Wyczyny aktyny

Moderator: infernal

Awatar użytkownika
aktyna
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 315
Rejestracja: 31 lip 2010, 09:53
Życiówka na 10k: 50 min
Życiówka w maratonie: brak
Lokalizacja: Warszawa

Nieprzeczytany post

Dzisiaj znowu bieganie wśród kup, błota i kałuż. Najbardziej to mi te kupy przeszkadzają. No i słabe nogi. Galaretki, powiedziałabym, w porównaniu z tym co było w sierpniu :chlip:
Właściwie to mam wielkie oczekiwania co do tego mojego obozu w lutym. Z przykrością stwierdzam, że bieganie na tzw. zamulanie, na dłuższą metę nie przynosi rezultatów. Człowiek biega, biega i nic się nie dzieje. Szybciej nie może, dłużej nie ma sensu i postępów brak. To też jest swojego rodzaju ściana, z którą przyszło mi się zderzyc.
Więc ten obóz trafił się w sprzyjającym momencie. Może potem coś drgnie. Bo jak narazie, to zamiast pozytywnego nakręcenia, mam raczej zniechęcenie. A z takim nastawieniem to z Krakowa nici.
Oto szczegóły z dzisiejszego treningu, czyli flaki z olejem, jak zwykle:
dystans: 13.09
czas: 1h.16min
tętno: 165
tempo: 5.52
prędkośc: 10.2
Im trudniej tym lepiej

mój blog
komentarze do bloga
New Balance but biegowy
Awatar użytkownika
aktyna
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 315
Rejestracja: 31 lip 2010, 09:53
Życiówka na 10k: 50 min
Życiówka w maratonie: brak
Lokalizacja: Warszawa

Nieprzeczytany post

Perspektywa wspólnego biegania na obozie w Zakopcu wpływa na mnie mobilizująco. Biegałam wczoraj wieczorem po Szczęśliwicach. Nerwowe było to bieganie troszkę i raczej znowu w tempie zamulającym. Ale już się tym nie przejmuję. Muszę nabrać formy przed tym wyjazdem i mam zamiar wybiegać tyle kilometrów ile się da.
Zamierzam też dokonać pewnych zakupów jeżeli chodzi o bieliznę termiczną do biegania, wiatrówkę i takie tam inne drobiazgi.
W ogóle jestem w wyśmienitym humorze, świat jest piękny, piękna jestem ja :hejhej:
Ale,ale....z newsów: zapisałam się na Półmaraton Warszawski :taktak: Zapisał się jeszcze ktoś, czy biegnę sama? :hahaha:
Dane zawsze te same:
dystans:13.30 km
czas: 1h.20min
średnie tempo: 6.01 ( jakoś wolniej niż zwykle)
średnie tętno:166 ( jakoś duże)
Im trudniej tym lepiej

mój blog
komentarze do bloga
Awatar użytkownika
aktyna
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 315
Rejestracja: 31 lip 2010, 09:53
Życiówka na 10k: 50 min
Życiówka w maratonie: brak
Lokalizacja: Warszawa

Nieprzeczytany post

Nic ciekawego, nic ciekawego.
Biegałam w środę wieczorem po Szczęśliwicach. Jakoś mało biegających, może ze względu na pogodę. Tak dla zabawy podczas biegu skróciłam krok. Nie wiem, czy biegłam z pięty czy nie, ale generalnie to czułam łydki i pośladki. No i tyle. Z obowiązku zrobiłam 10km. I szczęśliwa, że już koniec wróciłam do domu.
Jakoś jestem spokojna. Generalnie to może nie mam zbytniego progresu w bieganiu( no dobrze, nie mam go w ogóle :hej: ) ale i tak muszę przyznać, że zazwyczaj w sezonie zimowym jestem kompletnie rozlazła i utuczona. Ten rok zaś jest wyjątkowy. Jestem w dobrej formie, ćwiczę właściwie codziennie ( ostatnio dużo daje mi joga, świetne rozciąganie, mniej kontuzji), biegam w miarę regularnie no i wagowo też nie jest źle :spoczko:
Właściwie to jest super a będzie jeszcze lepiej :hejhej:
I tym pozytywnym akcentem kończę. Buźka dla wszystkich. No może prawie wszystkich :bum:
dystans: 10km
czas:57 min
średnie tempo 5.43
średnie tętno 165
Im trudniej tym lepiej

mój blog
komentarze do bloga
Awatar użytkownika
aktyna
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 315
Rejestracja: 31 lip 2010, 09:53
Życiówka na 10k: 50 min
Życiówka w maratonie: brak
Lokalizacja: Warszawa

Nieprzeczytany post

to był dzień z dupy i dobrze, że już się kończy
Im trudniej tym lepiej

mój blog
komentarze do bloga
Awatar użytkownika
aktyna
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 315
Rejestracja: 31 lip 2010, 09:53
Życiówka na 10k: 50 min
Życiówka w maratonie: brak
Lokalizacja: Warszawa

Nieprzeczytany post

m&m's na pocieszenie. 250g :ojoj:
Im trudniej tym lepiej

mój blog
komentarze do bloga
Awatar użytkownika
aktyna
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 315
Rejestracja: 31 lip 2010, 09:53
Życiówka na 10k: 50 min
Życiówka w maratonie: brak
Lokalizacja: Warszawa

Nieprzeczytany post

Trochę o bieganiu ale głównie to nie.
Dzisiaj znowu chała czyli prawie dyszka w prawie godzinę :ojnie: nawet nie warto się trudzić i spisywać danych z Garmina. Po co ja w ogóle się pcham na ten obóz biegowy? I jeszcze w zgłoszeniu wspomniałam o maratonie w Krakowie. A nawet nie jestem w stanie ostatnio zrobić 16 km. Co za żenada....
Dobra wiadomością jest to, że jestem coraz lepsza w jodze. :usmiech: Dzisiaj pierwszy raz udało mi się zrobić subta virasanę bez żadnych wałków, gąbek i kocy. Wytrzymałam może minutę :hahaha:
Bo musicie wiedzieć, że ludzie, a zwłaszcza biegacze mają fatalnie stawy skokowe i stopy w ogóle pokurczone. Oraz mięśnie czworogłowe pokurczone jak cholera. Chcecie sprawdzić? Klęknijcie i usiądźcie na stopach, dbając o to, żeby paluchy i pięty stóp były razem. A teraz dociążcie te pięty pośladkami, przenosząc na nie cały ciężar ciała. No i co? Siedzicie? Założę się, że pięty się wam rozlazły he he he.....mi też się rozłażą niestety.... :spoko: ale liczę, że już niedługo będę siedzieć jak rodowity Hindus.
To tyle, jeżeli chodzi o mojego bloga o bieganiu :oczko:
Pozdrawiam liczne rzesze fanów płci obojga :usmiech:
Im trudniej tym lepiej

mój blog
komentarze do bloga
Awatar użytkownika
aktyna
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 315
Rejestracja: 31 lip 2010, 09:53
Życiówka na 10k: 50 min
Życiówka w maratonie: brak
Lokalizacja: Warszawa

Nieprzeczytany post

Bieg wieczorny z duszą na ramieniu
Oj Aśka nie wiem co mnie naszło na te Forty Bema :lalala:
Jakoś nie wyrobiłam się w ciągu dnia więc wyszło na to, że muszę zrobić trening wieczorny. Wyruszyłam z parku szczęśliwickiego ( w którym właściwie mieszkam) w kierunku al. Jerozolimskich a potem pod wiaduktami w stronę Prymasa Tysiąclecia. Teoretycznie jest tam ścieżka rowerowa, którą kiedyś jeździłam.....ale oczywiście nie wiadomo w jaki sposób zamiast na ścieżkę trafiłam na obrzeża dworca zachodniego i dworca PKS :ojoj: nieciekawie, mocno nieciekawie.
Po chwili znalazłam odpowiednią drogę i poszło gładko. Generalnie, nie wiem dlaczego, ale wydawało mi się, że te Forty Bema i Powązkowska są trochę bliżej :oczko:
Od połowy trasy biegłam za jakąś dziewczyną w żółtej wiatrówce( ale bez psa, więc nie darłam się Aśka, Aśka) i zrobiło mi sie trochę raźniej. Dobiłam wreszcie do tej Powązkowskiej i na Garminie miałam 8 km a jeszcze musiałam wrócić do domu.
Wracałam do wiatr...czy muszę to komentować? :trup:
Pod koniec trasy znowu trafiłam w malownicze tereny rogatek dworca zachodniego, gdzie dostałam powiedzmy wiatru w żagle no i z ulgą wróciłam do domu....
Trochę danych:
dystans: 15.82 km
czas: 1h43min
śr tempo: 6.32
śr prędkość: 9.2
śr tętno 158

co ciekawe, już parę razy mi się zdarzyło, że jako max prędkość garmin pokazał mi....29.4 km/h co zważywszy na to, że nie jechałam na rowerze, jest mało prawdopodobne.....czy to oznacza, że coś mi się w garminie popieprzyło? Jakieś pomysły?
Im trudniej tym lepiej

mój blog
komentarze do bloga
Awatar użytkownika
aktyna
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 315
Rejestracja: 31 lip 2010, 09:53
Życiówka na 10k: 50 min
Życiówka w maratonie: brak
Lokalizacja: Warszawa

Nieprzeczytany post

Bieg wieczorny z duszą na ramieniu
Oj Aśka nie wiem co mnie naszło na te Forty Bema :lalala:
Jakoś nie wyrobiłam się w ciągu dnia więc wyszło na to, że muszę zrobić trening wieczorny. Wyruszyłam z parku szczęśliwickiego ( w którym właściwie mieszkam) w kierunku al. Jerozolimskich a potem pod wiaduktami w stronę Prymasa Tysiąclecia. Teoretycznie jest tam ścieżka rowerowa, którą kiedyś jeździłam.....ale oczywiście nie wiadomo w jaki sposób zamiast na ścieżkę trafiłam na obrzeża dworca zachodniego i dworca PKS :ojoj: nieciekawie, mocno nieciekawie.
Po chwili znalazłam odpowiednią drogę i poszło gładko. Generalnie, nie wiem dlaczego, ale wydawało mi się, że te Forty Bema i Powązkowska są trochę bliżej :oczko:
Od połowy trasy biegłam za jakąś dziewczyną w żółtej wiatrówce( ale bez psa, więc nie darłam się Aśka, Aśka) i zrobiło mi sie trochę raźniej. Dobiłam wreszcie do tej Powązkowskiej i na Garminie miałam 8 km a jeszcze musiałam wrócić do domu.
Wracałam do wiatr...czy muszę to komentować? :trup:
Pod koniec trasy znowu trafiłam w malownicze tereny rogatek dworca zachodniego, gdzie dostałam powiedzmy wiatru w żagle no i z ulgą wróciłam do domu....
Trochę danych:
dystans: 15.82 km
czas: 1h43min
śr tempo: 6.32
śr prędkość: 9.2
śr tętno 158

co ciekawe, już parę razy mi się zdarzyło, że jako max prędkość garmin pokazał mi....29.4 km/h co zważywszy na to, że nie jechałam na rowerze, jest mało prawdopodobne.....czy to oznacza, że coś mi się w garminie popieprzyło? Jakieś pomysły?
Im trudniej tym lepiej

mój blog
komentarze do bloga
Awatar użytkownika
aktyna
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 315
Rejestracja: 31 lip 2010, 09:53
Życiówka na 10k: 50 min
Życiówka w maratonie: brak
Lokalizacja: Warszawa

Nieprzeczytany post

już spakowana :spoko: lekko stremowana i zdecydowanie nie w szczytowej formie...ale co tam....jutro Zakopane. Pierwszy obóz biegowy. Odezwę się po 13tym i opowiem jak było. Zamieszczę też fotki :hejhej:
Trzymajcie się ciepło. Mam nadzieję, że mnie w tych górach nie zwieje....
Im trudniej tym lepiej

mój blog
komentarze do bloga
Awatar użytkownika
aktyna
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 315
Rejestracja: 31 lip 2010, 09:53
Życiówka na 10k: 50 min
Życiówka w maratonie: brak
Lokalizacja: Warszawa

Nieprzeczytany post

Już po obozie. Było :bum: :bum: :bum: niestety więcej nic dzisiaj nie napiszę. Muszę poskładać myśli i odsapnąć po podróży. Powiem jedno: poznałam super ludzi, super biegaczy i mam nadzieję przyszłych super przyjaciół :taktak:
Im trudniej tym lepiej

mój blog
komentarze do bloga
Awatar użytkownika
aktyna
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 315
Rejestracja: 31 lip 2010, 09:53
Życiówka na 10k: 50 min
Życiówka w maratonie: brak
Lokalizacja: Warszawa

Nieprzeczytany post

Biegi ekstremalne czyli wspomnienia poobozowe. Obóz zimowy z Jackiem Gardenerem w Zakopanem.
Doszłam wreszcie do siebie. Przynajmniej na tyle, żeby coś napisać.
Nie wiem od czego zacząć, jak to zwykle bywa w przypadkach, gdy podoba się dosłownie wszystko. W głowie mam natłok przesympatycznych myśli i wspomnień, które obijają się jedna o drugą i wykwitają głupkowatym uśmiechem na ustach. Myśląc o obozie cały czas się uśmiecham. Czy to nie jest najlepsza rekomendacja?
Nagrywanie i analizowanie.
Było wiele nowości. Pierwszy raz byłam nagrywana podczas biegania. Robiliśmy skipy i bieg w trzech szybkościach. Na podstawie filmów i obserwacji zużycia butów szanowni instruktorzy analizowali nasz styl biegania, wytykali błędy i dawali cenne wskazówki na przyszłość. O dziwo wcale nie było to naciągane, nie wyczułam żadnej ściemy. Wręcz przeciwnie, niechętnie byłam zmuszona przyznać, że mam nogi jak dwa marne śledziki, które nie mają siły dźwigać mojego 73kg cielska. Pokiwałam ze smutkiem głową nad zdecydowaną asymetrią pomiędzy lewą i prawą stroną mojego ciała( lewa słabsza i bardziej rozciągnięta, prawa silniejsza i bardziej pokurczona) i z pokorą przyjęłam rokowania na przyszłość (wyraźna wizja mnie i sztangi w przysiadzie plus ograniczenie długich wybiegań na rzecz poprawy skoczności). Czyli jestem Goliatem na wacianych nogach.
Wycieczki biegowe czyli najlepsze i najgorsze wspomnienia.
Wycieczki były to biegi ekstremalne po górach, przy pieknej pogodzie, po maksymalnie oblodzonych szlakach. Ja biegałam w letnich Vomero 4 oraz Structure 13 (Nike), jednak przy takiej szklance to właściwie nie grało roli. Wszyscy zaliczali jazdę figurową z licznymi imponującymi saltami.
Bieg do doliny 5 stawów przypominał mi film " Zagubieni w Andach" a przynajmniej końcowy odcinek do schroniska, który okazał się być czarnym szlakiem. Przy podejściu nie było jeszcze tak tragicznie. Gorzej było gdy już opuściliśmy schronisko. Moje śledziowe nogi odmówiły mi posłuszeństwa przy zbiegu i właściwie były momenty gdy wybierałam godne zjeżdżanie na tyłku. Najlepsi pobiegli jeszcze nad Morskie oko, pokonując niepojęte dla mnie magiczne 30 km. Ja wymiękłam i potruchtałam do schroniska Roztoki, gdzie z rozrzewnieniem wspominałam Maraton Warszawski z jego płaską nieoblodzoną trasą i przyjazną temperaturą, niemrożącą tyłka.
Najmilej wspominam wycieczkę do doliny Kościeliskiej, połączoną z pełzaniem po jaskini Mylnej. Miło było zobaczyć jaskinię, w której nie było napisów "Cracovia @#$%^" na ścianach, puszek po Coli i wycieczek gimnazjalnych. Byliśmy tylko my, błoto i ciemność. Wróciłam ambitnie Ścieżką nad Reglami. Z poczuciem przeżytej małej przygody i aparatem pełnym super fotek.
Były oczywiście jeszcze inne biegi: Murowaniec ze wspaniałymi widokami przy zbiegu do Kuźnic, biegowe zabawy pod Nosalem( dla mnie mało zabawne bo interwałów nienawidzę). Nie będę jednak szczegółowo opisywać ich wszystkich, bo pośniecie. Było super i tyle.
Dodatki.
Dodatkowymi atrakcjami były wieczorne ćwiczenia na sali. Gdy zapadał zmierzch, zamiast gnić w łóżkach lub opijać się browarem, mieliśmy ćwiczenia rozciągające( wielki sukces) ćwiczenia obwodowe na siłę na tzw stacjach ( sukces umiarkowany) oraz ćwiczenia na skoczność i koordynację ruchową plus skoki przez płotki ( wielka porażka).
Relaks.
Oczywiście nie samym wojskiem człowiek żyje. Było więc Spa i sauna. Rozciąganie w basenie i osobiście moje ulubione....
Integracje wieczorne.
Ukoronowaniem naszego dziennego zajechania były wieczorne posiadówki przy pizzy, naleśnikach i napojach gorących i zimnych. Ja zazwyczaj raczyłam się napojami gorącymi, więc....grzałam podwójnie :hejhej:
Ludzie.
Najważniejsi, bo bez nich ten obóz byłby upiorną, niebezpieczną zapierdalanką po górach, od której bolą nogi i tyłek. Na obozie nauczyłam się, że istnieje coś takiego jak brać biegowa. Bieganie nie musi być sportem samotników i indywidualistów z ipodami na uszach. Polubiłam wspólne treningi i mały dreszczyk rywalizacji, który im towarzyszy. Na obozie poznałam parę naprawdę czadowych biegaczy, z którymi mam nadzieję spotykać się nie tylko mając na nogach biegowe buty.
Pozdrowienia.
Szczególnie wielkie dla Justyny, Beaty, Grzesia, Maćka i Tomka ( którzy nie są na naszym forum, ale może mój post wyjątkowo przeczytają) oraz dla Bikerki, która na naszym forum jest i mam nadzieję, że wkrótce też się uzewnętrzni :bum:
Podziękowania.
Dzięki Jacek :oczko:
Ostatnio zmieniony 16 lut 2011, 08:07 przez aktyna, łącznie zmieniany 1 raz.
Im trudniej tym lepiej

mój blog
komentarze do bloga
Awatar użytkownika
aktyna
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 315
Rejestracja: 31 lip 2010, 09:53
Życiówka na 10k: 50 min
Życiówka w maratonie: brak
Lokalizacja: Warszawa

Nieprzeczytany post

Biegi ekstremalne czyli wspomnienia poobozowe. Obóz zimowy z Jackiem Gardenerem w Zakopanem.
Doszłam wreszcie do siebie. Przynajmniej na tyle, żeby coś napisać.
Nie wiem od czego zacząć, jak to zwykle bywa w przypadkach, gdy podoba się dosłownie wszystko. W głowie mam natłok przesympatycznych myśli i wspomnień, które obijają się jedna o drugą i wykwitają głupkowatym uśmiechem na ustach. Myśląc o obozie cały czas się uśmiecham. Czy to nie jest najlepsza rekomendacja?
Nagrywanie i analizowanie.
Było wiele nowości. Pierwszy raz byłam nagrywana podczas biegania. Robiliśmy skipy i bieg w trzech szybkościach. Na podstawie filmów i obserwacji zużycia butów szanowni instruktorzy analizowali nasz styl biegania, wytykali błędy i dawali cenne wskazówki na przyszłość. O dziwo wcale nie było to naciągane, nie wyczułam żadnej ściemy. Wręcz przeciwnie, niechętnie byłam zmuszona przyznać, że mam nogi jak dwa marne śledziki, które nie mają siły dźwigać mojego 73kg cielska. Pokiwałam ze smutkiem głową nad zdecydowaną asymetrią pomiędzy lewą i prawą stroną mojego ciała( lewa słabsza i bardziej rozciągnięta, prawa silniejsza i bardziej pokurczona) i z pokorą przyjęłam rokowania na przyszłość (wyraźna wizja mnie i sztangi w przysiadzie plus ograniczenie długich wybiegań na rzecz poprawy skoczności). Czyli jestem Goliatem na wacianych nogach.
Wycieczki biegowe czyli najlepsze i najgorsze wspomnienia.
Wycieczki były to biegi ekstremalne po górach, przy pieknej pogodzie, po maksymalnie oblodzonych szlakach. Ja biegałam w letnich Vomero 4 oraz Structure 13 (Nike), jednak przy takiej szklance to właściwie nie grało roli. Wszyscy zaliczali jazdę figurową z licznymi imponującymi saltami.
Bieg do doliny 5 stawów przypominał mi film " Zagubieni w Andach" a przynajmniej końcowy odcinek do schroniska, który okazał się być czarnym szlakiem. Przy podejściu nie było jeszcze tak tragicznie. Gorzej było gdy już opuściliśmy schronisko. Moje śledziowe nogi odmówiły mi posłuszeństwa przy zbiegu i właściwie były momenty gdy wybierałam godne zjeżdżanie na tyłku. Najlepsi pobiegli jeszcze nad Morskie oko, pokonując niepojęte dla mnie magiczne 30 km. Ja wymiękłam i potruchtałam do schroniska Roztoki, gdzie z rozrzewnieniem wspominałam Maraton Warszawski z jego płaską nieoblodzoną trasą i przyjazną temperaturą, niemrożącą tyłka.
Najmilej wspominam wycieczkę do doliny Kościeliskiej, połączoną z pełzaniem po jaskini Mylnej. Miło było zobaczyć jaskinię, w której nie było napisów "Cracovia @#$%^" na ścianach, puszek po Coli i wycieczek gimnazjalnych. Byliśmy tylko my, błoto i ciemność. Wróciłam ambitnie Ścieżką nad Reglami. Z poczuciem przeżytej małej przygody i aparatem pełnym super fotek.
Były oczywiście jeszcze inne biegi: Murowaniec ze wspaniałymi widokami przy zbiegu do Kuźnic, biegowe zabawy pod Nosalem( dla mnie mało zabawne bo interwałów nienawidzę). Nie będę jednak szczegółowo opisywać ich wszystkich, bo pośniecie. Było super i tyle.
Dodatki.
Dodatkowymi atrakcjami były wieczorne ćwiczenia na sali. Gdy zapadał zmierzch, zamiast gnić w łóżkach lub opijać się browarem, mieliśmy ćwiczenia rozciągające( wielki sukces) ćwiczenia obwodowe na siłę na tzw stacjach ( sukces umiarkowany) oraz ćwiczenia na skoczność i koordynację ruchową plus skoki przez płotki ( wielka porażka).
Relaks.
Oczywiście nie samym wojskiem człowiek żyje. Było więc Spa i sauna. Rozciąganie w basenie i osobiście moje ulubione....
Integracje wieczorne.
Ukoronowaniem naszego dziennego zajechania były wieczorne posiadówki przy pizzy, naleśnikach i napojach gorących i zimnych. Ja zazwyczaj raczyłam się napojami gorącymi, więc....grzałam podwójnie :hejhej:
Ludzie.
Najważniejsi, bo bez nich ten obóz byłby upiorną, niebezpieczną zapierdalanką po górach, od której bolą nogi i tyłek. Na obozie nauczyłam się, że istnieje coś takiego jak brać biegowa. Bieganie nie musi być sportem samotników i indywidualistów z ipodami na uszach. Polubiłam wspólne treningi i mały dreszczyk rywalizacji, który im towarzyszy. Na obozie poznałam parę naprawdę czadowych biegaczy, z którymi mam nadzieję spotykać się nie tylko mając na nogach biegowe buty.
Pozdrowienia.
Szczególnie wielkie dla Justyny, Beaty, Grzesia, Maćka i Tomka ( którzy nie są na naszym forum, ale może mój post wyjątkowo przeczytają) oraz dla Bikerki, która na naszym forum jest i mam nadzieję, że wkrótce też się uzewnętrzni :bum:
Podziękowania.
Dzięki Jacek :oczko:
Im trudniej tym lepiej

mój blog
komentarze do bloga
Awatar użytkownika
aktyna
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 315
Rejestracja: 31 lip 2010, 09:53
Życiówka na 10k: 50 min
Życiówka w maratonie: brak
Lokalizacja: Warszawa

Nieprzeczytany post

Nowości, nowości czyli coś drgnęło w treningach
Tak to jest na tym świecie, że niektórzy są zdyscyplinowani w realizacji celów i cieszą się owocami własnej pracy, a inni zachrzaniają bez ładu i składu i guzik z tego mają.
Od niedawna w moich treningach pojawia się ład i skład :hej:
Po obozie, gdzie stężenie pozytywnych ludzi znacznie przekraczało średnią krajową, biegam z grupą Accelerate. Treningi odbywają się we wtorki i czwartki na Agrykoli. Oprócz tych dwóch dni, postaram się wygospodarować....no może 2 dni na bieganie samodzielne.
Mam więc już za sobą dwa treningi i oto moje wnioski:
Nie można powiedzieć, że jestem początkującą biegaczką, bo jeżeli miałabym określić poziom mojego zaawansowania to zatrzymałam się na etapie zygoty. I właśnie bruzdkuję. Biegam od roku i mogłabym tak biegać dalej, aż do końca świata, bo szurać i ciągnąć za sobą kulasy każdy może. Temat tętna chyba wstydliwie pominę.
Pieprzę to. Zaczynam od nowa.
I oto nowości:
wtorek:
roztruchtanie, może ze 3 km, nie wiem bo bez garmina. (moje ulubione bieganie, właściwie ciężko mi z tego truchtu wyjść)
Potem 5 razy podbiegi do połowy górki na Agrykoli, powroty spokojnym truchtem.(jakoś poszło)
Potem chyba były.....akcenty? tzn biegaliśmy 4x200m najszybciej jak możemy i powrót truchtem. (tragedia, leżę i kwiczę, po dwóch takich powtórzeniach nie mogę złapać tchu, ale ciągnę dalej)
Na koniec 2x100 m skipy A i 2x100m skipy C
Na deser dwie rundki po bieżnie na złapanie oddechu plus rozciąganie.
czwartek:
roztruchtanie ( łydki betoniaste, czuję też czworogłowy)
podbiegi w skipach do połowy górki x 5
no i danie główne czyli....tempa(?) biegaliśmy 4 kółka po bieżni (cholera, już nie pamiętam czy to było 300 czy 400m ) plus odpoczynek w truchcie. Starając się utrzymywać równe tempo. Miało być 5.40 ale chyba potem jednak biegliśmy szybciej.
Na koniec łapanie oddechu przez dwie rundki i rozciąganie.
Wnioski:
Kilometraż może nie był tak imponujący, ale dla mnie najbardziej liczyła się różnorodność i uwagi trenera co do techniki mojego biegania( a właściwie jej braku :hej: )
Najsłabiej wychodzą mi te szybki biegi na krótkich dystansach, właściwie są to momenty w których fizycznie czuję mój wzrost, wagę i....hmmm....ciężka dupę :spoko:
Wiem, że żadnej Ameryki nie odkryłam i większość z was robi te rytmy i akcenty w każdym treningu, ale dla mnie to wielki przełom...
Pobiegamy....zobaczymy....
Im trudniej tym lepiej

mój blog
komentarze do bloga
Awatar użytkownika
aktyna
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 315
Rejestracja: 31 lip 2010, 09:53
Życiówka na 10k: 50 min
Życiówka w maratonie: brak
Lokalizacja: Warszawa

Nieprzeczytany post

Mrożenie na Agrykoli
Wczoraj wieczorem było tak zimno, że właściwie płuca zamarzały. Mieliśmy robić siłę biegową i potem akcenty, ale ze względu na temperaturę właśnie, zrobiliśmy 4 pętle ciągłego biegu.
Generalnie biegaliśmy po parku, z tym cholernym 300 metrowym podbiegiem, potem do CSW, przez most, nawrotka, znowu przez most i w dół Myśliwiecką w kierunku Agrykoli.
Muszę dalej pracować nad siłą biegową. Bardzo tracę na podbiegach. Ale generalnie biegnę równo, w stałym tempie, więc to chyba na plus.
Zastanawiam się nad tą Wiązowną. Już ją opłaciłam, ale jeżeli nadal będzie tak kosmicznie zimno to chyba ją sobie daruję.
P.S. znowu widziałam biegającą grupę. W okolicach 18.45 na truchtali na rozgrzewkę po bieżni. Była jakaś dziewczyna w zielonej wiatrówce. Czy to Ty Aśka? :usmiech:
dystans:11.68
czas:1h.07
śr.prędkość: 10.3
śr.tempo: 5.49
śr.tętno:171
max.tętno:195 :orany: to przez te podbiegi
Im trudniej tym lepiej

mój blog
komentarze do bloga
Awatar użytkownika
aktyna
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 315
Rejestracja: 31 lip 2010, 09:53
Życiówka na 10k: 50 min
Życiówka w maratonie: brak
Lokalizacja: Warszawa

Nieprzeczytany post

Czwartkowe bezdechy
No dzisiaj było naprawdę upiornie. Generalnie zaczęło się niewinnie: 3,5 km rozbiegania, kółeczka po agrykoli.
A potem horror: 5x400m sprint, powrót truchtem.
Generalnie biegałam bez garmina, bo zapomiałam, ale może opiszę efekty tych słodkich biegów:
pierwsze 3 razy były ok, oczywiście był dyskomfort, brakowało mi oddechu i sił w nogach, ale dało się przeżyć.
Niestety przy ostatnim odcinku, dosłownie na 10 metrów przed metą dosłownie odcięło mi tlen. To było po prostu niesamowite. Pamiętacie "pamięć absolutną" i słynne oczy arniego na szypułkach? no więc ja wyglądałam podobnie :usmiech:
Po takich wspaniałościach odechciało mi się już wszystkiego i dobrze bo na szczęście był już koniec treningu.
Cool down i rozciąganie. Została ze mnie mokra plama :ble:
mega superowe są te wspólne treningi, sama nigdy bym się nie zmobilizowała do takiego wysiłku....
P.S. wielki szacun dla Bikerki. Wytrzymała do końca i utarła mi nosa tuż przy mecie :hej:
buźka
a w niedzielę wiązowna....ktoś biegnie?
patatajec? aśka?
Im trudniej tym lepiej

mój blog
komentarze do bloga
ODPOWIEDZ