

- Herbaty? Proszę bardzo.

Jedną torebkę zaparzamy dwa razy, będzie oszczędniej.

- Z czego pan żyje?
- Mam trochę ponad 1000 zł renty. Z zawodu ślusarz jestem. Domek po rodzicach mi został.
- A okna plastikowe za co pan wstawił?
- U Michała Wiśniewskiego w programie byłem. Swoją historię opowiedziałem. Dostałem dziesięć tysięcy, dziewięć po potrąceniu podatku.

Okna trzeba było wstawić, bo wiatr hulał, a zimy w Małopolsce potrafią być ciężkie. Są też nowiutkie rury – przedmiot szczególnej dumy bosego biegacza. W grudniu 2009 Paweł startował w biegu na piętnaście kilometrów. Kilkanaście stopni mrozu, na ulicach śnieg, a on jak zwykle boso. Dwa dni po biegu zorientował się, że coś jest nie tak. Okazało się, że ma odmrożenia drugiego i trzeciego stopnia, w szpitalu w Bochni spędził kilka tygodni. W tym czasie w domu popękały rury, a on nie miał ich za co naprawić. Wtedy poszedł do telewizji, gdzie urzekł czerwonowłosego piosenkarza nie tyle swoją historią, ile pozytywnym nastawieniem do świata. A jak Paweł zmienił swoje życie? Po prostu:

- W 2007 były zawody biegowe w Bochni, no to wsiadłem na rower, przyjechałem na start i pobiegłem.
- Ale dlaczego boso?
- Pomyślałem sobie: „Aaa, to ściągnę buty. I pobiegłem.”

W ten sposób przebiegł już prawie 5000 km. Porównanie z prostodusznym Forrestem Gumpem nasuwa się samo i choć bardzo chcielibyśmy przezwać naszego biegacza inaczej, jest to po prostu niemożliwe. Tylko, że Forrest był zmyślony. Takie rzeczy tylko w Polsce?

- Nie przeszkadza mi, że mnie tak nazywają. Jak biegłem w Berlinie, to nawet w Austrii gazety pisały, że startuje Forrest Gump z Polski. Mam nawet w Niemczech swój odpowiednik – kolegę, który biega przebrany za klauna i programowo zajmuje zawsze ostatnie miejsce. Ja nie biegam dla zajęcia jakiegokolwiek miejsca, robię to w podziękowaniu dla Boga za moich adopcyjnych rodziców. We Frankfurcie nad Menem biegliśmy sztafetą. Na 999 drużyn zajęliśmy policyjne miejsce. 997.

- A nie jest to trochę przykre, być na szarym końcu? - pytam się głupio, a Paweł zaraz pokazuje mi zdjęcie, na którym trzyma wielką flagę Polski. Biegł z nią przez cały Maraton. Zdążył tez po drodze wpaść do kościoła na krótką modlitwę.

Paweł Mej swoją misję znalazł w pomaganiu innym. Dlatego w czasie maratonów często staje i masuje nogi biegaczom, którzy doświadczają skurczy. Dlatego za darmo wyremontował przedszkole w Baczkowie. Dlatego godzinami stał przy kasach w krakowskim Tesco, gdzie kwestował na rzecz dwóch szkół z okolicy. Dlatego codziennie przychodzi do wiejskiej świetlicy, gra z dzieciakami w ping ponga i szachy. Poza tym przebiegł maraton pchając wózek z niepełnosprawnym kolegą, biegał dla chorej dziewczynki z Łodzi. Dwa tygodnie temu ułożył największe na świecie życzenia z monet. W sumie zebrał ich na sumę 1000 zł. 10% z tej sumy ofiarował domowi dziecka w Bochni. 100 zł to niby niewiele, ale co znaczy tyle pieniędzy dla człowieka utrzymującego się z renty? „Ten co ma mniej, daje więcej” – mówi biegacz.

Dobrze, ale przecież bosy biegacz też chciałby coś z życia. Ma mnóstwo planów, a mało środków na ich realizację. Poszukuje sponsora. Udało mu się przebiec dwa maratony w Niemczech, teraz chciałby jechać do Rzymu. O najsłynniejszej imprezie w Nowym Jorku na razie boi się nawet myśleć. W marcu przebiegnie swój czterdziesty pełny maraton boso i pięciotysięczny kilometr bez butów. Planuje ślub. A co potem? Paweł chciałby stać się konkurencją nie tylko dla podróżników Wirtualnej Polski.

- Chcę podróżować „boso przez kraj”, jak Cejrowski. Pokazywać nieznane zakątki. Na przykład w Bochni, na osiedlu św. Jana, jest krystalicznie czyste źródełko, gdzie ludzie przyjeżdżają z dalekich stron czerpać wodę. A wielu miejscowych nawet o tym nie wie.

W Nowym Roku panu Pawłowi można życzyć spełnienia również innych marzeń, takich jak wspólny występ z zespołem Zakopower. W końcu podwójnemu finaliście „Szansy na sukces” bez wątpienia się to należy. Chciałby wykonać oczywiście ich największy przebój „Pójdę boso”. Póki co naszego śpiewaka, biegacza i społecznika usłyszeć będzie można na Krupówkach, gdzie przyjeżdża rokrocznie w czasie zawodów Pucharu Świata w skokach narciarskich.

A najbliższy start?

- 22 marca biorę udział w półmaratonie Warszawskim, z metą na Stadionie Narodowym. Wyobrażacie sobie? Wbiec na nasz Stadion Narodowy? Tylko czy mnie wpuszczą, tak boso…?

Jakub Rybicki


http://polskajestfajna.wp.pl/kat,103113 ... caid=1db43
PKO
Awatar użytkownika
Marteusz
Dyskutant
Dyskutant
Posty: 44
Rejestracja: 12 mar 2006, 19:02
Życiówka na 10k: brak
Życiówka w maratonie: brak
Lokalizacja: Dębica

Nieprzeczytany post

Raul7 pisze:Obrazek


Na Wp ukazał sie artykuł o Pawle.. znam gościa osobiście i poza tym że jest delikatnie szurnięty :P to wporzo gostek..


Biegnie boso poprzez świat, chce przebić Cejrowskiego. Może wiele dać, choć sam niewiele ma. Wykorzystuje swoją szansę na sukces najlepiej, jak może. Oto Paweł Mej – człowiek, który zmienił najpierw siebie, a potem zabrał się za świat.

„Widziałem już światełko w tunelu, ale głos powiedział mi „Gdzie idziesz? Twoja misja się jeszcze nie zaczęła” – mówi Paweł Mej, szerzej znany jako „bosy biegacz”. Trudno nadążyć za tym co mówi, trudno zrozumieć, jakim cudem tacy ludzie są jeszcze na świecie.

Zostawiony przez matkę w sierocińcu, podobnie jak jedenaścioro (sic!) jego braci i sióstr. Adoptowany i wychowany przez małżeństwo z Baczkowa pod Bochnią. Dwa razy występował w finale „Szansy na sukces”, chociaż śpiewać nie umie. Zdobył koronę maratonów polskich boso. Zablokował na półtorej godziny ruch uliczny w Warszawie, biegnąc do tyłu. Jednego dnia startuje w maratonie na Helu, drugiego w Krakowie. A poza tym: masuje ludzi za darmo, zbiera pieniądze na różne cele społeczne, remontuje szkoły, składa największe życzenia na świecie, skleja najdłuższe łańcuchy…

- Gdzie ja mam tą księgę rekordów? Wie pan, ciężko to wszystko spamiętać…

Nie wiadomo, czemu matka go zostawiła. Nie pytał. Po występie w „Szansie na sukces” pewna pani zadzwoniła i powiedziała mu, gdzie może szukać mamy i rodzeństwa. Odnalazł ich po ponad 30 latach. Gdy umarli jego adopcyjni rodzice, czuł się sam na świecie. Ale tylko przez chwilę. Teraz ma dziewczynę, rodzinę, a nawet fanów. Podziw okolicznych mieszkańców, nienawiść warszawskich kierowców, sławę. Człowiek sukcesu?
Siedzimy w pokoju niedużego domku we wsi Baczków.

- Herbaty? Proszę bardzo.

Jedną torebkę zaparzamy dwa razy, będzie oszczędniej.

- Z czego pan żyje?
- Mam trochę ponad 1000 zł renty. Z zawodu ślusarz jestem. Domek po rodzicach mi został.
- A okna plastikowe za co pan wstawił?
- U Michała Wiśniewskiego w programie byłem. Swoją historię opowiedziałem. Dostałem dziesięć tysięcy, dziewięć po potrąceniu podatku.

Okna trzeba było wstawić, bo wiatr hulał, a zimy w Małopolsce potrafią być ciężkie. Są też nowiutkie rury – przedmiot szczególnej dumy bosego biegacza. W grudniu 2009 Paweł startował w biegu na piętnaście kilometrów. Kilkanaście stopni mrozu, na ulicach śnieg, a on jak zwykle boso. Dwa dni po biegu zorientował się, że coś jest nie tak. Okazało się, że ma odmrożenia drugiego i trzeciego stopnia, w szpitalu w Bochni spędził kilka tygodni. W tym czasie w domu popękały rury, a on nie miał ich za co naprawić. Wtedy poszedł do telewizji, gdzie urzekł czerwonowłosego piosenkarza nie tyle swoją historią, ile pozytywnym nastawieniem do świata. A jak Paweł zmienił swoje życie? Po prostu:

- W 2007 były zawody biegowe w Bochni, no to wsiadłem na rower, przyjechałem na start i pobiegłem.
- Ale dlaczego boso?
- Pomyślałem sobie: „Aaa, to ściągnę buty. I pobiegłem.”

W ten sposób przebiegł już prawie 5000 km. Porównanie z prostodusznym Forrestem Gumpem nasuwa się samo i choć bardzo chcielibyśmy przezwać naszego biegacza inaczej, jest to po prostu niemożliwe. Tylko, że Forrest był zmyślony. Takie rzeczy tylko w Polsce?

- Nie przeszkadza mi, że mnie tak nazywają. Jak biegłem w Berlinie, to nawet w Austrii gazety pisały, że startuje Forrest Gump z Polski. Mam nawet w Niemczech swój odpowiednik – kolegę, który biega przebrany za klauna i programowo zajmuje zawsze ostatnie miejsce. Ja nie biegam dla zajęcia jakiegokolwiek miejsca, robię to w podziękowaniu dla Boga za moich adopcyjnych rodziców. We Frankfurcie nad Menem biegliśmy sztafetą. Na 999 drużyn zajęliśmy policyjne miejsce. 997.

- A nie jest to trochę przykre, być na szarym końcu? - pytam się głupio, a Paweł zaraz pokazuje mi zdjęcie, na którym trzyma wielką flagę Polski. Biegł z nią przez cały Maraton. Zdążył tez po drodze wpaść do kościoła na krótką modlitwę.

Paweł Mej swoją misję znalazł w pomaganiu innym. Dlatego w czasie maratonów często staje i masuje nogi biegaczom, którzy doświadczają skurczy. Dlatego za darmo wyremontował przedszkole w Baczkowie. Dlatego godzinami stał przy kasach w krakowskim Tesco, gdzie kwestował na rzecz dwóch szkół z okolicy. Dlatego codziennie przychodzi do wiejskiej świetlicy, gra z dzieciakami w ping ponga i szachy. Poza tym przebiegł maraton pchając wózek z niepełnosprawnym kolegą, biegał dla chorej dziewczynki z Łodzi. Dwa tygodnie temu ułożył największe na świecie życzenia z monet. W sumie zebrał ich na sumę 1000 zł. 10% z tej sumy ofiarował domowi dziecka w Bochni. 100 zł to niby niewiele, ale co znaczy tyle pieniędzy dla człowieka utrzymującego się z renty? „Ten co ma mniej, daje więcej” – mówi biegacz.

Dobrze, ale przecież bosy biegacz też chciałby coś z życia. Ma mnóstwo planów, a mało środków na ich realizację. Poszukuje sponsora. Udało mu się przebiec dwa maratony w Niemczech, teraz chciałby jechać do Rzymu. O najsłynniejszej imprezie w Nowym Jorku na razie boi się nawet myśleć. W marcu przebiegnie swój czterdziesty pełny maraton boso i pięciotysięczny kilometr bez butów. Planuje ślub. A co potem? Paweł chciałby stać się konkurencją nie tylko dla podróżników Wirtualnej Polski.

- Chcę podróżować „boso przez kraj”, jak Cejrowski. Pokazywać nieznane zakątki. Na przykład w Bochni, na osiedlu św. Jana, jest krystalicznie czyste źródełko, gdzie ludzie przyjeżdżają z dalekich stron czerpać wodę. A wielu miejscowych nawet o tym nie wie.

W Nowym Roku panu Pawłowi można życzyć spełnienia również innych marzeń, takich jak wspólny występ z zespołem Zakopower. W końcu podwójnemu finaliście „Szansy na sukces” bez wątpienia się to należy. Chciałby wykonać oczywiście ich największy przebój „Pójdę boso”. Póki co naszego śpiewaka, biegacza i społecznika usłyszeć będzie można na Krupówkach, gdzie przyjeżdża rokrocznie w czasie zawodów Pucharu Świata w skokach narciarskich.

A najbliższy start?

- 22 marca biorę udział w półmaratonie Warszawskim, z metą na Stadionie Narodowym. Wyobrażacie sobie? Wbiec na nasz Stadion Narodowy? Tylko czy mnie wpuszczą, tak boso…?

Jakub Rybicki


http://polskajestfajna.wp.pl/kat,103113 ... caid=1db43
Miałem okazję poznać tego pozytywnego gościa! Pozdrawiam i powodzenia Paweł!


tutaj można znaleźć film o nim:
http://www.youtube.com/watch?v=_w-o_S2e ... re=related
Awatar użytkownika
Księżna
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 3089
Rejestracja: 01 lis 2011, 23:29
Życiówka na 10k: brak
Życiówka w maratonie: brak
Lokalizacja: ...karocą po drogach mknę

Nieprzeczytany post

Na biegu sylwestrowym przebrany był za bosonogiego ministranta :-)
Awatar użytkownika
Raul7
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 3630
Rejestracja: 30 wrz 2009, 10:48
Życiówka na 10k: Trójka z przodu :P
Życiówka w maratonie: Trójka z przodu...
Lokalizacja: Okolice Krakowa

Nieprzeczytany post

rufuz

Nieprzeczytany post

Pare lat temu spotkalem Pawla na trasie Poznanskiego Maratonu. Nie trudno bylo Go zauwazyc, biegl boso. Pamietam wtedy organizatorzy ufundowali Mu buty do biegania. Bardzo ciekawa postac, godna podziwu.
New Balance but biegowy
ODPOWIEDZ