Gratulacje wszystkim wczorajszym Maratończykom! Za wytrwałość i walkę ze słabościami!
A za mną start w pierwszym białostockim biegu ulicznym. I może zacznę od początku. Od rana startowały dzieci. A że mam ich dwoje to i dwoje pobiegło. A raczej dwie

, bo to przecież dziewuchy. Biec miała jedna - starsza - 9-latka, ale ta Młodsza - 3,5-roczna przecież nie darowałaby nam. Awanturę zrobiła, że ona też adidasy nakłada, że ona też chce biec i że da radę... To biegnij dziecko, biegnij. Cóż że kategorii dla niej nie było. Wystartowała z rok, dwa i trzy lata młodszymi

Cóż że była ostatnia... To nic, że całe 95 m przebiegła płacząc. Pierwsze 5 m z pełnym uśmiechem na twarzy. Zapytacie co się stało? Dziewczynka biegnąca obok wyprzedziła ją. I tak się moja Tosia zdenerwowała, rozłościła, że łzy kapały jedna za drugą. Ale biegła. Do końca. A po biegu, kiedy wszystkie łzy obeschły ze cztery razy te same 100 m przebiegła powtarzając, że nie ma co płakać. Trzeba biec. I była bardzo z siebie zadowolona. W nagrodę dyplom i notatnik z Hello Kitty wyngrodził wszystkie trudy! Starsza biegła na 400 m. Też do końca, choć widać było, że trochę ją to kosztuje. Była 7 i zadowolona. Stwierdziła tylko, ze następnym razem musi potrenować oddychanie

I pora na mnie. Ambitne plany 2 miesiące temu zakładały start na 10 km. Wraz z upływem czasu i brakiem czasu zeszłam do 5 km. Towarzystwo przednie, biegniemy. Wszystko pieknie, ładnie, aż tu na 3-4 km załamanie. Moje płuca poszły odpocząć. A bez płuc - lepiej nie pytajcie. Całe szczęście szybko je zmobilizowałam do pracy i dalej już poszło OK. Wynik na 5 km: 26:18. jak dla mnie - nieźle. Z moich wyliczeń wynika, ze byłam 3 w swojej kategorii wiekowej, tj. K 30. Niestety wyniki oficjalne zupełnie mnie wyrzuciły z klasyfikacji na 5 km, a wrzuciły do 10 km. A organizatorzy nie mają zamiaru niestety poprawić swojego błędu. I nie wiem czy się upierać by zamieścili prawidłowe wyniki czy im odpuścić i mieć cichą satysfakcję? Wysłałam jeszcze jeden mail z prośbą. Zobaczymy co odpiszą.