mclakiewicz - Ni ma motywacji
Moderator: infernal
- mclakiewicz
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 1616
- Rejestracja: 24 lut 2013, 09:19
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
- Lokalizacja: Bytom
7,8 km, 48:12, 6:12/km.
Ehe Ehe apsik...
Dziś znowu spokojnie, tym bardziej, że po niedzieli boli prawy czworogłowy. Za duże obciążenie tej jednej nogi.
Ehe Ehe apsik...
Dziś znowu spokojnie, tym bardziej, że po niedzieli boli prawy czworogłowy. Za duże obciążenie tej jednej nogi.
- mclakiewicz
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 1616
- Rejestracja: 24 lut 2013, 09:19
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
- Lokalizacja: Bytom
8,2 km, 49:32, 6:03/km.
W czwartek trening odpuściłem. Raz, że coś średnio się czułem, katar się nasilił (trzyma mnie już z 3 tygodnie) i w gardle się zaczerwieniło, a dwa przechodzę na prace zdalną i trzeba było przygotować stanowisko domowe, a jak to zazwyczaj bywa, nie wszystko od razu zadziałało.
Dziś trochę za długo pospałem i jakoś nie miałem ochoty na bieganie. Nie mogłem opuścić drugiego treningu z rzędu, więc poszedłem poczłapać do parku. Gardło dalej drapało (spoko loko, to nie TEN wirus) więc się nie wysilałam. W trakcie zahaczyłem o siłownię w parku i zrobiłem szybkie 4 serie dipów na minutowej przerwie. Chciałem jeszcze pobiec do centrum, bo miasto wyludnione, ale zrezygnowałem z tego pomysłu.
Gdy czekałem przed domem aż garmin złapie mi satelity (a ostatnio ma z tym coraz większe problemy) uderzyła mnie cisza panująca wokół. Miasto zamarło. Słyszałem nawet stukot kół pociągu jadącego przez dworzec. Taka sytuacja.
W czwartek trening odpuściłem. Raz, że coś średnio się czułem, katar się nasilił (trzyma mnie już z 3 tygodnie) i w gardle się zaczerwieniło, a dwa przechodzę na prace zdalną i trzeba było przygotować stanowisko domowe, a jak to zazwyczaj bywa, nie wszystko od razu zadziałało.
Dziś trochę za długo pospałem i jakoś nie miałem ochoty na bieganie. Nie mogłem opuścić drugiego treningu z rzędu, więc poszedłem poczłapać do parku. Gardło dalej drapało (spoko loko, to nie TEN wirus) więc się nie wysilałam. W trakcie zahaczyłem o siłownię w parku i zrobiłem szybkie 4 serie dipów na minutowej przerwie. Chciałem jeszcze pobiec do centrum, bo miasto wyludnione, ale zrezygnowałem z tego pomysłu.
Gdy czekałem przed domem aż garmin złapie mi satelity (a ostatnio ma z tym coraz większe problemy) uderzyła mnie cisza panująca wokół. Miasto zamarło. Słyszałem nawet stukot kół pociągu jadącego przez dworzec. Taka sytuacja.
- mclakiewicz
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 1616
- Rejestracja: 24 lut 2013, 09:19
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
- Lokalizacja: Bytom
8,1 km, 50:15, 6:10/km.
We wtorek odpuściłem. Dalej katar i gardło całe czerwone, bolące. Zastanawiałem się co z tym zrobić, bo ani spray do gardła, ani strepsils nie pomagało. Wreszcie wygrzebałem kiedyś tam przepisane tabletki przeciwalergiczne. Pamiętam, że jesienią nawet były skuteczne, jednak mają poważny skutek uboczny - działają otępiająco i usypiająco (używa się ich również przed operacjami jako głupiego jasia). Zawsze wykazywałem się lekową dezynwolturą, więc wrzuciłem pigułę do paszczy i po jakichś dwóch godzinach mnie ścięło.
Spałem od 22:30 do 7 rano, rekord. Mifit pokazał mi prawie 3 godziny głębokiego snu, lepiej niż 99 procent populacji korzystającej z aplikacji. Nieźle. Zresztą cały dzień wczoraj byłem jeszcze przymulony. Dlatego wczoraj wieczorem walnąłem tylko połówkę kolejnej tabletki, ale dalej spałem jak moje pińcetplusy: twardo i ślinąc się
Dzisiaj rano gardło było zaleczone, katar zniknął. Kuracja skuteczna, ale nie polecam - zawsze konsultujcie się z lekarzem.
A sam bieg dzisiaj bez historii. Poleku, człap człap tup tup.
Jako, że wszystkie starty odwołane, zastanawiam się nad samodzielnym testem na 10 km, bo kurła chce wiedzieć na co mnie stać. Albo ta, albo następna niedziela, tylko musze fajną, w miarę płaską trase znaleźć.
Aha, neurologa mi przełożyli na czerwiec, więc dalej nie wiem co z moją nogą.
We wtorek odpuściłem. Dalej katar i gardło całe czerwone, bolące. Zastanawiałem się co z tym zrobić, bo ani spray do gardła, ani strepsils nie pomagało. Wreszcie wygrzebałem kiedyś tam przepisane tabletki przeciwalergiczne. Pamiętam, że jesienią nawet były skuteczne, jednak mają poważny skutek uboczny - działają otępiająco i usypiająco (używa się ich również przed operacjami jako głupiego jasia). Zawsze wykazywałem się lekową dezynwolturą, więc wrzuciłem pigułę do paszczy i po jakichś dwóch godzinach mnie ścięło.
Spałem od 22:30 do 7 rano, rekord. Mifit pokazał mi prawie 3 godziny głębokiego snu, lepiej niż 99 procent populacji korzystającej z aplikacji. Nieźle. Zresztą cały dzień wczoraj byłem jeszcze przymulony. Dlatego wczoraj wieczorem walnąłem tylko połówkę kolejnej tabletki, ale dalej spałem jak moje pińcetplusy: twardo i ślinąc się
Dzisiaj rano gardło było zaleczone, katar zniknął. Kuracja skuteczna, ale nie polecam - zawsze konsultujcie się z lekarzem.
A sam bieg dzisiaj bez historii. Poleku, człap człap tup tup.
Jako, że wszystkie starty odwołane, zastanawiam się nad samodzielnym testem na 10 km, bo kurła chce wiedzieć na co mnie stać. Albo ta, albo następna niedziela, tylko musze fajną, w miarę płaską trase znaleźć.
Aha, neurologa mi przełożyli na czerwiec, więc dalej nie wiem co z moją nogą.
- mclakiewicz
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 1616
- Rejestracja: 24 lut 2013, 09:19
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
- Lokalizacja: Bytom
11,1 km, 1:05:20, 5:53/ km.
Pogoda się spierdzieliła, tak wiosennie zaczął padać śnieg. Dziwi mnie to jeszcze?
Dziś atestowałem pętelkę do planowanego testu na 10 km, zależało mi na w miarę płaskiej trasie, o jak najłagodniejszych zakrętach i bez wertepów. Coś tam poplanowałem w endo, potem w koomocie, i ruszyłem w teren.
Pętelka zaczyna się (i kończy, jak to pętle) przy basenie, prowadzi przez środek parku. Pierwsze kółko wyszło 1,76 km, drugie minimalnie zmieniłem trasę i wyszło też 1,76 km ale z łagodniejszym zakrętem na początku trasy (co ciekawe to co planowałem w domu miało 1,85 km, różnica aż 100 metrów!). Będzie więc 5 kółek i szósty odcinek 1,25 km. Kiedy test? Kiedy temperatura pozwoli na wyjście w koszulce. Za tydzień chyba nie da rady.
AHA! Waga dzisiaj 96,8 kg, zawartość sadła 19,5 %.
Liczę, że do końca postu zejdzie do 18 procent.
Pogoda się spierdzieliła, tak wiosennie zaczął padać śnieg. Dziwi mnie to jeszcze?
Dziś atestowałem pętelkę do planowanego testu na 10 km, zależało mi na w miarę płaskiej trasie, o jak najłagodniejszych zakrętach i bez wertepów. Coś tam poplanowałem w endo, potem w koomocie, i ruszyłem w teren.
Pętelka zaczyna się (i kończy, jak to pętle) przy basenie, prowadzi przez środek parku. Pierwsze kółko wyszło 1,76 km, drugie minimalnie zmieniłem trasę i wyszło też 1,76 km ale z łagodniejszym zakrętem na początku trasy (co ciekawe to co planowałem w domu miało 1,85 km, różnica aż 100 metrów!). Będzie więc 5 kółek i szósty odcinek 1,25 km. Kiedy test? Kiedy temperatura pozwoli na wyjście w koszulce. Za tydzień chyba nie da rady.
AHA! Waga dzisiaj 96,8 kg, zawartość sadła 19,5 %.
Liczę, że do końca postu zejdzie do 18 procent.
- mclakiewicz
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 1616
- Rejestracja: 24 lut 2013, 09:19
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
- Lokalizacja: Bytom
8,1 km, 49:08, 6:02/km.
ijo ijo ijo... A, to nie po mnie.
Pusto wszędzie, głucho wszędzie. Zimno, wiało po nogach, bo konsekwentnie odmawiam założenia długich gaci na trening.
Bardzo lekko się biegło, gdybym pilnował tempa, mógłbym wreszcie BeeSować poniżej 6 min na kilometr. Ale dziś było tak piękne niebo nad Bytomiem, że kulałem się gapiąc się w gwiazdy. Rzadko jest taka widoczność, nieuzbrojonym okiem w centrum miasta można było dojrzeć spory kawał wszechświata. Musze kupić teleskop - od listopada go kupuję i póki co mam wiele innych rzeczy tylko nie to.
W trakcie mijały mnie różne służby, nikt sie nie czepiał, można biegać.
ijo ijo ijo... A, to nie po mnie.
Pusto wszędzie, głucho wszędzie. Zimno, wiało po nogach, bo konsekwentnie odmawiam założenia długich gaci na trening.
Bardzo lekko się biegło, gdybym pilnował tempa, mógłbym wreszcie BeeSować poniżej 6 min na kilometr. Ale dziś było tak piękne niebo nad Bytomiem, że kulałem się gapiąc się w gwiazdy. Rzadko jest taka widoczność, nieuzbrojonym okiem w centrum miasta można było dojrzeć spory kawał wszechświata. Musze kupić teleskop - od listopada go kupuję i póki co mam wiele innych rzeczy tylko nie to.
W trakcie mijały mnie różne służby, nikt sie nie czepiał, można biegać.
- mclakiewicz
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 1616
- Rejestracja: 24 lut 2013, 09:19
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
- Lokalizacja: Bytom
7,7 km, 46:00 - mniej więcej, bo garmin nie zapisał treningu. Pamiętam, że na ostatniej prostej miałem 45 i coś.
Wyszedłem na trening po robocie, uznałem, że najpierw pobiegam, potem zjem obiad. A żeby nie było latania po skupiskach ludzkich, poleciałem między pola, chaszcze i dzikie wysypiska. Ta część Bytomia nazywa się Dąbrowa Miejska, obecnie nie ma tam już prawie nic, kościół zburzono, ludzi wysiedlono, został zapadający się cmentarz i ogródki. A przed wojną znajdował się tam piękny park, z dworkiem w którym mieściła się restauracja. Piękne panie w pięknych toaletach chadzały na spacery z eleganckimi dżentelmenami.
Teraz chodzą tam również dżentelmeni, ale aby nielegalnie wysypywać gruz i opony.
Wyszedłem na trening po robocie, uznałem, że najpierw pobiegam, potem zjem obiad. A żeby nie było latania po skupiskach ludzkich, poleciałem między pola, chaszcze i dzikie wysypiska. Ta część Bytomia nazywa się Dąbrowa Miejska, obecnie nie ma tam już prawie nic, kościół zburzono, ludzi wysiedlono, został zapadający się cmentarz i ogródki. A przed wojną znajdował się tam piękny park, z dworkiem w którym mieściła się restauracja. Piękne panie w pięknych toaletach chadzały na spacery z eleganckimi dżentelmenami.
Teraz chodzą tam również dżentelmeni, ale aby nielegalnie wysypywać gruz i opony.
- mclakiewicz
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 1616
- Rejestracja: 24 lut 2013, 09:19
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
- Lokalizacja: Bytom
11,7 km, 1:11:04, 6:04/km.
Taki tam spacerek biegowy. Wybrałem się na Żabie Doły - dawno nie byłem tam biegowo. Miasto o poranku nie było jakoś wyludnione. Widać, że Bytomianie dbają o zdrowie - dezynfekują się wewnętrznie: większośc napotkanych osób kierowała się do sklepu z lekarstwami i nie chodzi tu o apteki.
Na Żabich Dołach też tłumy, wędkarze, ludzie z psami, parkingi pełne. Ja sobie pobiegłem boczkiem boczkiem, koło bunkrów, potem między chaszczami śladem starej linii kolejowej, wśród śmieci i ruin. Chciałem znaleźć pomnik poległych żołnierzy, który gdzieś tam jest skryty, ale nie znalazłem, musze wrócić z namiarem gps.
Wczoraj pomachałem trochę grabiami na działce, dzisiaj miała być powtórka, ale pogoda sie popsuła i uznałem, że nie będzie w tym przyjemności, więc odpuściłem sobie.
Waga 96 kg, 19 % sadła. Dwa tygodnie na zrzucenie jednego procenta, chyba się uda. I potem chwila przerwy w zrzucie, bo chudego twarożku mam powyżej, uszu, a uszy mam wysoko.
Taki tam spacerek biegowy. Wybrałem się na Żabie Doły - dawno nie byłem tam biegowo. Miasto o poranku nie było jakoś wyludnione. Widać, że Bytomianie dbają o zdrowie - dezynfekują się wewnętrznie: większośc napotkanych osób kierowała się do sklepu z lekarstwami i nie chodzi tu o apteki.
Na Żabich Dołach też tłumy, wędkarze, ludzie z psami, parkingi pełne. Ja sobie pobiegłem boczkiem boczkiem, koło bunkrów, potem między chaszczami śladem starej linii kolejowej, wśród śmieci i ruin. Chciałem znaleźć pomnik poległych żołnierzy, który gdzieś tam jest skryty, ale nie znalazłem, musze wrócić z namiarem gps.
Wczoraj pomachałem trochę grabiami na działce, dzisiaj miała być powtórka, ale pogoda sie popsuła i uznałem, że nie będzie w tym przyjemności, więc odpuściłem sobie.
Waga 96 kg, 19 % sadła. Dwa tygodnie na zrzucenie jednego procenta, chyba się uda. I potem chwila przerwy w zrzucie, bo chudego twarożku mam powyżej, uszu, a uszy mam wysoko.
- mclakiewicz
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 1616
- Rejestracja: 24 lut 2013, 09:19
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
- Lokalizacja: Bytom
8,1 km, 50:04, 6:10/km.
Zrobiłem sobie dwa tygodnie przerwy, sytuacja się jako tako wyklarowała, myślę można powoli wracać do tuptania, bo treningiem póki co tego nie można nazwać. Ale to nie tak, że w domu siedziałem i nic nie robiłem. Było ćwiczone, pompki, podciągania i inne takie, do tego pedałowałem na rowerku stacjonarnym (a jeszcze niedawno chciałem go sprzedać): 5 minut jazdy na rozgrzewkę, potem 5 serii ćwiczeń, w przerwach pomiędzy nimi 5 minut jazdy i na koniec jeszcze 5 minut jazdy. A w dni kiedy miałoby być bieganie robiłem "smarowanie gwintów" podciągania lub pompek. Dzięki temu poprawiłem się trochę w podciąganiu, a w pompkach wskoczyłem na kolejny krok ze "Skazanego..." - diamentowe.
Dziś wreszcie poszedłem pobiegać. Na wszelki wypadek (chociaż podobno mają nie karać) wybiegłem tylnym wyjściem, potem pomiędzy chlewikami doleciałem do takiej mało uczęszczanej bocznej ulicy i dalej między ogródkami, chaszczami i polami do obwodnicy. Tam skierowałem się pomiędzy kolejne chaszcze, jakieś nieużytki pełne śmieci i śladem starej linii kolejowej dobiegłem do granicy z Piekarami. Nawrotka przy autostradzie i drogą techniczną powrót w stronę chaszczy, i tak jak przybiegłem wróciłem do domu. Po drodze mijała mnie jakaś biegaczka, chyba moja trasa jest bardziej popularna niż mogłoby się wydawać.
Co dalej, jeszcze nie wiem, raczej na pewno będzie to zwiedzanie chaszczy.
Zrobiłem sobie dwa tygodnie przerwy, sytuacja się jako tako wyklarowała, myślę można powoli wracać do tuptania, bo treningiem póki co tego nie można nazwać. Ale to nie tak, że w domu siedziałem i nic nie robiłem. Było ćwiczone, pompki, podciągania i inne takie, do tego pedałowałem na rowerku stacjonarnym (a jeszcze niedawno chciałem go sprzedać): 5 minut jazdy na rozgrzewkę, potem 5 serii ćwiczeń, w przerwach pomiędzy nimi 5 minut jazdy i na koniec jeszcze 5 minut jazdy. A w dni kiedy miałoby być bieganie robiłem "smarowanie gwintów" podciągania lub pompek. Dzięki temu poprawiłem się trochę w podciąganiu, a w pompkach wskoczyłem na kolejny krok ze "Skazanego..." - diamentowe.
Dziś wreszcie poszedłem pobiegać. Na wszelki wypadek (chociaż podobno mają nie karać) wybiegłem tylnym wyjściem, potem pomiędzy chlewikami doleciałem do takiej mało uczęszczanej bocznej ulicy i dalej między ogródkami, chaszczami i polami do obwodnicy. Tam skierowałem się pomiędzy kolejne chaszcze, jakieś nieużytki pełne śmieci i śladem starej linii kolejowej dobiegłem do granicy z Piekarami. Nawrotka przy autostradzie i drogą techniczną powrót w stronę chaszczy, i tak jak przybiegłem wróciłem do domu. Po drodze mijała mnie jakaś biegaczka, chyba moja trasa jest bardziej popularna niż mogłoby się wydawać.
Co dalej, jeszcze nie wiem, raczej na pewno będzie to zwiedzanie chaszczy.
-
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 362
- Rejestracja: 22 lut 2020, 08:40
- Życiówka na 10k: 42:00
- Życiówka w maratonie: 3:28:00
Biegasz powinien regularnie wykonywać trening z wlasnym ciężarem ciala badz z zewnetrzym obciążeniem.mclakiewicz pisze:8,1 km, 50:04, 6:10/km.
Zrobiłem sobie dwa tygodnie przerwy, sytuacja się jako tako wyklarowała, myślę można powoli wracać do tuptania, bo treningiem póki co tego nie można nazwać. Ale to nie tak, że w domu siedziałem i nic nie robiłem. Było ćwiczone, pompki, podciągania i inne takie, do tego pedałowałem na rowerku stacjonarnym (a jeszcze niedawno chciałem go sprzedać): 5 minut jazdy na rozgrzewkę, potem 5 serii ćwiczeń, w przerwach pomiędzy nimi 5 minut jazdy i na koniec jeszcze 5 minut jazdy. A w dni kiedy miałoby być bieganie robiłem "smarowanie gwintów" podciągania lub pompek. Dzięki temu poprawiłem się trochę w podciąganiu, a w pompkach wskoczyłem na kolejny krok ze "Skazanego..." - diamentowe.
Dziś wreszcie poszedłem pobiegać. Na wszelki wypadek (chociaż podobno mają nie karać) wybiegłem tylnym wyjściem, potem pomiędzy chlewikami doleciałem do takiej mało uczęszczanej bocznej ulicy i dalej między ogródkami, chaszczami i polami do obwodnicy. Tam skierowałem się pomiędzy kolejne chaszcze, jakieś nieużytki pełne śmieci i śladem starej linii kolejowej dobiegłem do granicy z Piekarami. Nawrotka przy autostradzie i drogą techniczną powrót w stronę chaszczy, i tak jak przybiegłem wróciłem do domu. Po drodze mijała mnie jakaś biegaczka, chyba moja trasa jest bardziej popularna niż mogłoby się wydawać.
Co dalej, jeszcze nie wiem, raczej na pewno będzie to zwiedzanie chaszczy.
To nie tylko w czasie przerwy.
Wysłane z mojego DUK-L09 .
- mclakiewicz
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 1616
- Rejestracja: 24 lut 2013, 09:19
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
- Lokalizacja: Bytom
7,4 km, 45:00, 6:07/km.
Zeszły tydzień trochę się obsrał. Po poniedziałkowym bieganiu przyszło jakieś osłabienie, we wtorek sie pogłębiło - podczas treningu w domu po 4. serii ćwiczeń opadłem z sił i dałem se siana. Srode i czwartek byłem zamulony, bez serc, bez ducha... Dopiero w piątek udało się nie spaść z drążka.
Co było przyczyną? Jestem przekonany, że błędy żywieniowe. Od lutego do świąt byłem w trakcie postu/redukcji. Zjechałem ze 101,5 kg i 21,7 % tłuszczu na 94,1 kg i 18,2 %. I tu powinienem wejść na zero kaloryczne. A ja od razu wszedłem na masowanie, z deficytu 500 kcal na nadwyżkę 500 kcal i organizm dostał jebla.
Cóż, uczmy się cały czas.
Dziś już spokojnie wyszedłem pobiegać, chociaż trochę ciężki po obiedzie (przypominam, 500 kcal nadwyżki). Na gębie cieniutki komin (kiedyś były takie w auchanie po 3 zł, kilka kupiłem dziś są jak znalazł), w ogóle nie czułem dyskomfortu w trakcie biegania, jedynie trochę opadał więc trzeba było co chwile poprawiać.
Zeszły tydzień trochę się obsrał. Po poniedziałkowym bieganiu przyszło jakieś osłabienie, we wtorek sie pogłębiło - podczas treningu w domu po 4. serii ćwiczeń opadłem z sił i dałem se siana. Srode i czwartek byłem zamulony, bez serc, bez ducha... Dopiero w piątek udało się nie spaść z drążka.
Co było przyczyną? Jestem przekonany, że błędy żywieniowe. Od lutego do świąt byłem w trakcie postu/redukcji. Zjechałem ze 101,5 kg i 21,7 % tłuszczu na 94,1 kg i 18,2 %. I tu powinienem wejść na zero kaloryczne. A ja od razu wszedłem na masowanie, z deficytu 500 kcal na nadwyżkę 500 kcal i organizm dostał jebla.
Cóż, uczmy się cały czas.
Dziś już spokojnie wyszedłem pobiegać, chociaż trochę ciężki po obiedzie (przypominam, 500 kcal nadwyżki). Na gębie cieniutki komin (kiedyś były takie w auchanie po 3 zł, kilka kupiłem dziś są jak znalazł), w ogóle nie czułem dyskomfortu w trakcie biegania, jedynie trochę opadał więc trzeba było co chwile poprawiać.
- mclakiewicz
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 1616
- Rejestracja: 24 lut 2013, 09:19
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
- Lokalizacja: Bytom
5,6 km, 52:41....
Dziś to było truchtanie rekreacyjne. Młoda dostała nowy rower i pojechaliśmy go przetestować. To znaczy ja biegłem obok.
W parku w pierony ludzi, prawie wszyscy w maseczkach. Fajna pogoda.
Dziś to było truchtanie rekreacyjne. Młoda dostała nowy rower i pojechaliśmy go przetestować. To znaczy ja biegłem obok.
W parku w pierony ludzi, prawie wszyscy w maseczkach. Fajna pogoda.
- mclakiewicz
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 1616
- Rejestracja: 24 lut 2013, 09:19
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
- Lokalizacja: Bytom
Dziś rower 25,7 km, 1:38:28.
Zamiast biegania wybrałem dziś pedałowanie do Swierklańca. Chciałem zobaczyć nową drogę rowerową jaką zrobili z Piekar do zalewu, oraz ile jest wody przy tej suszy w zbiorniku. No i można by powiedzieć, jaka susza? W zbiorniku na zaporze wody pod dostatkiem, a ze stawu w parku woda prawie wylewa się na łąkę.
Kolarz ze mnie marny, więc kulałem sie powolutku, dupa bolała odzwyczajona od siodełka, rowerowanie to nie mój sport.
Zamiast biegania wybrałem dziś pedałowanie do Swierklańca. Chciałem zobaczyć nową drogę rowerową jaką zrobili z Piekar do zalewu, oraz ile jest wody przy tej suszy w zbiorniku. No i można by powiedzieć, jaka susza? W zbiorniku na zaporze wody pod dostatkiem, a ze stawu w parku woda prawie wylewa się na łąkę.
Kolarz ze mnie marny, więc kulałem sie powolutku, dupa bolała odzwyczajona od siodełka, rowerowanie to nie mój sport.
- mclakiewicz
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 1616
- Rejestracja: 24 lut 2013, 09:19
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
- Lokalizacja: Bytom
7,4 km, 42:58, 5:49/km.
Po raz pierwszy od dawna bieganie poranne. Wstałem przed 6:00, trochę z sobą walcząc, ale w końcu "obowiązek" wygrał i zwlekłem się z łóżka. Rano jest sztywniej. Nawet lekka rozgrzewka w domu nie pomogła. Tym bardziej się zdziwiłem, że pierwsze 3 kilometry weszły poniżej 5:50, a ten trzeci to już w ogóle, bo 5:34.
No, ale potem się coś popsuło, poczułem w brzuchu zjedzoną wczoraj wieczorem niespodziankę serową i takie łomotanie w jelitach spowolniło moje zapędy.
Wieczorem zaliczyłem jeszcze trening w domu. Jadę teraz wg rozpiski z reddita, gdzie w jednej, godzinnej sesji są i pompki, i dwa rodzaje podciągania, L-sit, przysiady, dipy, zwis, stanie na rękach, trzy rodzaje planków i jeszcze parę innych ćwiczeń... ufff... Po zakończeniu czuć całe ciało. A że po południu zeżarłem pączka i trzy mini tarty z serem i makiem, czułem się dodatkowo ociężały i szło to wszystko jak po grudzie.
Po raz pierwszy od dawna bieganie poranne. Wstałem przed 6:00, trochę z sobą walcząc, ale w końcu "obowiązek" wygrał i zwlekłem się z łóżka. Rano jest sztywniej. Nawet lekka rozgrzewka w domu nie pomogła. Tym bardziej się zdziwiłem, że pierwsze 3 kilometry weszły poniżej 5:50, a ten trzeci to już w ogóle, bo 5:34.
No, ale potem się coś popsuło, poczułem w brzuchu zjedzoną wczoraj wieczorem niespodziankę serową i takie łomotanie w jelitach spowolniło moje zapędy.
Wieczorem zaliczyłem jeszcze trening w domu. Jadę teraz wg rozpiski z reddita, gdzie w jednej, godzinnej sesji są i pompki, i dwa rodzaje podciągania, L-sit, przysiady, dipy, zwis, stanie na rękach, trzy rodzaje planków i jeszcze parę innych ćwiczeń... ufff... Po zakończeniu czuć całe ciało. A że po południu zeżarłem pączka i trzy mini tarty z serem i makiem, czułem się dodatkowo ociężały i szło to wszystko jak po grudzie.
- mclakiewicz
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 1616
- Rejestracja: 24 lut 2013, 09:19
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
- Lokalizacja: Bytom
7,4 km, 42:47, 5:48/km.
Nadal takie biegowe pitu-pitu. Odkąd poodwoływano zawody chyba straciłem motywację. Teraz miałbym za sobą dwie dychy, rajd miejski i kombinowałbym na połówką, a tak to kombinuje nad połówką, ale taką płynną.
Wieczorem wpadł jeszcze domowy wu-ef, w międzyczasie rozlałem do butelek piwo - 55 flaszek AIPA , gdzieś mi wsiąknął cukromierz, więc mam nadzieję, że odfermentowało dobrze i nie będzie granatów. Do tego nastawiłem pierwszy raz w życiu zaczyn na chleb i skleiłem silnik do papierowego szmatolota z trzeciego reichu. Intensywny to był dzień.
Nadal takie biegowe pitu-pitu. Odkąd poodwoływano zawody chyba straciłem motywację. Teraz miałbym za sobą dwie dychy, rajd miejski i kombinowałbym na połówką, a tak to kombinuje nad połówką, ale taką płynną.
Wieczorem wpadł jeszcze domowy wu-ef, w międzyczasie rozlałem do butelek piwo - 55 flaszek AIPA , gdzieś mi wsiąknął cukromierz, więc mam nadzieję, że odfermentowało dobrze i nie będzie granatów. Do tego nastawiłem pierwszy raz w życiu zaczyn na chleb i skleiłem silnik do papierowego szmatolota z trzeciego reichu. Intensywny to był dzień.