long time gone... wakacyjnie ;)
Moderator: infernal
- Catrine
- Stary Wyga
- Posty: 166
- Rejestracja: 19 mar 2011, 13:07
- Życiówka na 10k: bywa koło 45 minut
- Życiówka w maratonie: pracuję nad tym :)
- Lokalizacja: Wrocław
Prawie że tydzień tu nie pisałam noo, zdarza się, zwłaszcza jeśli w ferworze pakowania, człowiek weźmie laptop, a zostawi i ładowarkę, i baterie. Więc święta w Kaliszu były iście świąteczne, bo pozbawiona możliwości siedzenia godzin na necie, czas ten spędziłam z mamą, bratem, ciociami, wujkami...
Mimo że miałam tyle czasu! to pobiegałam w przerwie tylko 2 razy. Piątek - koło 13 km, 6 fajnych podbiegów, ogólnie miło i męcząco. Niedziela - oj, ał. Poleciałam przez pola, wyleciłam w nienznanej mi wsi, bez komórki, bez kasy, bez pomysłu jak wrócić do domu. Zaczynało się już ściemniać. Przez pola biegnąc, pary razy zmieniałam kierunek i nie wiedziałam jak wrócić tą samą trasą. a że to święta, wieś, pare domostw na krzyż, to ludzi na drodze nie było. Już godziłam sie z myślą, że przekimam gdzieś pod drzewkiem, aż tu nagle trójka człowieka! Dobrzy ludzie wiedzieli, gdzie główna droga na kalisz, pokierowali, ja szczęśliwie zrozumiałam ich wskazania i po 70 minutach juz dość żwawego biegu, byłam w Kaliszu. Nawet przed burzą zdążyłam, ale niestety, coś za coś - odezwało się kolano. no i się lekko przeforsowałam, bo dzisiaj, biegając w itmzm, czułam i kolano, i uda. Specjalnie wbiłam do Wrocławia już dzisiaj, żeby przyjść na trening, a bolało. Bez mocy i zapału pobiegłam na pergole stadionu. 4 km. Trening właściwy to 8 km biegu zmiennego - 1km w pierwszym zakresie, 1km w drugim zakresie. w rozgrzewce dość zabawne ćwiczenia siłowe i techniczne. rozciąganie każdy na własną rekę, bo koło 6km zaczęło lać. Nadal pozbawiona mocy poturlałam się 4 km z powrotem do domu, kończąc wszystko 4 przebieżkami i rozciąganiem.
Jutro reebok city gym - podobało mi się tydzień temu, więc nie chcę odpuszczać... Ale czwartek to już full odnowa, marzy mi się sauna, masaż, bąbelki i rozpusta... może chociaż sauna wyjdzie
Mimo że miałam tyle czasu! to pobiegałam w przerwie tylko 2 razy. Piątek - koło 13 km, 6 fajnych podbiegów, ogólnie miło i męcząco. Niedziela - oj, ał. Poleciałam przez pola, wyleciłam w nienznanej mi wsi, bez komórki, bez kasy, bez pomysłu jak wrócić do domu. Zaczynało się już ściemniać. Przez pola biegnąc, pary razy zmieniałam kierunek i nie wiedziałam jak wrócić tą samą trasą. a że to święta, wieś, pare domostw na krzyż, to ludzi na drodze nie było. Już godziłam sie z myślą, że przekimam gdzieś pod drzewkiem, aż tu nagle trójka człowieka! Dobrzy ludzie wiedzieli, gdzie główna droga na kalisz, pokierowali, ja szczęśliwie zrozumiałam ich wskazania i po 70 minutach juz dość żwawego biegu, byłam w Kaliszu. Nawet przed burzą zdążyłam, ale niestety, coś za coś - odezwało się kolano. no i się lekko przeforsowałam, bo dzisiaj, biegając w itmzm, czułam i kolano, i uda. Specjalnie wbiłam do Wrocławia już dzisiaj, żeby przyjść na trening, a bolało. Bez mocy i zapału pobiegłam na pergole stadionu. 4 km. Trening właściwy to 8 km biegu zmiennego - 1km w pierwszym zakresie, 1km w drugim zakresie. w rozgrzewce dość zabawne ćwiczenia siłowe i techniczne. rozciąganie każdy na własną rekę, bo koło 6km zaczęło lać. Nadal pozbawiona mocy poturlałam się 4 km z powrotem do domu, kończąc wszystko 4 przebieżkami i rozciąganiem.
Jutro reebok city gym - podobało mi się tydzień temu, więc nie chcę odpuszczać... Ale czwartek to już full odnowa, marzy mi się sauna, masaż, bąbelki i rozpusta... może chociaż sauna wyjdzie
“We are limited but we can push back the borders of our limitations”
- Catrine
- Stary Wyga
- Posty: 166
- Rejestracja: 19 mar 2011, 13:07
- Życiówka na 10k: bywa koło 45 minut
- Życiówka w maratonie: pracuję nad tym :)
- Lokalizacja: Wrocław
Właśnie zjadłam litr lodów algidy śmietankowej
jak każde słodecze umiem sobie odmówić, tak kocham algidę śmietankową (co za wysublimowany gust ), no ale żeby aż tak?! a przydałoby się zrzucić ze 3 kg... a nie takie obżarstwo :P przynajmniej po takich węglach będe spać jak zabita, bo ostatnio coś budze się 5-6 i ani idzie zasnąć, chociaż ciało jakby jeszcze zmęczone.
no ale to nie blog o upodobaniach kulinarnych, więc do rzeczy:
Środa reebok city gym: znowu fajnie i dość mocno, ale moje uda ważyły tonę i nie miałam siły ich podnosić do góry a że na tych trenignych biega się szybciej, a mniej, to się napociłam jak nie wiem
Czwartek - nic, tyle co spacerek uczelnia - dom
Piątek: 11km, 5x10 przysiadów z wyskokiem (z rady koleżnki, zaczynam je wykonywać po treningach, żeby zwiększyć szybkość), 3 przebieżki, rozciąganie
Sobota: Biegam bo lubię - u nas testu coopera dzisiaj nie było, za to po rozbieganiu i ćwiczeniach, zrobiliśmy sobie "zabawę biegową" - 10 odcinków bieganych przez 1 minutę, z przerwą w marszu 2minutową. Średnio wychodziło mi 250 metrów na minutę, co przy moich dalaj zmasakrowanych udach, cieszy mnie niezmiernie
Nie wiem co to jutro mnie czeka ze strony mojego ciała, ale oby się ogarnęło w miarę, bo czeka nas: 4 km na stadion, 2x7 km w grupie śr.zaawnosawnej, 4 km do domu. Sporo, ale mam nadzieję że przerwy w tych odcinkach pozwolą mi w miarę bezboleśnie dotrwać do końca.
ps. uwielbiam zapach kwiątnącej wiosny!... jak to ładnie wszystko budzi się do zycia.
jak każde słodecze umiem sobie odmówić, tak kocham algidę śmietankową (co za wysublimowany gust ), no ale żeby aż tak?! a przydałoby się zrzucić ze 3 kg... a nie takie obżarstwo :P przynajmniej po takich węglach będe spać jak zabita, bo ostatnio coś budze się 5-6 i ani idzie zasnąć, chociaż ciało jakby jeszcze zmęczone.
no ale to nie blog o upodobaniach kulinarnych, więc do rzeczy:
Środa reebok city gym: znowu fajnie i dość mocno, ale moje uda ważyły tonę i nie miałam siły ich podnosić do góry a że na tych trenignych biega się szybciej, a mniej, to się napociłam jak nie wiem
Czwartek - nic, tyle co spacerek uczelnia - dom
Piątek: 11km, 5x10 przysiadów z wyskokiem (z rady koleżnki, zaczynam je wykonywać po treningach, żeby zwiększyć szybkość), 3 przebieżki, rozciąganie
Sobota: Biegam bo lubię - u nas testu coopera dzisiaj nie było, za to po rozbieganiu i ćwiczeniach, zrobiliśmy sobie "zabawę biegową" - 10 odcinków bieganych przez 1 minutę, z przerwą w marszu 2minutową. Średnio wychodziło mi 250 metrów na minutę, co przy moich dalaj zmasakrowanych udach, cieszy mnie niezmiernie
Nie wiem co to jutro mnie czeka ze strony mojego ciała, ale oby się ogarnęło w miarę, bo czeka nas: 4 km na stadion, 2x7 km w grupie śr.zaawnosawnej, 4 km do domu. Sporo, ale mam nadzieję że przerwy w tych odcinkach pozwolą mi w miarę bezboleśnie dotrwać do końca.
ps. uwielbiam zapach kwiątnącej wiosny!... jak to ładnie wszystko budzi się do zycia.
“We are limited but we can push back the borders of our limitations”
- Catrine
- Stary Wyga
- Posty: 166
- Rejestracja: 19 mar 2011, 13:07
- Życiówka na 10k: bywa koło 45 minut
- Życiówka w maratonie: pracuję nad tym :)
- Lokalizacja: Wrocław
Tęsknie za czasami jak miałam codziennie czas żeby tu wejść, poczytać, zmotywować się, odprężyć.
Sesja jednak nieubłagalna. Ostatni tydzień mega intensywna nauka. Pierwszy przedtermin napisany. Kolejny w środę. Jeszcze 4. plus kolokwia... Co do biegania - w tym tygodniu 2 razy byłam tylko (pierwszy raz mam taką przerwę od marca! brakuje mi tego, ale te dni i noce spędzone z nauką mnie wykończyły i czuję się jakbym ostatni raz biegała z miesiąc temu ), malutko. Zeszły tydzień biegowo OK. Może ostatnie 4 dni przerwy wpłyną pozytywnie na moje piszczele. Dzisiaj będzie długa i wolna wycieczka biegowa. Niech tylko troszkę się zrobi chłodniej... i oby udało mi się zrealizować zaplanowany długi kilometraż!
Póki co, mam sporo zaległości blogowych Mam nadzieję że nieprzeczytane przeze mnie blogi obfitują w same sukcesy biegowe
Sesja jednak nieubłagalna. Ostatni tydzień mega intensywna nauka. Pierwszy przedtermin napisany. Kolejny w środę. Jeszcze 4. plus kolokwia... Co do biegania - w tym tygodniu 2 razy byłam tylko (pierwszy raz mam taką przerwę od marca! brakuje mi tego, ale te dni i noce spędzone z nauką mnie wykończyły i czuję się jakbym ostatni raz biegała z miesiąc temu ), malutko. Zeszły tydzień biegowo OK. Może ostatnie 4 dni przerwy wpłyną pozytywnie na moje piszczele. Dzisiaj będzie długa i wolna wycieczka biegowa. Niech tylko troszkę się zrobi chłodniej... i oby udało mi się zrealizować zaplanowany długi kilometraż!
Póki co, mam sporo zaległości blogowych Mam nadzieję że nieprzeczytane przeze mnie blogi obfitują w same sukcesy biegowe
“We are limited but we can push back the borders of our limitations”
- Catrine
- Stary Wyga
- Posty: 166
- Rejestracja: 19 mar 2011, 13:07
- Życiówka na 10k: bywa koło 45 minut
- Życiówka w maratonie: pracuję nad tym :)
- Lokalizacja: Wrocław
Bardzo przelotnie, co prawda, ale przejrzałam damskie blogi i aaa przez tą sesję nawet bieganie mi się odwidziało, żadne maratony, starty, treningi, nic. Ale jednak siła tego forum jest mega, od razu zachciało mi się wyjść biegąć! Wasze sukcesy motywują. Chociaż nadal bak mi owej motywacji do podjęcia jakiegoś konkretnego planu pod maraton... ;)no cóż, na wszystko przyjdzie czas. Byleby nie przestać biegać!
“We are limited but we can push back the borders of our limitations”
- Catrine
- Stary Wyga
- Posty: 166
- Rejestracja: 19 mar 2011, 13:07
- Życiówka na 10k: bywa koło 45 minut
- Życiówka w maratonie: pracuję nad tym :)
- Lokalizacja: Wrocław
Boże, nie wierzę że ostatni raz pisałam 22 maja! Czuję się oszukana, tak jakaby ukradła mi 2 miechy prawie życia. sesja, Ty paskudno. oby to była prawda, że teraz choć nie lekko, to będzie lżej. a może ja zmądrzeje i będę się po trochu uczyć w trakcie semestru, a nie na ostatnią chwilę ogarniać... ale oficjalnie 6 lipca rozpoczęłam sto pro wakacje, zakończone sto pro świetną imprezą i zamierzam sto pro biegać dalej
Niemniej 2 tygodnie od biegania miałam przerwe. W jej trakcie głównie chodziłam na basen i saune plus ćwiczenia z Shaun T:D czy jakoś tak koszmarnie katowały moje mięśnie, naprawdę myślałam że to taki se tam aerobik, a po niektórych dniach ledwo się ruszałam... jak tylko wrócę do domu, na pewno je odpalę. Anyway, ćwiczenia bardzo skoczne i myślałam że jak ruszę do biegania znowu to mi się będzie super biec.. a tu nic z tego. 1 dnia po tej przerwie koszmarnie się biegło 12 km. drugiego dnia 15 - lepiej. trzeciego dnia- 15 jeszcze lepiej. dzien przerwy. piąty dzien - 12 km, znowu paskudnie, ale może dlatego że burza przyszła. wiatr, deszcz. dzień pięć i sześć - to również odwiedziny mojej mamy mnie we wrocławiu (co za składnia ) Nałaziłysmy się jak nie wiem. pierwszego dnia z 25 km, drugiego już mniej, bo mama mnie za pierwszy dzień nienawidziła . Niedawno odprowadziłam ją na pociąg, a ja sama idę spać, bo mam plan na poranny bieg. Licze że się uda zrobić 16 km, a jak nie to posłucham ciała i dopasuję sie do jego możliwości...
dobrze jest mieć czas tu znowu zaglądać. motywacja od razu urosła
Niemniej 2 tygodnie od biegania miałam przerwe. W jej trakcie głównie chodziłam na basen i saune plus ćwiczenia z Shaun T:D czy jakoś tak koszmarnie katowały moje mięśnie, naprawdę myślałam że to taki se tam aerobik, a po niektórych dniach ledwo się ruszałam... jak tylko wrócę do domu, na pewno je odpalę. Anyway, ćwiczenia bardzo skoczne i myślałam że jak ruszę do biegania znowu to mi się będzie super biec.. a tu nic z tego. 1 dnia po tej przerwie koszmarnie się biegło 12 km. drugiego dnia 15 - lepiej. trzeciego dnia- 15 jeszcze lepiej. dzien przerwy. piąty dzien - 12 km, znowu paskudnie, ale może dlatego że burza przyszła. wiatr, deszcz. dzień pięć i sześć - to również odwiedziny mojej mamy mnie we wrocławiu (co za składnia ) Nałaziłysmy się jak nie wiem. pierwszego dnia z 25 km, drugiego już mniej, bo mama mnie za pierwszy dzień nienawidziła . Niedawno odprowadziłam ją na pociąg, a ja sama idę spać, bo mam plan na poranny bieg. Licze że się uda zrobić 16 km, a jak nie to posłucham ciała i dopasuję sie do jego możliwości...
dobrze jest mieć czas tu znowu zaglądać. motywacja od razu urosła
“We are limited but we can push back the borders of our limitations”
- Catrine
- Stary Wyga
- Posty: 166
- Rejestracja: 19 mar 2011, 13:07
- Życiówka na 10k: bywa koło 45 minut
- Życiówka w maratonie: pracuję nad tym :)
- Lokalizacja: Wrocław
YES.... udało mi się zebrać i udowodnić sobie, że sesja wcale tak bardzo mi nie zaszkodziła )
Co prawda dzisiaj wtorek i miałam biegać ze swoją grupą, ale za dużo na żołądku jeszcze mi leżało koło 17, żeby iść.
Za to dwie godzinki później ruszyłam na wybieganie. 21 km - prawie równo 2 h. Taki dystans pokonałam na treningu po raz 3 i jest o całe 10 minut lepiej niż ostatnio - czyli 22 maja... no i avg heart rate - 155 bpm. jak do tej pory zdecydowanie najlepiej! koniec 5 przebieżek.
Przybyło chęci.
Jutro już żegnam Wrocław na 2 miesiące. będzie mi brakować moich ukachanych ścieżek! i biegaczy. w kaliszu ich mniej.
A póki co wracam do moich kartonów. Ile to człowiek potragi naciułać przez rok zbędnych rzeczy...
pozdrawiam,
pełna endorfin, Kasia
Co prawda dzisiaj wtorek i miałam biegać ze swoją grupą, ale za dużo na żołądku jeszcze mi leżało koło 17, żeby iść.
Za to dwie godzinki później ruszyłam na wybieganie. 21 km - prawie równo 2 h. Taki dystans pokonałam na treningu po raz 3 i jest o całe 10 minut lepiej niż ostatnio - czyli 22 maja... no i avg heart rate - 155 bpm. jak do tej pory zdecydowanie najlepiej! koniec 5 przebieżek.
Przybyło chęci.
Jutro już żegnam Wrocław na 2 miesiące. będzie mi brakować moich ukachanych ścieżek! i biegaczy. w kaliszu ich mniej.
A póki co wracam do moich kartonów. Ile to człowiek potragi naciułać przez rok zbędnych rzeczy...
pozdrawiam,
pełna endorfin, Kasia
“We are limited but we can push back the borders of our limitations”
- Catrine
- Stary Wyga
- Posty: 166
- Rejestracja: 19 mar 2011, 13:07
- Życiówka na 10k: bywa koło 45 minut
- Życiówka w maratonie: pracuję nad tym :)
- Lokalizacja: Wrocław
jaaaki ja mam ostatnio apetyt :D zwłaszcza rano, a przecież nie głodze się wieczorem. mhm, oby to nie trwało długo.
Odczuwam braki nadodrzańskich wałów. Kalisz ofertuje mi głownie chodniki. Po 2 dniach biegania głównie po tychże, czuję spięcie i lekki ból w okolicach lewego achillesa. Do tej pory to miejsca nigdy nie bolało. Ale fakt, że jak na siebie to pobiegałam nieco szybciej niż normalnie.
Czwartek - 15 km, w tym 3 razy zrobiłam takie powtórzenie: 2 km w 5min/km i 2 km w 6 min/km. W sumie tetno nie szalało, tylko mięśnie nie przyzwyczajone do 5 min/km. i 5 przebieżek. W czwartek jeszcze ćwiczenia abs kardio insanity.
Piątek - 10 km, 5 przebieżek. już wolniej śr tempo ok 5'45" + ćwiczenia kardio insanity.
Dzisiaj nie biegam, bo boje sie o achillesa. w planie ćwiczenia kardio, a potem rower posłuży mi jako srodek transportu...
PS. Serce mi się łamie jak widze tę piękną pogodę a nie mogę iść dzisiaj biegać. eh, no straszne. biegałam w takie parne dni, a teraz trzeci dzień bajka - lekki, orzeźwiający wietrzyk, muskające lico słonko. MAMO ja chce biec!!
Odczuwam braki nadodrzańskich wałów. Kalisz ofertuje mi głownie chodniki. Po 2 dniach biegania głównie po tychże, czuję spięcie i lekki ból w okolicach lewego achillesa. Do tej pory to miejsca nigdy nie bolało. Ale fakt, że jak na siebie to pobiegałam nieco szybciej niż normalnie.
Czwartek - 15 km, w tym 3 razy zrobiłam takie powtórzenie: 2 km w 5min/km i 2 km w 6 min/km. W sumie tetno nie szalało, tylko mięśnie nie przyzwyczajone do 5 min/km. i 5 przebieżek. W czwartek jeszcze ćwiczenia abs kardio insanity.
Piątek - 10 km, 5 przebieżek. już wolniej śr tempo ok 5'45" + ćwiczenia kardio insanity.
Dzisiaj nie biegam, bo boje sie o achillesa. w planie ćwiczenia kardio, a potem rower posłuży mi jako srodek transportu...
PS. Serce mi się łamie jak widze tę piękną pogodę a nie mogę iść dzisiaj biegać. eh, no straszne. biegałam w takie parne dni, a teraz trzeci dzień bajka - lekki, orzeźwiający wietrzyk, muskające lico słonko. MAMO ja chce biec!!
“We are limited but we can push back the borders of our limitations”
- Catrine
- Stary Wyga
- Posty: 166
- Rejestracja: 19 mar 2011, 13:07
- Życiówka na 10k: bywa koło 45 minut
- Życiówka w maratonie: pracuję nad tym :)
- Lokalizacja: Wrocław
Biegam wieczorem, wracam do domu, ogarniam się. północ: piszę posta - opcja - wyślij. i tu surprise. nieustannie od 3 dni tracę połączenie z internetem. lub zawiesza się. efekt taki, że moje zapiski ulatają w zapomnienie a we mnie rośnie zniechęcenie
to spróbuję teraz...
Zacznę od tego co mi sprawia największą frajdę... wciągam moja tłuściutką mamę do biegania! mam nadzieje że schudnie, bo jak rzuciła palenie + problemy w domu... no ekhm, ciałka jej przybyło. dużo ciałka. tak dużo, że po prostu to jest już mocno niezdrowe! tylko ta kobietka nie ma pojęcia o zdrowym żywieniu, kaloriach, czego unikać - i przede wszystkim dlaczego. internetu ten rocznik nie obsługuje, a szkoda, bo dużo mogłaby się dowiedzieć.
W kaażdym razie, wczoraj mówię jak wrócę z biegania to koło 21 pojadę z Tobą pobiegać. Tak też było i ruszyłśmy o 21 realizować puma 6 tyg. Mama się trochę wstydzi, co sąsiedzi pomyślą. Mówię jej, żeby tym się nie przejmowała, ale cóż, wiadomo jak to na początku, zwłaszcza co musi czuć kobieta 50+z + 15k nadbagażu.
Miałyśmy szczęście - 0 sąsiadów, a mama w ogóle po 30 sekundach biegu nie miała zadyszki na szczęście mimo nadwagi łazi od czasu do czasu na nogach, a we Wro przecież pocisnęłam ją na całodzienny spacer podchodzący pod 30 km... więc myślę że od razu wskoczymy na 2 tydzień.
A ja?
poniedziałek: 10k, tempo 5:40/km. Ale ogólnie pamiętam, że po 7.5 km było 'stop'. piszczele, łydki.. nie wiem, ale wszystko spięte. chyba jeszcze był basen i sauna... tętno gdzieś 155.
wtorek: oj chyba zupełnie niesportowy dzień.
środa: 14 km. 10 km w 5:33/km. tu znowu stop, rozciąganie.. dalej 3 km już luźniej, koło 6:00/km. i ostatnie 1 km to przebieżki, ale jakoś mało żwawo wyszły . tętno jak pon.
czwartek: trasa co w środę, ale od drugiej strony. najpierw jakieś 3 km w tempie 5:30. rozciąganie. no i chciało mi się szybkość znowu ćwiczyć. miały być 4x1km - w tempie takim, w jakim uda się pocisnąć. przerwa nieregularna, taka, żebym nabrała sił i chęci na kolejny km.
1 km: 4:34/km! masakra. płuca nie dają rady, ponoć jak się krzyczy więcej tlenu dochodzi. ja nie wiem jak nazwać dźwięki które ze mnie momentami uchodziły...
stop, marsz, przechodzę w trucht. z 5 minut przerwy było.
1 km: 4:34/km! znowu z ust uleciały dziwne odgłosy...
stop, marsz, trucht. tu już przerwa z 6 minut.
1 km: 4:44/km! już nie ma atrakcji głosowych, już mięśnie się buntują...
stop, marsz, trucht, marsz, trucht... tak minęło z 18 minut.
1 km: failure! 350 metrów pociągnęłam w 4:55/km, ale już woli nie było, sił też nie, a poza tym już chyba tamte 3 odcinki mnie usatysfakcjonowały.. po co się męczyć.
Każdy z tych 1 km to była walka ze sobą. po 200 metrach pewność że do 1 km w takim tempie nie dociągną. po 500 metrach mysli, że jeszcze trochę chociaż pobiegnij... potem że jeszcze tylko tak 40 sekund i koniec... no i niesamowite jak 15 sekund potrafi się wydłużyć w czasie.
Tętno nie było złe, max w tych 1 km wyszło 170. a jeszcze 40 dni temu biegnąc pod lekką, choć dłuugą górkę w jakieś 6:30/km bywało 177
Jedno jest pewne - na takim treningu się nie ponudzisz!
Do domu jeszcze było 6km. tempo 5:55/km. I to też cieszy. że po tym jak kiedyź zrobiłam mocne dla mnie 3x2km nie schodze już raczej poniżej 6:00/km. Dlatego - tak - będę raz w tyg. przekraczać swoje granice taką też radę gdzieś wyczytałam na portalu biegowym.
A dzisiaj? O tej porze miałam siedzieć na basenie. Ale że najadłam się... to zmieniam to na ćwiczenia w domu. a wieczorem luźny bieg, a potem jeszcze 40 minut z mamą, ja na rowerku, ona w truchcie. oby mnie nic nie wytręciło z tego planu już
to spróbuję teraz...
Zacznę od tego co mi sprawia największą frajdę... wciągam moja tłuściutką mamę do biegania! mam nadzieje że schudnie, bo jak rzuciła palenie + problemy w domu... no ekhm, ciałka jej przybyło. dużo ciałka. tak dużo, że po prostu to jest już mocno niezdrowe! tylko ta kobietka nie ma pojęcia o zdrowym żywieniu, kaloriach, czego unikać - i przede wszystkim dlaczego. internetu ten rocznik nie obsługuje, a szkoda, bo dużo mogłaby się dowiedzieć.
W kaażdym razie, wczoraj mówię jak wrócę z biegania to koło 21 pojadę z Tobą pobiegać. Tak też było i ruszyłśmy o 21 realizować puma 6 tyg. Mama się trochę wstydzi, co sąsiedzi pomyślą. Mówię jej, żeby tym się nie przejmowała, ale cóż, wiadomo jak to na początku, zwłaszcza co musi czuć kobieta 50+z + 15k nadbagażu.
Miałyśmy szczęście - 0 sąsiadów, a mama w ogóle po 30 sekundach biegu nie miała zadyszki na szczęście mimo nadwagi łazi od czasu do czasu na nogach, a we Wro przecież pocisnęłam ją na całodzienny spacer podchodzący pod 30 km... więc myślę że od razu wskoczymy na 2 tydzień.
A ja?
poniedziałek: 10k, tempo 5:40/km. Ale ogólnie pamiętam, że po 7.5 km było 'stop'. piszczele, łydki.. nie wiem, ale wszystko spięte. chyba jeszcze był basen i sauna... tętno gdzieś 155.
wtorek: oj chyba zupełnie niesportowy dzień.
środa: 14 km. 10 km w 5:33/km. tu znowu stop, rozciąganie.. dalej 3 km już luźniej, koło 6:00/km. i ostatnie 1 km to przebieżki, ale jakoś mało żwawo wyszły . tętno jak pon.
czwartek: trasa co w środę, ale od drugiej strony. najpierw jakieś 3 km w tempie 5:30. rozciąganie. no i chciało mi się szybkość znowu ćwiczyć. miały być 4x1km - w tempie takim, w jakim uda się pocisnąć. przerwa nieregularna, taka, żebym nabrała sił i chęci na kolejny km.
1 km: 4:34/km! masakra. płuca nie dają rady, ponoć jak się krzyczy więcej tlenu dochodzi. ja nie wiem jak nazwać dźwięki które ze mnie momentami uchodziły...
stop, marsz, przechodzę w trucht. z 5 minut przerwy było.
1 km: 4:34/km! znowu z ust uleciały dziwne odgłosy...
stop, marsz, trucht. tu już przerwa z 6 minut.
1 km: 4:44/km! już nie ma atrakcji głosowych, już mięśnie się buntują...
stop, marsz, trucht, marsz, trucht... tak minęło z 18 minut.
1 km: failure! 350 metrów pociągnęłam w 4:55/km, ale już woli nie było, sił też nie, a poza tym już chyba tamte 3 odcinki mnie usatysfakcjonowały.. po co się męczyć.
Każdy z tych 1 km to była walka ze sobą. po 200 metrach pewność że do 1 km w takim tempie nie dociągną. po 500 metrach mysli, że jeszcze trochę chociaż pobiegnij... potem że jeszcze tylko tak 40 sekund i koniec... no i niesamowite jak 15 sekund potrafi się wydłużyć w czasie.
Tętno nie było złe, max w tych 1 km wyszło 170. a jeszcze 40 dni temu biegnąc pod lekką, choć dłuugą górkę w jakieś 6:30/km bywało 177
Jedno jest pewne - na takim treningu się nie ponudzisz!
Do domu jeszcze było 6km. tempo 5:55/km. I to też cieszy. że po tym jak kiedyź zrobiłam mocne dla mnie 3x2km nie schodze już raczej poniżej 6:00/km. Dlatego - tak - będę raz w tyg. przekraczać swoje granice taką też radę gdzieś wyczytałam na portalu biegowym.
A dzisiaj? O tej porze miałam siedzieć na basenie. Ale że najadłam się... to zmieniam to na ćwiczenia w domu. a wieczorem luźny bieg, a potem jeszcze 40 minut z mamą, ja na rowerku, ona w truchcie. oby mnie nic nie wytręciło z tego planu już
“We are limited but we can push back the borders of our limitations”