I po zakopiańskim weekendzie.
Na Podhale wybrałam się z Bartusiem z i moją mamą. Podróż samochodem w czwartkowy poranek okazała się całkiem znośna (w przeciwieństwie do powrotu). Gdy dotarliśmy ok. 12-tej po południu były 22 stopnie ciepła! W krótkim rękawku i spodenkach wyskoczyłam na 20 kilometrową przebieżkę ścieżką pod reglami. Ach, te zapachy! Cudnie.
Niestety już w piątek czekała nas zmiana pogody. Temperatura spadła o ponad 20 stopni, zaczął padać deszcz, a potem śnieg. W sobotni poranek przywitał nas zimowy krajobraz.
Nie byłam przygotowana na taki obrót sprawy (choć było cudnie! Śnieg, lekki mrozik i słońce). Pogoda bardziej lutowa niż październikowa...
Start do Biegu na Kasprowy o 11-tej spod Ronda Jana Pawła. Biegło mi się słabo, ale rozkręcałam się. Trzymałam się za Anią Celińską, czyli na 5 miejscu. Iza Zatroska zaatakowała już na pierwszym kilometrze i...zniknęła, wygrywając z dużą przewagą;)
Po 4 km wyprzedziłam Anię i Dominikę i zostawiłam je daleko z tyłu. Coraz lepiej, coraz lepiej...
Niestety zaczął się głęboki śnieg, wąska ścieżka i bieg się skończył - trzeba było podchodzić. Cóż, nie poradziłam sobie z tym elementem. Po 15-tym upadku poddałam się (ręce mi odmarzały) i dospacerowałam do końca, przepuszczając na ostatnim kilometrze ze 20 osób.
Szkoda, bo gdyby dało się biec byłabym na pudle:( Ale trudno. Trzeba nauczyć się podchodzenia.
W niedzielę organizowałam na Krupówkach 1 ZAKOPIAŃSKĄ MILĘ i FAAS Testy.
BYŁO WESOŁO:)