
PN: Miało być krótko i szybko, było tylko krótko. 2 i 3 km faktycznie weszły jak trzeba 4:40, 4:30, ale po nawrotce dostałem wiatr w twarz i spuchłem po 300m kolejnego kilometra. Dotruchtałem do 6km.
Razem 6km 29:30
WT: lenistwo, miałem zrobić siłowe bo już wróciłem do domu, ale nie było miejsca.

SR: rano wczorajsze zaległe barki - unoszenie sztangi nad głowę: 1x5 35kg, 3x4 37.5 kg. W dzień wyszedłem potruchtać do lasu 7-8km. Wziąłem Escalante i tym razem trafiłem, było błoto, ale nie aż takie, żeby niezbędne były trailówki. Do 4km szło lekko, po piątym zaczęło być męcząco, jednak ta grypa ostro mi wjechała na wytrzymałość. Robiłem sobie spokojnie 10km rozbiegania, a tu 8 jest męczące.
Razem 8km 40:15
CZ: cały dzień zawalony

PT: udało się znaleźć chwilkę, bo znowu prawie cały dzień miałem co robić. Miałem ciężki żołądek po obiedzie, stwierdziłem że zrobię krótką - 2.5km rundkę na rozgrzewkę i kilka odcinków 100m na bieżni przy pobliskiej szkole. Rundka weszła lekko, trochę ból brzucha minął, zastanawiałem się, czy nie minąć bieżni i pobiec dalej ciągły, ale dawno nie robiłem przebieżek, więc dla odmiany warto trochę mocniej poprzebierać nogami. Pierwsze 2 tak na rozruszanie w okolicach 20", dawno nie robiłem, więc zapomniałem jak się szybko biega. Dopiero czwarty poszedł w miarę lekko w 18.4, ostatnie 3 poniżej 17". Było dosyć ślisko na bieżni i poniżej 16" nie próbowałem schodzić, byłoby to zbyt ryzykowne. Na koniec 700m lekkiego schłodzenia.
Razem 5.5km 32:13 10x100 (19.7, 20.2, 19.1, 18.4, 17.5, 17.1, 17.7, 16.8, 16.7, 16.5)
SB: Sylwestrowe obżarstwo, nawet nic nie próbowałem planować.

ND: Temperatura 15C, to trzeba by coś szybszego zrobić, póki jest okazja. Niby trochę poruszałem nogami w piątek, ale szkoda tracić dobrą pogodę. Wymyśliłem sobie, że zrobię kilka odcinków 200m w lesie na odmierzonych odcinkach - 1km trasy w Lesie Kabackim. Założenia - biegnę 3 odcinki 200m z przerwą 100m lekkim truchtem, po trzecim robię 200m przerwy, żeby dobić do pełnego kilometra. Tempo nie może być zbyt mocne, żebym się nie zajechał od razu, 3:30 byłoby w sam raz. Zobaczę ile wydolę, minimum 2 serie 3x200, max 4 serie, ale to takie życzeniowe, bo przy obecnej formie to 3 będą ciężkie. Rozgrzewka 1.5km weszła lekko i ruszam bez dodatkowego dogrzewania, rozciągania czy skipów, w końcu to nie ma być zabójcze tempo. Pierwszy odcinek 38.5, zdecydowanie za szybko, po 100m truchtu ruszam na drugi, wycelowałem trochę lżej, ale to że nie odpocząłem i kiepskie celowanie w tempo spowodowało, że wszedł w 47", tragiczny rozstrzał. Trzeci w 45" i ledwo dociągnąłem, dramat. 200m truchtania wpadło zdecydowanie za szybko, ale troszkę odpocząłem ruszam żwawiej - 42.3, wreszcie odpowiednie tempo, piąty za wolno, szósty ciężko ale prawie ok. Postanowiłem, że trzecia seria będzie ostatnia, ale zrobiłem tym razem solidniejszą przerwę. Przetruchtałem 200m i poczekałem do upłynięcia 2', ruszam na ostatnią trójkę - 36.8, no tyle to na pewno nie miało być, kompletnie bez wyczucia, więc musiałem przerwę zrobić prawie że marszem, kolejne 40.8 i 41.6, więc prawidłowo. Na koniec schłodzenie kilometr z ułamkiem, żeby dobić do 5.5km. Generalnie wyszło kiepsko, bardzo nierówno, ale dawno nie biegałem na tempach bliskich 1.5km. Niestety taka pogoda za długo się nie utrzyma, bo fajnie by było więcej takich treningów zrobić, żeby przypomnieć sobie, jak się solidnie biega.
Razem 5.5km 29:14 (3x 3x200m P100m / P+100m)
Po biegu musiałem jeszcze pograć z dzieciakami w nogę i chwilę rzucałem do kosza, wyszło tego około 1h. Przy graniu w nogę trochę nadwyrężyłem lewe kolano, mam nadzieję, że to chwilowe, ale to kolano to beczka prochu, więc może wybuchnąć.
Razem w tym tygodniu 25km, ale weszły 2 szybsze treningi. Mniej treningu siłowego, bo w domu przez choinkę mam mało miejsca, nie za bardzo jest gdzie ćwiczyć. Kolejny tydzień jeszcze całkiem biegowy, ale od 9.I zaczynam 2x w tygodniu granie w kosza. Ciężko będzie bieganie w to wpasować, jak uda się 2x to będzie dobrze.