rocha - 75' w tri-sprincie
Moderator: infernal
- rocha
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 1142
- Rejestracja: 06 maja 2002, 11:44
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
- Lokalizacja: Świecie/Jelenia Góra/Wrocław
Cały dzień myślałem, że to Środa Popielcowa, ale radio wyprowadziło nie z błędu.
Dziś jest Dzień Kota.
W każdym razie na obiad śledź w śmietanie i ziemniaki w mundurkach. Trauma dzieciństwa.
Zgrałem treningi z paru ostatnich dni, bo dziś pobiegłem akcent na taśmociągu.
12.02. - ogólnorozwojówka 45'
13.02. - przełaj - 13km, 250m asc/desc
14.02. - truchcik 6km
16.02. - ogólnorozwojówka 45' (moje mięśnie będą wielkie!)
17.02 - bieżnia - planowany akcent - 5x5'p1'@>4'17"/km (tempo wg wskazań bieżni)
To ostatnie, to był ten akcent.
Odczuwam trening, jako ciekawy. Homogeniczne warunki bieżni elektrycznej dają możliwość oceny motoryki i wydolności w warunkach niemal laboratoryjnych. Nie są to wartości bezwzględne, a raczej punkt odniesienia do kolejnych treningów. Myślę, że jestem gotowy, by w następnym akcencie na tej maszynie pobiec bieg ciągły 30' tempem 4'17"/km.
Za tydzień. Mniej więcej.
A wcześniej zrobię jeden-dwa akcenty na rowerze w garażu.
Raczej jeden. Będzie to 30'@328W (moja m=82kg, wiecie, o co chodzi...)
Pozostałe dni to będą gimnastyki i ewentualne truchtane przełaje.
Wkręciłem się w gimnastykę, wreszcie jest radośc. Ale nogi mam ciężkie ( ), wzniosy obunóż w zwisie to mordęga.
Jeszcze chcę zwrócić uwagę na zmianę narracji dotyczącej ekskluzywnych chorób autoimmunologicznych. Jestem w posiadaniu jednej z nich (ZZSK) i starałem się unikać wszystkich wikipedii i yutubów na ten temat, żeby się nie dołować. Jednak jakoś niedawno zaspamowany zostałem artykułem o leczeniu, poszedłem tropem i wyraźnie zauważam inne określenia. Zamiast: "ciężka choroba, prowadząca do kalectwa" i "nieuleczalna", i "stopień niepełnosprawności", i "endoprotezy", jest teraz "właściwe leczenie", "kluczowa rola rehabilitacji", "radykalna poprawa". Całkiem inny klimat. No i są już leki generyczne - jeden testują na mnie - działa tak samo dobrze. Jeszcze siedem-osiem lat temu to było 6,5kpln/miesiąc, teraz już mam doniesienia o paru stówkach za miesięczny czteropak. Też i chętniej jest stosowana terapia, no i kojarzę, że kolejka w szpitalu nie przypomina już stękających figur woskowych. Do tego Kuzynka z alergią (na kota, nomen omen) rozpoczęła leczenie podobnym specyfikiem i już w drugim miesiącu węch jej wrócił. Po 20(?) latach.
A ja to przecież żywa reklama big farma jestem, no nie?
Może te GMO nie są jednak takie złe.
Mam nadzieję, że nie będę musiał, za jakiś czas, posypywać głowy popiołem.
Ups.
Dziś jest Dzień Kota.
W każdym razie na obiad śledź w śmietanie i ziemniaki w mundurkach. Trauma dzieciństwa.
Zgrałem treningi z paru ostatnich dni, bo dziś pobiegłem akcent na taśmociągu.
12.02. - ogólnorozwojówka 45'
13.02. - przełaj - 13km, 250m asc/desc
14.02. - truchcik 6km
16.02. - ogólnorozwojówka 45' (moje mięśnie będą wielkie!)
17.02 - bieżnia - planowany akcent - 5x5'p1'@>4'17"/km (tempo wg wskazań bieżni)
To ostatnie, to był ten akcent.
Odczuwam trening, jako ciekawy. Homogeniczne warunki bieżni elektrycznej dają możliwość oceny motoryki i wydolności w warunkach niemal laboratoryjnych. Nie są to wartości bezwzględne, a raczej punkt odniesienia do kolejnych treningów. Myślę, że jestem gotowy, by w następnym akcencie na tej maszynie pobiec bieg ciągły 30' tempem 4'17"/km.
Za tydzień. Mniej więcej.
A wcześniej zrobię jeden-dwa akcenty na rowerze w garażu.
Raczej jeden. Będzie to 30'@328W (moja m=82kg, wiecie, o co chodzi...)
Pozostałe dni to będą gimnastyki i ewentualne truchtane przełaje.
Wkręciłem się w gimnastykę, wreszcie jest radośc. Ale nogi mam ciężkie ( ), wzniosy obunóż w zwisie to mordęga.
Jeszcze chcę zwrócić uwagę na zmianę narracji dotyczącej ekskluzywnych chorób autoimmunologicznych. Jestem w posiadaniu jednej z nich (ZZSK) i starałem się unikać wszystkich wikipedii i yutubów na ten temat, żeby się nie dołować. Jednak jakoś niedawno zaspamowany zostałem artykułem o leczeniu, poszedłem tropem i wyraźnie zauważam inne określenia. Zamiast: "ciężka choroba, prowadząca do kalectwa" i "nieuleczalna", i "stopień niepełnosprawności", i "endoprotezy", jest teraz "właściwe leczenie", "kluczowa rola rehabilitacji", "radykalna poprawa". Całkiem inny klimat. No i są już leki generyczne - jeden testują na mnie - działa tak samo dobrze. Jeszcze siedem-osiem lat temu to było 6,5kpln/miesiąc, teraz już mam doniesienia o paru stówkach za miesięczny czteropak. Też i chętniej jest stosowana terapia, no i kojarzę, że kolejka w szpitalu nie przypomina już stękających figur woskowych. Do tego Kuzynka z alergią (na kota, nomen omen) rozpoczęła leczenie podobnym specyfikiem i już w drugim miesiącu węch jej wrócił. Po 20(?) latach.
A ja to przecież żywa reklama big farma jestem, no nie?
Może te GMO nie są jednak takie złe.
Mam nadzieję, że nie będę musiał, za jakiś czas, posypywać głowy popiołem.
Ups.
- rocha
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 1142
- Rejestracja: 06 maja 2002, 11:44
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
- Lokalizacja: Świecie/Jelenia Góra/Wrocław
Tour de Wojkowa Kopa - jest rekord i to bez rozgrzewki, i wliczając stop/start na pierwszym podjeździe (uporczywy telefon - 10s).
43'58" - 21,46km, asc/desc= 263m, Pśr=292W
Trenażer-garażer zrobił swoje.
Ale rezerwy nie było.
Jeśli będzie ładna pogoda, to biegany akcent też będzie na powietrzu. Pojutrze.
43'58" - 21,46km, asc/desc= 263m, Pśr=292W
Trenażer-garażer zrobił swoje.
Ale rezerwy nie było.
Jeśli będzie ładna pogoda, to biegany akcent też będzie na powietrzu. Pojutrze.
- rocha
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 1142
- Rejestracja: 06 maja 2002, 11:44
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
- Lokalizacja: Świecie/Jelenia Góra/Wrocław
Piękna pogoda zmieniła moje plany tak, że sam się w tym pogubiłem. Zamiast na maszynach, akcenty robiłem w plenerze. Jest parę wniosków, z tego co z zegarka zgrałem:
19.02 - trenażer - 45', 225W
21.02 - bieganie po lesie za rowerami dzieci - 2h - 10km
22.02 - 43'58" - 21,46km, asc/desc= 263m, Pśr=292W - to akcent o którym pisałem w poprzednim poście.
Bardzo dobrze się pedałowało, ale wszystkie zjazdy 10-15km/h wolniej niż jesienią, strach ma wielkie oczy. Zrobiłem też STOP/START. Mimo to mam rekord trasy, do tego w trzepocącym ortalionie. Jestem zachwycony.
23.02 - przełaj 8,61km w tym: 6,71km@4'52"/km, asc/desc=90m - nieplanowany akcent, dużo po bagnie.
Miał być nocny bieg po starej pętli, ale się dobrze biegło i podkręciłem tempo chcąc zrobić jej rekord. No i nabiegałem najlepszy czas, choć w drugiej części wbiłem się w zabagnioną drogę i strasznie się umordowałem nie chcąc stracić tempa.
24.02 - bieżnia - 20'
25.02 - 7x700m (odcinki 4'19"/km - 4'44"/km) + rozgrzewka i schłodzenie - to też miał być akcent.
Pierwsza pętla weszła po 4'19"/km, ale jej ostatnie 100m to znów bagno, przez które przedarłem się "na szybko" i wiele to kosztowało, bo później już około 4'40"/km wychodziło. Tak się zniechęciłem, że nie dokręciłem planowanych okrążeń, tylko zakończyłem po siódmym. Szkoda, bo potem na mapie widziałem ścięte zakręty, których nie ścinałem. Tempa były lepsze. Następnym razem będę mierzył czasy odcinków i każdy wynik 3'0x"/pętla będzie dobry.
Wnioski takie, że "wydelikatniałem". Byle bagienko, ostrzejszy zjazd albo coś nie tak z pomiarem zegarkowym i już się psychicznie wysypuję. Tak zwany mięczak. Nic to, grunt, że pomimo tego są dobre czasy w pierwszych wiosennych akcentach. Przestałem się asekurować, idę bardziej na całość, a wtedy ważne stają się szczegóły.
Natrafiłem na triatlonowy blog niejakiego Maćka, wiecie, jak się scharakteryzował? Pozwolę sobie zacytować:
„...Na co dzień pracuję w IT: restartuję rzeczy, tworzę nowe rzeczy wymagające restartowania, pomagam w przenoszeniu do chmury rzeczy, które będą wymagały restartowania. Staram się też ułatwiać restartowanie innym. Z biegiem lat nauczyłem się nawet tworzyć rzeczy, które restartują się same i teraz boję się o własną przyszłość...”.
Same czasowniki! Genialne! W morzu przeróżnych epitetów, którymi się nawzajem obrzucamy i sami siebie określamy, taka krótka samoidentyfikacja działa jak orzeźwiający prysznic. Do tego z humorem.
Od dziś, stosuję same czasowniki. Rzeczowniki i przymiotniki zupełnie się zużyły i znaczenia ich strawersowały w nieznane rejony.
Barany wcześniej na to wpadły. Wyłapałem pięć słów baranich:
„nie ma!” - wysokie, krótkie, pojedyncze „bee”, po którym jest chwila ciszy i nasłuchiwanie, jest to wołanie matki, która nie widzi swojego jagnięcia.
„jestem” - bardzo niskie, długie „BEEEE”, czasem powtarzane, wszechobecne, tak uspokaja matka jagnię, które jest bezpieczne.
„chcę!” - nieregularne „bebeeebebeee”, które nie pozostawia chwili ciszy, to wołanie o żarcie, o nadążanie za przewodnikiem, albo wpychanie się do picia.
„posuń się!” - buc w słabiznę, mniej więcej pod baranią pachę.
„rządzę!” - baran, baran buc! - ale to chyba wszyscy wiedzą...
Widzicie? Też same czasowniki... A w ogóle to ich chyba nie oddam.
Baranów, znaczy...
19.02 - trenażer - 45', 225W
21.02 - bieganie po lesie za rowerami dzieci - 2h - 10km
22.02 - 43'58" - 21,46km, asc/desc= 263m, Pśr=292W - to akcent o którym pisałem w poprzednim poście.
Bardzo dobrze się pedałowało, ale wszystkie zjazdy 10-15km/h wolniej niż jesienią, strach ma wielkie oczy. Zrobiłem też STOP/START. Mimo to mam rekord trasy, do tego w trzepocącym ortalionie. Jestem zachwycony.
23.02 - przełaj 8,61km w tym: 6,71km@4'52"/km, asc/desc=90m - nieplanowany akcent, dużo po bagnie.
Miał być nocny bieg po starej pętli, ale się dobrze biegło i podkręciłem tempo chcąc zrobić jej rekord. No i nabiegałem najlepszy czas, choć w drugiej części wbiłem się w zabagnioną drogę i strasznie się umordowałem nie chcąc stracić tempa.
24.02 - bieżnia - 20'
25.02 - 7x700m (odcinki 4'19"/km - 4'44"/km) + rozgrzewka i schłodzenie - to też miał być akcent.
Pierwsza pętla weszła po 4'19"/km, ale jej ostatnie 100m to znów bagno, przez które przedarłem się "na szybko" i wiele to kosztowało, bo później już około 4'40"/km wychodziło. Tak się zniechęciłem, że nie dokręciłem planowanych okrążeń, tylko zakończyłem po siódmym. Szkoda, bo potem na mapie widziałem ścięte zakręty, których nie ścinałem. Tempa były lepsze. Następnym razem będę mierzył czasy odcinków i każdy wynik 3'0x"/pętla będzie dobry.
Wnioski takie, że "wydelikatniałem". Byle bagienko, ostrzejszy zjazd albo coś nie tak z pomiarem zegarkowym i już się psychicznie wysypuję. Tak zwany mięczak. Nic to, grunt, że pomimo tego są dobre czasy w pierwszych wiosennych akcentach. Przestałem się asekurować, idę bardziej na całość, a wtedy ważne stają się szczegóły.
Natrafiłem na triatlonowy blog niejakiego Maćka, wiecie, jak się scharakteryzował? Pozwolę sobie zacytować:
„...Na co dzień pracuję w IT: restartuję rzeczy, tworzę nowe rzeczy wymagające restartowania, pomagam w przenoszeniu do chmury rzeczy, które będą wymagały restartowania. Staram się też ułatwiać restartowanie innym. Z biegiem lat nauczyłem się nawet tworzyć rzeczy, które restartują się same i teraz boję się o własną przyszłość...”.
Same czasowniki! Genialne! W morzu przeróżnych epitetów, którymi się nawzajem obrzucamy i sami siebie określamy, taka krótka samoidentyfikacja działa jak orzeźwiający prysznic. Do tego z humorem.
Od dziś, stosuję same czasowniki. Rzeczowniki i przymiotniki zupełnie się zużyły i znaczenia ich strawersowały w nieznane rejony.
Barany wcześniej na to wpadły. Wyłapałem pięć słów baranich:
„nie ma!” - wysokie, krótkie, pojedyncze „bee”, po którym jest chwila ciszy i nasłuchiwanie, jest to wołanie matki, która nie widzi swojego jagnięcia.
„jestem” - bardzo niskie, długie „BEEEE”, czasem powtarzane, wszechobecne, tak uspokaja matka jagnię, które jest bezpieczne.
„chcę!” - nieregularne „bebeeebebeee”, które nie pozostawia chwili ciszy, to wołanie o żarcie, o nadążanie za przewodnikiem, albo wpychanie się do picia.
„posuń się!” - buc w słabiznę, mniej więcej pod baranią pachę.
„rządzę!” - baran, baran buc! - ale to chyba wszyscy wiedzą...
Widzicie? Też same czasowniki... A w ogóle to ich chyba nie oddam.
Baranów, znaczy...
- rocha
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 1142
- Rejestracja: 06 maja 2002, 11:44
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
- Lokalizacja: Świecie/Jelenia Góra/Wrocław
Znów nas jakiś wirus napadł. Domownicy już przechorowali, a teraz ja zapuszczam gile. Pewnie po roku nieustannej dezynfekcji rąk wszyscy tak się wyjałowią, że nadejdzie epidemia mega sraczki. Wtedy z kolei jakiś farma-celebryta zaleci probiotyki. Wiara zje tak wielkie dawki lactobacillusów, że wywoła to reakcje immunologiczne. Alergolodzy i reumatolodzy będą w cenie.
Ostatnie dni:
27.02 - 20'@4'17" na bieżni mechanicznej - sąsiadka przyszła do Żony na ploty i musiałem przerwać po 20min, szkoda, ale wcale nie jestem pewien, czy dałbym radę dotrwać do 30'. Bieganie na taśmociągu jest inne niż w terenie, z jednej strony, bardzo łatwo trzymać tempo – bieżnia to robi, a z drugiej fakt, że nie ma chwili oddechu odbiera komfort.
28.03 – przełaj 7km
2.03 – trenażer garażer – trzy kwadranse bez planu – ok 200W
3.03 – pół godziny bieżni bez planu
Dziś jeszcze też coś mi z nosa cieknie, więc pewnie tylko trening na podtrzymanie ciąży zrobię.
„...Look at the hate we're breeding
Look at the fear we're feeding
Look at the lives we're leading
The way we've always done before...”
gn'r
Zarządzanie emocjami staje się chlebem powszednim. Już nie tylko agenci ubezpieczeniowi wywołują lęk u klientów, teraz właściwie każdy może stosować proste sztuczki emocjonalne. Ot, miałem ci ja odbiór kominiarski na budowie. Ujrzałem starszego pana, w czarnym cylindrze, który wkłada maseczkę jeszcze w samochodzie. Od razu sprzedałem mu parę mrożących krew w żyłach historii okołokowidowych. Nawet na dach nie wszedł, tylko podpisał, co trzeba i uciekł.
Nie dawaj prawdziwego świadectwa przeciw bliźniemu swemu...
Dziwnie rozbudowane to ósme przykazanie, w porównaniu z poprzednimi.
Tam chyba jest alternatywa, a nie koniunkcja między jego członami.
Ostatnie dni:
27.02 - 20'@4'17" na bieżni mechanicznej - sąsiadka przyszła do Żony na ploty i musiałem przerwać po 20min, szkoda, ale wcale nie jestem pewien, czy dałbym radę dotrwać do 30'. Bieganie na taśmociągu jest inne niż w terenie, z jednej strony, bardzo łatwo trzymać tempo – bieżnia to robi, a z drugiej fakt, że nie ma chwili oddechu odbiera komfort.
28.03 – przełaj 7km
2.03 – trenażer garażer – trzy kwadranse bez planu – ok 200W
3.03 – pół godziny bieżni bez planu
Dziś jeszcze też coś mi z nosa cieknie, więc pewnie tylko trening na podtrzymanie ciąży zrobię.
„...Look at the hate we're breeding
Look at the fear we're feeding
Look at the lives we're leading
The way we've always done before...”
gn'r
Zarządzanie emocjami staje się chlebem powszednim. Już nie tylko agenci ubezpieczeniowi wywołują lęk u klientów, teraz właściwie każdy może stosować proste sztuczki emocjonalne. Ot, miałem ci ja odbiór kominiarski na budowie. Ujrzałem starszego pana, w czarnym cylindrze, który wkłada maseczkę jeszcze w samochodzie. Od razu sprzedałem mu parę mrożących krew w żyłach historii okołokowidowych. Nawet na dach nie wszedł, tylko podpisał, co trzeba i uciekł.
Nie dawaj prawdziwego świadectwa przeciw bliźniemu swemu...
Dziwnie rozbudowane to ósme przykazanie, w porównaniu z poprzednimi.
Tam chyba jest alternatywa, a nie koniunkcja między jego członami.
- rocha
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 1142
- Rejestracja: 06 maja 2002, 11:44
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
- Lokalizacja: Świecie/Jelenia Góra/Wrocław
No i przytrafił mi się potrójny falstart z sezonem budowlanym, pogoda niby udawała wiosenną, poumawiałem terminy, a potem zweryfikowałem się jak na niezłych zawodach. Mam nadzieję, że to co w deszczu i mrozie wybudowałem jakoś przejdzie próbę czasu. Swoją drogą odpowiednie ustawienie priorytetów dobrze mi zrobiło.
Ale kondycji gorzej.
6., 8. i 14 marca to pedałowanie w garażu
7., 9. i 11. marca to bieganie na taśmie i po lesie.
To było tylko "wypalanie kortyzolu", a nie trening obliczony na poprawę wydolności. Też tak macie, że po pół godzinie wysiłku przestajecie się stresować czymkolwiek? Metabolicznie ma to uzasadnienie, jeżeli macie wytrenowane magiczne "przemiany tłuszczowe". Kortyzol, nazywany "hormonem stresu", wywala do krwi duże ilości energetyków, przygotowując organizm do ostrej walki o życie w obliczu zagrożenia. A jeśli "zagrożeniem" jest foch kontrahenta, bo mróz chwycił jego rurę - to nieodzowne staje się wypalenie tej "plamy oleju" która rozlała się po organizmie.
Dziś miały być odbiory robót, śnieg spadł, picup się zepsuł, sprawozdanie finansowe do końca marca w KRS i US, duże zlecenie leży odłogiem, Żona znudziła się dyrektorowaniem, Helmut znów połamał ogrodzenie, Ruby oźrebi się lada dzień, znów wszystkie dzieci na zdalnej.
Idę pobiegać.
Pół godziny może nie wystarczyć.
Ale kondycji gorzej.
6., 8. i 14 marca to pedałowanie w garażu
7., 9. i 11. marca to bieganie na taśmie i po lesie.
To było tylko "wypalanie kortyzolu", a nie trening obliczony na poprawę wydolności. Też tak macie, że po pół godzinie wysiłku przestajecie się stresować czymkolwiek? Metabolicznie ma to uzasadnienie, jeżeli macie wytrenowane magiczne "przemiany tłuszczowe". Kortyzol, nazywany "hormonem stresu", wywala do krwi duże ilości energetyków, przygotowując organizm do ostrej walki o życie w obliczu zagrożenia. A jeśli "zagrożeniem" jest foch kontrahenta, bo mróz chwycił jego rurę - to nieodzowne staje się wypalenie tej "plamy oleju" która rozlała się po organizmie.
Dziś miały być odbiory robót, śnieg spadł, picup się zepsuł, sprawozdanie finansowe do końca marca w KRS i US, duże zlecenie leży odłogiem, Żona znudziła się dyrektorowaniem, Helmut znów połamał ogrodzenie, Ruby oźrebi się lada dzień, znów wszystkie dzieci na zdalnej.
Idę pobiegać.
Pół godziny może nie wystarczyć.
- rocha
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 1142
- Rejestracja: 06 maja 2002, 11:44
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
- Lokalizacja: Świecie/Jelenia Góra/Wrocław
Może to nie pierwszy źrebak, ale pierwszy, którego osobiście wyciągałem na świat.
https://www.fotosik.pl/zdjecie/4bae0e9d9ffa727f
Rubin? Romeo? Raven?
Musi być na "R"
A może jakoś inaczej?
Ogierek. Spać mi się chce, nocka zarwana.
https://www.fotosik.pl/zdjecie/4bae0e9d9ffa727f
Rubin? Romeo? Raven?
Musi być na "R"
A może jakoś inaczej?
Ogierek. Spać mi się chce, nocka zarwana.
- rocha
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 1142
- Rejestracja: 06 maja 2002, 11:44
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
- Lokalizacja: Świecie/Jelenia Góra/Wrocław
Sezon budowlany,
Jestem wyjechany...
A taki już byłem szybki i silny, i wytrzymały! Wczoraj pobiegałem na pętli wokół domu i nawet nie zgrałem treningu. Wcześniej zmusiłem się kilka razy do treningów, ale akcentów nie było.
Zacząłem "dużą robotę" dla osoby fizycznej, załatwiając jednocześnie małe zlecenia w korporacjach.
Będę obłędnie bogaty. Może nawet hipotekę nadpłacę...
Chyba, że mnie w pierdlu zamkną, za schrzanioną księgowość.
Zapisałem się na 1/8IM w Mietkowie i na wszelki wypadek opłaciłem wpisowe, żeby nie zrezygnować. Będzie kłopot z regeneracją. Do zimy trzeba jeden boks dobudować... Mam też pomysł na prosty silos do owsa, program pilotażowy zadziałał super, trzeba rozbudować.
No ale nie zawieszam bloga, bo może jednak...
PS. Już mi to globalne ocieplenie pod nosem zamarza...
Jestem wyjechany...
A taki już byłem szybki i silny, i wytrzymały! Wczoraj pobiegałem na pętli wokół domu i nawet nie zgrałem treningu. Wcześniej zmusiłem się kilka razy do treningów, ale akcentów nie było.
Zacząłem "dużą robotę" dla osoby fizycznej, załatwiając jednocześnie małe zlecenia w korporacjach.
Będę obłędnie bogaty. Może nawet hipotekę nadpłacę...
Chyba, że mnie w pierdlu zamkną, za schrzanioną księgowość.
Zapisałem się na 1/8IM w Mietkowie i na wszelki wypadek opłaciłem wpisowe, żeby nie zrezygnować. Będzie kłopot z regeneracją. Do zimy trzeba jeden boks dobudować... Mam też pomysł na prosty silos do owsa, program pilotażowy zadziałał super, trzeba rozbudować.
No ale nie zawieszam bloga, bo może jednak...
PS. Już mi to globalne ocieplenie pod nosem zamarza...
- rocha
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 1142
- Rejestracja: 06 maja 2002, 11:44
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
- Lokalizacja: Świecie/Jelenia Góra/Wrocław
Zdarza Wam się wpisać na blogu biegowym bez zgrania treningów z zegarka?
No to właśnie teraz macie okazję taki wpis przeczytać.
Od dwóch tygodni nie analizuję swoich treningów, większość z nich to nie treningi, tylko "aktywności". Biegam chaotycznie, w wymuszonych wolnych chwilach, tak długo, jak mam możliwość, albo siły. Nie zawsze włączam zegarek. Twierdzę, że taka aktywność ma głęboki sens. Nie tylko to, co znajduje się w tabelce planu treningowego powinno być wykonane. I nie wszystko. Zwłaszcza, gdy nie ma tabelki...
Mam bardzo dużo pracy, jadę na autopilocie.
Idea? Staram się biegać jak najwięcej, nie roweruję, nie pływam, gimnastyka tylko poranna.
Sztefi powiła baranka i owieczkę.
Nie zapowiada się, żeby się poprawiło organizacyjnie, ale nie odpuszczam treningu.
No to właśnie teraz macie okazję taki wpis przeczytać.
Od dwóch tygodni nie analizuję swoich treningów, większość z nich to nie treningi, tylko "aktywności". Biegam chaotycznie, w wymuszonych wolnych chwilach, tak długo, jak mam możliwość, albo siły. Nie zawsze włączam zegarek. Twierdzę, że taka aktywność ma głęboki sens. Nie tylko to, co znajduje się w tabelce planu treningowego powinno być wykonane. I nie wszystko. Zwłaszcza, gdy nie ma tabelki...
Mam bardzo dużo pracy, jadę na autopilocie.
Idea? Staram się biegać jak najwięcej, nie roweruję, nie pływam, gimnastyka tylko poranna.
Sztefi powiła baranka i owieczkę.
Nie zapowiada się, żeby się poprawiło organizacyjnie, ale nie odpuszczam treningu.
- rocha
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 1142
- Rejestracja: 06 maja 2002, 11:44
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
- Lokalizacja: Świecie/Jelenia Góra/Wrocław
"Panie doktorze, wszyscy mówią, że się zaszczepili. Co mam robić?", "Niech pan też tak mówi..."
Sucharek...
Chcąc nie chcąc, trzeba w końcu zgrać treningi z zegarka. Dobrze chociaż, że w najgorszych aktywnościach nie uruchamiałem treningu.
Małe podsumowanie ostatnich dwóch miesięcy, to zjazd z mocą pedałowania o 28W - około 10% (ten parametr jest oczywisty, bo łatwo wyznaczany), natomiast tempa biegania na krótkich trasach (do 45') wyraźne gorsze o 30-45"/km, zaś na dłuższych przełajach nie ma różnicy.
Większość czasu zajmuje mi praca, a ponieważ jest dość wymagająca fizycznie i długotrwała, nie dziwi dobra wytrzymałość, spadek mocy krótkotrwałej jest konsekwencją zmiany wysiłku.
Ale jestem podatny na różne naciągnięcia, naderwania i nadwyrężenia. Zesztywniały.
Triatlon w Mietkowie odwołali, nie żałuję jakoś. Można kasę odebrać, lub przepisać się na za rok.
Przebudowa świata postępuje coraz szybciej, korporacje zmieniają się, rozbudowują i ... toczą między sobą wojny hybrydowe. Myślałem (o naiwności!), że tylko państwa to robią. Jest wielu chętnych do podziału światowego torcika... Nie ma jednego światowego policjanta, organizacje międzynarodowe milczą, błaźnią się lub otwarcie wpisują się w grupy interesów. Witamy w historii na etapie wielobiegunowym, otwarło się okno transferowe do awansu i degradacji w podziale pracy. Wracają bariery, granice, cła, embarga i sankcje.
Dużo popcornu trzeba naprażyć.
Aaaa, jestem po przeglądzie okresowym, po covidzie został mi opóźniony blok odnogi pęczka Hissa w zapisie EKG i niewielkie zrosty opłucno-przeponowe w obrazowaniu klatki piersiowej. Za to znikły kamienie na nerkach i jedno ze zwapnień pozapalnych.
Żałujcie, że nie widzieliście miny Doktora Enbrela, gdy mu powiedziałem, że na USG stwierdzono mi osteoporozę prostaty... Nie wiem, jak żart został odebrany, bo więcej już się nie odzywał.
Krzyś przeszedł do Orlików, Ola przełamała się i na każdym treningu wchodzi w galop, a Misza... idzie swoją drogą, sam stworzył dwie jednostki komputerowe dla maluchów... a głupiego grilla z marketu nie potrafił skręcić. Ta dzisiejsza młodzież!
Żona wytrzymała na bezrobociu osiem dni...
Sucharek...
Chcąc nie chcąc, trzeba w końcu zgrać treningi z zegarka. Dobrze chociaż, że w najgorszych aktywnościach nie uruchamiałem treningu.
Małe podsumowanie ostatnich dwóch miesięcy, to zjazd z mocą pedałowania o 28W - około 10% (ten parametr jest oczywisty, bo łatwo wyznaczany), natomiast tempa biegania na krótkich trasach (do 45') wyraźne gorsze o 30-45"/km, zaś na dłuższych przełajach nie ma różnicy.
Większość czasu zajmuje mi praca, a ponieważ jest dość wymagająca fizycznie i długotrwała, nie dziwi dobra wytrzymałość, spadek mocy krótkotrwałej jest konsekwencją zmiany wysiłku.
Ale jestem podatny na różne naciągnięcia, naderwania i nadwyrężenia. Zesztywniały.
Triatlon w Mietkowie odwołali, nie żałuję jakoś. Można kasę odebrać, lub przepisać się na za rok.
Przebudowa świata postępuje coraz szybciej, korporacje zmieniają się, rozbudowują i ... toczą między sobą wojny hybrydowe. Myślałem (o naiwności!), że tylko państwa to robią. Jest wielu chętnych do podziału światowego torcika... Nie ma jednego światowego policjanta, organizacje międzynarodowe milczą, błaźnią się lub otwarcie wpisują się w grupy interesów. Witamy w historii na etapie wielobiegunowym, otwarło się okno transferowe do awansu i degradacji w podziale pracy. Wracają bariery, granice, cła, embarga i sankcje.
Dużo popcornu trzeba naprażyć.
Aaaa, jestem po przeglądzie okresowym, po covidzie został mi opóźniony blok odnogi pęczka Hissa w zapisie EKG i niewielkie zrosty opłucno-przeponowe w obrazowaniu klatki piersiowej. Za to znikły kamienie na nerkach i jedno ze zwapnień pozapalnych.
Żałujcie, że nie widzieliście miny Doktora Enbrela, gdy mu powiedziałem, że na USG stwierdzono mi osteoporozę prostaty... Nie wiem, jak żart został odebrany, bo więcej już się nie odzywał.
Krzyś przeszedł do Orlików, Ola przełamała się i na każdym treningu wchodzi w galop, a Misza... idzie swoją drogą, sam stworzył dwie jednostki komputerowe dla maluchów... a głupiego grilla z marketu nie potrafił skręcić. Ta dzisiejsza młodzież!
Żona wytrzymała na bezrobociu osiem dni...
- rocha
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 1142
- Rejestracja: 06 maja 2002, 11:44
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
- Lokalizacja: Świecie/Jelenia Góra/Wrocław
Dziś pobiegałem "na szybko". Bez problemu wchodzę na tempa poniżej 4'30"/km (pętla 700m).
Problemem pozostaje podatność na kontuzje i zesztywnienie.
Chyba dzisiejszy trening odchoruję...
Ale na rowerze nie ma zmiłuj, naprawdę 28W słabiej...i 2'30" wolniej na Giro di Wojkowa Kopa.
Problemem pozostaje podatność na kontuzje i zesztywnienie.
Chyba dzisiejszy trening odchoruję...
Ale na rowerze nie ma zmiłuj, naprawdę 28W słabiej...i 2'30" wolniej na Giro di Wojkowa Kopa.
- rocha
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 1142
- Rejestracja: 06 maja 2002, 11:44
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
- Lokalizacja: Świecie/Jelenia Góra/Wrocław
Mam taką trasę:
Rower – 11,66km, asc=92m, desc=212m
Przepak (w tym dmuchanie bojki) – 4-5'
Jezioro – 500m
Przepak – 3-4'
Rower – 13,2km, asc=228m, desc=93m
Przepak – 1'
Bieg – 4,9km, asc=desc=30m
To taki fast-food triatlonowy (jest to zwiedzanie masywu Wojkowej Kopy.) Jeżdżę to czasem mierząc się, a czasem całkiem rekreacyjnie, bez ciśnienia. W chłodniejsze dni nie wskakuję do jeziora, bo mnie później uszy bolą.
Poza tym dwa razy pojechałem na szosówce >70km w jednym kawałku i kilka razy pobiegłem coś dłuższego.
Więcej grzechów nie pamiętam...
Jeszcze tempa/czasy na tri-treningu. Rower na odcinku zjazdowo-rozgrzewkowym to prędkość 27km/h, pływanie – 2'10”/100m, rower pod górę – 23km/h, a bieganie – 5'30”/km. Cały trening zajmuje około 1h45'. Wyruszam i kończę pod domem. Wygodna sprawa.
Rafia przeprowadziła cyber-atak i ugryzła mnie w zegarek. Jeden guzik nie chce odbić, ale za to drugi całkiem wylata.
Giez ją ugryzł.
Zrobiłem też kilka treningów ogólnorozwojowych, żeby ochronić się przed kontuzjami, bardzo jestem zesztywniały po pracy przy zleceniach. Na szczęście zrobiłem wczoraj ostatnie odbiory przed wakacjami i mogę teraz trochę czasu poświęcić na rozbudowę stajni. Dziś przygotuję teren. Postanowiłem, że przy okazji trzeba zwiększyć stodołę i płytę gnojną. Jest co robić a czasu robi się coraz mniej do zimy.
Jestem w dobrej formie, Doktor Enbrel mówi co prawda, że mam lekką anemię, ale w świetle mojej historii, może to być taka moja uroda (zawsze miałem wskaźniki czerwonokrwinkowe na dolnych granicach). Próbowałem z nim rozmawiać o stężeniach, uwodnieniach i rozcieńczeniach, ale ewidentnie się na tym nie zna. W sierpniu planujemy zrobić przerwę w leczeniu.
Jak to mówią, lepiej być zdrowym bez leku, niż z lekiem.
Najbliższy czas przeznaczę treningowo na sprawność ogólną, muszę być dziarski i zwinny, żeby z dachu nie spaść, gdy będę dachówki nosił (myślę, że będzie to we wrześniu). Elementy tri będą obecne jako wypełniacz, planuję też jak najmniej jeździć samochodem, w ogóle mało siedzieć.
Dzieci często mówią, że mleko bierze się z kartonu, pieniądze z bankomatu, a ciuchy z szafy. Jakie to zabawnie niemądre!
Ale wiecie, że woda nie jest w kranie, a Internet nie jest telefonie, prawda?
Alienacja opisana przez Marksa obejmuje nie tylko środki produkcji, pięknie wykształca się również po stronie potrzeb i pragnień. Konsumpcji. You'll own nothing and you'll be happy.
Stosując analogię ciesielską, coraz mniej przypominamy las, a bardziej sztapel tarcicy.
Jeszcze nie wiem, co z tym zrobię.
Być może zdobędę się na indywidualność.
Wybierając jeden z dostępnych na rynku szablonów...
Rower – 11,66km, asc=92m, desc=212m
Przepak (w tym dmuchanie bojki) – 4-5'
Jezioro – 500m
Przepak – 3-4'
Rower – 13,2km, asc=228m, desc=93m
Przepak – 1'
Bieg – 4,9km, asc=desc=30m
To taki fast-food triatlonowy (jest to zwiedzanie masywu Wojkowej Kopy.) Jeżdżę to czasem mierząc się, a czasem całkiem rekreacyjnie, bez ciśnienia. W chłodniejsze dni nie wskakuję do jeziora, bo mnie później uszy bolą.
Poza tym dwa razy pojechałem na szosówce >70km w jednym kawałku i kilka razy pobiegłem coś dłuższego.
Więcej grzechów nie pamiętam...
Jeszcze tempa/czasy na tri-treningu. Rower na odcinku zjazdowo-rozgrzewkowym to prędkość 27km/h, pływanie – 2'10”/100m, rower pod górę – 23km/h, a bieganie – 5'30”/km. Cały trening zajmuje około 1h45'. Wyruszam i kończę pod domem. Wygodna sprawa.
Rafia przeprowadziła cyber-atak i ugryzła mnie w zegarek. Jeden guzik nie chce odbić, ale za to drugi całkiem wylata.
Giez ją ugryzł.
Zrobiłem też kilka treningów ogólnorozwojowych, żeby ochronić się przed kontuzjami, bardzo jestem zesztywniały po pracy przy zleceniach. Na szczęście zrobiłem wczoraj ostatnie odbiory przed wakacjami i mogę teraz trochę czasu poświęcić na rozbudowę stajni. Dziś przygotuję teren. Postanowiłem, że przy okazji trzeba zwiększyć stodołę i płytę gnojną. Jest co robić a czasu robi się coraz mniej do zimy.
Jestem w dobrej formie, Doktor Enbrel mówi co prawda, że mam lekką anemię, ale w świetle mojej historii, może to być taka moja uroda (zawsze miałem wskaźniki czerwonokrwinkowe na dolnych granicach). Próbowałem z nim rozmawiać o stężeniach, uwodnieniach i rozcieńczeniach, ale ewidentnie się na tym nie zna. W sierpniu planujemy zrobić przerwę w leczeniu.
Jak to mówią, lepiej być zdrowym bez leku, niż z lekiem.
Najbliższy czas przeznaczę treningowo na sprawność ogólną, muszę być dziarski i zwinny, żeby z dachu nie spaść, gdy będę dachówki nosił (myślę, że będzie to we wrześniu). Elementy tri będą obecne jako wypełniacz, planuję też jak najmniej jeździć samochodem, w ogóle mało siedzieć.
Dzieci często mówią, że mleko bierze się z kartonu, pieniądze z bankomatu, a ciuchy z szafy. Jakie to zabawnie niemądre!
Ale wiecie, że woda nie jest w kranie, a Internet nie jest telefonie, prawda?
Alienacja opisana przez Marksa obejmuje nie tylko środki produkcji, pięknie wykształca się również po stronie potrzeb i pragnień. Konsumpcji. You'll own nothing and you'll be happy.
Stosując analogię ciesielską, coraz mniej przypominamy las, a bardziej sztapel tarcicy.
Jeszcze nie wiem, co z tym zrobię.
Być może zdobędę się na indywidualność.
Wybierając jeden z dostępnych na rynku szablonów...
Ostatnio zmieniony 30 lip 2021, 07:51 przez rocha, łącznie zmieniany 1 raz.
- rocha
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 1142
- Rejestracja: 06 maja 2002, 11:44
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
- Lokalizacja: Świecie/Jelenia Góra/Wrocław
Po cyberataku dokonanym przez konia, mój zegarek niestety gdzieś zaginął. Jestem skazany na bieżące zapisywanie treningów. Może blog się nada...
10.07 - 23' kraula w jeziorze.
11.07 - 18' kraula w jeziorze, wcześniej były cztery godziny spływu kajakowego Obrą.
Poza tym muruję ściany płyty gnojnej. Teraz to właściwie będzie silos gnojny... rozbudowa w górę, czyli efekt Manhattanu.
This mist covered mountains, are home now for me... - całe Przedgórze z naszej przełęczy przypomina indochińskie kadry z amerykańskich filmów o Wietnamie. Wilgotć, deszcz, upały, gorące noce. Tylko patrzeć malarycznych komarów. Po kilku latach tragicznych susz, gdy łąki się kurzyły, teraz rozmiękłe końskie łajno strugami spływa z pastwisk i zalewa posadzkę przez stajnią. Nie za bardzo mam pomysł, co z tym zrobić, na razie wożę to taczkami do ogrodu. W zeszłym roku ogród zdewastowały barany, a latoś wszystko zjadają ślimaki. Ciekawe, ile było ich w tym gnoju. Nie mamy szczęścia do rogatych potworów.
Ola może już odebrać kartę rowerową, chcemy po nią pojechać rowerami, ale na razie leje...
Rower. Nowa porcja wolności.
Raz w życiu miałem sprawdzaną kartę rowerową. Wypuściliśmy się z Kuzynem (on jeszcze bez karty) na wyprawę z Jeleniej do Staniszowa (podjeleniogórskiej wioski), do ciotki. Przy gliniance zwanej Balaton zatrzymał nas lizakiem milicjant i zażądał okazania karty rowerowej. Dumny jak paw, wyciągnąłem pachnącą nowością kartę i wylegitymowałem się. Gdy przyszło do Kuzyna, ten wyjaśnił, że co prawda nie ma karty, ale, że jest pod moją (!) opieką, a dziecko od lat 7 może poruszać się po drogach pod opieką dziecka powyżej lat 10. Taka wyszczekana bestia.
Nie wiedziałem, że się nim opiekuję, ale nie protestowałem. Milicjant też nie.
Z głowy tego zdarzenia nie wyrzucę.
Muszę wymienić suport w rowerze Michała.
10.07 - 23' kraula w jeziorze.
11.07 - 18' kraula w jeziorze, wcześniej były cztery godziny spływu kajakowego Obrą.
Poza tym muruję ściany płyty gnojnej. Teraz to właściwie będzie silos gnojny... rozbudowa w górę, czyli efekt Manhattanu.
This mist covered mountains, are home now for me... - całe Przedgórze z naszej przełęczy przypomina indochińskie kadry z amerykańskich filmów o Wietnamie. Wilgotć, deszcz, upały, gorące noce. Tylko patrzeć malarycznych komarów. Po kilku latach tragicznych susz, gdy łąki się kurzyły, teraz rozmiękłe końskie łajno strugami spływa z pastwisk i zalewa posadzkę przez stajnią. Nie za bardzo mam pomysł, co z tym zrobić, na razie wożę to taczkami do ogrodu. W zeszłym roku ogród zdewastowały barany, a latoś wszystko zjadają ślimaki. Ciekawe, ile było ich w tym gnoju. Nie mamy szczęścia do rogatych potworów.
Ola może już odebrać kartę rowerową, chcemy po nią pojechać rowerami, ale na razie leje...
Rower. Nowa porcja wolności.
Raz w życiu miałem sprawdzaną kartę rowerową. Wypuściliśmy się z Kuzynem (on jeszcze bez karty) na wyprawę z Jeleniej do Staniszowa (podjeleniogórskiej wioski), do ciotki. Przy gliniance zwanej Balaton zatrzymał nas lizakiem milicjant i zażądał okazania karty rowerowej. Dumny jak paw, wyciągnąłem pachnącą nowością kartę i wylegitymowałem się. Gdy przyszło do Kuzyna, ten wyjaśnił, że co prawda nie ma karty, ale, że jest pod moją (!) opieką, a dziecko od lat 7 może poruszać się po drogach pod opieką dziecka powyżej lat 10. Taka wyszczekana bestia.
Nie wiedziałem, że się nim opiekuję, ale nie protestowałem. Milicjant też nie.
Z głowy tego zdarzenia nie wyrzucę.
Muszę wymienić suport w rowerze Michała.
- rocha
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 1142
- Rejestracja: 06 maja 2002, 11:44
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
- Lokalizacja: Świecie/Jelenia Góra/Wrocław
Zegarek jest chyba pod siedzeniem w picupie, a picup stoi u mechanika.
Tak jak podejrzewałem, kompletnie zapomniałem, co kiedy biegałem i jeździłem, mam jakieś notatki w notesiku, ale nie wszystkie treningi odnotowałem i bez szczegółów...
Wczoraj wylałem część wieńców ścian gnojnika, dziś wiąże i mam chwilę wolnego, do czasu rozszalowania i dokończenia roboty. Zużyłem większość płyt, desek i innego badziewia drewnianego na szalunki. Zabrakło. Wylałem, co jest i czekam na odzysk. Tarcica zamówiona na wrzesień. Długo się czeka, ale lubię robić konstrukcję na solidnym materiale.
Robiłem zakładki rowerowo-biegowe, w gorsze dni tylko bieganie. Bez akcentów, ale jestem ogólnie zmęczony pracą i akcenty miałyby sens, gdyby był na horyzoncie start w zawodach.
A zatem powraca sprawa planu treningowego. Przygotuję go w najbliższym czasie, a założenia do niego są takie, by był to trening "autopilot", to znaczy ustawiamy organizm w pełnej gotowości do startu, tyle, że nie wiemy, kiedy ten start będzie. Jeżeli coś się pojawi, to robię wtedy szybką akcję:
szczyt -> tydzień relaksu -> start.
Nie wiem, czy się sprawdzi, ale coś trzeba z tą sytuacją zrobić.
"Niewiasta" jest antonimem "wiedźmy".
Obu się lękam.
Dobrze radzę, by sprawy nie tykać.
Krzyś dzwonił wczoraj z obozu harcerskiego:
MAMA: Jak przespałeś nockę i czy fajnych masz koleżków?
KRZYŚ: Mam mało czasu, zaraz druh mi telefon zabierze, nie gadajmy o koleżkach, tylko kiedy po mnie przyjedziesz.
Dziś już nie dzwonił.
Tak jak podejrzewałem, kompletnie zapomniałem, co kiedy biegałem i jeździłem, mam jakieś notatki w notesiku, ale nie wszystkie treningi odnotowałem i bez szczegółów...
Wczoraj wylałem część wieńców ścian gnojnika, dziś wiąże i mam chwilę wolnego, do czasu rozszalowania i dokończenia roboty. Zużyłem większość płyt, desek i innego badziewia drewnianego na szalunki. Zabrakło. Wylałem, co jest i czekam na odzysk. Tarcica zamówiona na wrzesień. Długo się czeka, ale lubię robić konstrukcję na solidnym materiale.
Robiłem zakładki rowerowo-biegowe, w gorsze dni tylko bieganie. Bez akcentów, ale jestem ogólnie zmęczony pracą i akcenty miałyby sens, gdyby był na horyzoncie start w zawodach.
A zatem powraca sprawa planu treningowego. Przygotuję go w najbliższym czasie, a założenia do niego są takie, by był to trening "autopilot", to znaczy ustawiamy organizm w pełnej gotowości do startu, tyle, że nie wiemy, kiedy ten start będzie. Jeżeli coś się pojawi, to robię wtedy szybką akcję:
szczyt -> tydzień relaksu -> start.
Nie wiem, czy się sprawdzi, ale coś trzeba z tą sytuacją zrobić.
"Niewiasta" jest antonimem "wiedźmy".
Obu się lękam.
Dobrze radzę, by sprawy nie tykać.
Krzyś dzwonił wczoraj z obozu harcerskiego:
MAMA: Jak przespałeś nockę i czy fajnych masz koleżków?
KRZYŚ: Mam mało czasu, zaraz druh mi telefon zabierze, nie gadajmy o koleżkach, tylko kiedy po mnie przyjedziesz.
Dziś już nie dzwonił.
- rocha
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 1142
- Rejestracja: 06 maja 2002, 11:44
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
- Lokalizacja: Świecie/Jelenia Góra/Wrocław
Wczoraj zakończyłem betonowanie gnojnika, zegarek zaginął, mam nadzieję, że nie w betonie.
Biegam/pedałuję prawie codziennie. Zazwyczaj pedałuję tour de Wojkowa Kopa z dojazdami, (górskie 23km) i od razu biegnę na pętlę szuter/asfalt 8,5km. Rano codziennie gimnastyka rozruchowa, a gimnastyki siłowej nie robię, bo noszenie po drabinie wiader z betonem jest bardziej efektywne. Wieniec.
Z uwagi na to, że dziś miałem wolne od pracy (wiązało), postanowiłem popływać w moim "pool-like product", tak jak to widziałem na filmikach w Internecie. W tym celu dwie gumowe taśmy uwiązałem do stelażu basenowego, a każdą z nich na "łeb skowronka" zacisnąłem na swoich kostkach.
I popłynąłem.
Nawet fajne to było, choć praca nóg nie za bardzo mi wychodziła przez te tasiemki. Typowy basen 25-metrowy płynę na 9 ruchów, zatem przyjmijmy, że 50 ruchów z nogami na smyczy to 5 basenów.
Przepłynąłem 50ruchów, potem 50, a potem pojechałem/pobiegłem zakładkę i znów popłynąłem 100.
Jest kłopot, przesadziłem z chemią basenową (zalęgły mi się piżmaki ) i chyba za bardzo obniżyłem pH. Mam teraz szorstkie zęby i wysuszoną na wiór skórę. A miało być tak pięknie, pływanie na koniec i nieprzewiane uszy.
Zostało mi trochę wapna z budowy, ale sam nie wiem...
Noga Ruby powoli się goi, ale znów Ramzes w bucie chodzi. Prawa tylna. Też białe kopyto. Zawsze jest kłopot z białymi kopytami. Jednak co melanina, to melanina. Każdy albinos Wam to powie.
Przybiegło do nas stadko arabów. Trzy klacze i wałach. Nie wiedziałem, że ktoś u nas je hoduje. Przeprowadziłem małe śledztwo, okazało się, że mamy we wsi uchodźcę. Ale nie Araba, tylko Niemca. Uszedł on był z Niemiec z obawy przed innymi uchodźcami, Arabami zresztą. Teraz mieszka w naszej wsi i hoduje araby.
Kupiłem klucz do suportu, ale nie mam ściągacza korby.
9,80pln plus koszty przesyłki. We wtorek będzie.
Biegam/pedałuję prawie codziennie. Zazwyczaj pedałuję tour de Wojkowa Kopa z dojazdami, (górskie 23km) i od razu biegnę na pętlę szuter/asfalt 8,5km. Rano codziennie gimnastyka rozruchowa, a gimnastyki siłowej nie robię, bo noszenie po drabinie wiader z betonem jest bardziej efektywne. Wieniec.
Z uwagi na to, że dziś miałem wolne od pracy (wiązało), postanowiłem popływać w moim "pool-like product", tak jak to widziałem na filmikach w Internecie. W tym celu dwie gumowe taśmy uwiązałem do stelażu basenowego, a każdą z nich na "łeb skowronka" zacisnąłem na swoich kostkach.
I popłynąłem.
Nawet fajne to było, choć praca nóg nie za bardzo mi wychodziła przez te tasiemki. Typowy basen 25-metrowy płynę na 9 ruchów, zatem przyjmijmy, że 50 ruchów z nogami na smyczy to 5 basenów.
Przepłynąłem 50ruchów, potem 50, a potem pojechałem/pobiegłem zakładkę i znów popłynąłem 100.
Jest kłopot, przesadziłem z chemią basenową (zalęgły mi się piżmaki ) i chyba za bardzo obniżyłem pH. Mam teraz szorstkie zęby i wysuszoną na wiór skórę. A miało być tak pięknie, pływanie na koniec i nieprzewiane uszy.
Zostało mi trochę wapna z budowy, ale sam nie wiem...
Noga Ruby powoli się goi, ale znów Ramzes w bucie chodzi. Prawa tylna. Też białe kopyto. Zawsze jest kłopot z białymi kopytami. Jednak co melanina, to melanina. Każdy albinos Wam to powie.
Przybiegło do nas stadko arabów. Trzy klacze i wałach. Nie wiedziałem, że ktoś u nas je hoduje. Przeprowadziłem małe śledztwo, okazało się, że mamy we wsi uchodźcę. Ale nie Araba, tylko Niemca. Uszedł on był z Niemiec z obawy przed innymi uchodźcami, Arabami zresztą. Teraz mieszka w naszej wsi i hoduje araby.
Kupiłem klucz do suportu, ale nie mam ściągacza korby.
9,80pln plus koszty przesyłki. We wtorek będzie.
- rocha
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 1142
- Rejestracja: 06 maja 2002, 11:44
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
- Lokalizacja: Świecie/Jelenia Góra/Wrocław
31.07.2021 Zmiana turnusów. Ola w nocy wraca, a Michał wyjechał (w nowym mundurze bo zmienił chorągiew). Krzyś na stentbaju.
Rano pojechawszy dookoła Wojkowej i pobiegłszy półpłaskie 8,5km wskoczyłem do mojego ogrodowego zbiornika z roztworem kwasku cytrynowego na 100 machnięć rękami. Potem gimnastykowałem się do czasu, aż się spocę i natłuszczę wysuszoną kwasem skórę. Zęby wypłukałem pastą z aminofluorkiem. Nic nie wiem o czasach,tempach i prędkościach, bo Syn zabrał swój zegarek na obóz, a to jedyny ze stoperem. Ciekawe doświadczenie - trening na odczuciu. Tak całkiem, zupełnie, absolutnie samym odczuciu.
01.08.2021 - na górkę i z powrotem - ale chaszcze porosły! Podarłem stare buty (ultrasowe kanapy nr 49). Trzeba podjąć decyzję o utylizacji...
Pamiętacie zimową akcję ze zbliżeniem Jowisza i Saturna? Znów gonią się po niebie, tym razem Jowisz nie nadąża za Saturnem. Musiało się dziać przez te pół roku po drugiej stronie Ziemi! Tymczasem Mars „tańczy” koło Wenus po drugiej stronie nieba – na zachodzie – widzę to tylko dzięki temu, że akcja toczy się w miejscu, gdzie widnokrąg jest niżej niż nasza przełęcz. Nic dziwnego, że starożytni wymyślili te dyferenty i epicykle do opisu ruchu planet, Wszystko, byle to Ziemia była w centrum! Żeby było śmieszniej, stosując dynamikę Newtona, można całkiem prawidłowo wyliczyć układ słoneczny względem – powiedzmy – Io. I wszystkie „ptolemejskie” tory wyjdą jak na dłoni. System iocentryczny... ciekawe, czy za taki opis wszechświata Galileusz też miałby kłopoty ze Świętym Oficjum? W tym wypadku Inkwizycja również miałaby rację: to jest jedna z hipotez... bardziej lub mniej wygodna. Chichot historii.
Na co dzień najwygodniejszy jest system żonocentryczny.
Nie miałem czasu ciągnąć myśli, bo konie dojadły owies i musiałem posprzątać ich gumowe miski, nie wolno im zostawiać, bo tak je depczą i tarmoszą, że się dziury robią.
Już mi tęskno za jesienno-zimową czernią, wtedy zaczynają się najlepsze obserwacje. Poszukam galaktyki w Andromedzie. Raz już chwaliłem się, że widziałem ją gołym okiem. Ciekawe, czy jeszcze tam jest?
02.08.2021 – szalony dzień, 21h w pracy.
03.08.2021 – dziś – tylko 20' na bieżni mechanicznej, odchorowałem wczorajszą orkę.
Rano pojechawszy dookoła Wojkowej i pobiegłszy półpłaskie 8,5km wskoczyłem do mojego ogrodowego zbiornika z roztworem kwasku cytrynowego na 100 machnięć rękami. Potem gimnastykowałem się do czasu, aż się spocę i natłuszczę wysuszoną kwasem skórę. Zęby wypłukałem pastą z aminofluorkiem. Nic nie wiem o czasach,tempach i prędkościach, bo Syn zabrał swój zegarek na obóz, a to jedyny ze stoperem. Ciekawe doświadczenie - trening na odczuciu. Tak całkiem, zupełnie, absolutnie samym odczuciu.
01.08.2021 - na górkę i z powrotem - ale chaszcze porosły! Podarłem stare buty (ultrasowe kanapy nr 49). Trzeba podjąć decyzję o utylizacji...
Pamiętacie zimową akcję ze zbliżeniem Jowisza i Saturna? Znów gonią się po niebie, tym razem Jowisz nie nadąża za Saturnem. Musiało się dziać przez te pół roku po drugiej stronie Ziemi! Tymczasem Mars „tańczy” koło Wenus po drugiej stronie nieba – na zachodzie – widzę to tylko dzięki temu, że akcja toczy się w miejscu, gdzie widnokrąg jest niżej niż nasza przełęcz. Nic dziwnego, że starożytni wymyślili te dyferenty i epicykle do opisu ruchu planet, Wszystko, byle to Ziemia była w centrum! Żeby było śmieszniej, stosując dynamikę Newtona, można całkiem prawidłowo wyliczyć układ słoneczny względem – powiedzmy – Io. I wszystkie „ptolemejskie” tory wyjdą jak na dłoni. System iocentryczny... ciekawe, czy za taki opis wszechświata Galileusz też miałby kłopoty ze Świętym Oficjum? W tym wypadku Inkwizycja również miałaby rację: to jest jedna z hipotez... bardziej lub mniej wygodna. Chichot historii.
Na co dzień najwygodniejszy jest system żonocentryczny.
Nie miałem czasu ciągnąć myśli, bo konie dojadły owies i musiałem posprzątać ich gumowe miski, nie wolno im zostawiać, bo tak je depczą i tarmoszą, że się dziury robią.
Już mi tęskno za jesienno-zimową czernią, wtedy zaczynają się najlepsze obserwacje. Poszukam galaktyki w Andromedzie. Raz już chwaliłem się, że widziałem ją gołym okiem. Ciekawe, czy jeszcze tam jest?
02.08.2021 – szalony dzień, 21h w pracy.
03.08.2021 – dziś – tylko 20' na bieżni mechanicznej, odchorowałem wczorajszą orkę.