"Debiutanci" po debiucie
- piter82
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 3381
- Rejestracja: 31 lip 2008, 11:57
- Życiówka na 10k: 40:32
- Życiówka w maratonie: 3:22:xx
- Lokalizacja: Czechowice-Dziedzice
Ja na ultra się nie wybieram, to nie dla mnie, maraton to wystarczający dystans, ale patrzę powoli na zawody z cyklu Triatlon,Ironman (3,5 swim 180 bike 42.195 run) ale tak za 2 lata dopiero, bo pływanie i rowerowanie jeszcze u mnie jest b słabe, ale sprzedałem już skuter, zaopatrzyłem się w kask i jeżdżę na rowerze jak na razie do pracy, w przyszłym roku może kupie lepszy rower i coś zacznę trenować w tym kierunku + troche pływania i w jakiejś połówce na początek dla sprawdzenia się wystartuję bo od razu na cały się nie odważę, wczoraj gadałem z kumplem maratończykiem co od jakiegoś roku zaczyna się przerzucać na to - na razie dla zabawy ale coraz lepiej mu idzie zobaczymy co to bedzie
Ciągle do przodu pokonując własne słabości
10k - 40:32 - 05.10 15k - 01:04:39 - 09.10 21,097k - 1:29:57 - 09.10 42,195k - 03:22:36 - 09.09
Mój Blog Aktywni Sportowo
GG 730243
10k - 40:32 - 05.10 15k - 01:04:39 - 09.10 21,097k - 1:29:57 - 09.10 42,195k - 03:22:36 - 09.09
Mój Blog Aktywni Sportowo
GG 730243
- Kapitan Bomba!
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 1212
- Rejestracja: 13 lut 2008, 22:50
nie wiem jak to wygląda w planach, ale wiem jak mi to wychodzi a staram się biegać w miarę ściśle wg. planu, choc nie zawsze mi to wychodzi. Ogólnie to w tym roku, jesli chodzi o zakresy to biegałem tak:jakub738 pisze:Jak w waszych planach wygląda procentowo stosunek 1,2,3 zakresu do ogółu planowanych kilometrów tak mniej więcej,w moim planie wynosi to ok 10% i dla mnie to niewiele a jakie jest wasze zdanie na ten temat.
19%- 1-wszy zakres,
48% - 2-gi zakres,
31% - 3-ci zakres,
2% - poza zakresami, generalnie to poniżej 1-go.
To są dane treningów i zawodów (w końcu przydały się na coś moje notatki z treningów ).
co do mojego biegania to dzisiaj było 17 km, w tym 12 wb2, wszystko było fajnie tak do 12 km, potem zaczęły mnie łapać skurcze, którch nie miałem od maja... trochę mnie to bieganie zaczyna załamywać... bolące achillesy, nawrót skurczy łydek o których już zapomniałem... nie odpuszczam jednak, ten tydzień chciałbym skończyć sumą 70 km, na razie mam 29 km ale w niedzielę planuję coś pod 30 zrobić, w sobotę jakieś 12 w owb1...
jak tak sobie oglądam, to na razie w sierpniu średnio na trening mam ponad 14 km, nigdy jeszcze tyle nie robiłem... może zaprocentuje to za miesiąc... dokładnie za miesiąc ...
- jakub738
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 1372
- Rejestracja: 12 gru 2008, 00:08
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
- Lokalizacja: Kedzierzyn-kozle
Ale napisałem oczywiście chodziło mi o biegi szybsze od pierwszego zakresu.Właśnie u mnie w planie takiego biegu jest ok 10% nie licząc rytmów,przebieżek i podbiegów,wydaje mi się to zbyt mało.W planach tygodniowe wybieganie rzędu 110 km a tylko ok 10 km biegu w tempie maratonu.Najlepsze jest to że wzoruję się na planie Grzegorza Gajdusa.
JOna jednym z konkurencyjnych potrali przeczytałem dyskusję z tamtego roku o przygotowaniach do Kalisji.Jak zwykle nic takiego naprawdę pożytecznego się nie dowiedziałem,są osoby które nie przebiegły podczas przygotowań więcej niż 70 km tygodniowo a podczas zawodów przebiegły 100.Jednak każdy podkreślał że taki bieg w 90% to kwestia psychiki,odpowiedniego nastawienia.
http://alco.webpark.pl/supermaraton/ w zakładkach jest dyskusja o biegu w ubiegłym roku.
JOna jednym z konkurencyjnych potrali przeczytałem dyskusję z tamtego roku o przygotowaniach do Kalisji.Jak zwykle nic takiego naprawdę pożytecznego się nie dowiedziałem,są osoby które nie przebiegły podczas przygotowań więcej niż 70 km tygodniowo a podczas zawodów przebiegły 100.Jednak każdy podkreślał że taki bieg w 90% to kwestia psychiki,odpowiedniego nastawienia.
http://alco.webpark.pl/supermaraton/ w zakładkach jest dyskusja o biegu w ubiegłym roku.
-
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 776
- Rejestracja: 20 paź 2007, 11:48
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
- Lokalizacja: Kraków
Po 5 dniach na wsi (wieś leży chyba w Beskidzie Makowskim, ale nigdy nie byłem tego pewny na 100%) wróciłem do Krakowa. W sumie to żałuję że tak krótko... Pogoda nie dopisała, słońce było tylko w poniedziałek i dzisiaj, wtorek, środa i czwartek padało... Tak jak zapowiadałem tak też zrobiłem i spakowałem buty i strój do biegania, choć tam na wsi jeszcze nigdy nie biegałem. W poniedziałek rano jeszcze polatałem w Krakowie, ale biegało się bardzo słabo, wyszło z tego wolniutkie rozbieganie, ogólnie ciężko było być zadowolonym. Plan na bieganie na wsi był prosty w poniedziałek wolne bo trening był już zrobiony. A w kolejne 4 dni chciałem iść biegać trzy razy. We wtorek lało cały dzień więc zrezygnowałem, zresztą miałem jeszcze przed sobą 3 dni więc myślałem że w te dni uda się pobiegać. Co prawda lubię biegać w deszczu, ale tu sprawa wyglądała tak że po pierwsze nie wiedziałem dokładnie jak pobiegnę, bo nie miałem żadnej "swojej" trasy, mimo że poprzednich latach tam sobie spacerowałem po polnych drogach, to ogólnie nie mam takiego rozeznania która ścieżka z którą się połączy, nie wiedziałem też do końca gdzie poprowadzi mnie droga asfaltowa, którą nigdy nie doszedłem do końca. Poza tym polne drogi po deszczu nie wyglądały za ciekawie, a ja jakby tego mało, optymistycznie nie wziąłem ze sobą kurtki do biegania...
Przyszła środa i znowu deszcz... Przed południem przestało, podjąłem decyzję że dziś już trzeba się zebrać. W planie miałem rozpoznanie terenu:) Spokojny truchcik, by wiedzieć mniej więcej co i jak. Niestety popełniłem błąd i poszedłem biegać 45 minut po obiedzie...(tak mnie rwało do biegu). Tak więc jak łatwo się domyślić to nie było zbyt przyjemne bieganie:) No ale po kolei. Od razu postawiłem sobie mocne wyzwanie, czyli wdrapanie się pod dosyć stromą górę, można ją nazwać takim moim małym Mont Ventoux:) Wdrapywałem się na nią ponad 6 minut, a podbieg nie wiem niestety jaką ma długość... Biegłem dalej, po drodze minąłem kilka osób i po raz pierwszy od dawien dawna czułem się trochę dziwnie... W mieście ludzie kompletnie mi nie przeszkadzają, nawet jak dziwnie się na mnie patrzą, zresztą poza tym ludzie już przywykli do biegaczy. Tam to jednak co innego, w środę czuło się te spojrzenia, i czułem się trochę głupio. Zdawałem sobie sprawę że tam pewnie nikt nigdy nie biega(ł) i taka osoba jak ja wywołuje lekkie zdziwienie:) Trochę podczas tego treningu mnie przytykało, nie wiem jaki wpływ na to miała wysokość na jakiej biegałem. Kraków jest chyba położony na wysokościach ok. 220-250, natomiast tam nie wiem ile jest dokładnie ale chyba ok.600m. Do tego pogoda niezbyt sprzyjała, było po deszczu, ale przez pewien czas świeciło wcześniej słońce, było bardzo parno. Później przypomniał o sobie obiad zjedzony w sumie nie tak dawno i zaczęła mnie łapać kolka... Tak więc w tył zwrot i do domu, plan w sumie został wykonany bo miało być to tylko rozpoznanie terenu i takie też było, choć niestety polne drogi do biegania się nie nadawały... W sumie było 30 minut biegu, trasa bardzo fajna, dużo podbiegów, sporo zbiegów, jak wróciłem to mnie totalnie ścięło, mięśnie czuły takie bieganie, ale satysfakcja też była duża i ogólnie gdy sobie trochę odpocząłem to byłem zadowolony:). W czwartek miałem iść biegać, ale znowu deszcz... No więc trzeba było się nastawić na piątek i zrobić porządny trening, bo nie chciałem wracać do domu z uczuciem niedosytu, a tak byłoby gdybym skończył tylko na tym jednym środowym nie do końca udanym biegu.
Na więc przyszedł dzień dzisiejszy, postanowiłem zebrać się wcześnie rano. Obudziłem się o 6:00, poleżałem jeszcze ze 45 minut i trzeba było się zbierać. Trochę mi się nie chciało, bo nie było zbyt przyjemnie na polu, było trochę zimno i człowiek wolałby leżeć pod śpiworem i się wygrzewać niż iść biegać:) Ale zebrałem się i ruszyłem. Trasa miała być podobna do tej środowej, z tą różnicą że postanowiłem zapuścić się trochę dalej. Polne drogi niestety w tym roku nie wypaliły, strasznie szkoda, bo liczyłem że polatam sobie też coś po lesie, ale po tych deszczach raczej nie nadawały się one do biegania. Słoneczko wreszcie gdzieś tam przebijało się zza chmur i na dzień dobry mój Mont Ventoux:) Było ciężko, ale na samej górze duża satysfakcja i biegnę dalej, trasa tak jak pisałem dawała ostro w kość, jeden dość długi choć nie stromy podbieg, ale dawał popalić, następnie mocny zbieg. W końcu dobiegłem do miejsca w którym w środę zawróciłem, tym razem pobiegłem dalej. To co było dalej jeszcze bardziej mnie zaskoczyło, w górę, następnie w dół i to dość mocno. Po drodze doczepiły się do mnie dwa psy, na całe szczęście tylko szczekały a nie zdecydowały się mnie zaatakować, co prawda były małe, ale mimo wszystko nie chciałbym sprawdzać na własnej skórze jakie mają zęby:) W końcu dobiegłem do drogi głównej i trzeba było zawracać, tylko że teraz to co wcześniej było takim fajnym biegiem z górki zrobiło się teraz bardzo ostrym długi podbiegiem:) No i biegłem w drugą stronę i tak już do samego domu:) Ludzi tym razem spotkałem mniej, ale ja też jakby już trochę mniej zwracałem na to uwagę:) Wcześniej zapomniałem dodać że w środę zbiegając z tego swojego Mont Ventoux osiągnąłem taką prędkość jakiej chyba jeszcze nigdy nie miałem biegnąc. Trochę się zagapiłem i puściłem nogi, problem był taki że jak się już rozpędziłem to nie byłem w stanie wyhamować... To był moment grozy, bo czułem że jeszcze trochę szybciej a po prostu się wywrócę, bo było zdecydowanie za szybko, czułem że jeszcze trochę a nogi nie będą już nadążać za takim tempem. Jednak jakoś się udało nie przekroczyć tej cienkiej granicy... Mam wrażenie że tylko trochę szybciej a pięknie by mnie porozbijało:) Dziś już jednak pobiegłem ten fragment dużo spokojnie i było ok. Z dzisiejszego biegania byłem (jestem nadal) strasznie zadowolony:) Co prawda było to tylko 43minuty, ale trasa naprawdę wymagająca i satysfakcja jest przeogromna. Do tego w tym porannym słońcu miałem piękne widoki:) Z jednej strony Luboń Wielki i Szczebel z drugiej w oddali chyba widać było góry Beskidu Żywieckiego. A do tego z pobliskich lasów unosiła się mgła, która w tym porannym słońcu robiła niesamowite wrażenie. Dla takich chwil naprawdę warto biegać, warto biegać by móc pokonywać tak wspaniałe trasy. Dla mnie dzisiejszy trening to było naprawdę coś pięknego i żałuję że już musiałem wracać... Nie spodziewałem się że tam są tak cudowne, świetne tereny do biegania, do tego te widoki A jakby biegalne byłby ścieżki leśne, drogi polne to po prostu byłoby wspaniale:) Tam można stworzyć kilka super tras i to będzie moje zadnie gdy następny raz tam zawitam. Zamarzyła mi się też jakaś impreza biegowa w tamtych terenach, to byłaby super sprawa:)
Naprawdę cały czas jestem pod ogromnym wrażeniem tego dzisiejszego biegu, zresztą widać to chyba w tej mojej relacji, która wyszła mi strasznie długa a i tak pewnie nie napisałem wszystkiego co bym chciał:) Po prostu dziś miałem cudowny trening, chciałoby się takich biegów mieć jak najwięcej, chciałoby się mieć takie widoki na treningu na co dzień Dziś było po prostu pięknie:)
Przyszła środa i znowu deszcz... Przed południem przestało, podjąłem decyzję że dziś już trzeba się zebrać. W planie miałem rozpoznanie terenu:) Spokojny truchcik, by wiedzieć mniej więcej co i jak. Niestety popełniłem błąd i poszedłem biegać 45 minut po obiedzie...(tak mnie rwało do biegu). Tak więc jak łatwo się domyślić to nie było zbyt przyjemne bieganie:) No ale po kolei. Od razu postawiłem sobie mocne wyzwanie, czyli wdrapanie się pod dosyć stromą górę, można ją nazwać takim moim małym Mont Ventoux:) Wdrapywałem się na nią ponad 6 minut, a podbieg nie wiem niestety jaką ma długość... Biegłem dalej, po drodze minąłem kilka osób i po raz pierwszy od dawien dawna czułem się trochę dziwnie... W mieście ludzie kompletnie mi nie przeszkadzają, nawet jak dziwnie się na mnie patrzą, zresztą poza tym ludzie już przywykli do biegaczy. Tam to jednak co innego, w środę czuło się te spojrzenia, i czułem się trochę głupio. Zdawałem sobie sprawę że tam pewnie nikt nigdy nie biega(ł) i taka osoba jak ja wywołuje lekkie zdziwienie:) Trochę podczas tego treningu mnie przytykało, nie wiem jaki wpływ na to miała wysokość na jakiej biegałem. Kraków jest chyba położony na wysokościach ok. 220-250, natomiast tam nie wiem ile jest dokładnie ale chyba ok.600m. Do tego pogoda niezbyt sprzyjała, było po deszczu, ale przez pewien czas świeciło wcześniej słońce, było bardzo parno. Później przypomniał o sobie obiad zjedzony w sumie nie tak dawno i zaczęła mnie łapać kolka... Tak więc w tył zwrot i do domu, plan w sumie został wykonany bo miało być to tylko rozpoznanie terenu i takie też było, choć niestety polne drogi do biegania się nie nadawały... W sumie było 30 minut biegu, trasa bardzo fajna, dużo podbiegów, sporo zbiegów, jak wróciłem to mnie totalnie ścięło, mięśnie czuły takie bieganie, ale satysfakcja też była duża i ogólnie gdy sobie trochę odpocząłem to byłem zadowolony:). W czwartek miałem iść biegać, ale znowu deszcz... No więc trzeba było się nastawić na piątek i zrobić porządny trening, bo nie chciałem wracać do domu z uczuciem niedosytu, a tak byłoby gdybym skończył tylko na tym jednym środowym nie do końca udanym biegu.
Na więc przyszedł dzień dzisiejszy, postanowiłem zebrać się wcześnie rano. Obudziłem się o 6:00, poleżałem jeszcze ze 45 minut i trzeba było się zbierać. Trochę mi się nie chciało, bo nie było zbyt przyjemnie na polu, było trochę zimno i człowiek wolałby leżeć pod śpiworem i się wygrzewać niż iść biegać:) Ale zebrałem się i ruszyłem. Trasa miała być podobna do tej środowej, z tą różnicą że postanowiłem zapuścić się trochę dalej. Polne drogi niestety w tym roku nie wypaliły, strasznie szkoda, bo liczyłem że polatam sobie też coś po lesie, ale po tych deszczach raczej nie nadawały się one do biegania. Słoneczko wreszcie gdzieś tam przebijało się zza chmur i na dzień dobry mój Mont Ventoux:) Było ciężko, ale na samej górze duża satysfakcja i biegnę dalej, trasa tak jak pisałem dawała ostro w kość, jeden dość długi choć nie stromy podbieg, ale dawał popalić, następnie mocny zbieg. W końcu dobiegłem do miejsca w którym w środę zawróciłem, tym razem pobiegłem dalej. To co było dalej jeszcze bardziej mnie zaskoczyło, w górę, następnie w dół i to dość mocno. Po drodze doczepiły się do mnie dwa psy, na całe szczęście tylko szczekały a nie zdecydowały się mnie zaatakować, co prawda były małe, ale mimo wszystko nie chciałbym sprawdzać na własnej skórze jakie mają zęby:) W końcu dobiegłem do drogi głównej i trzeba było zawracać, tylko że teraz to co wcześniej było takim fajnym biegiem z górki zrobiło się teraz bardzo ostrym długi podbiegiem:) No i biegłem w drugą stronę i tak już do samego domu:) Ludzi tym razem spotkałem mniej, ale ja też jakby już trochę mniej zwracałem na to uwagę:) Wcześniej zapomniałem dodać że w środę zbiegając z tego swojego Mont Ventoux osiągnąłem taką prędkość jakiej chyba jeszcze nigdy nie miałem biegnąc. Trochę się zagapiłem i puściłem nogi, problem był taki że jak się już rozpędziłem to nie byłem w stanie wyhamować... To był moment grozy, bo czułem że jeszcze trochę szybciej a po prostu się wywrócę, bo było zdecydowanie za szybko, czułem że jeszcze trochę a nogi nie będą już nadążać za takim tempem. Jednak jakoś się udało nie przekroczyć tej cienkiej granicy... Mam wrażenie że tylko trochę szybciej a pięknie by mnie porozbijało:) Dziś już jednak pobiegłem ten fragment dużo spokojnie i było ok. Z dzisiejszego biegania byłem (jestem nadal) strasznie zadowolony:) Co prawda było to tylko 43minuty, ale trasa naprawdę wymagająca i satysfakcja jest przeogromna. Do tego w tym porannym słońcu miałem piękne widoki:) Z jednej strony Luboń Wielki i Szczebel z drugiej w oddali chyba widać było góry Beskidu Żywieckiego. A do tego z pobliskich lasów unosiła się mgła, która w tym porannym słońcu robiła niesamowite wrażenie. Dla takich chwil naprawdę warto biegać, warto biegać by móc pokonywać tak wspaniałe trasy. Dla mnie dzisiejszy trening to było naprawdę coś pięknego i żałuję że już musiałem wracać... Nie spodziewałem się że tam są tak cudowne, świetne tereny do biegania, do tego te widoki A jakby biegalne byłby ścieżki leśne, drogi polne to po prostu byłoby wspaniale:) Tam można stworzyć kilka super tras i to będzie moje zadnie gdy następny raz tam zawitam. Zamarzyła mi się też jakaś impreza biegowa w tamtych terenach, to byłaby super sprawa:)
Naprawdę cały czas jestem pod ogromnym wrażeniem tego dzisiejszego biegu, zresztą widać to chyba w tej mojej relacji, która wyszła mi strasznie długa a i tak pewnie nie napisałem wszystkiego co bym chciał:) Po prostu dziś miałem cudowny trening, chciałoby się takich biegów mieć jak najwięcej, chciałoby się mieć takie widoki na treningu na co dzień Dziś było po prostu pięknie:)
-
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 1320
- Rejestracja: 13 sty 2008, 13:02
ładny tekst Rapacinho, fajnie się czyta, super napisane z wielką pasją
brawo za trening
brawo za trening
Tomek
- Bartess
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 1338
- Rejestracja: 08 gru 2006, 10:30
- Życiówka na 10k: 999:99
- Życiówka w maratonie: 999:99
- Lokalizacja: Czechowice-Dziedzice
Rapacinho Twoją epopeję poczytam jak znajdę więcej czasu .
100 km??? Japiernicze! O czym Wy piszecie!!!
Jakub738, Jacuś z czasów jakie mam zanotowane (część treningów miałem bez pulsometru) to: I - 32%, II - 44%, III- 23%.
Od 2 tygodni (szczęśliwie bez wymuszonych przerw) biegam wg amerykańskiego planu Nagora pod 10km i z tych 2 tygodni %% rozkładają się tak: easy oraz long run 74%, tempo 15%, interwały 8%, odcinki 2%.
Mój dzisiejszy wpis do dzienniczka ma numer 333 (to dal miłośników trójek ). Był to 5. trening pod rząd. Jeszcze nigdy nie biegałem 5 treningów bez przerw a na jutro mam jeszcze zaplanowanie 14-15km. Jeżeli będzie ok. to podciągnę jeszcze o ~2 km i wtedy będę miał nabiegane w tym tygodniu 70km (do tej pory w mojej „karierze” biegowej największy tygodniowy przebieg to 63km, a w tym roku 55km). Dziś biegałem 3,3km I zakr + tempo: 5x2km p 2' + ~1km. to „tempo” to u mnie bieganie po 5:05/km (tak to wychodzi z tabelek tego Danielsa ) wyszło mi średnie tętno 164 (84%). Było ciężkawo, ale głównie w głowie, nie w nogach.
Pozdro.
100 km??? Japiernicze! O czym Wy piszecie!!!
Jakub738, Jacuś z czasów jakie mam zanotowane (część treningów miałem bez pulsometru) to: I - 32%, II - 44%, III- 23%.
Od 2 tygodni (szczęśliwie bez wymuszonych przerw) biegam wg amerykańskiego planu Nagora pod 10km i z tych 2 tygodni %% rozkładają się tak: easy oraz long run 74%, tempo 15%, interwały 8%, odcinki 2%.
Mój dzisiejszy wpis do dzienniczka ma numer 333 (to dal miłośników trójek ). Był to 5. trening pod rząd. Jeszcze nigdy nie biegałem 5 treningów bez przerw a na jutro mam jeszcze zaplanowanie 14-15km. Jeżeli będzie ok. to podciągnę jeszcze o ~2 km i wtedy będę miał nabiegane w tym tygodniu 70km (do tej pory w mojej „karierze” biegowej największy tygodniowy przebieg to 63km, a w tym roku 55km). Dziś biegałem 3,3km I zakr + tempo: 5x2km p 2' + ~1km. to „tempo” to u mnie bieganie po 5:05/km (tak to wychodzi z tabelek tego Danielsa ) wyszło mi średnie tętno 164 (84%). Było ciężkawo, ale głównie w głowie, nie w nogach.
Pozdro.
- Kapitan Bomba!
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 1212
- Rejestracja: 13 lut 2008, 22:50
Bartess - szalejesz! 5 dni i 5 treningów??? nieźle, choć mnie też tak się już zdarzało.
dzisiaj o 7 rano już biegałem i zrobiłem 29 km w jakieś 2:37. Tak gdzieś na 13 km zaczęła mi lecieć krwe z nosa, najpierw się przestraszyłem, bo nigdy nic takiego mi się nie zdarzało, jednak po kilku minutach przestało cieknąć, a, że biegło mi się w miarę dobrze to biegnąłem dalej. w ogóle to dziwny był ten bieg - najpierw 10 km w miarę fajnie, potem zaczęło być ciężko, ale tak koło 16-17 km znowu zrobiło się fajnie a nawet super, no i znowu koło 25 km gorzej, taka sinusoida. nie wiem z czego to się mogło wziąć.
zauwazyłem też, że za szybko biegam w stosunku do tego co sobie zaplanuję - chciałem biec tak koło 5:40-6:00/ km a wyszło 5:25. To chyba przez to, ze biegam sam, tez tak mam, jak jeżdżę na rowerze - sam gnam jak głupi a z kimś to jedziemy sobie luźno i gadamy. Muszę nad tym popracować, bo jeszcze jedno długie wybieganie za 2 tygodnie a potem wrocław.
dzisiaj o 7 rano już biegałem i zrobiłem 29 km w jakieś 2:37. Tak gdzieś na 13 km zaczęła mi lecieć krwe z nosa, najpierw się przestraszyłem, bo nigdy nic takiego mi się nie zdarzało, jednak po kilku minutach przestało cieknąć, a, że biegło mi się w miarę dobrze to biegnąłem dalej. w ogóle to dziwny był ten bieg - najpierw 10 km w miarę fajnie, potem zaczęło być ciężko, ale tak koło 16-17 km znowu zrobiło się fajnie a nawet super, no i znowu koło 25 km gorzej, taka sinusoida. nie wiem z czego to się mogło wziąć.
zauwazyłem też, że za szybko biegam w stosunku do tego co sobie zaplanuję - chciałem biec tak koło 5:40-6:00/ km a wyszło 5:25. To chyba przez to, ze biegam sam, tez tak mam, jak jeżdżę na rowerze - sam gnam jak głupi a z kimś to jedziemy sobie luźno i gadamy. Muszę nad tym popracować, bo jeszcze jedno długie wybieganie za 2 tygodnie a potem wrocław.
-
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 776
- Rejestracja: 20 paź 2007, 11:48
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
- Lokalizacja: Kraków
Dziś 19,5km Tak dużo to nie biegałem już od dawien dawna, ale mimo wszystko średnio jestem zadowolony... Trochę dziś porwałem się z motyką na słońce, bo nie za bardzo byłem przygotowany do takiego dystansu, musiałem robić w międzyczasie kilka przerw, niektóre były planowe, jak ta prawie 20 minutowa na szczycie Kopca Piłsudskiego Ale niestety fizycznie nie czułem się specjalnie... Nie wiem z czego biorą się te moje wahania dyspozycji, raz czuję się super a w inny dzień totalnie rozbity fizycznie... Może to przez pogodę? Nie wiem w każdym razie gdzieś jest problem. Dziś muszę przyznać rację Jerzemu Skarżyńskiemu, który w swoich książkach pisał by na dłuższe wyprawy brać ze sobą papier toaletowy. Święte słowa, święte słowa... Jutro zrobię sobie chyba odpoczynek, trochę czuję w nogach te ostatnie treningi We wtorek spokojne rozbieganie, a w środę się zobaczy
- Jakub Osina
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 576
- Rejestracja: 08 maja 2008, 17:23
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
- Lokalizacja: Świdnik
- Kontakt:
W końcu mam chwilę czasu, żeby zdać sprawę z mojego sobotniego startu w półmaratonie w Radzyminie.
Zacznę od imprezy - sporo niedociągnięć organizacyjnych, ale tak zawsze bywa w lokalnych biegach, które w dodatku przeżywają rekord frekwencji - było chyba ok. 600 uczestników. Pierwszy raz w życiu dostałem medal w siatce za metą, ale ja nie zbieram medali tylko numery startowe (a ten był całkiem ok Trasa płaska, nudna widokowo z przejazdem kolejowym, na którym jak miało się pecha trzeba było stać (byli tam sędziowie i podobno odliczali czas) - ja straciłem jakieś 3-5 sekund, przekląłem mocno, ale już nie narzekam.
Biegło mi się bardzo dobrze. Założenie od początku - złamać 1:27, a więc postanowiłem biec w granicach 4:04-05 min/km, co jak pokazuje średnia w Garminie dokładnie udało się osiągnąć. Bieg miałem w miarę równy - najszybszy pierwszy kilometr (zamierzone, żeby jak najszybciej przestać biec w tłumie) 3:52, najwolniejszy 16-sty (bo była na nim "nawrotka") 4:12. Cieszę się, że 21 km przebiegłem w tempie 4:01, a 180 metrów finiszu 4:00 (jak widać trasa dobrze wymierzona bo wyszło na gps-ie 21 180 metrów).
Na trasie 3 punkty z wodą i gąbkami (piłem mało - raz łyk, a dwa razy 1/3 kubka czyli 2 łyki). Najsłabsza rzecz to 3 km przed metą rozdawanie całych butelek izotoniku na P - z takim plastikowym zabezpieczeniem
W każdym razie - wracając do planu i wyniku - wykonany w 100% - czas brutto 1:26:27, a z mojego pomiaru netto o 11 sek krótszy (ale to się nie liczy tylko informacyjnie podaję), czyli od Półmaratonu Warszawskiego poprawiłem się o blisko 2 minuty, a w ciągu 11 miesięcy od zeszłorocznego debiutu na tym dystansie o 4 minuty.
10 km przebiegłem według mojego pomiaru w 40:15 czyli raczej miałbym w końcu na zawodach na dychę szansę złamać 40-stkę - na to przyjdzie jednak pora późną jesienią. Teraz zostało 6 tygodni treningu do Warszawy i próba złamania 3 godzin.
Zacznę od imprezy - sporo niedociągnięć organizacyjnych, ale tak zawsze bywa w lokalnych biegach, które w dodatku przeżywają rekord frekwencji - było chyba ok. 600 uczestników. Pierwszy raz w życiu dostałem medal w siatce za metą, ale ja nie zbieram medali tylko numery startowe (a ten był całkiem ok Trasa płaska, nudna widokowo z przejazdem kolejowym, na którym jak miało się pecha trzeba było stać (byli tam sędziowie i podobno odliczali czas) - ja straciłem jakieś 3-5 sekund, przekląłem mocno, ale już nie narzekam.
Biegło mi się bardzo dobrze. Założenie od początku - złamać 1:27, a więc postanowiłem biec w granicach 4:04-05 min/km, co jak pokazuje średnia w Garminie dokładnie udało się osiągnąć. Bieg miałem w miarę równy - najszybszy pierwszy kilometr (zamierzone, żeby jak najszybciej przestać biec w tłumie) 3:52, najwolniejszy 16-sty (bo była na nim "nawrotka") 4:12. Cieszę się, że 21 km przebiegłem w tempie 4:01, a 180 metrów finiszu 4:00 (jak widać trasa dobrze wymierzona bo wyszło na gps-ie 21 180 metrów).
Na trasie 3 punkty z wodą i gąbkami (piłem mało - raz łyk, a dwa razy 1/3 kubka czyli 2 łyki). Najsłabsza rzecz to 3 km przed metą rozdawanie całych butelek izotoniku na P - z takim plastikowym zabezpieczeniem
W każdym razie - wracając do planu i wyniku - wykonany w 100% - czas brutto 1:26:27, a z mojego pomiaru netto o 11 sek krótszy (ale to się nie liczy tylko informacyjnie podaję), czyli od Półmaratonu Warszawskiego poprawiłem się o blisko 2 minuty, a w ciągu 11 miesięcy od zeszłorocznego debiutu na tym dystansie o 4 minuty.
10 km przebiegłem według mojego pomiaru w 40:15 czyli raczej miałbym w końcu na zawodach na dychę szansę złamać 40-stkę - na to przyjdzie jednak pora późną jesienią. Teraz zostało 6 tygodni treningu do Warszawy i próba złamania 3 godzin.
-
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 1398
- Rejestracja: 02 paź 2007, 08:25
- Życiówka na 10k: 39:38
- Życiówka w maratonie: 3:25:27
- Lokalizacja: Tarnowskie Góry
Hej witam wszystkich. Miałem już napisanego wcześniej posta gotowego do wysłania no i kiedy miałem już kliknąć "wyślij" moja niespełna 2-letnia córa podeszła do kompa i.... i przycisnęła magiczny guzik i wszystko wzięło w cholerę. A to, że nie lubię pisać dwa razy tego samego napiszę trochę w skrócie. Jak się już chwaliłem wcześniej w tym roku odpoczywałem nad morzem. Pobiegałem troszkę po plaży i uważam, że jest to rewelacyjna sprawa. Biega się ciężko, porównywalnie do biegania po nieubitym śniegu. Super sprawa to, kiedy biegniesz boso a woda z morza ochładza ci stopy. Biegałem niewiele i niedługie odcinki, bo w końcu byłem na urlopie ale generalnie jestem zadowolony. Sporo biegaczy można było spotkać, nawet jednego gościa spotkałem w koszulce SM, chciałem zagadać, ale dość szybko go straciłem w tłumie turystów.
No po urlopie to już poważnie trzeba się wziąć do pracy. W najbliższą sobotę bieg na Pilsko. Cieszę się, że znowu się spotkamy, bo zaczyna mi tego brakować. Następnie planuję Blachownię no i w tym tygodniu muszę podjąć ostateczną decyzję, co do startu w Maratonie Wrocławskim. Specjalnie się do niego nie przygotowywałem, ale chcę tam pobiec i osiągnąć przynajmniej wynik nie gorszy niż w SM. Zobaczymy co z tego wyjdzie. Pozdrawiam
No po urlopie to już poważnie trzeba się wziąć do pracy. W najbliższą sobotę bieg na Pilsko. Cieszę się, że znowu się spotkamy, bo zaczyna mi tego brakować. Następnie planuję Blachownię no i w tym tygodniu muszę podjąć ostateczną decyzję, co do startu w Maratonie Wrocławskim. Specjalnie się do niego nie przygotowywałem, ale chcę tam pobiec i osiągnąć przynajmniej wynik nie gorszy niż w SM. Zobaczymy co z tego wyjdzie. Pozdrawiam
- Bartess
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 1338
- Rejestracja: 08 gru 2006, 10:30
- Życiówka na 10k: 999:99
- Życiówka w maratonie: 999:99
- Lokalizacja: Czechowice-Dziedzice
Josina gratulacje! Z ciekawości... Po jakim czasie od rozpoczęcia przygody z bieganiem zrobiłeś ten czas ~1:30 w debiucie??
Rapacinho Ty to zawsze musisz mieć jakieś przygody .
Wczoraj zrobiłem 6. trening w tamtym tygodniu i 6. pod rząd. Pobiegałem sobie trochę ponad 17 km, ale był upał ~28-30*C. Było nawet w miarę, chociaż pod koniec skończyła mi się woda. Tym biegiem dobiłem mój tygodniowy licznik do 71km co mi się jeszcze nie zdarzyło (tak jak 6 treningów pod rząd ). Dziś wolne, a poza tym dopadł mnie jakiś duszący kaszel.... . Co do doświadczenia ubiegłotygodniowego „cyklu”. Obciążenia solidne (jak dla mnie), ale rozłożone na więcej jednostek przez co łatwiejsze do przełknięcia. W sumie najbardziej obawiałem się wczorajszego długiego biegu, bo w sobotę miałem najbardziej wyczerpujący trening w całym tygodniu - 5x2km (tak na 83% Tmax). O dziwo było w miarę dobrze, a trening sobotni nie zostawił jakiś wyraźnych śladów. Teraz muszę się wykurować przed sobotnim wyjazdem na Pilsko .
Oglądaliście wczorajszy finał 100m??? Oglądałem pisząc jednocześnie z Rapacinho na GG. Dla zabawy obstawialiśmy: ja Mu napisałem, że jeśli nie zwolni na finiszu to 9:65 może być. Rapacincho mi napisał: ja stawiam na Bolta, 9:58. Niecałe 30'' później tak to wyglądało: finał 100m Berlin'08 - w HD wygląda to jeszcze bardziej niesamowicie. Hyba kupię TV z Full HD .
Chronologia rekordu świata na 100 m mężczyzn
10,25 Armin Hary (Niemcy) 21.07.60 Zurych
10,06 Robert Hayes (USA) 15.10.64 Tokio
10,03 James Hines (USA) 20.07.68 Sacramento
10,02 Charlie Greene (USA) 13.10.68 Meksyk
9,95 Jim Hines (USA) 14.10.68 Meksyk
9,93 Calvin Smith (USA 03.07.83 Colorado Springs
9,92 Carl Lewis (USA) 24.09.88 Seul
9,90 Leroy Burrell (USA) 14.06.91 Nowy Jork
9,86 Carl Lewis (USA) 25.08.91 Tokio
9,85 Leroy Burrell (USA) 06.07.94 Lozanna
9,84 Donovan Bailey (Kanada) 27.07.96 Atlanta
9,79 Maurice Greene (USA) 16.06.99 Ateny
9,77 Asafa Powell (Jamajka) 14.06.05 Ateny
9,77 Asafa Powell (Jamajka) 11.06.06 Gateshead
9,77 Asafa Powell (Jamajka) 18.08.06 Zurich
9,74 Asafa Powell (Jamajka) 09.09.07 Rieti
9,72 Usain Bolt (Jamajka) 01.06.08 Nowy Jork
9,69 Usain Bolt (Jamajka) 16.08.08 Pekin
9,58 Usain Bolt (Jamajka) 16.08.09 Berlin
A po co to piszę? Bo tak ogromnego przeskoku nie było od 45 lat... Albo ten gość ma niebywały talent, albo niebywale utalentowanych farmaceutów. Oby za 10-15 lat nie okazało się to, co z Lance'm Armstrong'iem.
Ale elaborrat walnąłem.... Pozdro.
Rapacinho Ty to zawsze musisz mieć jakieś przygody .
Wczoraj zrobiłem 6. trening w tamtym tygodniu i 6. pod rząd. Pobiegałem sobie trochę ponad 17 km, ale był upał ~28-30*C. Było nawet w miarę, chociaż pod koniec skończyła mi się woda. Tym biegiem dobiłem mój tygodniowy licznik do 71km co mi się jeszcze nie zdarzyło (tak jak 6 treningów pod rząd ). Dziś wolne, a poza tym dopadł mnie jakiś duszący kaszel.... . Co do doświadczenia ubiegłotygodniowego „cyklu”. Obciążenia solidne (jak dla mnie), ale rozłożone na więcej jednostek przez co łatwiejsze do przełknięcia. W sumie najbardziej obawiałem się wczorajszego długiego biegu, bo w sobotę miałem najbardziej wyczerpujący trening w całym tygodniu - 5x2km (tak na 83% Tmax). O dziwo było w miarę dobrze, a trening sobotni nie zostawił jakiś wyraźnych śladów. Teraz muszę się wykurować przed sobotnim wyjazdem na Pilsko .
Oglądaliście wczorajszy finał 100m??? Oglądałem pisząc jednocześnie z Rapacinho na GG. Dla zabawy obstawialiśmy: ja Mu napisałem, że jeśli nie zwolni na finiszu to 9:65 może być. Rapacincho mi napisał: ja stawiam na Bolta, 9:58. Niecałe 30'' później tak to wyglądało: finał 100m Berlin'08 - w HD wygląda to jeszcze bardziej niesamowicie. Hyba kupię TV z Full HD .
Chronologia rekordu świata na 100 m mężczyzn
10,25 Armin Hary (Niemcy) 21.07.60 Zurych
10,06 Robert Hayes (USA) 15.10.64 Tokio
10,03 James Hines (USA) 20.07.68 Sacramento
10,02 Charlie Greene (USA) 13.10.68 Meksyk
9,95 Jim Hines (USA) 14.10.68 Meksyk
9,93 Calvin Smith (USA 03.07.83 Colorado Springs
9,92 Carl Lewis (USA) 24.09.88 Seul
9,90 Leroy Burrell (USA) 14.06.91 Nowy Jork
9,86 Carl Lewis (USA) 25.08.91 Tokio
9,85 Leroy Burrell (USA) 06.07.94 Lozanna
9,84 Donovan Bailey (Kanada) 27.07.96 Atlanta
9,79 Maurice Greene (USA) 16.06.99 Ateny
9,77 Asafa Powell (Jamajka) 14.06.05 Ateny
9,77 Asafa Powell (Jamajka) 11.06.06 Gateshead
9,77 Asafa Powell (Jamajka) 18.08.06 Zurich
9,74 Asafa Powell (Jamajka) 09.09.07 Rieti
9,72 Usain Bolt (Jamajka) 01.06.08 Nowy Jork
9,69 Usain Bolt (Jamajka) 16.08.08 Pekin
9,58 Usain Bolt (Jamajka) 16.08.09 Berlin
A po co to piszę? Bo tak ogromnego przeskoku nie było od 45 lat... Albo ten gość ma niebywały talent, albo niebywale utalentowanych farmaceutów. Oby za 10-15 lat nie okazało się to, co z Lance'm Armstrong'iem.
Ale elaborrat walnąłem.... Pozdro.
-
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 776
- Rejestracja: 20 paź 2007, 11:48
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
- Lokalizacja: Kraków
Już przywykłem do tego że często przytrafiają mi się różne przygody, ale przynajmniej nie jest nudno:) Coś się dzieje i jest co wspominać:)Bartess pisze:
Rapacinho Ty to zawsze musisz mieć jakieś przygody .
Widzę że wszyscy ostro zasuwają:) Josina 1:26 z kawałkiem w półmaratonie, super czas!!! Gratulacje! Bartess 6 dni treningowych pod rząd, w niedziele 17km a ogólnie w tamtym tygodniu 71km. Dla mnie w tym momencie taki kilometraż tygodniowy i 6 treningów w tygodniu są jak na razie bardzo daleko. Ja jeszcze nigdy nie biegałem 6 razy w tygodniu, najwięcej to było 5 treningów, a taki przebieg jak powyżej 70km to zdarzył mi się chyba tylko w tygodniu maratońskim. U mnie obecnie to bieganie nadal wygląda średnio... Był taki tydzień, że wydawało się że wszystko wraca powoli do normy, udało się zrobić coś koło 48km i do tego wreszcie był to pierwszy tydzień od bardzo dawna gdzie udało mi się zrealizować wszystko co sobie założyłem. Potem przyszedł tydzień poprzedni, 2 treningi na wsi, które były bardzo fajne o czym pisałem kilka postów wyżej, ale jednak też były trochę męczące, dały mi mocno w kość i teraz się muszę po nich pozbierać... Dziś bardzo spokojny bieg i te moje 7km przy tym kilometrażu o którym tu czytam wyglądają dość blado:) Na Pilsko się nie wybieram, bo na takie górskie bieganie nie jestem jeszcze gotowy, uświadomiły mi to te treningi na wsi, może w przyszłym roku pobiegnę gdzieś na zawodach w górach. Planuję sobie w przyszłe wakacje zrobić tam na wsi coś w stylu obozu przygotowawczego, pojadę tam na 2 tygodnie i trochę pobiegam:) Natomiast jak na razie wszystko zmierza w dobrym kierunku by trafić do Blachowni, ale po nieudanych wyprawach do Jaworzna i do Bochni, podchodzę do tego startu spokojnie. Do tego na pewno jakieś biegi w Krakowie i strasznie chciałbym jakiś półmaraton, tu w grę wchodzi Bytom i Katowice, raczej wolałbym Katowice, bo jest więcej czasu na przygotowanie, ale jak na razie zero informacji jest na temat tego biegu... Gdzieś tam w pewnym momencie chodziła mi jeszcze myśl o maratonie na jesieni, ale szczególnie ten niedzielny bieg rozwiał wszelkie wątpliwości. Maraton jeśli będzie to dopiero na wiosnę, ale nie napalam się już na ten dystans.
Wynik Bolta na 100 metrów rzeczywiście jest imponujący:) Albo mamy do czynienia z fenomenem, albo z jakimś dobrym dopingiem, którego jak na razie nie da się wykryć. Póki co wierzę w tą pierwszą wersję, wierzę że Bolt jest czysty. Mój rekord na 100metrów z przed paru lat to jak dobrze pamiętam 13:coś, tak więc lata świetlne w tyle:) Wczoraj mieliśmy też piękny polski dzień 3 medale:) Ogólnie już 5:) Jestem w szoku że mamy tyle krążków, jedyne co mnie denerwuje to że już mówi się o tym że staliśmy się potęgą... Ale to takie typowe dla polskich komentatorów i działaczy... Teraz stwierdzą że już nic nie trzeba robić z polską lekkoatletyką bo przecież jest tak świetnie. Wczoraj był też bieg na 10000m, Bekele to jest po prostu fenomen, biegnie sobie bez większego wysiłku a na koniec jeszcze dodaje gazu i to tak że nikt nie jest w stanie tego wytrzymać.
Hmmm znowu się rozpisałem, a w założeniach miała być krótka wypowiedź...
- Jakub Osina
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 576
- Rejestracja: 08 maja 2008, 17:23
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
- Lokalizacja: Świdnik
- Kontakt:
Bartess ok. 1:30 pobiegłem po 5 miesiącach regularnych treningów - wcześniej biegałem nieregularnie jakieś pół roku, ale z b. dużymi przerwami i bardzo nieregularnie.
- Adam Klein
- Honorowy Red.Nacz.
- Posty: 32176
- Rejestracja: 10 lip 2002, 15:20
- Życiówka na 10k: 36:30
- Życiówka w maratonie: 2:57:48
- Lokalizacja: Polska cała :)
Ja widzę, że na Pilsku niektórzy z was biegną? Może zrobimy jakiś meeting na Hali Miziowej ?
-
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 1398
- Rejestracja: 02 paź 2007, 08:25
- Życiówka na 10k: 39:38
- Życiówka w maratonie: 3:25:27
- Lokalizacja: Tarnowskie Góry
No to jest fajny pomysł. PozdrawiamAdam Klein pisze:Ja widzę, że na Pilsku niektórzy z was biegną? Może zrobimy jakiś meeting na Hali Miziowej ?