Raport z zakończonego urlopowego biegania.
Pierwszy dzień wczasów bez biegania za to uciążliwy ze względu na dojazd, rozstawianie namiotu, potem pospacerowaliśmy zapoznawczo dychę po okolicy.
1.08 – Tu miał być dłuższy bieg ok.18km, ale trochę czasu przebimbałem na szukanie odpowiednich krzaków i pewne sprawy w nich. Przez to nie wyrobiłem się z całością przed śniadaniem i wyszło 13km, 5:28min/km.
2.08 – Luźny bieg z żoną w jej tempie, czyli 6:21min/km na dystansie 9km.
4.08 – Planowo winno być 10km@5:10min/km, po czym 5km@4:35+5km@4:20. Ponieważ czas znów gonił, zdążyłem pobiec jedynie 8km po 5:04min/km. A istotniejszą część już tak jak miało to wyglądać. Pierwsza piątka w 4:35min/km zrobiona dość gładko. Natomiast druga w 4:20min/km sporo ciężej. Zwłaszcza drugie 2,5km było już walką o dowiezienie czasu. Robił się już upał, do tego lekko pod górę, niemniej udało się utrzymać zakładane tempo piątki. Trening wyczerpujący ale podnoszący na duchu.
Popołudniu zrobiliśmy jeszcze ponad dziesięciokilometrowy spacer w męczącym pagórkowatym terenie.
6.08 – Kolejny spokojny bieg z żoną na dystansie 9,5km. Do tego dołożyłem 100/200/300/200/100m z przerwami 100m w bardzo spokojnym truchcie. Szybkie odcinki wychodziły w okolicy 21sek/100m, pewnie ze sporą niedokładnością spowodowaną GPS.
7.08 – Udało mi się wstać na tyle wcześnie, że mogłem zmieścić dłuższy bieg przed pobudką latorośli. Też chciałem odkupić ten nie do końca udany „krzaczasty” występ. Wcześniej na mapie obczaiłem nową trasę, wychodziło 8,5km w jedną stronę i tyleż samo powrót. Tempo planowałem raczej spokojne w okolicach 5min/km. Jednakże dzień miałem bardzo dobry i całość zrobiłem w średnim 4:41min/km, bez zbędnego zmęczenia. Całość biegłem wzdłuż asfaltowej drogi, ale po szutrowym poboczu, co sprawiało znacznie przyjemniejsze uczucie aniżeli asfaltem.
9.08 – Z dniem przerwy, ale niemal całym na nogach w którym przeszliśmy circa 25km po mieście. Toteż jedynie BS 9km, średnio 5:10min/km, gdzie w trakcie ponownie wplotłem 100/200/300/200/100m, P:100m.
11.08 – Lekko ponad kilometr rozgrzewki oraz schłodzenia. Natomiast danie główne to 7x1km@4:05min/km P;1km@5:20min/km (w teorii, natomiast sporo lepiej w praktyce)
Dzień wcześniej wypatrzyłem szkolną bieżnię. Forsując wieczorem skromną furtkę, zmierzyłem ją krokami i GPS czy ma jakąś sensowną długość. Pomiar wykazał 200m, więc idealnie pod planowany trening.
O poranku już nie musiałem wchodzić na nielegalu, pracownice pieliły teren sportowy i nie było problemem moje bieganie wokół.
Wcześniej pozmieniałem tarcze zegarka, zostawiłem dystans aby nie pomylić ilości kółek na km, czas 1km i średnie tempo 1km, oraz ręczne lapowanie kilometrówek. Dla prostego wyliczenia podzieliłem 240sek/5, co dało 48sek na jedno okrążenie (200m).
W ostatecznym rachunku mało co korzystałem z tych wszystkich pomiarów, najistotniejsze było ręczne odbijanie szybkich kilometrów na przemian z wolnymi. Cała reszta szła niemal jak z automatu, kółko za kółkiem w bardzo zbliżonych tempach. Czułem się na tyle świetnie, że kolejne wchodziły coraz szybsze, dodatkowo postanowiłem dołożyć ósme powtórzenie.
Ostatecznie spore dla mnie zaskoczenie, udało mi się niemal na wszystkich zejść poniżej 4 minut. I w sumie te 75 okrążeń nie zleciało może jak z bicza, ale też specjalnie się nie dłużyło. A przy tym miałem ogromną frajdę z tego typu biegania w kółko, gdzie kompletnie bez patrzenia na średnie tempo, jedynie przy sporadycznej kontroli czasu wychodziło to tak dobrze.
Czasy szybkich i wolnych kilometrówek:
1 3:59,9
2 5:15,5
3 4:02,2
4 5:07,9
5 3:59,9
6 5:09,8
7 3:57,0
8 5:09,8
9 3:57,9
10 5:07,2
11 3:54,4
12 5:11,7
13 3:57,6
14 5:19,9
15 3:53,7
12.08 – Kolejny BS 9km, średnio 5:20min/km
14.08 – Będąc już na innej miejscówce znów na popołudniowym spacerze dostrzegłem kawałek tartanu. Rano pobiegłem tam z żoną, co dało 2,5km rozgrzewki i 3km schłodzenia.
Pomiędzy tym wykonałem testujący obecną dyspozycję bieg na dystansie 5km, poprzedzony oczywiście dokładnym (w oparciu o posiadane narzędzia) pomiarem bieżni. Ta okazała się mieć 300m nowiusieńkiego podłoża. Matma poszła w ruch, skoro tak dobrze poszło mi na kilometrówka, więc trzeba przyjąć łamanie 20min/5km. Jak to wyliczyłem nie będę już przynudzał, ale przy tej bieżni oznaczało to 72sek na okrążenie. Tych wyszło 16 i 2/3. Obrałem miejsce startu, odliczyłem wstecz 200m, pozmieniałem tarcze zegarka (nie do końca właściwie). Jeszcze pracownik porządkowy oczyścił spalinową dmuchawą trasę, nie pozostało nic innego jak ruszać. Wystartowałem, kółko za kółkiem, co któreś wyprzedzałem żonę i jeszcze dwie biegaczki. Z pomiarów interesowały mnie tylko czasy odbijanych okrążeń, 72 sekundy lub lepiej. Muszę przyznać, że znów szło doskonale, jedynie początek rozpoznawczy, reszta już niemal równiutko, jednocześnie przy liniowo narastającym zmęczeniu. Po zalapowaniu 10-go okrążenia zacząłem w głowie odliczać ostatnie 6 do końca. I tu przy ostatnim nastąpił zonk, bowiem całkowity dystans grubo nie zgadzał się, wcześniej wogóle na to nie spoglądałem. W trakcie całego biegu wizualizowałem jak to na ostatnim kółku pogonię urywając kilka sekund. Teraz natomiast mocno zdezorientowany zacząłem niby cisnąć, ale z pewną dozą nieśmiałości nie na 100%.. Dużym błędem było nie ustawienie na zegarku wyświetlania całkowitego czasu, który pozwoliłby mi się zorientować w sytuacji. Tak zastopowałem zegarek, dopiero po trzech sekundach pokazał rezultat w okolicy 18:25, nie dałem się nabrać i momentalnie ruszyłem do drugiego ataku. Ale to już nie było tak jak bym zrobił to raz a porządnie, byłem już jednak podgotowany. Uznaję to za frycowe, pierwszego startu na bieżni z własnoręcznym pomiarem. A na wynik mogło to mieć co jedynie kosmetyczny wpływ.
Nabiegałem 19:33, co uznaję za bardzo dobry rezultat w tym momencie. Ponowne bieganie po bieżni znów było fajną sprawą i doświadczeniem. Przy właściwie obranej intensywności i utrzymywaniu jej, taki bieg po prostu sam płynie bez nadmiernej potrzeby monitorowania tempa.
Natomiast ten błąd pomiaru wynikł z niepotrzebnego doliczenia pierwszych 200m i policzenie ich za okrążenie.
Tak rozkładały się czasy poszczególnych 300m, poza poz.1 (200m) i poz.16 (600m)
1 0:50,6
2 1:13,4
3 1:12,7
4 1:11,2
5 1:11,1
6 1:11,8
7 1:10,5
8 1:10,3
9 1:10,6
10 1:11,1
11 1:09,6
12 1:10,1
13 1:09,3
14 1:10,8
15 1:09,7
16 2:09,9
15.08 – Dziś po podróży powrotnej zrobiłem krótkie rozbieganie rozprostowujące kości na dystansie 5km.
Podsumowując biegowo urlop, jestem zadowolony z tych czterech udanych treningów, wyszły wręcz lepiej niż się spodziewałem. Pewnie jakaś w tym zasługa nastawienia, wchodzi lżej kiedy człowiek wie, że reszta dnia już laba. Pozostałe treningi były wypełniaczami, gdzie w żadnym stopniu nie spinałem się ich kilometrażem czy tempem. Priorytetem było wrócić przed 9-tą na rodzinne śniadanie, a wstać wcześniej by zrobić coś więcej jakoś się nie chciało. W końcu urlop, nie obóz biegowy. Też przytyłem, ale nie dużo, gdyż i tak ciągle jest za dużo.