Duathlon classic 10km/40km/5km - Mistrzostwa Polski
Nie był to docelowy start, ten tydzień temu miał miejsce. Ale idąc za ciosem opłaciłem licencję i spróbowałem.
Tylko... nie byłem przygotowany na 2,5h boju. Cóż, ostatnio kiedy pobiegłem wynikowo dychę to dwa i pół roku temu, od tego czasu wyłącznie deptanie. Na szosie nie przejechałem nigdy więcej jak 22km, a najdłuższe obciążeniowo czasem wysiłki to te duathlonowe sprinty.
Nakreślając dlaczego tak wyszło lub nie..
Pojechałem popołudniu dzień wcześniej, trochę turystycznie i trochę by nie prowadzić trzy godziny przed zawodami. Za to spałem może 4h bo hałas był za oknem, także zysk wątpliwy.
Niedziela była upalna, a zawody późno o 13-tej. Odstawiłem rower do strefy zmian, tu fajnie luźno nie trze rower o rower i jeszcze miejsce skrajne miałem. Idealnie wręcz, łatwiej znaleźć i pobrać. Potem spokojne oczekiwanie przy kawie na start. Ten z hymnem narodowym przed. W trakcie rozejrzałem się po konkurentach i już było widać, że ludzi z przypadku niewielu wśród startujących.
Ruszyliśmy, na pierwszej agrawce po 2km odliczyłem zawodników za mną. Bazując na liście startowej zawierającej 120 konkurentów doliczyłem się ok. 80 miejsca. Myślę nieźle, w sensie nieeźle słabo. Zupełnie nie wiedziałem jakie jestem w stanie utrzymać tempo by nie umrzeć już na pierwszym dystansie, założyłem w trakcie nie szybciej jak 4:20min/km. Z początku tego pilnowałem, z dystansem samo już się wraz z narastającym zmęczeniem. Zamknąłem dychę w 43:37 z jakimś marginesem nie wyjechany pod korek. Był to 50 rezultat wśród uczestników których ostatecznie wystartowało 97.
Pobranie roweru w 30sek i jazda. Dwie pętle po 20km, gdzie pierwsze 10km obu i kilkoma pagórkami i pod wiatr. Tętno kosmos mam ale nawijam kadencją, bo jednak bieganie nie idzie w parze z pedałowaniem. Abo ma się chude nogi albo moc w nogach

Po kilku km ciut ochłonąłem z zapędami, że spokój bo nie dowiozę. Z drugiej strony mówię co jakiś czas do siebie, Jacek to są mistrzostwa, to jest ta chwila...
Po 15km zacząłem odczuwać ból w kroku, przez moment pożałowałem, że pampersa założyłem bo jeżdżąc bez bywało bez dolegliwości. Jednak były to krótsze dwa razy dystanse i tu już bałem się wystartować bez.
Nawrotka i druga pętla, zjadłem też żel i piłem kilka razy. Tętno spadło bardzo znacznie mi na niej, zaczynało już chyba energii brakować. Choć pojechałem może minimalnie tylko wolniej drugą pętelkę. Z drugiej strony to jednak należałoby szybciej. Ale już pojękiwałem co kilka razy z wysiłku i kręciłem się na siodełku. Co jakiś czas wyprzedzali mnie triatloniści na TT, w sumie z kilkanaście osób na całym dystansie. Ostatecznie zajęło mi to 1:15:14 co przełożyło się na średnią 32km/h i był to 69 wynik wśród startujących.
Zmiana równie szybka i wybieg. Początek zawsze jest tragiczny. Nie wiem czy biegnę czy stoję, widzę tempo 5:40 coś jednak truchtam. Myśl, tylko przebiec, dobiec i nic więcej nie chcę. Wyprzedził mnie jeden gość, innego ja bo dostał skurcz. Tyle z bezpośredniej walki

W połowie dystansu zjadłem żel mimo, że szukałem go po kolarskich kieszeniach z tyłu i zachodziłem w głowę gdzie on jest. Aż eureka, że przecież wsadziłem w szlufkę pasa biegowego na numer. Na dwa km do końca o dziwo dostałem lekkiego powera psychicznego i fizycznego z myślą przewodnią że spokojnie dociągnę i nawet może szybciej. Mimo, że nie było z kim się ścigać, to ostatni km 4:34 pobiegłem tracąc jeszcze kilka sekund przed metą lekko myląc trasę. Ale całość słabe 25:10sek i 58 wynik drugiego biegu z tego.
Całe zawody ukończyłem na 58 miejscu i 7 (14 zawodników) w kategorii wiekowej. Wynik równe 2:25:00 i więcej się nie spodziewałem, poziom zawodów wysoki.
Rower umyty, odkładam na przyszły rok.
Podsumowując dobry sezon w nowej konkurencji. Pięć startów w sprincie; trzy razy 2-gie miejsce, raz 4-te i doświadczenie z mistrzostw w classicu. Plus multum wrażeń z walki przy tym
azx.jpg
...nawet jeśli do amator profi czegoś brakuje, nawet wszystkiego...
fggfgf.jpg
Nie masz wymaganych uprawnień, aby zobaczyć pliki załączone do tego posta.