Aniad1312 Run 4 fun - not 4 records ;)
Moderator: infernal
-
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 4291
- Rejestracja: 18 kwie 2010, 21:03
19 października 2011
Rozbieganko pomaratońskie
7.36km śr. po 6:18.
Bardzo spokojnie, odpoczywałam sobie
Była chęć i moc na więcej, nie było czasu. Może to i dobrze?
Coś jeszcze miałam napisać, ale się spieszę - będzie później, o ile nie zapomnę
Przyjemności! - jak mawiają Poznaniacy, cokolwiek to oznacza...
Rozbieganko pomaratońskie
7.36km śr. po 6:18.
Bardzo spokojnie, odpoczywałam sobie
Była chęć i moc na więcej, nie było czasu. Może to i dobrze?
Coś jeszcze miałam napisać, ale się spieszę - będzie później, o ile nie zapomnę
Przyjemności! - jak mawiają Poznaniacy, cokolwiek to oznacza...
-
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 4291
- Rejestracja: 18 kwie 2010, 21:03
22 października 2011
13.5km po 5:26.
Wczorajsze wieczorne spotkanie biegowe pt. "2xp" czyli piwo + pizza zaowocowało dzisiejszym szokiem po wejściu na wagę Pomknęłam więc chyżo na trening.
Generalnie był to trening typu "Akcja: wybiegać problem", na dodatek ze słuchawkami na uszach, więc tym bardziej biegłam tak, żeby go wybiegać. Wcale nie chciało mi się wracać do domu, mogłabym biec i biec, byleby coś zaprzątało moje myśli.
Coś mi mówi, że będę chatę doprowadzać do porządku dzisiaj
13.5km po 5:26.
Wczorajsze wieczorne spotkanie biegowe pt. "2xp" czyli piwo + pizza zaowocowało dzisiejszym szokiem po wejściu na wagę Pomknęłam więc chyżo na trening.
Generalnie był to trening typu "Akcja: wybiegać problem", na dodatek ze słuchawkami na uszach, więc tym bardziej biegłam tak, żeby go wybiegać. Wcale nie chciało mi się wracać do domu, mogłabym biec i biec, byleby coś zaprzątało moje myśli.
Coś mi mówi, że będę chatę doprowadzać do porządku dzisiaj
-
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 4291
- Rejestracja: 18 kwie 2010, 21:03
23 października 2011
Uwaga! Wpis mocno refleksyjno-muzyczny
Wczoraj posprzątałam, tak jak mówiłam. Co prawda rozwlekło mi się to w czasie, ale jednak...Zanim wszystko pozałatwiałam i zrobiłam zakupy, nagle zrobiła się 19...No więc stwierdziłam, że jeśli nie zjem teraz obiadu, to go w ogóle nie zjem i zrobiłam makaron z pesto. Wszem i wobec ogłaszam, że najlepsze jakie do tej pory jadłam jest to z lidla. Niestety, wczoraj się pokusiłam na jakieś niby firmowe i pożałowałam.
Potem zaczęłam sprzątać i jakoś jakoś zły nastrój mijał. Nie wiem tylko, czy to zasługa porządków, czy też tych panów, którzy towarzyszyli mi wczoraj cały dzień. Głośne to było towarzystwo, czyli sąsiedzi tańczyli jak im zagrałam
Tak w ogóle, to stwierdzam, że moje gender mentalne robi się jakieś dziwne. Gdyż:
1.Zakupy...Coraz mniejszą przyjemność, a właściwie żadną, dają mi zakupy w stylu "może coś bym sobie nabyła..." To, co lubię, to wejść po jedną konkretną rzecz i wyjść z nią jak najszybciej. Zabieram do przymierzalni stosy ubrań, bom niestandardowo wymiarowa, i po 2 egzemplarzach mam ochotę opuścić sklep. Jedna rzecz jest niezmienna: wciąż nie mam się w co ubrać :D
2. Przekaz informacji. Coraz bardziej lubię proste i wyraźne komunikaty, precyzyjne. Sytuacje typu: „ale przecież jak mówię A, to myślę także B” sprawiają, że dostaję szału. Wiem, że czasem pewnie robię tak samo, ale z drugiej strony...wtedy pretensję mogę mieć tylko do siebie, że czegoś nie dopowiedziałam. Nie lubię domyślania się. Męczy mnie to, kiedy mam się zastanawiać, czy ktoś miał na myśli to, czy tamto. O wiele lepiej mi się funkcjonuje, kiedy A=A, B=B, a nie kurde 500 innych liter alfabetu. I czasem jak słucham jakichś opowieści typu „wiesz, on mi powiedział tak, to na pewno znaczy to...”, albo - "wiesz, jak ona na mnie spojrzała???" to się zastanawiam czy ze mną jest wszystko w porządku.
Dwa powyższe doprowadzają mnie do wniosku, że chyba zmieniam się w faceta...takąż to mam refleksję ostatnio
No, ale wróćmy do biegania może...
Dzisiaj się wyspałam za wszystkie czasy...Spałam prawie 10 godzin. Wychodząc na trening założeniem było min. 15km. Tempo zależne od samopoczucia. Biegałam z muzyką, więc wolno nie było. Na początek padło na Lily.
Uwielbiam biec, kiedy utwory są rytmiczne. Wiem, że teraz połowa z was ryknie ze śmiechu, a druga będzie się kulać po podłodze, ale zawsze jak biegnę i słucham rytmicznej muzy i wpadam w jakiś taki rytmo-trans, to przypominają mi się sceny z filmów typu Rocky, wiecie, jak pokazują jak ktoś fighterowsko trenuje i zazwyczaj do tego jest jakiś fajny music
Oczywiście podbiegi były, a jakże...Mój ulubiony wiadukt w rytmie OZteż był.
No i tak sobie biegałam i tak jakoś wyszło mi te 20km, po 5:30...Miałam siły i chęć na więcej, ale że przyjeżdżał brat z rodzinką to się musiałam streszczać i na tym zakończyć. A na sam koniec, już przy rozciąganiu się, ale wciąż ze słuchawkami na uszach, posłuchałam sobie na dobicie tego. Na dobicie, bo żal mi było że stoję w miejscu :D, ale baaardzo lubię ten tekst :uuusmiech:
Uwaga! Wpis mocno refleksyjno-muzyczny
Wczoraj posprzątałam, tak jak mówiłam. Co prawda rozwlekło mi się to w czasie, ale jednak...Zanim wszystko pozałatwiałam i zrobiłam zakupy, nagle zrobiła się 19...No więc stwierdziłam, że jeśli nie zjem teraz obiadu, to go w ogóle nie zjem i zrobiłam makaron z pesto. Wszem i wobec ogłaszam, że najlepsze jakie do tej pory jadłam jest to z lidla. Niestety, wczoraj się pokusiłam na jakieś niby firmowe i pożałowałam.
Potem zaczęłam sprzątać i jakoś jakoś zły nastrój mijał. Nie wiem tylko, czy to zasługa porządków, czy też tych panów, którzy towarzyszyli mi wczoraj cały dzień. Głośne to było towarzystwo, czyli sąsiedzi tańczyli jak im zagrałam
Tak w ogóle, to stwierdzam, że moje gender mentalne robi się jakieś dziwne. Gdyż:
1.Zakupy...Coraz mniejszą przyjemność, a właściwie żadną, dają mi zakupy w stylu "może coś bym sobie nabyła..." To, co lubię, to wejść po jedną konkretną rzecz i wyjść z nią jak najszybciej. Zabieram do przymierzalni stosy ubrań, bom niestandardowo wymiarowa, i po 2 egzemplarzach mam ochotę opuścić sklep. Jedna rzecz jest niezmienna: wciąż nie mam się w co ubrać :D
2. Przekaz informacji. Coraz bardziej lubię proste i wyraźne komunikaty, precyzyjne. Sytuacje typu: „ale przecież jak mówię A, to myślę także B” sprawiają, że dostaję szału. Wiem, że czasem pewnie robię tak samo, ale z drugiej strony...wtedy pretensję mogę mieć tylko do siebie, że czegoś nie dopowiedziałam. Nie lubię domyślania się. Męczy mnie to, kiedy mam się zastanawiać, czy ktoś miał na myśli to, czy tamto. O wiele lepiej mi się funkcjonuje, kiedy A=A, B=B, a nie kurde 500 innych liter alfabetu. I czasem jak słucham jakichś opowieści typu „wiesz, on mi powiedział tak, to na pewno znaczy to...”, albo - "wiesz, jak ona na mnie spojrzała???" to się zastanawiam czy ze mną jest wszystko w porządku.
Dwa powyższe doprowadzają mnie do wniosku, że chyba zmieniam się w faceta...takąż to mam refleksję ostatnio
No, ale wróćmy do biegania może...
Dzisiaj się wyspałam za wszystkie czasy...Spałam prawie 10 godzin. Wychodząc na trening założeniem było min. 15km. Tempo zależne od samopoczucia. Biegałam z muzyką, więc wolno nie było. Na początek padło na Lily.
Uwielbiam biec, kiedy utwory są rytmiczne. Wiem, że teraz połowa z was ryknie ze śmiechu, a druga będzie się kulać po podłodze, ale zawsze jak biegnę i słucham rytmicznej muzy i wpadam w jakiś taki rytmo-trans, to przypominają mi się sceny z filmów typu Rocky, wiecie, jak pokazują jak ktoś fighterowsko trenuje i zazwyczaj do tego jest jakiś fajny music
Oczywiście podbiegi były, a jakże...Mój ulubiony wiadukt w rytmie OZteż był.
No i tak sobie biegałam i tak jakoś wyszło mi te 20km, po 5:30...Miałam siły i chęć na więcej, ale że przyjeżdżał brat z rodzinką to się musiałam streszczać i na tym zakończyć. A na sam koniec, już przy rozciąganiu się, ale wciąż ze słuchawkami na uszach, posłuchałam sobie na dobicie tego. Na dobicie, bo żal mi było że stoję w miejscu :D, ale baaardzo lubię ten tekst :uuusmiech:
-
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 4291
- Rejestracja: 18 kwie 2010, 21:03
-
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 4291
- Rejestracja: 18 kwie 2010, 21:03
26 października 2011
Ranny bieg - o jak miło, jak za starych dawnych czasów Co prawda dźwięk budzika do najmilszych nie należał, bo poprzedniej nocy obudziłam się o ok 3:40 i nie mogłam usnąć już. Więc po półgodzinie wstałam i wzięłam się za obiad, coby mieć mniej roboty po powrocie z pracy
Dzisiaj nie mogłam usnąć, pomimo zmęczenia. Chce mi się spać w dzień, wieczorem nie. Taka to logika, co z niej dla mnie wynika?
No więc pohasałam dzisiaj, 10.06, po 5:32.
Trochę jakaś taka rozdrażniona jestem, przez niewyspanie. Mogłam dzisiaj teoretycznie odpuścić, ale później nie dałabym rady, jutro też nie, a już mnie zaczynało nosić.
Słoneczności dla Was wszystkich i dla siebie samej (coby mi muchy w nosie przeszły )
Ranny bieg - o jak miło, jak za starych dawnych czasów Co prawda dźwięk budzika do najmilszych nie należał, bo poprzedniej nocy obudziłam się o ok 3:40 i nie mogłam usnąć już. Więc po półgodzinie wstałam i wzięłam się za obiad, coby mieć mniej roboty po powrocie z pracy
Dzisiaj nie mogłam usnąć, pomimo zmęczenia. Chce mi się spać w dzień, wieczorem nie. Taka to logika, co z niej dla mnie wynika?
No więc pohasałam dzisiaj, 10.06, po 5:32.
Trochę jakaś taka rozdrażniona jestem, przez niewyspanie. Mogłam dzisiaj teoretycznie odpuścić, ale później nie dałabym rady, jutro też nie, a już mnie zaczynało nosić.
Słoneczności dla Was wszystkich i dla siebie samej (coby mi muchy w nosie przeszły )
-
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 4291
- Rejestracja: 18 kwie 2010, 21:03
28 października 2011
Miałam iść biegać zaraz po pracy. Ale już gdzieś od południa zaczęłam się niefajnie czuć. Ciśnienie chyba spadało, bo prawie obijałam się po ścianach, oczy jak u Chińczyka, jakieś takie katarowe sensacje jakby się zaczynały...No i walka ze sobą: iść-nie iść...Po głowie telepały się jeszcze słowa Wolfa, że może jednak nie wypoczęłam po tym maratonie...obliczenia - jak wyjdę o tej godzinie, to wrócę o tej, sprzątanie zajmie mi tyle i tyle, opłaca się iść na ten trening??? Na dodatek przypomniały mi się słowa yacoola, że jak się zaczyna kombinować z takim myśleniem, to oznacza, że organizm woła o przystanek. Więc w końcu nie poszłam...Pójdę pewnie jutro, no i w niedzielę. Albo tylko w niedzielę.
Jeść mi się chce niemożebnie, mam jakieś dziwne apetyty, tylko sama nie wiem na co. Tzn wiem. Najchętniej wsunęłabym schabowego. Albo dwa I górę ziemniaków
Miałam iść biegać zaraz po pracy. Ale już gdzieś od południa zaczęłam się niefajnie czuć. Ciśnienie chyba spadało, bo prawie obijałam się po ścianach, oczy jak u Chińczyka, jakieś takie katarowe sensacje jakby się zaczynały...No i walka ze sobą: iść-nie iść...Po głowie telepały się jeszcze słowa Wolfa, że może jednak nie wypoczęłam po tym maratonie...obliczenia - jak wyjdę o tej godzinie, to wrócę o tej, sprzątanie zajmie mi tyle i tyle, opłaca się iść na ten trening??? Na dodatek przypomniały mi się słowa yacoola, że jak się zaczyna kombinować z takim myśleniem, to oznacza, że organizm woła o przystanek. Więc w końcu nie poszłam...Pójdę pewnie jutro, no i w niedzielę. Albo tylko w niedzielę.
Jeść mi się chce niemożebnie, mam jakieś dziwne apetyty, tylko sama nie wiem na co. Tzn wiem. Najchętniej wsunęłabym schabowego. Albo dwa I górę ziemniaków
-
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 4291
- Rejestracja: 18 kwie 2010, 21:03
29 października 2011
Biegowo dzień się zaczął. Wczoraj padłam, ok 22.30 smacznie spałam już. I bardzo dobrze, bo jakkolwiek trudno się nadrabia senne zaległości, to jednak potrzeba mi tego.
Dzisiaj natomiast zrobiłam 10.3km + 6 przebieżek z truchtem w przerwach. Łącznie wyszło 11.6km.
Bez muzyki, bo nie chciałam biec zbyt szybko, ale i tak się nie udało.
Jak wróciłam, to wypiłam prawie całe 1.5 mineralki. Nie było mojej ulubionej, to wzięłam Magnesię, magnezu ma chyba z 117mg.
Jak mówiłam, tak zrobiłam i dzisiaj wsunęłam ogromnego, pysznego schabowego-drobiowego, bez żadnych wyrzutów sumienia, za to z ogromną przyjemnością
Moje plany na dzisiaj diametralnie uległy zmianie, więc pewnie czeka mnie kanapa i leniuchowanie. Najpierw miałam lekkiego doła, ale potem pomyślałam, że w sumie to dobrze. Odpocznę sobie trochę. Widać nie bez przyczyny się pozmieniało.
Lubię jesień, ale kosztuje mnie czasem więcej wysiłku, coby zachować równowagę dobrego humoru Brak słońca potrafi mocno dać mi w kość.
Za 3 dni Wszystkich Świętych...Nie znoszę tego dnia. Nie lubię tłumów na cmentarzu, mało refleksyjnych, nie mogę się skupić. Znaczenie tego święta gdzieś się zagubiło, o próbach wprowadzania Halloween nie wspominając... A już kompletnie dobija mnie fakt, że w tym roku słodycze z motywem świątecznym widziałam chyba ok 8 października...
Biegowo dzień się zaczął. Wczoraj padłam, ok 22.30 smacznie spałam już. I bardzo dobrze, bo jakkolwiek trudno się nadrabia senne zaległości, to jednak potrzeba mi tego.
Dzisiaj natomiast zrobiłam 10.3km + 6 przebieżek z truchtem w przerwach. Łącznie wyszło 11.6km.
Bez muzyki, bo nie chciałam biec zbyt szybko, ale i tak się nie udało.
Jak wróciłam, to wypiłam prawie całe 1.5 mineralki. Nie było mojej ulubionej, to wzięłam Magnesię, magnezu ma chyba z 117mg.
Jak mówiłam, tak zrobiłam i dzisiaj wsunęłam ogromnego, pysznego schabowego-drobiowego, bez żadnych wyrzutów sumienia, za to z ogromną przyjemnością
Moje plany na dzisiaj diametralnie uległy zmianie, więc pewnie czeka mnie kanapa i leniuchowanie. Najpierw miałam lekkiego doła, ale potem pomyślałam, że w sumie to dobrze. Odpocznę sobie trochę. Widać nie bez przyczyny się pozmieniało.
Lubię jesień, ale kosztuje mnie czasem więcej wysiłku, coby zachować równowagę dobrego humoru Brak słońca potrafi mocno dać mi w kość.
Za 3 dni Wszystkich Świętych...Nie znoszę tego dnia. Nie lubię tłumów na cmentarzu, mało refleksyjnych, nie mogę się skupić. Znaczenie tego święta gdzieś się zagubiło, o próbach wprowadzania Halloween nie wspominając... A już kompletnie dobija mnie fakt, że w tym roku słodycze z motywem świątecznym widziałam chyba ok 8 października...
-
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 4291
- Rejestracja: 18 kwie 2010, 21:03
30 października 2011
Nie ma to jak zapomnieć o zmianie czasu...
Wstałam przed 8, tzn przed 7...Jak już biegałam po ulicach, to zastanowiło mnie, że nie ma na nich prawie nikogo innego, niż mnie Przebiegałam obok mojej starej parafii, ludzie idą na mszę, myślę sobie, że godzina mi nie pasuje...W końcu zapytałam jakąś panią, czy to DZISIAJ jest zmiana czasu. Pani odpowiedziała twierdząco i uśmiechnęła się rozbawiona
Zrobiłam 15.3km średnio po 5:50, 5 przebieżek z truchtem, na koniec 500m wolniutko.
Ciężko się dzisiaj biegło, ale wcale nie miałam ochoty na przyspieszanie. Takie tempo było ok, mogło być nawet wolniej.
No ale w sumie to nawet dobrze się stało, bo tak pewnie pędziłabym na złamanie karku, żeby wyrobić się ze wszystkim przed wyjazdem na cmentarz, a tym sposobem nie musiałam
Poza tym jakoś dziwnie mi się spało. Poszłam spać ok 23, więc teoretycznie powinno być ok, ale jakoś nie było. Budziłam się co chwila, takie miałam wrażenie. Poza tym miałam jakieś dziwne sny. Jeden był taki: miałam wziąć udział w jakimś biegu na 10km i żeby się dostać do biura zawodów musiałam pokonać jakiś pomost nad jeziorem. I jak już się do niego zbliżałam, to nagle woda zaczęła wzbierać. Jak już weszłam, to nagle ogromna fala, wysoka na kilkanaście metrów, zalała cały pomost i wpadłam do jeziora. A że ja klasycznie żabką tylko poginam, to się znalazłam w nielada tarapatach. Moja pierwsza myśl - ściągnij buty! ale na to nie było czasu, bo prąd zaczął mnie znosić na środek jeziora. Jakimś sposobem udało mi się jednak dopłynąć i chwycić się pomostu. Według mojego znajomego, fale oznaczają, że człowiek musi się zmierzyć z jakimś zadaniem/ problemem, którego się obawia...Czy ja wiem...? Sennika nie czytam, ale czasem takie sny potwierdzają jego teorię.
A potem przyśniło mi się, że idę przez las do tego biura, pusto, cicho, zaczynam się rozglądać...A tam sarenka jakaś, potem kilka zajęcy, potem jakieś borsuki albo dziki?, a na samym końcu...strusie , które chyba nawet gadały między sobą że czego ta biegaczka tutaj szuka Trzecia część snu była tak porypana, że już jej tu nie opiszę
ps. Magnesia ma jednak 179mg/l
ps kolejny - podsumowanie października - 229.5km
Nie ma to jak zapomnieć o zmianie czasu...
Wstałam przed 8, tzn przed 7...Jak już biegałam po ulicach, to zastanowiło mnie, że nie ma na nich prawie nikogo innego, niż mnie Przebiegałam obok mojej starej parafii, ludzie idą na mszę, myślę sobie, że godzina mi nie pasuje...W końcu zapytałam jakąś panią, czy to DZISIAJ jest zmiana czasu. Pani odpowiedziała twierdząco i uśmiechnęła się rozbawiona
Zrobiłam 15.3km średnio po 5:50, 5 przebieżek z truchtem, na koniec 500m wolniutko.
Ciężko się dzisiaj biegło, ale wcale nie miałam ochoty na przyspieszanie. Takie tempo było ok, mogło być nawet wolniej.
No ale w sumie to nawet dobrze się stało, bo tak pewnie pędziłabym na złamanie karku, żeby wyrobić się ze wszystkim przed wyjazdem na cmentarz, a tym sposobem nie musiałam
Poza tym jakoś dziwnie mi się spało. Poszłam spać ok 23, więc teoretycznie powinno być ok, ale jakoś nie było. Budziłam się co chwila, takie miałam wrażenie. Poza tym miałam jakieś dziwne sny. Jeden był taki: miałam wziąć udział w jakimś biegu na 10km i żeby się dostać do biura zawodów musiałam pokonać jakiś pomost nad jeziorem. I jak już się do niego zbliżałam, to nagle woda zaczęła wzbierać. Jak już weszłam, to nagle ogromna fala, wysoka na kilkanaście metrów, zalała cały pomost i wpadłam do jeziora. A że ja klasycznie żabką tylko poginam, to się znalazłam w nielada tarapatach. Moja pierwsza myśl - ściągnij buty! ale na to nie było czasu, bo prąd zaczął mnie znosić na środek jeziora. Jakimś sposobem udało mi się jednak dopłynąć i chwycić się pomostu. Według mojego znajomego, fale oznaczają, że człowiek musi się zmierzyć z jakimś zadaniem/ problemem, którego się obawia...Czy ja wiem...? Sennika nie czytam, ale czasem takie sny potwierdzają jego teorię.
A potem przyśniło mi się, że idę przez las do tego biura, pusto, cicho, zaczynam się rozglądać...A tam sarenka jakaś, potem kilka zajęcy, potem jakieś borsuki albo dziki?, a na samym końcu...strusie , które chyba nawet gadały między sobą że czego ta biegaczka tutaj szuka Trzecia część snu była tak porypana, że już jej tu nie opiszę
ps. Magnesia ma jednak 179mg/l
ps kolejny - podsumowanie października - 229.5km
-
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 4291
- Rejestracja: 18 kwie 2010, 21:03
2 listopada 2011
Wczorajsze obżarstwo dawało znać o sobie. Pewnie Mimik z zazdrości jakieś voo doo odczyniał , bo myślałam, że padnę dzisiaj. Ale że ambitnie chciałam pobiec szybciej, to pomimo dwóch przystanków na ok minutę nie dałam sobie taryfy ulgowej.
No więc wyszło mi 12km, średnio po 5:16. Nawet dwa razy średnie tempo zeszło mi poniżej 5/km:
na 9km 4:59 (1 sekunda a jak cieszy!)
na 12km 4:53
Trzykrotnie mijałam dzisiaj panów policjantów jadących pewnie wyłapywać piratów drogowych, to za trzecim razem pomachałam z radością, może to ich odciągnie od suszarek i innych takich?
A w ogóle cieszę się dzisiaj radością przeogromną, gdyż:
1. trening, mimo że ciężki, to jednak mnie odmulił
2. piękny dzień dzisiaj, słonko świeci i jest git
3. dzięki niedzielnej spowiedzi wróciło poczucie równowagi i bezpieczeństwa
4. miałam piękny sen dzisiaj, który mógłby się przenieść na real
5. dobrze jest - tak ogólnie
Czego i Wam wszystkim życzę!
Wczorajsze obżarstwo dawało znać o sobie. Pewnie Mimik z zazdrości jakieś voo doo odczyniał , bo myślałam, że padnę dzisiaj. Ale że ambitnie chciałam pobiec szybciej, to pomimo dwóch przystanków na ok minutę nie dałam sobie taryfy ulgowej.
No więc wyszło mi 12km, średnio po 5:16. Nawet dwa razy średnie tempo zeszło mi poniżej 5/km:
na 9km 4:59 (1 sekunda a jak cieszy!)
na 12km 4:53
Trzykrotnie mijałam dzisiaj panów policjantów jadących pewnie wyłapywać piratów drogowych, to za trzecim razem pomachałam z radością, może to ich odciągnie od suszarek i innych takich?
A w ogóle cieszę się dzisiaj radością przeogromną, gdyż:
1. trening, mimo że ciężki, to jednak mnie odmulił
2. piękny dzień dzisiaj, słonko świeci i jest git
3. dzięki niedzielnej spowiedzi wróciło poczucie równowagi i bezpieczeństwa
4. miałam piękny sen dzisiaj, który mógłby się przenieść na real
5. dobrze jest - tak ogólnie
Czego i Wam wszystkim życzę!
-
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 4291
- Rejestracja: 18 kwie 2010, 21:03
4 listopada 2011
Ostatni trening przed Kościanem.
Na początku masakra - piszczele mnie naparzały, że ho ho. Tak się zdarza, gdy biegam po południu. Od rana rzadko miewam ten problem. Ale po ok 3km ból przeszedł. I dobrze, bo wcześniej tak mi się jakoś koślawo biegło, miałam wrażenie, że obijałam się o własne kolana, a stopy pacowały - pac, pac, pac...
Miało być wolno, ale znów się nie dało. Szkoda, bo nie chciałam tego treningu przedkościańskiego pobiec zbyt szybko. Ale z drugiej strony to dobrze, bo jakaś taka napuchnięta z pracy wróciłam, a po treningu czułam się rześko.
11km po 5:23. 10ty km po 4:48, 11ty po 5:04. Nie wiem, czy już o tym pisałam, ale coraz lepiej biega mi się w Mizuno Wave Inspire.
Fajny dzień W pracy dałam radę, choć spadek ciśnienia spowodował, że miałam znów "chwiejkę". Po pracy fajny trening, po treningu fajne jedzenie a teraz luz blues i polegiwanie na kanapie, albo czytanka.
Cieszę się na Kościan, gdyż - uwaga! - będę pomagać "takim jednym" zejść poniżej 2h - obym sama dała radę Mam nawet zamysł na element stroju pacemakerowego, zobaczymy jak będzie...
No i szykuje się tam kolejka na placek, który mam zrobić czyli fun na maksa Jak sobie o tym wszystkim pomyślę, to już jestem uchachana
Ostatni trening przed Kościanem.
Na początku masakra - piszczele mnie naparzały, że ho ho. Tak się zdarza, gdy biegam po południu. Od rana rzadko miewam ten problem. Ale po ok 3km ból przeszedł. I dobrze, bo wcześniej tak mi się jakoś koślawo biegło, miałam wrażenie, że obijałam się o własne kolana, a stopy pacowały - pac, pac, pac...
Miało być wolno, ale znów się nie dało. Szkoda, bo nie chciałam tego treningu przedkościańskiego pobiec zbyt szybko. Ale z drugiej strony to dobrze, bo jakaś taka napuchnięta z pracy wróciłam, a po treningu czułam się rześko.
11km po 5:23. 10ty km po 4:48, 11ty po 5:04. Nie wiem, czy już o tym pisałam, ale coraz lepiej biega mi się w Mizuno Wave Inspire.
Fajny dzień W pracy dałam radę, choć spadek ciśnienia spowodował, że miałam znów "chwiejkę". Po pracy fajny trening, po treningu fajne jedzenie a teraz luz blues i polegiwanie na kanapie, albo czytanka.
Cieszę się na Kościan, gdyż - uwaga! - będę pomagać "takim jednym" zejść poniżej 2h - obym sama dała radę Mam nawet zamysł na element stroju pacemakerowego, zobaczymy jak będzie...
No i szykuje się tam kolejka na placek, który mam zrobić czyli fun na maksa Jak sobie o tym wszystkim pomyślę, to już jestem uchachana
-
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 4291
- Rejestracja: 18 kwie 2010, 21:03
5 listopada 2011
Tak zajrzałam sobie tutaj, bo mnie nosi
No, to jutro startujemy. Dzisiaj bieganie po mieście w poszukiwaniu elementu stroju, ale kurka....Ni ma tego, com zaplanowała! Coś jeszcze może wymyślę
ps. Ciekawe jakby to było, gdyby rower zamienić na buty...Kable by się chyba poplątały
Tak zajrzałam sobie tutaj, bo mnie nosi
No, to jutro startujemy. Dzisiaj bieganie po mieście w poszukiwaniu elementu stroju, ale kurka....Ni ma tego, com zaplanowała! Coś jeszcze może wymyślę
ps. Ciekawe jakby to było, gdyby rower zamienić na buty...Kable by się chyba poplątały
-
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 4291
- Rejestracja: 18 kwie 2010, 21:03
6 listopada 2011
VII Międzynarodowy Półmaraton Kościański
No i co?
I było świetnie!!! :uuusmiech:
1:54:27 (wg Garmina netto 1:54:11) średnie tempo 5:22.
Już w trakcie jazdy było rewelacyjnie - uwielbiam męskie poczucie humoru
Na miejscu znaleźliśmy miejsce kilkadziesiąt metrów od startu i biura zawodów. A obok nas, jak się później okazało, zaparkował Jarek z zimowego obozu bieganie.pl i Grzegorz Gajdus. Taka niespodzianka na sam początek, mogło być już tylko dobrze. Zwłaszcza, że trener Gajdus powiedział, że zrobiło się mnie mniej od letniego obozu...
Niestety, ominął mnie numer 1 jak w roku ubiegłym - spadłam na miejsce 2
Na forum u konkurencji zgadałam się na pacemakerowanie Po raz pierwszy w życiu byłam czyimś pacemakerem! Umawiałam się z Grzesiem i Tomkiem, choć Tomek traktował wspólny bieg z przymrużeniem oka.
Odnaleźliśmy się z Grzesiem przed startem, a kilka minut przed 13 patrzę, a obok mnie Alicja z letniego obozu!!! :uuusmiech: Oczywiście została zaproszona do naszej grupki
Biegliśmy sobie dość zachowawczo na początku, coby nie spuchnąć w połowie. Przez pierwsze 10km tempo oscylowało wokół 5:30, potem zaczęliśmy schodzić w okolice 5:20-5:15. Dwa ostatnie kilometry to 5:06 i 4:57.
Jestem baaardzo zadowolona! Co prawda życiówkę z tamtego roku mam niecałe 1:53, ale to jest i tak duży sukces dla mnie, bo pierwszy półmaraton w tym roku miałam 2:07 chyba, raz jedyny udało mi się zejść do 1:59:30 (dokładnie nie pamiętam sekund). Więc to naprawdę duży sukces.
Biegłam tak, żebym mogła dobiec w ładnym stylu I dobiegłam! A plany były na 1:55, więc tym lepiej
Świetny dzień, naprawdę. Pełen optymizmu, uśmiechu, dobrego humoru. Czyli tak, jak lubię
A na dodatek placek był rozchwytywany
ps I komentarz G. Gajdusa po biegu: Ale widziałem, że na końcu to nie dałaś z siebie wszystkiego Lubię go! :uuusmiech:
VII Międzynarodowy Półmaraton Kościański
No i co?
I było świetnie!!! :uuusmiech:
1:54:27 (wg Garmina netto 1:54:11) średnie tempo 5:22.
Już w trakcie jazdy było rewelacyjnie - uwielbiam męskie poczucie humoru
Na miejscu znaleźliśmy miejsce kilkadziesiąt metrów od startu i biura zawodów. A obok nas, jak się później okazało, zaparkował Jarek z zimowego obozu bieganie.pl i Grzegorz Gajdus. Taka niespodzianka na sam początek, mogło być już tylko dobrze. Zwłaszcza, że trener Gajdus powiedział, że zrobiło się mnie mniej od letniego obozu...
Niestety, ominął mnie numer 1 jak w roku ubiegłym - spadłam na miejsce 2
Na forum u konkurencji zgadałam się na pacemakerowanie Po raz pierwszy w życiu byłam czyimś pacemakerem! Umawiałam się z Grzesiem i Tomkiem, choć Tomek traktował wspólny bieg z przymrużeniem oka.
Odnaleźliśmy się z Grzesiem przed startem, a kilka minut przed 13 patrzę, a obok mnie Alicja z letniego obozu!!! :uuusmiech: Oczywiście została zaproszona do naszej grupki
Biegliśmy sobie dość zachowawczo na początku, coby nie spuchnąć w połowie. Przez pierwsze 10km tempo oscylowało wokół 5:30, potem zaczęliśmy schodzić w okolice 5:20-5:15. Dwa ostatnie kilometry to 5:06 i 4:57.
Jestem baaardzo zadowolona! Co prawda życiówkę z tamtego roku mam niecałe 1:53, ale to jest i tak duży sukces dla mnie, bo pierwszy półmaraton w tym roku miałam 2:07 chyba, raz jedyny udało mi się zejść do 1:59:30 (dokładnie nie pamiętam sekund). Więc to naprawdę duży sukces.
Biegłam tak, żebym mogła dobiec w ładnym stylu I dobiegłam! A plany były na 1:55, więc tym lepiej
Świetny dzień, naprawdę. Pełen optymizmu, uśmiechu, dobrego humoru. Czyli tak, jak lubię
A na dodatek placek był rozchwytywany
ps I komentarz G. Gajdusa po biegu: Ale widziałem, że na końcu to nie dałaś z siebie wszystkiego Lubię go! :uuusmiech:
-
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 4291
- Rejestracja: 18 kwie 2010, 21:03
9 listopada 2011
Fatalnie spałam. najpierw nie mogłam zasnąć, później budziłam się kilka razy, żeby w końcu o 4:30 obudzić się na dobre...
No to co? Wstałam, ogarnęłam się i chatkę, no i poszłam biegać.
10.05km śr. po 5:20.
A w piątek...mam nadzieję, że będzie fajnie. Jak będzie, to napiszę
Fatalnie spałam. najpierw nie mogłam zasnąć, później budziłam się kilka razy, żeby w końcu o 4:30 obudzić się na dobre...
No to co? Wstałam, ogarnęłam się i chatkę, no i poszłam biegać.
10.05km śr. po 5:20.
A w piątek...mam nadzieję, że będzie fajnie. Jak będzie, to napiszę