Tak, tak, Ania i Piotrek osiągnęli to co chcieli, wspaniałe czasy. Ania gratuluję i podziwiam.
A Piotrka to mijałam nawet na trasie
. Tzn. było tak: gdy ja z Deckiem (biegliśmy wspólnie do połowy dystansu) mieliśmy dopiero z kilometr, albo i więcej do Rakowieckiej, usłyszałam jak Deck krzyknął: "O, Piotrek już biegnie, patrz". Ale zanim ja spojrzałam na przeciwną stronę ulicy, to Piotrka już nie było. Ale wiem, że mijaliśmy się
.
Ja zaś od przedwczoraj mam nowe VDOT (o jedno oczko wyższe), więc trener może być dumny. Ja sama po cichu liczyłam na więcej, tzn. mniej, czyli szybciej, ale...
... po pierwsze nie pamiętam żebym kiedykolwiek biegła w takim komforcie, no wiecie, bieg na dychę to nie jest przyjazne tempo, a tu się okazało, że można i w tempie i całkiem przyjemnie (schody, ale niewielkie pojawiły się gdzieś ok. 7 km wraz z pojawieniem się kolki, ale potem o dziwo, kolka poszła sobie i mogłam powrócić do przyjemnego biegu), wierzcie mi ale nogi same się kręciły pomimo umęczliwego bólu gdzieś w prawym boku, zero zwalniania; potem jeszcze na 9 km chciałam gonić szalonego pacemakera na 45 min, ale jego tempo w końcówce było chyba odrabianiem strat więc go puściłam i biegłam dalej swoim tempem;
... po drugie czas pierwszej piątki i drugiej - tylko 20 sek różnicy, czyli tempo równe, co jak dla mnie jest sukcesem;
... po trzecie cieszę się, że udało mi się wejść w zakres szybkości, od jakiegoś czasu dla mnie zapomnianych z powodów wiadomych.
Na otarcie łez pozostaje 50 miejsce wśród wszystkich startujących kobiet i 4 w kat. wiek. Nie jest jeszcze tak źle
Nie samym bieganiem człowiek żyje, dlatego dzisiejsze outdoorowe wyjście było poświęcone próbie dobrania stroju do warunków zewnętrznych. Moje spostrzeżenia są następujące: przy temp. 2-3 st. i wilgoci, która wisiała dziś w powietrzu i osiadała na asfalcie i piachu w lesie, dwie warstwy (cienka bluza i kurtka) na górę to za mało. Ale dwie pary spodni (legginsy i cienkie Dobsomy), dwa buffy (jeden na głowę pod kask, a drugi na szyję), dwie pary rękawiczek i ciepłe skarpety + biegowe buty + ochraniacze neoprenowe zapewniały reszcie ciała komfort termiczny doskonały. Strój jak się domyślacie nie był testowany na bieganie, ale na jazdę rowerem w tempie regeneracyjnym.
Gdy już się nieco zagrzałam, dojechałam do Maryśki, gdzie spotkałam Bartka, któremu towarzyszyłam przez część jego biegania. Gdy jednak wyjechałam z lasu znów było mi chłodno w ramiona oraz stopy. Chłód w palce u stóp udało się odsunąć, wystarczyło nasunąć zsunięte czubki ochraniaczy - okazało się, że ten powszechny mankament pojawia się gdy pcha się rower przez wydmę. Gdyby cały czas jechać bez zatrzymywania się, to efektu zsuwających się czubków odsłaniających wrażliwe części stopy, by nie było. Ale cóż, Włoszczowską nie jestem, a poza tym rower był niedostosowany do warunków, cienkie opony wpadały głęboko w piach i trzeba było kilka razy zsiąść.