No dobra, jedno pytanie: kiedy na jakim etapie życia zmienia się wyżej wymienionym jednostkom poziom percepcji otoczenia, sposób pojmowania i oceny rzeczywistości? Nie ma teraz pałaców królewskich i królewiczów wychowywanych i kształconych na bycie władcami (no chyba że się mylę). Ludzie ci urodzili się w Polsce, chodzili do polskich szkół, mieli i mają polskich kolegów i znajomych, w większości są wykształceni i inteligentni, mają rodziny, żony, mężów, mają dzieci chodzące do polskich szkół...mrufka pisze: (...) wszelkiej maści demagogami, inżynierami dusz czy apologetami jedynie słusznego wyznania (...) uogólniają, krzewią, szermują i manipulują, pławiąc się w samozachwycie. Nie widząc, (...) że wobec użycia przez nich nieodpowiednich środków (socjotechnicznych) wywołują w „prowadzonych na rzeź” jedynie uśmiech politowania.(...)
Że co, że w domu syn nie odważy się powiedzieć "tata, a Marcin powiedział, że jego tata powiedział, że ten twój przepis jest idiotyczny i ma go w 4 literach", a żona będzie karnie siedzieć w domu zamiast zapytać "kochanie, idę pobiegać, czy mam iść w maseczce, bo nie zapisałeś tego w rozporządzeniu"? Nikt nie zamyka się i nie jest zamykany w bunkrze bez okien na całe kadencje... No chyba, że powstaje "bunkier mentalny" - no ale kiedy i dlaczego?
Kiedy więc następuje u nich zmiana? Że co, że zdobycie władzy upośledza funkcje poznawcze? To zbyt prostacka teza. Może to kwestia specyficznej kultury i zasad panujących wśród współczesnych "władców" wszelakiego szczebla? Czy ta kultura, te zasady i zwyczaje są niepisane, ot po prostu się wykształciły i nawet zmiany "ekip" ich nie zmieniają, czy też jednak są poparte jakąś wiedzą, wiedzą udokumentowaną przez jakąś "naukę polityczną"?
Jak nauka, to socjologia więc i wspomniana socjotechnika - ale może "my rządzeni" źle to widzimy - może nie są to "nieodpowiednie środki socjotechniczne", tylko wręcz przeciwnie, są to środki "zalecane i wskazane", ale przez inną naukę, inny "odłam" socjologi, czyli np. "socjologię polityki", względnie "politologię"? Przecież politycy na coraz wyższych szczeblach, łącznie z ich partiami, mają swoich doradców od, przepraszam za wyrażenie: "public relations", a ci zapewne w większości wiedzą doskonale co to socjologia i socjotechnika...
A może młody człowiek kształcący się w dziedzinie socjologii, gdy trafia na "politologię", usłyszy: "zapomnij co słyszałeś na socjologii, bo to wiedza dla plebsu", a potem wpoi mu się, że ogłupianie, wciskanie kitu, sianie zamętu, jawna i nieukrywana demagogia, manipulacje itp, to środki polityczno-socjotechniczne właściwe, środki zalecane, a nawet środki gwarantujące utrzymanie się u władzy, i to nawet gdy z zewnątrz wydaje się, że to zupełnie nielogiczne i absurdalne.
Na razie tyle moich "wynurzeń"