Truchtam sobie od jakichś 4 miesięcy. Postępy, jak dla mnie, ogromne. Ja, mały tłuścioszek, latam już na 5-7 km średnio 3 razy w tygodniu. W biegu Powstania Warszawskiego 5kę przebiegłem w mniej niż 30 minut. Ostatnio zagapiłem się i przeleciałem aż 9,5 km. A wydawało mi się, że 10 km to dopiero w przyszłym roku. Natomiast ostatnie bieganie bardzo mnie zaskoczyło. Do tej pory latałem raczej szybciej niż wolniej - lubiłem te trzęsące się dłonie i mokrą koszulkę. NIGDY nie miałem żadnej kontuzji i zakwasów. BMI = 27. Oczywiście zaczytuję się tu na forum od dawna. Może przez te powolne rozgrzewki, rozciągania i zdrowy rozsądek (nic na siłę) udało mi się zrobić fajne postępy bez zbędnego cierpienia. Kupiłem pulsometr. Od kiedy z nim latam staram się utrzymywać 70-80 % hr max. No i ostatnio zaskoczenie. Pobiegłem 5 km z hr 70%. Tempo wolniejsze niż zazwyczaj, ale na koniec biegu bardzo czułem mięśnie całych nóg (wcześniej wydawało mi się, że gdy biegnę wolno to pracują mi tylko łydki), byłem kompletnie spocony i .... miałem bardzo uspokojony oddech. Zero sapania. Czy to możliwe, że organizm tak szybko adaptuje się do tego obciążenia, które mu zapodaję?
Nie znam się na tym i nie rozumiem dlaczego wcześniej potrzebowałem dużo więcej tlenu (sapanie, zadyszki itp.) by przebiec mniejszą odległość. Czy regularne treningi czynią, że mięśnie potrzebują mniej tlenu czy sprawiają, że płuca są bardziej wydajne i nie muszą tak często i zachłannie zasysać powietrze. Albo serce - no przecież teraz leciałem z tak "niskim" tętnem - to co?, nie trzeba tyle tej krwi tam pompować by obsłużyć tę biegającą machinę? Bardzo mnie to ciekawi i fascynuje, bo nie spodziewałem się tego. Ja pracuję od 8 lat przy kompie i siedzę na dupie sporą część dnia. A tu takie "zwykłe" bieganie zmienia mnie na wskroś...

No i jeszcze jedna rzecz. Przeprowadziłem się do Warszawy. Do śródmieścia. Gdzie tu biegać? W ogrodzie saskim lipa - nie mój klimat - nie. Wzdłuż Wisły mogłoby być fajnie gdyby nie beton. Póki co jeżdżę do parku Kampinowskiego - tam lata mi się najlepiej. Ale może są jakieś miejsca, gdzie mogę dojechać rowerem, przypiąć go i spokojnie biegać bez stresu, że jak skończę to wrócę do domu piechotą?
W którąś z sobót przyjechałem też do lasku bielańskiego na sławny bielański bieg sobotni, ale nikogo nie było...

Pozdrawiam,
B