Kapan - komentarze
Moderator: infernal
- Adam Klein
- Honorowy Red.Nacz.
- Posty: 32176
- Rejestracja: 10 lip 2002, 15:20
- Życiówka na 10k: 36:30
- Życiówka w maratonie: 2:57:48
- Lokalizacja: Polska cała :)
Kasia, 18 pierogów ze szpinakiem - to nie tak znowu dużo. Słyszałaś o naszym pojedynku na pierogi sprzed kilku lat?
- Beauty&Beast
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 1158
- Rejestracja: 11 wrz 2007, 09:07
- Życiówka na 10k: 00:45:29
- Życiówka w maratonie: 3:42:02
- Lokalizacja: Warszawa
- Kontakt:
Kasia, gratuluję dzisiejszego biegu Wracasz, wracasz
- PATATAJEC
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 2048
- Rejestracja: 05 sie 2009, 21:53
- Życiówka na 10k: 00:44:26
- Życiówka w maratonie: 04:33:53
- Lokalizacja: KPN
- Kontakt:
Hej Kasia! Zrobiłem parę etykiet podsumowania dla Ciebie ... Zajrzyj do wątku z nimi.
Pozdrawiam!
Pozdrawiam!
-
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 11474
- Rejestracja: 16 kwie 2008, 22:31
Odnośnie związku pomiędzy treningiem a tym, co jemy:
- ja u siebie również zauważyłem pewne prawidłowości: kiedy nie trenuję, jem mniej zdrowo, nie tylko tłusto i obficie, ale również więcej słodyczy i śmiecio-jedzenia, wydaje mi się, że jest to związane z poziomem endorfin i serotoniny,
- kiedy trenuję, nie tyko staram się dieta nie popsuć efektów ćwiczeń, ale wręcz mam większą ochotę na zdrowe jedzenie,
- wniosek może taki, że nasz organizm jest systemem naczyń połączonych, i poprawa w jednym z aspektów zdrowia pociąga za sobą pozytywne zmiany w innych? W każdym razie chcisłbym żeby tak było
Pozdrawiam,
Qba
- ja u siebie również zauważyłem pewne prawidłowości: kiedy nie trenuję, jem mniej zdrowo, nie tylko tłusto i obficie, ale również więcej słodyczy i śmiecio-jedzenia, wydaje mi się, że jest to związane z poziomem endorfin i serotoniny,
- kiedy trenuję, nie tyko staram się dieta nie popsuć efektów ćwiczeń, ale wręcz mam większą ochotę na zdrowe jedzenie,
- wniosek może taki, że nasz organizm jest systemem naczyń połączonych, i poprawa w jednym z aspektów zdrowia pociąga za sobą pozytywne zmiany w innych? W każdym razie chcisłbym żeby tak było
Pozdrawiam,
Qba
- kapan
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 891
- Rejestracja: 01 paź 2007, 18:24
- Życiówka na 10k: 38:51
- Życiówka w maratonie: 2:59:29
RELACJA Z ZAWODÓW:
Dzisiaj od rana Wojtek organizował zawody, całkiem blisko naszego domu- pracowicie znakował trasę itp. Ja jeszcze byłam jeszcze w domu z dziećmi. Zamiast zabrać dzieci ze sobą, podrzuciłam dzieci sąsiadce, bo pogoda była raczej zniechęcająca. Spojrzałam na zegarek 10:20- Ojej chyba się spóźnię. Trochę przyśpieszyłam- po chwili jednak pomyślałam, że jak tak będę grzać na start to o żadnym bieganiu nie będzie mowy. Pomimo, że się chwilę spóźniłam okazało się, że nikt jeszcze nie wystartował. Kilka skłonów i "gotowi, do biegu, start" poleciłam już po paru metrach ostry skręt w lewo, trasa mocno przełajowa, trochę ślizgam się po liściach na zakrętach, ale cisnę jak to moje dziecko mówi "ile sił w nóżkach". Coś chyba nie tak- w tym miejscu już byłam. Ale biegnę dalej, jakiś pan zrywa faworki, jego pies mnie atakuję (jakby się sprężył pewnie nawet podskoczył by do kostek), ale trochę śpieszy mi się, więc mijam psa, krzycząc na właściciela, szerokim łukiem. Lekki podbieg w górę, niby nie ma dużych podbiegów, ale trasa na pewno do płaskich nie należy, a teraz ewidentnie przełamuję opór. Na górce zdjęcie i w dół grzejemy. Zaczynam drugie i ostatnie kółko. Spotkanie z Panem z psem II. Nie widzę nikogo przed sobą ani za sobą, ale walczymy do końca. Teraz to chyba całkiem trasę pokręciłam, bo ostatnio przebiegałam w drugą stronę. Już blisko do mety zbieram siły. Czuję, że faworki mnie otaczają i wreszcie niespodziewanie słyszę krzyk, że już koniec-sama pewnie poleciałabym 3 kółko, które wyglądałoby jeszcze inaczej niż dwa pozostałe. Jestem pierwsza. Niestety po chwili dowiaduję się, że jestem zdyskwalifikowana, bo moja trasa znacząco odbiegała od zaplanowanej. Po części sama uczestniczę w tej decyzji.
A tak na marginesie tylko ja startowałam w tych zawodach. Było super- potem z Wojtkiem potuptałam zobaczyć jak ta trasa wyglądała i wróciłam do domu.
Dzisiaj od rana Wojtek organizował zawody, całkiem blisko naszego domu- pracowicie znakował trasę itp. Ja jeszcze byłam jeszcze w domu z dziećmi. Zamiast zabrać dzieci ze sobą, podrzuciłam dzieci sąsiadce, bo pogoda była raczej zniechęcająca. Spojrzałam na zegarek 10:20- Ojej chyba się spóźnię. Trochę przyśpieszyłam- po chwili jednak pomyślałam, że jak tak będę grzać na start to o żadnym bieganiu nie będzie mowy. Pomimo, że się chwilę spóźniłam okazało się, że nikt jeszcze nie wystartował. Kilka skłonów i "gotowi, do biegu, start" poleciłam już po paru metrach ostry skręt w lewo, trasa mocno przełajowa, trochę ślizgam się po liściach na zakrętach, ale cisnę jak to moje dziecko mówi "ile sił w nóżkach". Coś chyba nie tak- w tym miejscu już byłam. Ale biegnę dalej, jakiś pan zrywa faworki, jego pies mnie atakuję (jakby się sprężył pewnie nawet podskoczył by do kostek), ale trochę śpieszy mi się, więc mijam psa, krzycząc na właściciela, szerokim łukiem. Lekki podbieg w górę, niby nie ma dużych podbiegów, ale trasa na pewno do płaskich nie należy, a teraz ewidentnie przełamuję opór. Na górce zdjęcie i w dół grzejemy. Zaczynam drugie i ostatnie kółko. Spotkanie z Panem z psem II. Nie widzę nikogo przed sobą ani za sobą, ale walczymy do końca. Teraz to chyba całkiem trasę pokręciłam, bo ostatnio przebiegałam w drugą stronę. Już blisko do mety zbieram siły. Czuję, że faworki mnie otaczają i wreszcie niespodziewanie słyszę krzyk, że już koniec-sama pewnie poleciałabym 3 kółko, które wyglądałoby jeszcze inaczej niż dwa pozostałe. Jestem pierwsza. Niestety po chwili dowiaduję się, że jestem zdyskwalifikowana, bo moja trasa znacząco odbiegała od zaplanowanej. Po części sama uczestniczę w tej decyzji.
A tak na marginesie tylko ja startowałam w tych zawodach. Było super- potem z Wojtkiem potuptałam zobaczyć jak ta trasa wyglądała i wróciłam do domu.
- PATATAJEC
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 2048
- Rejestracja: 05 sie 2009, 21:53
- Życiówka na 10k: 00:44:26
- Życiówka w maratonie: 04:33:53
- Lokalizacja: KPN
- Kontakt:
hehehehe ... Co za wariactwo :D:D:D ... uśmiałem się! :D
- beata
- Ekspert/Trener
- Posty: 6509
- Rejestracja: 21 sty 2003, 11:46
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
- Lokalizacja: W-wa
Kasia, ważysz już mniej, niż ja .
Nie przesadzaj z tą dietą - idzie zima, nawet mi jest już teraz ciągle zimno.
Poza tym trzeba mieć trochę sił, i do biegania, i do użerania się z domownikami .
Nie przesadzaj z tą dietą - idzie zima, nawet mi jest już teraz ciągle zimno.
Poza tym trzeba mieć trochę sił, i do biegania, i do użerania się z domownikami .
- kapan
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 891
- Rejestracja: 01 paź 2007, 18:24
- Życiówka na 10k: 38:51
- Życiówka w maratonie: 2:59:29
Beata, dzięki za troskę, ja wcale się nie odchudzam, naprawdę staram się jeść dobrze. Również ze względu na małego, którego jakość posiłków zależy od diety mamy. Może muszę się starać bardziej:) A do Dominiki, jeśli tu zagląda- w ciąży przytyłam 19 kg i co mi z tego zostało? Dbaj teraz o siebie i nie martw się wagą.
- DOM
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 2101
- Rejestracja: 11 kwie 2008, 07:13
- Życiówka na 10k: 34:27
- Życiówka w maratonie: 2:36:045
- Lokalizacja: Warszawa
Zaglądam, zaglądam I jestem pod wrażeniem
Na wiosnę będziesz w niezłej formie
Na wiosnę będziesz w niezłej formie
- kapan
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 891
- Rejestracja: 01 paź 2007, 18:24
- Życiówka na 10k: 38:51
- Życiówka w maratonie: 2:59:29
Aby nie zaśmiecać bloga, który pełni dla mnie rolę dzienniczka treningowego piszę tutaj.
W nocy mały zagorączkował (38*). Pojechałam do szpitala w Grodzisku Maz, gdzie jest dyżur w weekendy dla okolicy. Najpierw byliśmy na Izbie Przyjęć, odesłano nas do NPL-u (nocna pomoc lekarska i weekendowa), gdzie czekali wszyscy razem chorzy na grypę i noworodki w strasznie długiej kolejce- my zajeliśmy kolejkę i staliśmy na szpitalnym korytarzu. Już po 3 godzinach przyjął nas lekarz- reumatolog-stwierdził zapalenie oskrzeli i odesłał na Izbę Przyjęć. Po 6 godzinach od przyjazdu do szpitala dziecko obejrzał pediatra, jeszcze tylko badania- pobrano mu krew i założono woreczek na siusiu. Zresztą zanim zrobił siusiu minęły kolejne 2 godziny. Na szczęście okazało się, że pani reumatolog nie miała racji i to nic takiego, ale co konkretnie nie wiadomo- kłopoty brzuszkowe i czerwone gardło, a może zęby idą? Co ciekawe uważam, że lekarze bardzo w porządku, tylko te procedury... W końcu biedna pani reumatolog nie musi się znać na niemowlakach. I brak osobnej izby przyjęć dla dzieci. I za mała ilość lekarzy. I... już o 22:30 byliśmy w domu. Byłam strasznie wkurzona i wygłodzona, bo jedyne co udało mi się zjeść? to obrzydliwy napój waniliowy i 3 czekolady na goraco oczywiście z automatu. Zarówno kalorycznie (4*150kcal=600kcal) jak i cenowo (4*2,50zł) to mniej więcej to samo co obiad, ale chyba jednak jest jakaś różnica tylko nie do końca wiem jaka?
W nocy mały zagorączkował (38*). Pojechałam do szpitala w Grodzisku Maz, gdzie jest dyżur w weekendy dla okolicy. Najpierw byliśmy na Izbie Przyjęć, odesłano nas do NPL-u (nocna pomoc lekarska i weekendowa), gdzie czekali wszyscy razem chorzy na grypę i noworodki w strasznie długiej kolejce- my zajeliśmy kolejkę i staliśmy na szpitalnym korytarzu. Już po 3 godzinach przyjął nas lekarz- reumatolog-stwierdził zapalenie oskrzeli i odesłał na Izbę Przyjęć. Po 6 godzinach od przyjazdu do szpitala dziecko obejrzał pediatra, jeszcze tylko badania- pobrano mu krew i założono woreczek na siusiu. Zresztą zanim zrobił siusiu minęły kolejne 2 godziny. Na szczęście okazało się, że pani reumatolog nie miała racji i to nic takiego, ale co konkretnie nie wiadomo- kłopoty brzuszkowe i czerwone gardło, a może zęby idą? Co ciekawe uważam, że lekarze bardzo w porządku, tylko te procedury... W końcu biedna pani reumatolog nie musi się znać na niemowlakach. I brak osobnej izby przyjęć dla dzieci. I za mała ilość lekarzy. I... już o 22:30 byliśmy w domu. Byłam strasznie wkurzona i wygłodzona, bo jedyne co udało mi się zjeść? to obrzydliwy napój waniliowy i 3 czekolady na goraco oczywiście z automatu. Zarówno kalorycznie (4*150kcal=600kcal) jak i cenowo (4*2,50zł) to mniej więcej to samo co obiad, ale chyba jednak jest jakaś różnica tylko nie do końca wiem jaka?
-
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 273
- Rejestracja: 14 sie 2009, 10:02
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
- Lokalizacja: Opolszczyzna
Hm to jest właśnie to co Kubusie lubią najbardziej
Od kilku dni pobolewa mnie lekko gardło i mam katar. I pewnie nawet bym się wybrał do lekarza po jakieś prochy na to ale wizja przesiadywania przez trzy godziny w jednym małym pomieszczeniu z dwudziestoma osobami chorymi na grypę i inne świństwa przenoszone drogą kropelkową skutecznie mnie odstrasza. Już wole dalej w spokoju przechodzić to swoje zapalenie gardła (czy co to tam jest) z nadzieją że samo minie po kuracji metodami domowymi..
To taka nasza, swojska, krajowa metoda na oszczędności w służbie zdrowia
Od kilku dni pobolewa mnie lekko gardło i mam katar. I pewnie nawet bym się wybrał do lekarza po jakieś prochy na to ale wizja przesiadywania przez trzy godziny w jednym małym pomieszczeniu z dwudziestoma osobami chorymi na grypę i inne świństwa przenoszone drogą kropelkową skutecznie mnie odstrasza. Już wole dalej w spokoju przechodzić to swoje zapalenie gardła (czy co to tam jest) z nadzieją że samo minie po kuracji metodami domowymi..
To taka nasza, swojska, krajowa metoda na oszczędności w służbie zdrowia
- PATATAJEC
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 2048
- Rejestracja: 05 sie 2009, 21:53
- Życiówka na 10k: 00:44:26
- Życiówka w maratonie: 04:33:53
- Lokalizacja: KPN
- Kontakt:
Byłem w tym szpitalu na szyciu łokcia. O lekarzach też nie mogę złego słowa powiedzieć. Zanim jednak trafiłem we właściwe miejsce, w tym szpitalu, to pani z recepcji mnie po piętrach przegoniła zupełnie bez sensu. Ale, że znaczyłem drogę krwią, to się nie zgubiłem - finalnie wszedłem do gabinetu tuż przy recepcji . Podczas szycia rozmawiałem sobie z lekarzem i pielęgniarką o... grafice komputerowej :D
- kapan
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 891
- Rejestracja: 01 paź 2007, 18:24
- Życiówka na 10k: 38:51
- Życiówka w maratonie: 2:59:29
O CZYM MYŚLI CZŁOWIEK PODCZAS BIEGU GDY JEST NIEWYSPANY
Jak wyszłam biegać, to czułam co chwilę na policzku wielką łzę spadającą z nieba-to płakała Bogini Pogody, wtulona w chmurę, pomimo zagryzionych ust płakała, taka silna, chłodna i piękna- z tych co nigdy nie płaczą, zagryzą zęby umierają z samotności, ale władają swoim obliczem, na którym nie pojawi się ani jedna zmarszczka demaskująca, jakiekolwiek emocje. Musiała zauważyć mój uśmiech i zorientować się, że ktoś widział jak płacze, bo już po chwili poczułam jak stawia mi opór. Pomimo, że ruszałam nogami i całą sobą biegłam do przodu- stałam w miejscu, na środku łąki, za polami wikliny. ONA poprzez swój ironiczny uśmiech mówiła mi, jakbym tylko chciała to bym cię zdmuchnęła, dziewczynko. Czułam się mała i słaba, ale to jest właśnie piękne, że człowiek w stosunku do przyrody jest małym, nic nie znaczącym pyłkiem. Potem przebiegło stado sarenek, a ja poczułam, że jestem podobnie jak one częścią przyrody, że nie muszę sobie niczego udowadniać, z nikim walczyć tylko cieszyć się chwilą, podziwiać, jak pięknie wyglądają białe brzozy na tle granatu nieba, jak stopa się zapada w mech, jak dostaję gałęzią po twarzy... No może trochę przesadziłam:)
Jak wyszłam biegać, to czułam co chwilę na policzku wielką łzę spadającą z nieba-to płakała Bogini Pogody, wtulona w chmurę, pomimo zagryzionych ust płakała, taka silna, chłodna i piękna- z tych co nigdy nie płaczą, zagryzą zęby umierają z samotności, ale władają swoim obliczem, na którym nie pojawi się ani jedna zmarszczka demaskująca, jakiekolwiek emocje. Musiała zauważyć mój uśmiech i zorientować się, że ktoś widział jak płacze, bo już po chwili poczułam jak stawia mi opór. Pomimo, że ruszałam nogami i całą sobą biegłam do przodu- stałam w miejscu, na środku łąki, za polami wikliny. ONA poprzez swój ironiczny uśmiech mówiła mi, jakbym tylko chciała to bym cię zdmuchnęła, dziewczynko. Czułam się mała i słaba, ale to jest właśnie piękne, że człowiek w stosunku do przyrody jest małym, nic nie znaczącym pyłkiem. Potem przebiegło stado sarenek, a ja poczułam, że jestem podobnie jak one częścią przyrody, że nie muszę sobie niczego udowadniać, z nikim walczyć tylko cieszyć się chwilą, podziwiać, jak pięknie wyglądają białe brzozy na tle granatu nieba, jak stopa się zapada w mech, jak dostaję gałęzią po twarzy... No może trochę przesadziłam:)