Niedziela 30.04.2023
32 Maraton Juranda
Czas: 3:02:45
Miejsce open: 11
Miejsce w kat M40: 7 (4 jeśli nie liczyć miejsc premiowanych open)
Niestety nie udało się mimo całkiem znośnych warunków. Na kogo lub na co zrzucić winę?

Tym razem niestety nie mogę na żonę, bo jej wsparcie było wzorowe

Sama zajęła się w nocy karmieniem i robieniem mleka dla małego, abym mógł spać. Zaowocowało to świetnym snem, oraz świetnym HRV.
Tak wyglądało 2 noce przed biegiem:
fullsizeoutput_18bd.jpeg
a tak noc przed maratonem:
fullsizeoutput_18be.jpeg
Jak widać miałem supermoce
Wygląda na to, że muszę zrzucić na kontuzję

No bo przecież to nie może być moja wina

(żarcik)
Do Szczytna przyjechaliśmy całą rodziną dzień przed biegiem. Po odbiorze pakietów troszkę pospacerowaliśmy, ale spokojnie aby się niepotrzebnie nie przemęczać. Jak wyglądała no, już wiecie. Wszystko było idealnie. Pełna regeneracja. Po osłabieniu ani śladu. Nogi świeżutkie. No co mogłoby pójść nie tak?
W niedzielę wstałem przed 6:00, zgodnie z regułą zjadłem śniadanie na 3 godziny przed startem. 7:30 wyjazd do Lipowca na miejscu byliśmy chwilę przed 8:00. Choć niebo było puste i świeciło słońce, było jeszcze dość zimno, około 6-7 stopni, pozostałem więc w zwykłym ubraniu i postanowiłem, że przebiorę się i potruchtam dopiero chwilę przed startem. O 8:00 zjadłem banana, cały czas małymi łyczkami popijałem izotonik. Około 8:40 przywdziałem "zbroję": singlet, legginsy szorty, buty Adidas Adizero Adios Pro 3 oraz pas biegowy Compressport, do którego przymocowałem numer startowy a w szlufki wsadziłem 6 żeli SIS Isotonic (22g węgli) plus dwa większe żele SIS Isotonic do rąk (każdy 40g węgli). Chwilkę potruchtałem, nie przykładając się jednak zbytnio do rozgrzewki bo wiedziałem, że rozgrzeję się na pierwszych kilometrach. Na 10 minut przed startem zjadłem pierwszy, większy żel, drugi trzymałem w ręce. Punkt 9:00 wystartowaliśmy. Startowałem z kolegą, który biegł połówkę i planował lecieć ze mną mniej więcej tempem 4:05 - 4:08 a potem przyspieszyć na 18-tym kilometrze jeśli da radę. Ja planowałem trzymać równe tempo od początku do końca. Jednak już na początku kolega wrzucił szósty bieg i poszedł jak przecinak. Nie zamierzałem go gonić. Na zegarku miałem tarczę z następującym ustawieniem: tętno, tempo chwilowe, średnie tempo odcinka, moc. Nie potrzebowałem dystansu, bo trasa była oznaczona co kilometr, nie potrzebowałem też czasu, gdyż opierając się na średnim tempie odcinka wiedziałem na jaki czas biegnę. Opierałem się częściowo na tempie chwilowym, które u mnie jest bardzo stabilne aby nie spalić pierwszego kilometra i aby kolejne biec też nie za szybko. Po każdych 5 kilometrach lapowałem patrząc na czas odcinka. Musiałem biec każdy odcinek nie wolniej niż 20:40.
- 1. PIERWSZE 5km: czas - 20:35; tempo - 4:05
Po krótkim odcinku od startu do wybiegnięcia na drogę główną wydawało się, że trasa bardzo delikatnie biegnie w dół, choć mogła to być tylko iluzja. Tempo utrzymało się w zakładanych widełkach, choć w górnej ich części. Lekko i przyjemnie. Jednak tętno bardzo szybko wskoczyło w strefę s4 i doszło aż pod sam próg. Myślałem, że choć chwilę pobiegnę w s3, cóż adrenalina zrobiła swoje

Przed 5km pierwszy wodopój - kubek wody. Na kolejnych była woda na głowę i izo do gardła.
- 2. DRUGIE 5km: czas - 20:21; tempo - 4:02
Tu już było trochę za szybko. Wciąż jednak wydawało się, jakby było z górki, choć na pewno było płasko. Wiatru jeszcze nie było, temperatura około 10 stopni. Pędziłem. Lekko i przyjemnie. Na 7km zjadłem drugi duży żel.
- 3. TRZECIE 5km: czas - 20:12; tempo - 4:01
Coś jest nie tak. Zdecydowanie za szybko. Ale biegło się tak przyjemnie a wiedziałem, że na 18-tym kilometrze będzie podbieg złożony z kilku wzniosów i potem na 20-tym km jeszcze jeden krótki podbieg, więc warto było nadrobić aby podbiegi pokonać sporo wolniej. Na 15km trzeci żel.
- 4. CZWARTE 5km: czas - 20:40; tempo - 4:07
Idealny czas. Na 18-tym km dogoniłem kolegę z półmaratonu. Widziałem że jest mu już ciężko. Krzyknąłem, żeby wsiadł mi na plecy ale odkrzyknął, że nie da rady i żebym cisnął. Na podbiegu sporo zwolniłem i pokonałem go bardzo spokojnie. Nie spodziewałem się jednak, że na 19-tym kilometrze będzie - karwa fakens - hamownik w postaci skrętu w lewo a po 100 metrach agrafka! Tuż przed 20-tym km czwarty żel. Nadal lekko i przyjemnie.
- 5. PIĄTE 5km: czas - 21:20; tempo - 4:07
Tu na bank było więcej niż 5km. Znacznik był przesunięty ze względu na podbieg. Każdą poprzednią piątkę zegarek wyliczał jako 5,02 - 5,03 a tu nagle 5,19km.
Połówkę minąłem z czasem 1:26:35. Na 25km piąty żel. Nadal lekko i przyjemnie.
- 6. SZÓSTE 5km: czas - 21:04; tempo - 4:11
Tuż przed znacznikiem 29-go kilometra na drodze był malutki odcinek z piaskiem i kamyczkami. Na pierwszym okrążeniu biegnąć środkiem ulicy ominąłem to miejsce. Na drugim biegłem skrajem jezdni i nie chcąc zmieniać kierunku przebiegłem przez kamyki. Niestety na kamykach lewy but stracił stabilność i przy tempie 4:05 stopa trochę się omcknęła. Poczułem ukłucie w kostce i pomyślałem, że albo właśnie skręciłem kostkę albo zerwałem torebkę stawową. Zwolniłem, choć nieznacznie, bo do tempa 4:25. Ból szybko minął więc z nadzieją próbowałem wrócić do zakładanego tempa. Ale przy 4:10 ponownie poczułem stopę, mniej w kostce, bardziej w śródstopiu i palcach. To był koniec trzymania tempa.
- 7. SIÓDME 5km: czas - 22:05; tempo - 4:22
Na 32km szósty żel. Tempo nie wróciło już do normalności. Wiedziałem już że nie ma już szans na czas poniżej 2:55. Jednak nie było najgorzej. 4:22 a nawet 4:30 pozwalałoby spokojnie uzyskać czas poniżej 3 godziny.
- ÓSME 5km: - czas - 25:35; tempo - 5:05
Na 35-tym km wiedziałem już, że żegnam się z czasem 3 godziny. Tempo siadło, ból w przedniej części stopy nasilił się. Na dodatek zaczęły siadać czworogłowe. Na 37 km siódmy żel. Na każdym punkcie piłem, jadłem żele, energetycznie byłem zaopatrzony. A tempo siadało. Podbiegi pokonałem po około 6:00/km
- OSTATNIE 2,2km: czas - 10,49; tempo - 5:00
Zobaczywszy metę jeszcze się zerwałem do biegu pędząc w szaleńczym tempie 4:50/km
Dopiero za metą, po odebraniu medalu i przetruchtaniu jeszcze kilkuset metrów celem schłodzenia zobaczyłem na cholewce buta czerwoną plamkę.
IMG_4894.jpg
Ściągnąłem buta i skarpetkę i wtedy zrozumiałem co mnie bolało. Urwany paznokieć i rozcięty od opuszka aż do końca czwarty palec lewej stopy.
Mógłbym tu wrzucić zdjęcie stopy, ale wygląda to zbyt obrzydliwie.
Najprawdopodobniej buty okazały się za mało o jakieś pół numeru. W trakcie biegu nogi lekko napuchły i stało się co się stało.
Buty petarda ale mogę ich używać na dystansie max HM. Na maraton będę musiał zakupić pół numeru większe.
Na koniec muszę stwierdzić, że nie mogę całej winy zrzucić na kontuzję. Nawet bez tego nie nabiegałbym 2:55. Ale myślę, że do 35-go km trzymałbym tempo. Potem na pewno zwolniłbym ale 3 godziny bym złamał.
Myślę, że zawiniły trochę zbyt długie przygotowania. Było to bowiem 6 tygodni bazy i 18 tygodni treningu maratońskiego. Okazuje się, że to dla mnie za dużo.
Jak to ma w zwyczaju pisać
@cichy70 na swoim blogu: "wnioski zostaną pociągnięte do odpowiedzialności"
Kolejne przygotowania do maratonu wystartują w grudniu. I będą zdecydowanie krótsze: 4 tygodnie bazy i 12 tygodni treningu maratońskiego.
Ale o tym już innym razem

Nie masz wymaganych uprawnień, aby zobaczyć pliki załączone do tego posta.