I byłam zapomniała -dziś inauguracja nie-całkiem-długich-spodenek i krótkiego rękawka. Całkiem u nas ciepło jak na luty.strasb pisze:Niedziela 13/02/2011
1h cross czyli sprawdzanie co słychać w lesie i radosne taplanie się w błocie w miłym towarzystwie mojego męża. I jak to zwykle bywa, gdy biegamy razem i gdzieś indziej niż po pętelce pod domem, wyszło nam dość żwawo. A po powrocie zmywanie błotka pod hartującym zimnym przysznicem- piecyk szlag trafił, a naprawiacz będzie dopiero we wtorek wieczór.
Strasb - w pogoni za formą
Moderator: infernal
- strasb
- Zaprawiony W Bojach

- Posty: 4779
- Rejestracja: 01 sie 2010, 11:25
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
- Lokalizacja: Lozanna
- strasb
- Zaprawiony W Bojach

- Posty: 4779
- Rejestracja: 01 sie 2010, 11:25
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
- Lokalizacja: Lozanna
Wtorek 15/02/2011
36 minut - w planach spokojnie, a w praktyce żwawo
A w południe, zamiast ćwiczeń na uda, brzuch, pośladki była wizyta u lekarza sportowego i osteopaty przy okazji. Po wypunktowaniu licznych wad od stóp do głów zostałam dość solidnie poprzestawiana i mam zadanie domowe z rozciągania na najbliższe 3 tygodnie. Co ciekawe wg tej pani nie ma możliwości złamania zmęczeniowego w miejscu, gdzie mi je zdiagnozowano. Jej zdaniem ból pochodził od uciskanego nerwu a to z kolei było było rezultatem poprzykurczanych mięśni. I bólu już jutro ma nie być na skutek wykonanych przez nią manipulacji.
Jestem wciąż w lekkim szoku, nie do końca wiem, co o tym myśleć...więc po prostu będę biegać.
Tym bardziej, że na tym polu mam się nie ograniczać i latać, ile tylko mi przyjemność sprawia. Dziś natychmiast wypróbowałam 'odczarowaną' stopę i muszę przyznać, że faktycznie podczas biegu nie czułam nic niepokojącego, żadnego zwyczajowego 'ćmienia' w wiadomej okolicy. Bezpośredni mocny uścisk wciąż jeszcze trochę boli. Zobaczymy jak to dalej się rozwinie. W każdym razie skoro w niedzielę była godzinka biegu, a ból niebawem ma być tylko wspomnieniem, to czas postawić sobie prawdziwy biegowy cel. Ale o tym już w następnym odcinku. 
36 minut - w planach spokojnie, a w praktyce żwawo
A w południe, zamiast ćwiczeń na uda, brzuch, pośladki była wizyta u lekarza sportowego i osteopaty przy okazji. Po wypunktowaniu licznych wad od stóp do głów zostałam dość solidnie poprzestawiana i mam zadanie domowe z rozciągania na najbliższe 3 tygodnie. Co ciekawe wg tej pani nie ma możliwości złamania zmęczeniowego w miejscu, gdzie mi je zdiagnozowano. Jej zdaniem ból pochodził od uciskanego nerwu a to z kolei było było rezultatem poprzykurczanych mięśni. I bólu już jutro ma nie być na skutek wykonanych przez nią manipulacji.
- strasb
- Zaprawiony W Bojach

- Posty: 4779
- Rejestracja: 01 sie 2010, 11:25
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
- Lokalizacja: Lozanna
Czwartek 17/02/2011
6 km na wyczucie (nie całkiem spokojnie) + 4x30s P
Znów zawitał do nas chłodek, krótkie spodenki chwilowo idą w ostawkę i przeprosiłam się z drugą warstwą. Trening fajny, stopa świetnie, tylko już trochę mnie nudzi latanie po tej samej pętelce, ale wieczorami póki co nie bardzo mam wybór. Czeka mnie wyjazdowy weekend z napiętym planem, zatem jutro będzie kolejny dzień biegowy, zamiast soboty. Nieśmiało sobię planuję wybrać się na wspólne bieganko z ekipą z "Jog'Ra", ale mam obawy czy to jeszcze nie za wcześnie i czy nie będzie dla mnie za ostro.
Ale kusi, tym bardziej że w planach nocna wycieczka po mieście, więc jakaś odmiana by była. Pożyjemy zobaczymy.
Obiecałam w tym odcinku ujawinić cel biegowy, ale jeszcze się waham między dwoma opcjami, zostawiam sobie weekend na przemyślenie.
6 km na wyczucie (nie całkiem spokojnie) + 4x30s P
Znów zawitał do nas chłodek, krótkie spodenki chwilowo idą w ostawkę i przeprosiłam się z drugą warstwą. Trening fajny, stopa świetnie, tylko już trochę mnie nudzi latanie po tej samej pętelce, ale wieczorami póki co nie bardzo mam wybór. Czeka mnie wyjazdowy weekend z napiętym planem, zatem jutro będzie kolejny dzień biegowy, zamiast soboty. Nieśmiało sobię planuję wybrać się na wspólne bieganko z ekipą z "Jog'Ra", ale mam obawy czy to jeszcze nie za wcześnie i czy nie będzie dla mnie za ostro.
Obiecałam w tym odcinku ujawinić cel biegowy, ale jeszcze się waham między dwoma opcjami, zostawiam sobie weekend na przemyślenie.
- strasb
- Zaprawiony W Bojach

- Posty: 4779
- Rejestracja: 01 sie 2010, 11:25
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
- Lokalizacja: Lozanna
Piątek 18/02/2011
8.74 km średnie tempo 5:55 min/km + 1.26 truchtania do domu
Jednak odważyłam się spróbować pośmigać z ekipą z Jog'Ra i nie żałuję, choć truchtankiem tego nie można nazwać. Pomimo, że wlokłam się w ogonie najwolniejszej grupy, to jak na swój staż treningowy od czasu kontuzji jestem z siebie dumna. Głównie z tego, że oparłam się licznym propozycjom zwolnienia, uparłam się i dałam radę. Jutro pewnie będę żałować.
8.74 km średnie tempo 5:55 min/km + 1.26 truchtania do domu
Jednak odważyłam się spróbować pośmigać z ekipą z Jog'Ra i nie żałuję, choć truchtankiem tego nie można nazwać. Pomimo, że wlokłam się w ogonie najwolniejszej grupy, to jak na swój staż treningowy od czasu kontuzji jestem z siebie dumna. Głównie z tego, że oparłam się licznym propozycjom zwolnienia, uparłam się i dałam radę. Jutro pewnie będę żałować.
- strasb
- Zaprawiony W Bojach

- Posty: 4779
- Rejestracja: 01 sie 2010, 11:25
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
- Lokalizacja: Lozanna
Wtorek 22/02/2011
W południe 45 minut "uda-brzuch-pośladki"
wieczorem 7.2 km żwawego easy w tym 5x20s P
Piątkowego biegania z pierwszą prędkością kosmiczną jednak nie przyszło mi żałować przez cały weekend, nogi jak nowe były. Tylko czasu na bieganie niet, bo oba dni w podróży. Wspominając jak motywująco się biegało w towarzystwie kogoś szybszego, wyruszyłam dziś na trasę wraz z mamą na rowerze. Fajna opcja, dobrze że mama ma cierpliwość jechać tak powoli.
W południe 45 minut "uda-brzuch-pośladki"
wieczorem 7.2 km żwawego easy w tym 5x20s P
Piątkowego biegania z pierwszą prędkością kosmiczną jednak nie przyszło mi żałować przez cały weekend, nogi jak nowe były. Tylko czasu na bieganie niet, bo oba dni w podróży. Wspominając jak motywująco się biegało w towarzystwie kogoś szybszego, wyruszyłam dziś na trasę wraz z mamą na rowerze. Fajna opcja, dobrze że mama ma cierpliwość jechać tak powoli.
- strasb
- Zaprawiony W Bojach

- Posty: 4779
- Rejestracja: 01 sie 2010, 11:25
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
- Lokalizacja: Lozanna
Czwartek 24/02/2011
5.44 km w 38:11 (7:01 min/km)
Baardzo spokojnie, noga za nogą - z absurdalnym tętnem (średnio 156
) i zmęczeniem.
Tak, bateria w pasku od pulsometru zdaje się jednak jeszcze dychać, chyba jednak źle pasek zakładałam poprzednio. Ale może lepiej biegać bez, bo jak na budziku wyskoczyły wysokie cyferki tętna to jak na komendę cały organizm się poczuł taaaki zmęczony. Chyba trzeba więcej spać. 
Piątek 25/02/2011
7.44 km w 44:12 (5:56 min/km)
Z panem małżonkiem i ekipą z Jog'Ra. Tym razem zaszczyt doglądania "ogonów" przypadł Yannowi i zdawało mi się, że potraktował nas nieco łagodniej, bo dobiegaliśmy z powrotem do sklepu niemal z niedosytem.
A po spojrzeniu na garmina się okazało, że faktycznie wolniej było, o jedną sekundę na kilometr średnio.
I zrobiliśmy tylko o około kilometr mniej. A tętno średnie około 170 tylko.
Czyli chyba ogólnie coś się rusza ku dobremu. 
5.44 km w 38:11 (7:01 min/km)
Baardzo spokojnie, noga za nogą - z absurdalnym tętnem (średnio 156
Piątek 25/02/2011
7.44 km w 44:12 (5:56 min/km)
Z panem małżonkiem i ekipą z Jog'Ra. Tym razem zaszczyt doglądania "ogonów" przypadł Yannowi i zdawało mi się, że potraktował nas nieco łagodniej, bo dobiegaliśmy z powrotem do sklepu niemal z niedosytem.
- strasb
- Zaprawiony W Bojach

- Posty: 4779
- Rejestracja: 01 sie 2010, 11:25
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
- Lokalizacja: Lozanna
Niedziela 27/02/2011
10.45 km w 1:08:09 (śr 6:31 min/km; 163 bpm)
Dłuższe niedzielne bieganie w pięknych okolicznościach przyrody i z niezłą obstawą
(pan małżonek i mój kolega z pracy). W planach było ze 12 km nieco wolniej, ale jakoś nam się tak trasa ułożyła, żeśmy się szybciej przy samochodzie znaleźli, a za to po drodze czasem mocniej depnęliśmy. Garmin twierdzi, że tempo nieco szarpane, podczas biegu nie zwracałam uwagi, gadaliśmy.
06:45/06:31/06:39/06:34/06:19/06:40/06:16/06:41/06:46/06:21/05:47
10.45 km w 1:08:09 (śr 6:31 min/km; 163 bpm)
Dłuższe niedzielne bieganie w pięknych okolicznościach przyrody i z niezłą obstawą
06:45/06:31/06:39/06:34/06:19/06:40/06:16/06:41/06:46/06:21/05:47
- strasb
- Zaprawiony W Bojach

- Posty: 4779
- Rejestracja: 01 sie 2010, 11:25
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
- Lokalizacja: Lozanna
Nadrabiamy zaległości w pisaniu:
Wtorek 01/03/2011
2km rozgrzewki + 2*8*30/30" P=3' + schłodzenie 1.2 km
razem 6.64 km
To była niezła masakra, chociaż teraz z perspektywy jakoś łagodniej spoglądam na swoje poczynania. Nogi drewniane, wiatr w pysk taki, że w połowie treningu zaczęły mi wysiadać ręce od machania nimi pod wiatr. Rozgrzewkę wlekłam się smętnie po 7:30/km, snując czarne myśli na temat czekającego mnie seansu. Po dwóch trzydziestkach miałam ochotę się poddać, ale w końcu zawarliśmy zgniły kompromis z moim grzesznym cielskiem i należne trzydziestki zostały wyegzekwowane aczkolwiek z odpoczynkiem w marszu. Na czterech ostatnich walka o oddech i o życie. Pasek od pulsometru chyba jeździł aż miło na tych trzydziestkach, bo wskazania bezsensowne. Już obczaiłam jak gumę skrócić.
I seria: 3:31/3:52/4:07/4:04/4:18/4:12/4:08/4:15 min/km
II seria: 3:56/4:02/3:54/4:00/4:19/4:11/4:20/04:10 min/km
Normalni studenci mają ferię, więc centrum sportowe na uniwerku zamknięte i katowanie brzucha, ud i pośladków nie było. Zamiast tego wieczorem pod 2.5h łyżew w tempie najczęściej konwersacyjnym ze znajomymi. Oj, dawno się nie jeździło i myślałam, że następnego dnia zejdę z powodu zakwasów...ramion.
Wtorek 01/03/2011
2km rozgrzewki + 2*8*30/30" P=3' + schłodzenie 1.2 km
razem 6.64 km
To była niezła masakra, chociaż teraz z perspektywy jakoś łagodniej spoglądam na swoje poczynania. Nogi drewniane, wiatr w pysk taki, że w połowie treningu zaczęły mi wysiadać ręce od machania nimi pod wiatr. Rozgrzewkę wlekłam się smętnie po 7:30/km, snując czarne myśli na temat czekającego mnie seansu. Po dwóch trzydziestkach miałam ochotę się poddać, ale w końcu zawarliśmy zgniły kompromis z moim grzesznym cielskiem i należne trzydziestki zostały wyegzekwowane aczkolwiek z odpoczynkiem w marszu. Na czterech ostatnich walka o oddech i o życie. Pasek od pulsometru chyba jeździł aż miło na tych trzydziestkach, bo wskazania bezsensowne. Już obczaiłam jak gumę skrócić.
I seria: 3:31/3:52/4:07/4:04/4:18/4:12/4:08/4:15 min/km
II seria: 3:56/4:02/3:54/4:00/4:19/4:11/4:20/04:10 min/km
Normalni studenci mają ferię, więc centrum sportowe na uniwerku zamknięte i katowanie brzucha, ud i pośladków nie było. Zamiast tego wieczorem pod 2.5h łyżew w tempie najczęściej konwersacyjnym ze znajomymi. Oj, dawno się nie jeździło i myślałam, że następnego dnia zejdę z powodu zakwasów...ramion.
Ostatnio zmieniony 04 mar 2011, 22:18 przez strasb, łącznie zmieniany 1 raz.
- strasb
- Zaprawiony W Bojach

- Posty: 4779
- Rejestracja: 01 sie 2010, 11:25
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
- Lokalizacja: Lozanna
Czwartek 03/03/2011
2.1 km rozgrzewki + 2*5*400m p=1'10 P=3' + schłodzenie 1.2 km
razem 9.16 km
Po wtorkowym zdychaniu miałam wątpliwości czy wogóle jest sens się z tym treningiem mierzyć. Ale w międzyczasie zerknęłam w tabelki McMillana po ile mi się bieganie tych czterysetek należy i się pozytywnie zdziwiłam - brzmiało zachęcająco. I nie wiadomo czy to ze względu na to dobre nastawienie czy może ze względu na brak złych okoliczności trening okazał się super przyjemny. Już na rozgrzewce zamiast wlec się jak za karę, czułam że jest moc, biegłam leciutko. Na pierwszym 400 trochę nie mogłam wstrzelić się w zadaną predkość (4:44-5:05 min/km), potem szło już nieźle. Bardzo podbudowujący psychicznie trening, daje liznąć nieco szybszego biegania, a długość wysiłku wciąż daje pożyć. Ostatnie dwa powtórzenia kosztowały mnie nieco walki z sobą, ale na środkowych pełne rozluźnienie. W rezultacie wyszło to tak:
I seria: 4:59/5:04/4:49/4:54/4:54 min/km
II seria: 4:52/4:39/4:50/4:52/4:46 min/km
2.1 km rozgrzewki + 2*5*400m p=1'10 P=3' + schłodzenie 1.2 km
razem 9.16 km
Po wtorkowym zdychaniu miałam wątpliwości czy wogóle jest sens się z tym treningiem mierzyć. Ale w międzyczasie zerknęłam w tabelki McMillana po ile mi się bieganie tych czterysetek należy i się pozytywnie zdziwiłam - brzmiało zachęcająco. I nie wiadomo czy to ze względu na to dobre nastawienie czy może ze względu na brak złych okoliczności trening okazał się super przyjemny. Już na rozgrzewce zamiast wlec się jak za karę, czułam że jest moc, biegłam leciutko. Na pierwszym 400 trochę nie mogłam wstrzelić się w zadaną predkość (4:44-5:05 min/km), potem szło już nieźle. Bardzo podbudowujący psychicznie trening, daje liznąć nieco szybszego biegania, a długość wysiłku wciąż daje pożyć. Ostatnie dwa powtórzenia kosztowały mnie nieco walki z sobą, ale na środkowych pełne rozluźnienie. W rezultacie wyszło to tak:
I seria: 4:59/5:04/4:49/4:54/4:54 min/km
II seria: 4:52/4:39/4:50/4:52/4:46 min/km
- strasb
- Zaprawiony W Bojach

- Posty: 4779
- Rejestracja: 01 sie 2010, 11:25
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
- Lokalizacja: Lozanna
Piątek 04/03/2011
9.34 km 58:09 (śr. 6:11 min/km śr. 167 bpm)
Cotygodniowa wyprawa z ekipą ze sklepu Jog'R. Znów z "ogonów" praktycznie tylko my, reszta śmigacze międzygalaktyczne
. Rozsądek podpowiadał nieco łagodniejszy trening po dwóch mocniejszych już w tym tygodniu odbytych. I w sumie tak wyszło, i wcale nie dlatego że tempo naszej grupie maruderów nadawałam ja.
Na początek cisnęliśmy ostrzej póki były ku temu warunki, nogi niosły same, ale od połowy wpadliśmy w centrum miasta i w tym slalomie mimowolnie zwolniliśmy. Za to poplotkowaliśmy trochę. Końcówka wzdłuż kanału z powrotem nieco "depnięta". Bardzo pozytywne wrażenia ogólne, forma się poprawia, a przede wszystkim wiara we własne siły.
9.34 km 58:09 (śr. 6:11 min/km śr. 167 bpm)
Cotygodniowa wyprawa z ekipą ze sklepu Jog'R. Znów z "ogonów" praktycznie tylko my, reszta śmigacze międzygalaktyczne
- strasb
- Zaprawiony W Bojach

- Posty: 4779
- Rejestracja: 01 sie 2010, 11:25
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
- Lokalizacja: Lozanna
Niedziela 06/03/2011
14.0km 1:30:52 (śr.6:29 min/km, śr. 157 bpm)
Niedzielne długie wybieganie z mężem. Aby ukryć się przed silnym wiatrem, który znów niestety do nas powrócił, zaszyliśmy się w lasy po południowej tym razem stronie miasta. Ilu to fajnych miejsc w okolicach Strasbourga bym nie poznała, gdyby nie bieganie! Początek bardzo spokojnie, potem trochę szarpania tempa, a od dziesiątego kilometra w sumie samo z siebie BNP od 6:42 do 5:24 (ostatni kilometr to podkręcony już celowo
). Ogólnie bardzo przyjemnie, choć pod koniec nogi dawały znać, że trochę minęło odkąd musiały ostatni raz przebierać przez półtorej godziny bez przerwy. Ale pomimo tego, jak się zamyślałam, to same przyspieszały.
To, że automatycznie lądowałam gdzieś w okolicy planowanego tempa półmaratonu, to chyba dobry znak.
A, właśnie...czas to oficjalnie ogłosić
: 15 maja atakuję półmaraton europejski w Strasbourgu! Okoliczności przyrody nie tak piękne, jak miało być w Lozannie, ale trasa też ciekawa, częściowo we Francji, częściowo w Niemczech. Zaczynamy pod Radą Europy, nieopodal Parlamentu Europejskiego, potem troszkę "zwiedzania" starego miasta, przebiegnięcie wokół naszej pięknej katedry


następnie prawie pod moimi oknami
w drodze do "Ogrodu Dwóch Brzegów" - nadgranicznego parku z przecinającym go Renem (po drodze jest również drugi co do wielkości port na Renie).

Tam przeprawimy się do sąsiadów tą dizajnerską kładką pieszo-rowerową.

Pokręcimy się trochę po Kehl i będziemy wracać znów ku Parlamentowi, ostatni zakręt przy Trybunale Praw Człowieka i metaaa! Na ekranie wygląda całkiem łatwo.
To duża impreza - blisko 10 tys. biegaczy w sumie (5km, 10km i półmaraton), więc mam nadzieję, że tym razem i w moich okolicach czasowych towarzystwa nie zabraknie. Chętnie pobiegłabym z zającem - tegoroczna nowość na tej imprezie - ale obawiam się, że nawet najwolniejszy z nich będzie dla mnie ciut za szybki prowadząc na 2h00 brutto. Swoje szanse oceniam raczej na 2h05. Ale żeby się tak bezużytecznie po głowie nie skrobać i nie gdybać, to szczęśliwe w Wielkanocny Poniedziałek jest taka miła dyszka w podmiejskim lasku z czekoladą w nazwie i wtedy powinno się wyklarować, czy będzie co marzyć o gonieniu króliczka, czy nie.
14.0km 1:30:52 (śr.6:29 min/km, śr. 157 bpm)
Niedzielne długie wybieganie z mężem. Aby ukryć się przed silnym wiatrem, który znów niestety do nas powrócił, zaszyliśmy się w lasy po południowej tym razem stronie miasta. Ilu to fajnych miejsc w okolicach Strasbourga bym nie poznała, gdyby nie bieganie! Początek bardzo spokojnie, potem trochę szarpania tempa, a od dziesiątego kilometra w sumie samo z siebie BNP od 6:42 do 5:24 (ostatni kilometr to podkręcony już celowo
A, właśnie...czas to oficjalnie ogłosić


następnie prawie pod moimi oknami
Tam przeprawimy się do sąsiadów tą dizajnerską kładką pieszo-rowerową.

Pokręcimy się trochę po Kehl i będziemy wracać znów ku Parlamentowi, ostatni zakręt przy Trybunale Praw Człowieka i metaaa! Na ekranie wygląda całkiem łatwo.
To duża impreza - blisko 10 tys. biegaczy w sumie (5km, 10km i półmaraton), więc mam nadzieję, że tym razem i w moich okolicach czasowych towarzystwa nie zabraknie. Chętnie pobiegłabym z zającem - tegoroczna nowość na tej imprezie - ale obawiam się, że nawet najwolniejszy z nich będzie dla mnie ciut za szybki prowadząc na 2h00 brutto. Swoje szanse oceniam raczej na 2h05. Ale żeby się tak bezużytecznie po głowie nie skrobać i nie gdybać, to szczęśliwe w Wielkanocny Poniedziałek jest taka miła dyszka w podmiejskim lasku z czekoladą w nazwie i wtedy powinno się wyklarować, czy będzie co marzyć o gonieniu króliczka, czy nie.
- strasb
- Zaprawiony W Bojach

- Posty: 4779
- Rejestracja: 01 sie 2010, 11:25
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
- Lokalizacja: Lozanna
Wtorek 08/03/2011
8.11 km w tym 2*5*podbieg (~200m) P=3' razem 55:20
Jak fajnie, że rano jest już wystarczająco jasno, żeby pobiegać gdzie się chce. Dziś w planie były podbiegi po około 45"-1'. Nie miałam czasu biec w poszukiwaniu takiej górki gdzieś daleko, więc zostało mi podbieganie pod wiadukt nad portowym kanałem. Za pierwszym razem pobiegłam ambitnie cały podbieg, ale okazał się nieco za długi, więc dolną (bardziej płaską) 1/3 potem już sobie odpuściłam. Poszukiwanie płaskiego na przetruchtanie przerwy między seriami skończyło się przedzieranie przez kolczaste krzaki, ale nic nie podarłam.
Przy niektórych powtórzeniach mogłam motywująco pościgać się z rowerzystami. Ogólnie zdziwione spojrzenia kierowców przejeżdżających obok - bezcenne. Jak mi brakowało pary na zasuwanie pod górę, to myślałam sobie o czekającej mnie rozmowie z promotorem i jak mocno tam będę musiała pocisnąć - od razu szło lepiej. To pewnie za te powtórzenia dostałam najwięcej klaksonów.
I seria: 4:09/4:09/4:17/4:27/4:24 min/km
II seria: 4:43/4:26/4:25/4:20/4:15 min/km
W południe: 45' ćwiczeń na uda, brzuch, pośladki
Po południu z wstępnie obłaskawionym pączkami szefem udało się osiągnąć przyzwoity kompromis.
Wieczorem miały być łyżwy (prawie jak triatlon, Aśka modę rozsiała
), ale jak adrenalina zeszła, to stwierdziłam, że na pysk padam.
8.11 km w tym 2*5*podbieg (~200m) P=3' razem 55:20
Jak fajnie, że rano jest już wystarczająco jasno, żeby pobiegać gdzie się chce. Dziś w planie były podbiegi po około 45"-1'. Nie miałam czasu biec w poszukiwaniu takiej górki gdzieś daleko, więc zostało mi podbieganie pod wiadukt nad portowym kanałem. Za pierwszym razem pobiegłam ambitnie cały podbieg, ale okazał się nieco za długi, więc dolną (bardziej płaską) 1/3 potem już sobie odpuściłam. Poszukiwanie płaskiego na przetruchtanie przerwy między seriami skończyło się przedzieranie przez kolczaste krzaki, ale nic nie podarłam.
I seria: 4:09/4:09/4:17/4:27/4:24 min/km
II seria: 4:43/4:26/4:25/4:20/4:15 min/km
W południe: 45' ćwiczeń na uda, brzuch, pośladki
Po południu z wstępnie obłaskawionym pączkami szefem udało się osiągnąć przyzwoity kompromis.
Wieczorem miały być łyżwy (prawie jak triatlon, Aśka modę rozsiała
- strasb
- Zaprawiony W Bojach

- Posty: 4779
- Rejestracja: 01 sie 2010, 11:25
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
- Lokalizacja: Lozanna
Czwartek 10/03/2011
20' rozgrzewki + 2*6*300m p=45'' p=3' + 5' schłodzenia - razem 8.4 km
Nareszcie cieplej! Można śmiało biegać w krótkim rękawku z lekką wiatrówką na wierzch. Wieczorny trening z mężem. Interwały nie za mocno, ale zmieściliśmy się w widełkach z kalkulatora McMillana. II seria pod silny wiatr i do tego jakoś tak wyszło, że to ja robiłam za wiatrołap. I do tego miejscami rozkopali ścieżkę rowerową, którą biegliśmy i musieliśmy kluczyć. W połowie serii przyjemne rozluźnienie, na ostatnim powtórzeniu II serii żołądek stwierdził stanowczo, że dość tych harców.
I seria: 4:49/4:55/4:59/4:45/4:47/4:49 min/km
II seria:4:56/4:48/4:42/4:39/4:49/4:42 min/km
Zainspirowana niedawną dyskusją o tętnach przejrzałam uważnie dane z treningu. Odczyty sa podejrzanie niskie, ale bez dziwnych skoków z drugiej strony.
Rozgrzewka była b. wolno bo rozprawialiśmy na ważne tematy (śr.7:23 min/km) i średnie tętno tylko 137 bpm.
I seria - od 149 bpm do 173 bpm średnie tętno z kolejnych powtórzeń, druga od 162 do 178 bpm średnio. W przerwie spadło do śr. 136 bpm, schłodzenie śr. 151 bpm. Wygląda tam obiecująco, że aż nieprawdopodobnie. Tempo w jakim truchtaliśmy przerwy też podejrzanie niskie. 
20' rozgrzewki + 2*6*300m p=45'' p=3' + 5' schłodzenia - razem 8.4 km
Nareszcie cieplej! Można śmiało biegać w krótkim rękawku z lekką wiatrówką na wierzch. Wieczorny trening z mężem. Interwały nie za mocno, ale zmieściliśmy się w widełkach z kalkulatora McMillana. II seria pod silny wiatr i do tego jakoś tak wyszło, że to ja robiłam za wiatrołap. I do tego miejscami rozkopali ścieżkę rowerową, którą biegliśmy i musieliśmy kluczyć. W połowie serii przyjemne rozluźnienie, na ostatnim powtórzeniu II serii żołądek stwierdził stanowczo, że dość tych harców.
I seria: 4:49/4:55/4:59/4:45/4:47/4:49 min/km
II seria:4:56/4:48/4:42/4:39/4:49/4:42 min/km
Zainspirowana niedawną dyskusją o tętnach przejrzałam uważnie dane z treningu. Odczyty sa podejrzanie niskie, ale bez dziwnych skoków z drugiej strony.
- strasb
- Zaprawiony W Bojach

- Posty: 4779
- Rejestracja: 01 sie 2010, 11:25
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
- Lokalizacja: Lozanna
Piątek 11/03/2011
Nie wybrałam się na bieganie z ekipą Jog'Ra, w pracy mała obsuwa była, ale załapałam się na damski wieczorek na łyżwach. Dwie godziny w tempie zdecydowanie konwersacyjnym. Trochę bolały piszczele, ale po znanych tu ogółowi ćwiczeniach ustąpiło (wykonanie ich z łyżwami na nogach nie należało do najłatwiejszych
).
Sobota 12/03/2011
16km w 1h43'50'' (śr. 6:29 min/km, śr. 161 bpm = 77% HRR
Długie wybieganie dziś, bo jutro wyprawa do Niemiec, do Frankfurtu. Piękne słonko było, którego nie doceniłam, bo poszłam tylko w krótki rękawek, pozostając w długich getrach. Temperatura była spokojnie na szorty. Zaczęliśmy w trójkę, ale mąż jednak nie czuł się najlepiej po wczorajszym oddaniu krwi i po 4km wrócił do domu. A ja kolega z pracy kontynuowałam naszą wyprawę "abordażową"
na drugi brzeg Renu. Pobiegliśmy przez "Ogród Dwóch Brzegów" i przekroczyliśmy granicę kładką widoczną w poprzednich postach. Niemieckim brzegiem Renu dobiegliśmy do zapory, na którą weszliśmy ciekawi widoku. Ponieważ mieliśmy już ponad 8 km na liczniku, zawróciliśmy. Około 10ego kilometra nogi czułam już dość solidnie (nie żyją łyżwy!
), więc...jakoś tak sami z siebie przyspieszyliśmy, żeby szybciej być w domu. Dotąd buzie nam się w zasadzie nie zamykały - Vincent to nasza największa gaduła w zespole.
, ale tak od 12km konwersacja w zasadzie umarła. Oj dałam w kość chłopu, nawet ciągnąc go moim tempem.
Sobie oczywiście też. Vincent nie biega teraz zbyt regularnie, więc go namawiam, żeby poleciał majowy półmaraton na luzie, jako mój prywatny zając.
1. km 06:43 min/km 144bpm 66%HRR
2- 06:29- 155- 73
3- 06:57- 152- 71
4- 06:47- 154- 72
5- 06:28- 161- 77
6- 07:01- 161- 77
7- 06:49- 161- 77
8- 06:20- 166- 81
9- 06:33- 158- 75
10- 06:28- 164- 79
11- 06:23- 165- 80
12- 06:35- 165- 80
13- 05:58- 170- 83
14- 06:12- 166- 81
15- 06:09- 171- 84
16- 05:50- 174- 86
Nie wybrałam się na bieganie z ekipą Jog'Ra, w pracy mała obsuwa była, ale załapałam się na damski wieczorek na łyżwach. Dwie godziny w tempie zdecydowanie konwersacyjnym. Trochę bolały piszczele, ale po znanych tu ogółowi ćwiczeniach ustąpiło (wykonanie ich z łyżwami na nogach nie należało do najłatwiejszych
Sobota 12/03/2011
16km w 1h43'50'' (śr. 6:29 min/km, śr. 161 bpm = 77% HRR
Długie wybieganie dziś, bo jutro wyprawa do Niemiec, do Frankfurtu. Piękne słonko było, którego nie doceniłam, bo poszłam tylko w krótki rękawek, pozostając w długich getrach. Temperatura była spokojnie na szorty. Zaczęliśmy w trójkę, ale mąż jednak nie czuł się najlepiej po wczorajszym oddaniu krwi i po 4km wrócił do domu. A ja kolega z pracy kontynuowałam naszą wyprawę "abordażową"
1. km 06:43 min/km 144bpm 66%HRR
2- 06:29- 155- 73
3- 06:57- 152- 71
4- 06:47- 154- 72
5- 06:28- 161- 77
6- 07:01- 161- 77
7- 06:49- 161- 77
8- 06:20- 166- 81
9- 06:33- 158- 75
10- 06:28- 164- 79
11- 06:23- 165- 80
12- 06:35- 165- 80
13- 05:58- 170- 83
14- 06:12- 166- 81
15- 06:09- 171- 84
16- 05:50- 174- 86
- strasb
- Zaprawiony W Bojach

- Posty: 4779
- Rejestracja: 01 sie 2010, 11:25
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
- Lokalizacja: Lozanna
Poniedziałek 14/03/2011
2.13 km rozgrzewki + 3x2km w tempie półmaratonu P=2' + 1.11 km schłodzenia (razem 9.76 km)
W poniedziałek to już dawno nie zdarzyło mi się biegać, ale okoliczności dziś wyjątkowo sprzyjały. Po pierwsze był wspaniały, pogodny, bezwietrzny, ciepły wieczór. Po drugie namieszałam w zeszłym tygodniu w planie treningowym i te czwartkowe trzysetki to miały być w tym tygodniu, a w ów czwartek miało być tempo półmaratońskie. Ten tydzień w planie nieco odpoczynkowym, po długim wybieganiu sobotnim też już odpoczęłam, zatem postanowiłam z uroków miłego wieczoru skorzystać. Trening bardzo przyjemny, godzinka zleciała jak z bicza strzelił. Miałam niestety spory kłopot z utrzymaniem tempa, na zmiane poniżej 5:45 albo powyżej 6:05. Próbowałam się rozluźnić, skoncentrować na rytmie, ale nie bardzo działało. Jak na pierwszym odcinku nie mogłam odpalić, tak ostatni depnięty i tylko dzięki szapraniu nie wygląda na tak bardzo za szybki jak był. Te 6km w kość mi nie dało, ale kolejne 15 pod znakiem (oby szczęśliwych) piątek (celuję w śr. 5'55'' min/km) wciąż budzi respekt.
Rozgrzewka 7:08 min/km śr. 145 bpm (=66%HRR)
1. 2km 5:55 min/km śr. 165 bpm (=80%HRR)
2. 2km 5:51 min/km śr. 167 bpm (=81%HRR)
3. 2km 5:47 min/km śr. 170 bpm (=83%HRR)
Podczas przerw i schłodzenia tętno wracało poniżej 75% HRR
2.13 km rozgrzewki + 3x2km w tempie półmaratonu P=2' + 1.11 km schłodzenia (razem 9.76 km)
W poniedziałek to już dawno nie zdarzyło mi się biegać, ale okoliczności dziś wyjątkowo sprzyjały. Po pierwsze był wspaniały, pogodny, bezwietrzny, ciepły wieczór. Po drugie namieszałam w zeszłym tygodniu w planie treningowym i te czwartkowe trzysetki to miały być w tym tygodniu, a w ów czwartek miało być tempo półmaratońskie. Ten tydzień w planie nieco odpoczynkowym, po długim wybieganiu sobotnim też już odpoczęłam, zatem postanowiłam z uroków miłego wieczoru skorzystać. Trening bardzo przyjemny, godzinka zleciała jak z bicza strzelił. Miałam niestety spory kłopot z utrzymaniem tempa, na zmiane poniżej 5:45 albo powyżej 6:05. Próbowałam się rozluźnić, skoncentrować na rytmie, ale nie bardzo działało. Jak na pierwszym odcinku nie mogłam odpalić, tak ostatni depnięty i tylko dzięki szapraniu nie wygląda na tak bardzo za szybki jak był. Te 6km w kość mi nie dało, ale kolejne 15 pod znakiem (oby szczęśliwych) piątek (celuję w śr. 5'55'' min/km) wciąż budzi respekt.
Rozgrzewka 7:08 min/km śr. 145 bpm (=66%HRR)
1. 2km 5:55 min/km śr. 165 bpm (=80%HRR)
2. 2km 5:51 min/km śr. 167 bpm (=81%HRR)
3. 2km 5:47 min/km śr. 170 bpm (=83%HRR)
Podczas przerw i schłodzenia tętno wracało poniżej 75% HRR

