Siedlak vs. Maraton 2:55
Moderator: infernal
-
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 4871
- Rejestracja: 22 lis 2017, 14:58
- Życiówka na 10k: 37:59
- Życiówka w maratonie: 2:59:13
- Lokalizacja: Tychy
Tydzień 6 łącznie 50,5km waga 63,7kg
Poniedziałek: WB1 12km w 4:40 na 130(74%)
Rano czułem się słabo przez przeziębienie ale z czasem puszczało. Zastanawiałem się czy nie odpuścić ale zdecydowałem się zrobić kilka spokojnych kilometrów. Z pogodą trafiłem cud. Sabina papieprzała cały dzień że hej. Do 16 30 na spacerze z psem wiało i kapało jakieś gówno z nieba.
Wróciłem do domu coś tam ogarnąłem, spakowałem się na siłownie, wychodzę do auta a tu @#$%^ cisza. Czyste niebo i prawie zero wiatru. Postałem 3 minuty, żeby się upewnić czy nie śnię potem wróciłem do domu przebrałem się i biegnę. Super bieganie. Nawet się zastanawiałem czy nie dorobić kilka kilometrów ale na 12 tym zaczęło znowu mocno wiać więc skończyłem bo trochę spocony byłem. Nie wiem co to było z tą pogodą. Chyba oko cyklonu.
Środa: WB1 20km w 4:36 w tym 5x200m. na średnim 135(77%)
Na szczęście po przeziębieniu nie było już śladu. Uff, kula przeszła mi koło skroni.
„Mocny” pierwszy zakres. Szło jak zwykle po 4:40 ale 5x200 co około 3,8km na końcówce mojego niby podbiegu podbiło średnie tempo. Puls na progu tlenowym.
Tak jak w poniedziałek miałem szczęście z pogodą tak teraz dopieprzyło. !@#$% zimny wiatr. Na osłoniętych odcinkach ściągałem komin z szyi i rozpinałem bluzę bo mi się gorąco robiło. Pod wiatr, straszna pizgawica. Im dalej w las i bardziej spocony tym gorzej. Miałem wrażenie, że uda trzymam w lodówce. Mimo tego, weszło wszystko bez problemu. Puls równiutko, zero dryftu.
Ze względu na dystans, przyspieszenia i przede wszystkim pogodę, można uznać że to był lekki akcent.
Piątek: Akcent 6x2km na 150bpm przerwa 500m(3minuty trucht)
Przez cały dzień była fajna pogoda ale na ICM pokazywali, ze koło 17 ma zacząć padać do około 19.
I tak też było. Musiałem czekać. Nie chciałem biegać w deszczu. Czekałem, czekałem i się nudziłem. Z nudów sprawdziłem jaki mam puls podczas takiego czekania. 45bpm. Ciekawe jaki jest spoczynkowy.
Info co mam biegać dostałem już w czwartek. Byłem napalony na ten trening ale też się go bałem.
Pamiętam jaką orkę miałem w listopadzie przed zawodami na 10km. 5x2km w 3:50 na 5min30s przerwa. Wtedy to była masakra mimo ze to zamknąłem.
Teraz dostałem inaczej bo rozpisany na puls(kto biega interwały na puls? ) teoretycznie prób mam na 152 czyli bieganie miało być zaraz pod progiem.
Przed 19 odpuściło. Biegałem wszystko na 630m pętli wokół osiedlowego stawu. Płasko.
Pogoda zajebista. Na zegarku ustawiłem tylko puls, żeby nic mnie nie rozpraszało. 2km rozgrzewka i jedziemy z tematem. Pierwsze powtórzenie tak jakoś nijak ale potem szło. Z powtórzenia na powtórzenie coraz lepiej. Na ostatnim czułem już zmęczenie ale żadnych problemów. Mogłbym dokręcić jeszcze jedno a do zajebanie dwa. Puls na przerwach błyskawicznie w dół. Puls na powtórzeniach równiutko 150 +/-2bpm Tak to szło;
1) 2km - 4:09 na 148 średni
2) 2km -4:04 na 148
3) 2km - 4:02 na 149
4) 2km – 4:00 na 148
5) 2km – 4:00 na 149
6) 2km – 3:59 na 148
Sobota: siła FULL, aż mnie uda piekły. Wczoraj zabetonowane nogi, dzisiaj już dużo lepiej ale dalej w udach czuję siłę nałożoną na piątkowy akcent.
Podsumowanie tygodnia: Uniknąłem większych problemów ze zdrowiem. Pierwszy raz w przygotowaniach do maratonu kierownik dał mi taki trening jak w piątek. Krótszych interwałów jak 4x5km nigdy nie miałem. Powiedział, że będą zmiany i są.
Forma? Idzie w górę. Moje progowe tempo jest chyba gdzieś pomiędzy 4:05-4:00
Chyba nie jest źle. Poniżej wykresy z piątku
Poniedziałek: WB1 12km w 4:40 na 130(74%)
Rano czułem się słabo przez przeziębienie ale z czasem puszczało. Zastanawiałem się czy nie odpuścić ale zdecydowałem się zrobić kilka spokojnych kilometrów. Z pogodą trafiłem cud. Sabina papieprzała cały dzień że hej. Do 16 30 na spacerze z psem wiało i kapało jakieś gówno z nieba.
Wróciłem do domu coś tam ogarnąłem, spakowałem się na siłownie, wychodzę do auta a tu @#$%^ cisza. Czyste niebo i prawie zero wiatru. Postałem 3 minuty, żeby się upewnić czy nie śnię potem wróciłem do domu przebrałem się i biegnę. Super bieganie. Nawet się zastanawiałem czy nie dorobić kilka kilometrów ale na 12 tym zaczęło znowu mocno wiać więc skończyłem bo trochę spocony byłem. Nie wiem co to było z tą pogodą. Chyba oko cyklonu.
Środa: WB1 20km w 4:36 w tym 5x200m. na średnim 135(77%)
Na szczęście po przeziębieniu nie było już śladu. Uff, kula przeszła mi koło skroni.
„Mocny” pierwszy zakres. Szło jak zwykle po 4:40 ale 5x200 co około 3,8km na końcówce mojego niby podbiegu podbiło średnie tempo. Puls na progu tlenowym.
Tak jak w poniedziałek miałem szczęście z pogodą tak teraz dopieprzyło. !@#$% zimny wiatr. Na osłoniętych odcinkach ściągałem komin z szyi i rozpinałem bluzę bo mi się gorąco robiło. Pod wiatr, straszna pizgawica. Im dalej w las i bardziej spocony tym gorzej. Miałem wrażenie, że uda trzymam w lodówce. Mimo tego, weszło wszystko bez problemu. Puls równiutko, zero dryftu.
Ze względu na dystans, przyspieszenia i przede wszystkim pogodę, można uznać że to był lekki akcent.
Piątek: Akcent 6x2km na 150bpm przerwa 500m(3minuty trucht)
Przez cały dzień była fajna pogoda ale na ICM pokazywali, ze koło 17 ma zacząć padać do około 19.
I tak też było. Musiałem czekać. Nie chciałem biegać w deszczu. Czekałem, czekałem i się nudziłem. Z nudów sprawdziłem jaki mam puls podczas takiego czekania. 45bpm. Ciekawe jaki jest spoczynkowy.
Info co mam biegać dostałem już w czwartek. Byłem napalony na ten trening ale też się go bałem.
Pamiętam jaką orkę miałem w listopadzie przed zawodami na 10km. 5x2km w 3:50 na 5min30s przerwa. Wtedy to była masakra mimo ze to zamknąłem.
Teraz dostałem inaczej bo rozpisany na puls(kto biega interwały na puls? ) teoretycznie prób mam na 152 czyli bieganie miało być zaraz pod progiem.
Przed 19 odpuściło. Biegałem wszystko na 630m pętli wokół osiedlowego stawu. Płasko.
Pogoda zajebista. Na zegarku ustawiłem tylko puls, żeby nic mnie nie rozpraszało. 2km rozgrzewka i jedziemy z tematem. Pierwsze powtórzenie tak jakoś nijak ale potem szło. Z powtórzenia na powtórzenie coraz lepiej. Na ostatnim czułem już zmęczenie ale żadnych problemów. Mogłbym dokręcić jeszcze jedno a do zajebanie dwa. Puls na przerwach błyskawicznie w dół. Puls na powtórzeniach równiutko 150 +/-2bpm Tak to szło;
1) 2km - 4:09 na 148 średni
2) 2km -4:04 na 148
3) 2km - 4:02 na 149
4) 2km – 4:00 na 148
5) 2km – 4:00 na 149
6) 2km – 3:59 na 148
Sobota: siła FULL, aż mnie uda piekły. Wczoraj zabetonowane nogi, dzisiaj już dużo lepiej ale dalej w udach czuję siłę nałożoną na piątkowy akcent.
Podsumowanie tygodnia: Uniknąłem większych problemów ze zdrowiem. Pierwszy raz w przygotowaniach do maratonu kierownik dał mi taki trening jak w piątek. Krótszych interwałów jak 4x5km nigdy nie miałem. Powiedział, że będą zmiany i są.
Forma? Idzie w górę. Moje progowe tempo jest chyba gdzieś pomiędzy 4:05-4:00
Chyba nie jest źle. Poniżej wykresy z piątku
Nie masz wymaganych uprawnień, aby zobaczyć pliki załączone do tego posta.
viewtopic.php?f=28&t=58398 Komentarze
-
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 4871
- Rejestracja: 22 lis 2017, 14:58
- Życiówka na 10k: 37:59
- Życiówka w maratonie: 2:59:13
- Lokalizacja: Tychy
Dostałem zmiany w ćwiczeniach siły, mianowicie:
1. Stawanie na palcach na dwóch nogach z obciążeniem 21kg, mam zamienić na stawanie na palcach na jednej nodze na podwyższeniu z takim obciążeniem żeby robić 3 serie po max 12 powtórzeń na 2minuty przerwa.
Dotychczas robiłem we wtorek, czwartak i sobotę teraz sobotę, kiedy robię kilka innych siłowych ćwiczeń mam odpuścić.
2. Koniec z przysiadem bułgarskim. Zamiast tego jedna seria zakroków po 10 powtórzeń + 2 serie po 6 powtórzeń na 3 minuty przerwa tego: https://m.youtube.com/watch?v=Tivrc9UhELc
(oczywiście bez tych łańcuchów )
Te ćwiczenia w sobotę razem z innymi
1. Stawanie na palcach na dwóch nogach z obciążeniem 21kg, mam zamienić na stawanie na palcach na jednej nodze na podwyższeniu z takim obciążeniem żeby robić 3 serie po max 12 powtórzeń na 2minuty przerwa.
Dotychczas robiłem we wtorek, czwartak i sobotę teraz sobotę, kiedy robię kilka innych siłowych ćwiczeń mam odpuścić.
2. Koniec z przysiadem bułgarskim. Zamiast tego jedna seria zakroków po 10 powtórzeń + 2 serie po 6 powtórzeń na 3 minuty przerwa tego: https://m.youtube.com/watch?v=Tivrc9UhELc
(oczywiście bez tych łańcuchów )
Te ćwiczenia w sobotę razem z innymi
viewtopic.php?f=28&t=58398 Komentarze
-
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 4871
- Rejestracja: 22 lis 2017, 14:58
- Życiówka na 10k: 37:59
- Życiówka w maratonie: 2:59:13
- Lokalizacja: Tychy
Tydzień 7 łącznie 59km
Poniedziałek: 2km BS + 3 x 20min 4:15/P 5min na130.
Od rana wiedziałem, że będzie nieciekawie. W sobotę robiąc siłę dowaliłem w nogi na maxa po piątkowym akcencie. Uda ubite, nie zregenerowane. Na rozgrzewce tylko upewniłem się, że nie ma z czego robić akcentu.
Pierwsze powtórzenie tempo, drugie ciężko a trzecie bardzo ciężko ale mimo to do końca równo. Pulsu nie widziałem, byłem pewny że będzie dryf a tu @#$%^ Wszystko równo na 146.
Puls podobny do piątkowego a tempo 15s wolniejsze. Mimo to jestem mega zadowolony że na takich chujowych nogach to zrobiłem bez zajezdni.
Środa 18km w 5:00 na 122(69%)
Pogoda do dupy. Silny wiatr i deszcz. Postanowiłem to poklepać na mechaniku.
Rekordowo niski puls do tempa jeśli chodzi o bieganie na bieżni w gorącym pomieszczeniu.
Kilka uszczypliwości dostałem na connect od kolegów na temat biegania na bieżni mechanicznej
Piątek: 2km BS + 8x30s/30 + 19km WB2 (135-140)
Nigdy nie robiłem takiego treningu. Wytyczne dostałem że 30s przyspieszenia mam zrobić bardzo mocno na 95%możliwości i tak też zrobiłem. przerwy w marszu.
Przed treningiem nogi miałem świeże i byłem pewien że trening pyknę z palcem w dupie. Moja pewność na pewien czas zniknęła po zrobieniu przyspieszeń bo nogi już całkiem inaczej „wyglądały” No nic, od razu po „szybkiej” części ruszam robić WB2.
Pierwszy kilometr wolno na około 4:45 puls pod 140 więc czekam aż nogi i serce dojdą do siebie. Kolejne dwa kilometry też wolno ale pomału przyspieszam. Od około 5 km już szło jak marzenie.
Miałem w zegarku ustawiony alarm na widełkach 135-140 więc puls pod stałą kontrolą. Cały czas nakręcałem się biegiem. Biegłem coraz szybciej na stałym pulsie. Niestety od około 15km zaczął boleć mnie brzuch. Zaraz potem skurcze i zajebisty ucisk na dwójkę. Postanowiłem uciekać do domu.
Skróciłem o kilometr bo bym nie dowiózł i wyszło 18km w w 4:23 na 138(78%). Ostatnie 2 kilometry popędzane sraczką szły po 4:16-4:12 ale puls kontrolowałem
Pomijając problemy ze sraczką super trening. Biegane lekko z dużym zapasem.
Podsumowanie tygodnia: Pomału do przodu. Kierownik spokojnie mnie podbija i to mi się bardzo podoba. Niektórzy koledzy szykujący się na sub3 śmigają już na lajcie 14km ciągłe w 4:15. Ja jeszcze tego nie robiłem. Przyjdzie i na takie bieganie czas.
Myślę, że 4:23 to teraz moje realne TM w warunkach idealnych, czyli w takich jakie miałem w piątek.
Poniedziałek: 2km BS + 3 x 20min 4:15/P 5min na130.
Od rana wiedziałem, że będzie nieciekawie. W sobotę robiąc siłę dowaliłem w nogi na maxa po piątkowym akcencie. Uda ubite, nie zregenerowane. Na rozgrzewce tylko upewniłem się, że nie ma z czego robić akcentu.
Pierwsze powtórzenie tempo, drugie ciężko a trzecie bardzo ciężko ale mimo to do końca równo. Pulsu nie widziałem, byłem pewny że będzie dryf a tu @#$%^ Wszystko równo na 146.
Puls podobny do piątkowego a tempo 15s wolniejsze. Mimo to jestem mega zadowolony że na takich chujowych nogach to zrobiłem bez zajezdni.
Środa 18km w 5:00 na 122(69%)
Pogoda do dupy. Silny wiatr i deszcz. Postanowiłem to poklepać na mechaniku.
Rekordowo niski puls do tempa jeśli chodzi o bieganie na bieżni w gorącym pomieszczeniu.
Kilka uszczypliwości dostałem na connect od kolegów na temat biegania na bieżni mechanicznej
Piątek: 2km BS + 8x30s/30 + 19km WB2 (135-140)
Nigdy nie robiłem takiego treningu. Wytyczne dostałem że 30s przyspieszenia mam zrobić bardzo mocno na 95%możliwości i tak też zrobiłem. przerwy w marszu.
Przed treningiem nogi miałem świeże i byłem pewien że trening pyknę z palcem w dupie. Moja pewność na pewien czas zniknęła po zrobieniu przyspieszeń bo nogi już całkiem inaczej „wyglądały” No nic, od razu po „szybkiej” części ruszam robić WB2.
Pierwszy kilometr wolno na około 4:45 puls pod 140 więc czekam aż nogi i serce dojdą do siebie. Kolejne dwa kilometry też wolno ale pomału przyspieszam. Od około 5 km już szło jak marzenie.
Miałem w zegarku ustawiony alarm na widełkach 135-140 więc puls pod stałą kontrolą. Cały czas nakręcałem się biegiem. Biegłem coraz szybciej na stałym pulsie. Niestety od około 15km zaczął boleć mnie brzuch. Zaraz potem skurcze i zajebisty ucisk na dwójkę. Postanowiłem uciekać do domu.
Skróciłem o kilometr bo bym nie dowiózł i wyszło 18km w w 4:23 na 138(78%). Ostatnie 2 kilometry popędzane sraczką szły po 4:16-4:12 ale puls kontrolowałem
Pomijając problemy ze sraczką super trening. Biegane lekko z dużym zapasem.
Podsumowanie tygodnia: Pomału do przodu. Kierownik spokojnie mnie podbija i to mi się bardzo podoba. Niektórzy koledzy szykujący się na sub3 śmigają już na lajcie 14km ciągłe w 4:15. Ja jeszcze tego nie robiłem. Przyjdzie i na takie bieganie czas.
Myślę, że 4:23 to teraz moje realne TM w warunkach idealnych, czyli w takich jakie miałem w piątek.
viewtopic.php?f=28&t=58398 Komentarze
-
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 4871
- Rejestracja: 22 lis 2017, 14:58
- Życiówka na 10k: 37:59
- Życiówka w maratonie: 2:59:13
- Lokalizacja: Tychy
Tydzień 8 łącznie 61,2km
Poniedziałek: 2kmBS + 5 x 10minut 4:10 na 5min przerwa w biegu 4:50.
Mocny trening. Oryginalnie dostałem 4x5minut z opcją, że jak będzie duży zapas to mam zrobić piąte powtórzenie. Oczywiście z góry założyłem, ze będzie bardzo łatwo i od razu w zegarku ustawiłem piąte powtórzenie. Wcale bardzo łatwo nie było. Uda jak zawsze po sobotniej sile ubite. Szło dobrze, pod kontrolą ale trzeba było mocno pracować. Gdybym nie miał wbitych w zegarek 5 powtórzeń to nie wiem czy był robił piąte. Na oko prosty trening ale haczyk był w przerwach, które miałem robić na progu tlenowym(135bpm) wychodziło po 4:50 i nie czułem, żebym porządnie odpoczywał.
Generalnie zrobione idealnie równo, każde powtórzenie po 4:09 czyli 2,41km. Puls na szybkich odcinkach 148-149(85%)
Środa: 18km w 4:32 na średnim 133(76%) w tym 5x200m mocno na delikatnych podbiegach.
Kierownik wysłał info ze mam to biec na progu tlenowym 135bpm, oczywiście poza przyspieszeniami.
Czułem jeszcze nogi po poniedziałku i biegłem na trochę niższym pulsie a i tak tempo wyszło zajebiste jak na taki pulsik. Ten średni puls 133 to łącznie z przyspieszeniami na których dobijałem do 150-152. Wyszedł miły akcencik. Kończąc zastanawiałem się czy to wszystko zregeneruję do piątku, bo dostałem info od kierownika, że zaczynamy dokładać do pieca.
Piątek: Kobyłka 24km w 4:23 na średnim pulsie 139(79%)
Wlazło bez mrugnięcia okiem!!! Oryginalnie miałem biec pomiędzy 4:30-4:25 ale szło mega lekko i na !@#$% niskim pulsie.
Na płaskim leciałem na 135. Cały czas zaciągnięty hamulec, Co chwilę łapałem się że biegnę zbyt szybko. Na 15km miałem średnią 4:22. Trzeba było odpuścić mocniej.
Jakieś zmęczenie zaczęło wychodzić od 20km. Generalnie super trening, do tego idealna pogoda. Około 3-4C i prawie zero wiatru.
Może troszeczkę ten trening przewiozłem ale weszło !@#$%.
Sobota – jak zawsze siła w domu.
Podsumowanie tygodnia: Jestem bardzo zadowolony. Jest cały czas spokojny progres. Chyba idealnie.
Zostało 5 tygodni bardzo mocnych treningów. Już kierownik zapowiedział, że będzie ogień. Z tygodniowym przebiegiem weszliśmy ponad 60km czyli średnio 20km na trening.
Na ten moment czuję się na siłach biec sub 3:05.
Poniżej wykres pulsu i tempa z piątku
Poniedziałek: 2kmBS + 5 x 10minut 4:10 na 5min przerwa w biegu 4:50.
Mocny trening. Oryginalnie dostałem 4x5minut z opcją, że jak będzie duży zapas to mam zrobić piąte powtórzenie. Oczywiście z góry założyłem, ze będzie bardzo łatwo i od razu w zegarku ustawiłem piąte powtórzenie. Wcale bardzo łatwo nie było. Uda jak zawsze po sobotniej sile ubite. Szło dobrze, pod kontrolą ale trzeba było mocno pracować. Gdybym nie miał wbitych w zegarek 5 powtórzeń to nie wiem czy był robił piąte. Na oko prosty trening ale haczyk był w przerwach, które miałem robić na progu tlenowym(135bpm) wychodziło po 4:50 i nie czułem, żebym porządnie odpoczywał.
Generalnie zrobione idealnie równo, każde powtórzenie po 4:09 czyli 2,41km. Puls na szybkich odcinkach 148-149(85%)
Środa: 18km w 4:32 na średnim 133(76%) w tym 5x200m mocno na delikatnych podbiegach.
Kierownik wysłał info ze mam to biec na progu tlenowym 135bpm, oczywiście poza przyspieszeniami.
Czułem jeszcze nogi po poniedziałku i biegłem na trochę niższym pulsie a i tak tempo wyszło zajebiste jak na taki pulsik. Ten średni puls 133 to łącznie z przyspieszeniami na których dobijałem do 150-152. Wyszedł miły akcencik. Kończąc zastanawiałem się czy to wszystko zregeneruję do piątku, bo dostałem info od kierownika, że zaczynamy dokładać do pieca.
Piątek: Kobyłka 24km w 4:23 na średnim pulsie 139(79%)
Wlazło bez mrugnięcia okiem!!! Oryginalnie miałem biec pomiędzy 4:30-4:25 ale szło mega lekko i na !@#$% niskim pulsie.
Na płaskim leciałem na 135. Cały czas zaciągnięty hamulec, Co chwilę łapałem się że biegnę zbyt szybko. Na 15km miałem średnią 4:22. Trzeba było odpuścić mocniej.
Jakieś zmęczenie zaczęło wychodzić od 20km. Generalnie super trening, do tego idealna pogoda. Około 3-4C i prawie zero wiatru.
Może troszeczkę ten trening przewiozłem ale weszło !@#$%.
Sobota – jak zawsze siła w domu.
Podsumowanie tygodnia: Jestem bardzo zadowolony. Jest cały czas spokojny progres. Chyba idealnie.
Zostało 5 tygodni bardzo mocnych treningów. Już kierownik zapowiedział, że będzie ogień. Z tygodniowym przebiegiem weszliśmy ponad 60km czyli średnio 20km na trening.
Na ten moment czuję się na siłach biec sub 3:05.
Poniżej wykres pulsu i tempa z piątku
Nie masz wymaganych uprawnień, aby zobaczyć pliki załączone do tego posta.
viewtopic.php?f=28&t=58398 Komentarze
-
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 4871
- Rejestracja: 22 lis 2017, 14:58
- Życiówka na 10k: 37:59
- Życiówka w maratonie: 2:59:13
- Lokalizacja: Tychy
Tydzień 9 Łącznie 62,7km
Poniedziałek 30minu w 4:30 + 10 x 1km (3:55-3:58) P’500m(2min50-2min55)
Oczywiście jak to w poniedziałek siedziała w nogach siła z soboty nałożona na piątkowy akcent. Do tego „rozgrzewka” 6,7km w tempie 4:30 też nie pomogła.
Na piątkowych nogach robię taki trening z zamkniętymi oczami a tak trzeba było mocno pracować.
Ciężko ale pod kontrolą. Wszystkie powtórzenia równo Mógłbym zrobić jeszcze jedno powtórzenie a do zajebania może dwa. Od początku ciężkie nogi.
Z pulsem dobijałem do 156-158 czyli 89-90%
Środa: 12km regeneracyjnie w tempie 5:10 na 114. Sochers, umiesz tak? (65%)
Piątek: 23km w 4:30 na 139(79%) + 5km w 4:18 na 151(86%)
W czwartek źle się czułem, brało mnie przeziębienie. Zabiłem dziadostwo 6 aspirynami.
W piątek samopoczucie przed biegiem niby ok ale w trakcie od razu wylazło że do końca nie jest OK. Do tego wiatr. Nie mocny ale wyraźny, wkurwiajacy i zabierający powoli siły.
Tak wiało, że 3 i 4km każdego 4km kółka wiatr w ryj a 1km z wiatrem ale na podbiegu.
Tydzień temu lepiej biegło mi się 24km w 4:23 niż dzisiaj w 4:30. Te 24km w 4:23 z zeszłego piątku wlazły mi na takim samym pulsie jak teraz 23km w 4:30. Generalnie jednak ok bo nawet nie wlazłem w 3 strefę w Garminie.
Jednak ostatnie 5km poszło na progu. Z tych 5km aż 3 pod wiatr. Jeden z wiatrem ale na podbiegu i jeden plaski z wiatrem.
24km w 4:19 na 150 – pod wiatr lekko ze skosu
25km w 4:20 na 151 – z wiatrem ale na podbiegu
26km w 4:09 na 151 – z wiatrem płasko
27km w 4:22 na 150 – centralnie pod wiatr
28km w 4:19 na 151 - pod wiatr lekko ze skosu
Przy mojej tradycyjnej pętli mam stary podpiwniczony dom z małym oknem od piwnicy. Na parepecie tego okna zostawiłem 0,5 litra wody, którą ktoś mi zajebał i wszystko przebiegłem z zaklejonym ryjem bez kropli wody. Niech go corona zajebie!
Końcówka, to próbka tego co będzie mnie czekało na maratonie. Zbyt ciężko to szło. To już było na intensywności progowej. Mogę tak pociągnąć maks ostatnie 7km. @#$%^ jak zrobić 42km w 4:15???
Tydzień temu po treningu 24km w 4:23 na leciutkich nogach byłem umiarkowanym optymistą po tej kobyłce jestem pesymistą. Mam nadzieję, że to był wpływ przeziębienia dzień przed treningiem.
Ciężki trening. 8,5/10.
Sobota siła: uciąłem po jednej serii na nogi, żeby się całkowicie nie zajebać.
Podsumowanie tygodnia: Nie wiem co o tym myśleć. Kilometraż jak na bieganie 3/tydzień solidny. Niby ok ale ten piątek…
Jak już napisałem w komentarzach kilka dni temu, bez względu na osiągnięty wynik w Łodzi przechodzę na 4-5 treningów w tygodniu. Kierownik już od dawna chciał dołożyć ale się uparłem, że do Łodzi jedziemy na trzech treningach na tydzień.
Poniżej piątkowe wykresy, po tempie widać jak na dłoni kiedy powiewało w ryj. Puls równo, bez dryfu.
Poniedziałek 30minu w 4:30 + 10 x 1km (3:55-3:58) P’500m(2min50-2min55)
Oczywiście jak to w poniedziałek siedziała w nogach siła z soboty nałożona na piątkowy akcent. Do tego „rozgrzewka” 6,7km w tempie 4:30 też nie pomogła.
Na piątkowych nogach robię taki trening z zamkniętymi oczami a tak trzeba było mocno pracować.
Ciężko ale pod kontrolą. Wszystkie powtórzenia równo Mógłbym zrobić jeszcze jedno powtórzenie a do zajebania może dwa. Od początku ciężkie nogi.
Z pulsem dobijałem do 156-158 czyli 89-90%
Środa: 12km regeneracyjnie w tempie 5:10 na 114. Sochers, umiesz tak? (65%)
Piątek: 23km w 4:30 na 139(79%) + 5km w 4:18 na 151(86%)
W czwartek źle się czułem, brało mnie przeziębienie. Zabiłem dziadostwo 6 aspirynami.
W piątek samopoczucie przed biegiem niby ok ale w trakcie od razu wylazło że do końca nie jest OK. Do tego wiatr. Nie mocny ale wyraźny, wkurwiajacy i zabierający powoli siły.
Tak wiało, że 3 i 4km każdego 4km kółka wiatr w ryj a 1km z wiatrem ale na podbiegu.
Tydzień temu lepiej biegło mi się 24km w 4:23 niż dzisiaj w 4:30. Te 24km w 4:23 z zeszłego piątku wlazły mi na takim samym pulsie jak teraz 23km w 4:30. Generalnie jednak ok bo nawet nie wlazłem w 3 strefę w Garminie.
Jednak ostatnie 5km poszło na progu. Z tych 5km aż 3 pod wiatr. Jeden z wiatrem ale na podbiegu i jeden plaski z wiatrem.
24km w 4:19 na 150 – pod wiatr lekko ze skosu
25km w 4:20 na 151 – z wiatrem ale na podbiegu
26km w 4:09 na 151 – z wiatrem płasko
27km w 4:22 na 150 – centralnie pod wiatr
28km w 4:19 na 151 - pod wiatr lekko ze skosu
Przy mojej tradycyjnej pętli mam stary podpiwniczony dom z małym oknem od piwnicy. Na parepecie tego okna zostawiłem 0,5 litra wody, którą ktoś mi zajebał i wszystko przebiegłem z zaklejonym ryjem bez kropli wody. Niech go corona zajebie!
Końcówka, to próbka tego co będzie mnie czekało na maratonie. Zbyt ciężko to szło. To już było na intensywności progowej. Mogę tak pociągnąć maks ostatnie 7km. @#$%^ jak zrobić 42km w 4:15???
Tydzień temu po treningu 24km w 4:23 na leciutkich nogach byłem umiarkowanym optymistą po tej kobyłce jestem pesymistą. Mam nadzieję, że to był wpływ przeziębienia dzień przed treningiem.
Ciężki trening. 8,5/10.
Sobota siła: uciąłem po jednej serii na nogi, żeby się całkowicie nie zajebać.
Podsumowanie tygodnia: Nie wiem co o tym myśleć. Kilometraż jak na bieganie 3/tydzień solidny. Niby ok ale ten piątek…
Jak już napisałem w komentarzach kilka dni temu, bez względu na osiągnięty wynik w Łodzi przechodzę na 4-5 treningów w tygodniu. Kierownik już od dawna chciał dołożyć ale się uparłem, że do Łodzi jedziemy na trzech treningach na tydzień.
Poniżej piątkowe wykresy, po tempie widać jak na dłoni kiedy powiewało w ryj. Puls równo, bez dryfu.
Nie masz wymaganych uprawnień, aby zobaczyć pliki załączone do tego posta.
viewtopic.php?f=28&t=58398 Komentarze
-
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 4871
- Rejestracja: 22 lis 2017, 14:58
- Życiówka na 10k: 37:59
- Życiówka w maratonie: 2:59:13
- Lokalizacja: Tychy
Tydzień 10 łącznie 65km
Poniedziałek: 18km w 4:40 na 129(74%)
Zamiast akcentu nabijanie kilometrów w tlenie. Bez historii
Środa: 15km w 4:51 na 126.
Ciężkie nogi. Nie wiem po czym. Źle mi się biegło. W kontekście tego treningu bałem się o piątkowy akcent
Piątek: 1km w 4:35 + 31km w 4:29 na średnim 136(78%)
Postanowiłem to zrobić od razu, czyli bez BSa ale się nie udało. Na pierwszym kilometrze puls z dupy bo na progu co u mnie jest około 152. Pod koniec pierwszego kilometra musiałem się zatrzymać. Zresetowałem zegarek, dociągnąłem pasek na klacie pośliniłem i wio.
Źle zrobiłem że biegłem w krótkich gatkach. Piździało mi w nogi, szczególnie na ostatnich 10km. Mocno wiało i zabierało siły. Mięsnie źle pracowały ale szło. Jechałem jak dobry stary disel. Wiatr, delikatny podbieg, zimno nie ważne- do przodu z dużym zapasem pod nogą.
W trakcie wypiłem 0,5 litra wody i zjadłem dwa żele.
Gdybym miał jeszcze trochę wody i żela to dociągnął bym to do 42km. Czyli 3:10 by pękło
Sobota siła: tylko brzuch.
Podsumowanie tygodnia: Koniec przygotowań. Miałem w dacie maratonu w Łodzi biec solo 3:05 co uważam byłoby do szarpnięcia z asystą kolegi na rowerze ale stwierdziłem, po namowach kilku kolegów, że to nie ma sensu. Zrobię teraz dwa tygodnie luźniejsze i zaczynam przygotowania pod 10km w Nysie. Będę miał 12 tygodni. Wątpię czy te zawody się odbędą ale czegoś się trzeba łapać bo mimo że lubię maratoński trening to bez celu, czyli biegania w zawodach jakoś mi się nie chce.
Krystian, na dzień dzisiejszy jestem za opcją biegania we wrześniu w Łodzi.
Czas pokaże co będziemy na jesień wszyscy robić
Poniedziałek: 18km w 4:40 na 129(74%)
Zamiast akcentu nabijanie kilometrów w tlenie. Bez historii
Środa: 15km w 4:51 na 126.
Ciężkie nogi. Nie wiem po czym. Źle mi się biegło. W kontekście tego treningu bałem się o piątkowy akcent
Piątek: 1km w 4:35 + 31km w 4:29 na średnim 136(78%)
Postanowiłem to zrobić od razu, czyli bez BSa ale się nie udało. Na pierwszym kilometrze puls z dupy bo na progu co u mnie jest około 152. Pod koniec pierwszego kilometra musiałem się zatrzymać. Zresetowałem zegarek, dociągnąłem pasek na klacie pośliniłem i wio.
Źle zrobiłem że biegłem w krótkich gatkach. Piździało mi w nogi, szczególnie na ostatnich 10km. Mocno wiało i zabierało siły. Mięsnie źle pracowały ale szło. Jechałem jak dobry stary disel. Wiatr, delikatny podbieg, zimno nie ważne- do przodu z dużym zapasem pod nogą.
W trakcie wypiłem 0,5 litra wody i zjadłem dwa żele.
Gdybym miał jeszcze trochę wody i żela to dociągnął bym to do 42km. Czyli 3:10 by pękło
Sobota siła: tylko brzuch.
Podsumowanie tygodnia: Koniec przygotowań. Miałem w dacie maratonu w Łodzi biec solo 3:05 co uważam byłoby do szarpnięcia z asystą kolegi na rowerze ale stwierdziłem, po namowach kilku kolegów, że to nie ma sensu. Zrobię teraz dwa tygodnie luźniejsze i zaczynam przygotowania pod 10km w Nysie. Będę miał 12 tygodni. Wątpię czy te zawody się odbędą ale czegoś się trzeba łapać bo mimo że lubię maratoński trening to bez celu, czyli biegania w zawodach jakoś mi się nie chce.
Krystian, na dzień dzisiejszy jestem za opcją biegania we wrześniu w Łodzi.
Czas pokaże co będziemy na jesień wszyscy robić
viewtopic.php?f=28&t=58398 Komentarze
-
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 4871
- Rejestracja: 22 lis 2017, 14:58
- Życiówka na 10k: 37:59
- Życiówka w maratonie: 2:59:13
- Lokalizacja: Tychy
Tydzień 11 Ostatni łącznie 44km
Poniedziałek:12 km w 5:17 na 107
Wtorek – złe samopoczucie - polopiryna
Środa wolne –dalej źle się czułem – polopityna
Czwartek – Ok, przeszło ale wieczorem wpadają cztery browary bo byłem przekonany, że piątek odpuszcze
Piątek: 2km BS + 30km TM 4:15 na średnim 148 (85%)
Już w poniedziałek wpadłem na pomysł żeby na koniec zrobić 20-25km TM. Chciałem sprawdzić jak się będę czuł na takim dystansie. Dzisiaj ostatni fajny dzień i stwierdziłem, @#$%^ lece 25km.
Dobrze szło tylko znowu ku%$a wiało. Prawie połowa z 4km pętli znowu pod wiatr. Nie, głowy nie urywało ale mocno go czułem. Puls ze 143 na 150. Trzeba było odpuszczać na tych odcinkach Na 25km mocne zmęczenie ale dobrze się w czułem a na zegarku średnia 4:14 wiec stwierdziłem że dokręcę do 30km. Na 27 i 28km pod wiatr pożałowałem!!!. Zrobiło się ciężko. Dobrze że ostatnie dwa km z wiatrem. Myślę że najpóźniej na 35 km byłby zgon. 85%hrmax mooocno
Od 22km puls 150-151 czyli pod samym progiem.
W tak zwanym międzyczasie nieoficjalna życiówka w HM około 1:29:33
Biegłem w Mizuno Sonic, czyli 220g twardej podeszwy. Czułem pod koniec łydki. Mizuno Shadow 260g z większą amortyzacją jednak są lepsze na takie zabawy.
Szukam coś całkiem nowego. Przymierzałem ostatnio Bostony. Super, podobne do shadow ale mniej usztywnione, miękki zapiętek i do tego musiałbym się przyzwyczaić.
Myślę też o NB Pursuit, nie przymierzałem ale lubię mieć na nogach lekkie buty
Podsumowanie tygodnia:
3:15 po 10 tygodniach treningów to życzeniowe tempo. 4:23 na 3:05 jak najbardziej.
Z drugiej strony trening to treningowe bieganie. Zamiast tego szaleństwa miałbym normalny trening + jeszcze dwa mocne tygodnie i normalne luzowanie przed zawodami.
Po co to biegłem? Z trzech powodów.
Pierwszy powód, najważniejszy to chciałem sprawdzić co wypracowałem do tego momentu na 3 treningach/tydzień. Sprawdzić jak będę się czuł mając w nogach już dużo kilometrów w docelowym tempie. Dzisiaj oczywiście było to niewykonalne ale chyba mam potencjał żeby sub 3 zrobić tym bardziej, ze dokładam jeden trening w tygodniu.
Drugi powód- z nudów, co robić oprócz picia piwa?
Trzeci – może Krystek napisze sprawozdanie z ZUK.
Co teraz? Dam sobie dwa tygodnie luzu. Potem albo przygotowania pod Nysę 10km albo zaczynam myśleć o zadaniu numer 1 czyli maraton w Łodzi
Poniedziałek:12 km w 5:17 na 107
Wtorek – złe samopoczucie - polopiryna
Środa wolne –dalej źle się czułem – polopityna
Czwartek – Ok, przeszło ale wieczorem wpadają cztery browary bo byłem przekonany, że piątek odpuszcze
Piątek: 2km BS + 30km TM 4:15 na średnim 148 (85%)
Już w poniedziałek wpadłem na pomysł żeby na koniec zrobić 20-25km TM. Chciałem sprawdzić jak się będę czuł na takim dystansie. Dzisiaj ostatni fajny dzień i stwierdziłem, @#$%^ lece 25km.
Dobrze szło tylko znowu ku%$a wiało. Prawie połowa z 4km pętli znowu pod wiatr. Nie, głowy nie urywało ale mocno go czułem. Puls ze 143 na 150. Trzeba było odpuszczać na tych odcinkach Na 25km mocne zmęczenie ale dobrze się w czułem a na zegarku średnia 4:14 wiec stwierdziłem że dokręcę do 30km. Na 27 i 28km pod wiatr pożałowałem!!!. Zrobiło się ciężko. Dobrze że ostatnie dwa km z wiatrem. Myślę że najpóźniej na 35 km byłby zgon. 85%hrmax mooocno
Od 22km puls 150-151 czyli pod samym progiem.
W tak zwanym międzyczasie nieoficjalna życiówka w HM około 1:29:33
Biegłem w Mizuno Sonic, czyli 220g twardej podeszwy. Czułem pod koniec łydki. Mizuno Shadow 260g z większą amortyzacją jednak są lepsze na takie zabawy.
Szukam coś całkiem nowego. Przymierzałem ostatnio Bostony. Super, podobne do shadow ale mniej usztywnione, miękki zapiętek i do tego musiałbym się przyzwyczaić.
Myślę też o NB Pursuit, nie przymierzałem ale lubię mieć na nogach lekkie buty
Podsumowanie tygodnia:
3:15 po 10 tygodniach treningów to życzeniowe tempo. 4:23 na 3:05 jak najbardziej.
Z drugiej strony trening to treningowe bieganie. Zamiast tego szaleństwa miałbym normalny trening + jeszcze dwa mocne tygodnie i normalne luzowanie przed zawodami.
Po co to biegłem? Z trzech powodów.
Pierwszy powód, najważniejszy to chciałem sprawdzić co wypracowałem do tego momentu na 3 treningach/tydzień. Sprawdzić jak będę się czuł mając w nogach już dużo kilometrów w docelowym tempie. Dzisiaj oczywiście było to niewykonalne ale chyba mam potencjał żeby sub 3 zrobić tym bardziej, ze dokładam jeden trening w tygodniu.
Drugi powód- z nudów, co robić oprócz picia piwa?
Trzeci – może Krystek napisze sprawozdanie z ZUK.
Co teraz? Dam sobie dwa tygodnie luzu. Potem albo przygotowania pod Nysę 10km albo zaczynam myśleć o zadaniu numer 1 czyli maraton w Łodzi
Nie masz wymaganych uprawnień, aby zobaczyć pliki załączone do tego posta.
viewtopic.php?f=28&t=58398 Komentarze
-
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 4871
- Rejestracja: 22 lis 2017, 14:58
- Życiówka na 10k: 37:59
- Życiówka w maratonie: 2:59:13
- Lokalizacja: Tychy
21,1km w 1:26:28 tempo 4:06 średni puls 151(86%)
Prawie zgon. Zbyt mocno otworzyłem i na ostatnich kilometrach lekko zgasłem. Z takiego biegania sub 3 nie będzie
Z drugiej strony tydzień nie biegałem, chlałem piwsko walnąłem 30km 4:15 znowu tydzień nie biegałem chlałem piwsko i dzisiaj bieg solo z wiatrem na klacie. Co 4 km mijałem dom. @#$%^ jak mnie kusiło żeby po 17km skończyć!!!
Wychodziłem z domu z myślą że fajnie by było pobiec na średniej 4:07 i złamać 1:27. Zrobiłem to i jestem trochę rozczarowany.
Koniec zabawy. Dalej chlam piwsko
Prawie zgon. Zbyt mocno otworzyłem i na ostatnich kilometrach lekko zgasłem. Z takiego biegania sub 3 nie będzie
Z drugiej strony tydzień nie biegałem, chlałem piwsko walnąłem 30km 4:15 znowu tydzień nie biegałem chlałem piwsko i dzisiaj bieg solo z wiatrem na klacie. Co 4 km mijałem dom. @#$%^ jak mnie kusiło żeby po 17km skończyć!!!
Wychodziłem z domu z myślą że fajnie by było pobiec na średniej 4:07 i złamać 1:27. Zrobiłem to i jestem trochę rozczarowany.
Koniec zabawy. Dalej chlam piwsko
Nie masz wymaganych uprawnień, aby zobaczyć pliki załączone do tego posta.
viewtopic.php?f=28&t=58398 Komentarze
-
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 4871
- Rejestracja: 22 lis 2017, 14:58
- Życiówka na 10k: 37:59
- Życiówka w maratonie: 2:59:13
- Lokalizacja: Tychy
Krótkie podsumowanie I kwartału.
Styczeń - 261km
Luty - 207km
Marzec - 197km
Treningi skończyłem po 12 tygodniach kończąc je kobyłą 30 km TM 4:15. Do realizacji pełnego planu zabrakło 2 tygodni mocnych treningów + 2 tygodnie taperingu.
Po tygodniu luzu i nawadniania Postanowiłem zrobić sprawdzian na HM. Nieoficjalnie pobiłem życiówkę o 6 minut małym hakiem.
Pewnie mogło być trochę lepiej ale jestem z biegania solo bardzo zadowolony. Dałbym sobie ocenę 5,5/6 jak na bieganie samemu z wiatrem na klacie.
W czasie przygotowań dwa razy łapało mnie przeziębienie ale dałem radę ubić dziadostwo w zarodku i wypadł mi tylko jeden trening.
Zdrowie ogólnie dopisywało.
Poza tym jak zawsze nie miałem żadnych problemów z kontuzjami i uważam, że to duża zasługa ćwiczeń siłowych oraz wolnych dni na regenerację, których w systemie treningu 3 dni/tydzień jest sporo.
Co teraz?
Dwa tygodnie pełen lajt, czyli roztrenowanie. Potem ugadam z kierownikiem co i jak. Nysę odpuszczam, bo nie wierzę że się odbędzie.
Od razu myślę o celu głównym czyli maratonie w Łodzi 20 września.
Jak już pisałem, dokładam czwarty trening w tygodniu. Jak to będzie wyglądało dokładnie to kierownik zdecyduje.
Mój pomysł jest taki i mu go wyślę. Może się zgodzi.
Poniedziałek-BS lub tlen
Wtorek - akcent
Środa - wolne
Czwartek - BS lub tlen
Piątek - akcent
Sobota - siła
Niedziela- wolne
BS - bieg spokojny czyli REGENERACYJNY (do 125bpm)
tlen - bieg mocniejszy od regeneracyjnego do progu tlenowego (130-135bpm)
Co myślicie o takim systemie? I tak kierownik o wszystkim zadecyduje ale pytam z ciekawości bo sam to wymyśliłem
Styczeń - 261km
Luty - 207km
Marzec - 197km
Treningi skończyłem po 12 tygodniach kończąc je kobyłą 30 km TM 4:15. Do realizacji pełnego planu zabrakło 2 tygodni mocnych treningów + 2 tygodnie taperingu.
Po tygodniu luzu i nawadniania Postanowiłem zrobić sprawdzian na HM. Nieoficjalnie pobiłem życiówkę o 6 minut małym hakiem.
Pewnie mogło być trochę lepiej ale jestem z biegania solo bardzo zadowolony. Dałbym sobie ocenę 5,5/6 jak na bieganie samemu z wiatrem na klacie.
W czasie przygotowań dwa razy łapało mnie przeziębienie ale dałem radę ubić dziadostwo w zarodku i wypadł mi tylko jeden trening.
Zdrowie ogólnie dopisywało.
Poza tym jak zawsze nie miałem żadnych problemów z kontuzjami i uważam, że to duża zasługa ćwiczeń siłowych oraz wolnych dni na regenerację, których w systemie treningu 3 dni/tydzień jest sporo.
Co teraz?
Dwa tygodnie pełen lajt, czyli roztrenowanie. Potem ugadam z kierownikiem co i jak. Nysę odpuszczam, bo nie wierzę że się odbędzie.
Od razu myślę o celu głównym czyli maratonie w Łodzi 20 września.
Jak już pisałem, dokładam czwarty trening w tygodniu. Jak to będzie wyglądało dokładnie to kierownik zdecyduje.
Mój pomysł jest taki i mu go wyślę. Może się zgodzi.
Poniedziałek-BS lub tlen
Wtorek - akcent
Środa - wolne
Czwartek - BS lub tlen
Piątek - akcent
Sobota - siła
Niedziela- wolne
BS - bieg spokojny czyli REGENERACYJNY (do 125bpm)
tlen - bieg mocniejszy od regeneracyjnego do progu tlenowego (130-135bpm)
Co myślicie o takim systemie? I tak kierownik o wszystkim zadecyduje ale pytam z ciekawości bo sam to wymyśliłem
viewtopic.php?f=28&t=58398 Komentarze
-
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 4871
- Rejestracja: 22 lis 2017, 14:58
- Życiówka na 10k: 37:59
- Życiówka w maratonie: 2:59:13
- Lokalizacja: Tychy
Tydzień 1 waga 63,7kg, łącznie
Poniedziałek: 10,3 km w 4:59 na średnim 124(71%)
Nie licząc 30kmTM i HM to pierwszy trening od 4 tygodni. Nogi beton. Z życiowej formy zostało wspomnienie. Na totalnie pustej drodze minęła mnie policja. Na szczęście pojechali. Szukałem terenów do „bezpiecznego” biegania i znalazłem ale to już nie aktualne bo można w lesie bez masek biegać.
Środa: 11km w 5:11 na średnim 118
Super bieganie z kolegą Damianem. Nie miałem pojęcia że między Tychami i Mikołowem są takie tereny.
Mój Garmin 735 twierdzi że przewyższeń było 47m a jego feniks 3 z barometrem że 67m. Jestem totalnie roztrenowany. Poczułem w udach to truchtanie. Mam nadzieję, że w piątek to powtórzymy.
Piątek: 15km w 4:59 na średnim 120
Chujnia!!!!!!! Biegane w nowych Bostonach. Na 6 kilomatrze już mnie bolał mały palec w prawej nodze. Ledwo dotarłem do domu już z pękniętym pęcherzem.
Lewa stopa super. Nie wiem o co chodzi. Mam nadzieje że to wina skarpetki. Tam gdzie trzeba było to biegłem z apaszką. Spoko, jest tak cienka ze prawie nie przeszkadza. Poza tym nie przylega tak do ust jak maska.
Podsumowanie tygodnia: Nie licząc 30km TM i HM maks to 4 tygodnie nie biegałem. Biegowo roztrenowany jestem totalnie za to spożycie piwska wzrosło. Trzeba trochę przyhamować. Waga, maks 1kg w górę czyli super.
Jestem załamany Bostonami. Buty zajebiste. Na moim poziomie to są buty do wszystkiego. Od wolnych BSów po zawody na 5km.
No ale obtarły mi mały palec. Jeszcze sie nie poddaję. trochę w nich pochodzę i znowu trening. założę inne skarpetki. Oby było lepiej bo będę miał super buty ale "do kościoła".
Poniżej Szeherezada
Poniedziałek: 10,3 km w 4:59 na średnim 124(71%)
Nie licząc 30kmTM i HM to pierwszy trening od 4 tygodni. Nogi beton. Z życiowej formy zostało wspomnienie. Na totalnie pustej drodze minęła mnie policja. Na szczęście pojechali. Szukałem terenów do „bezpiecznego” biegania i znalazłem ale to już nie aktualne bo można w lesie bez masek biegać.
Środa: 11km w 5:11 na średnim 118
Super bieganie z kolegą Damianem. Nie miałem pojęcia że między Tychami i Mikołowem są takie tereny.
Mój Garmin 735 twierdzi że przewyższeń było 47m a jego feniks 3 z barometrem że 67m. Jestem totalnie roztrenowany. Poczułem w udach to truchtanie. Mam nadzieję, że w piątek to powtórzymy.
Piątek: 15km w 4:59 na średnim 120
Chujnia!!!!!!! Biegane w nowych Bostonach. Na 6 kilomatrze już mnie bolał mały palec w prawej nodze. Ledwo dotarłem do domu już z pękniętym pęcherzem.
Lewa stopa super. Nie wiem o co chodzi. Mam nadzieje że to wina skarpetki. Tam gdzie trzeba było to biegłem z apaszką. Spoko, jest tak cienka ze prawie nie przeszkadza. Poza tym nie przylega tak do ust jak maska.
Podsumowanie tygodnia: Nie licząc 30km TM i HM maks to 4 tygodnie nie biegałem. Biegowo roztrenowany jestem totalnie za to spożycie piwska wzrosło. Trzeba trochę przyhamować. Waga, maks 1kg w górę czyli super.
Jestem załamany Bostonami. Buty zajebiste. Na moim poziomie to są buty do wszystkiego. Od wolnych BSów po zawody na 5km.
No ale obtarły mi mały palec. Jeszcze sie nie poddaję. trochę w nich pochodzę i znowu trening. założę inne skarpetki. Oby było lepiej bo będę miał super buty ale "do kościoła".
Poniżej Szeherezada
Nie masz wymaganych uprawnień, aby zobaczyć pliki załączone do tego posta.
viewtopic.php?f=28&t=58398 Komentarze
-
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 4871
- Rejestracja: 22 lis 2017, 14:58
- Życiówka na 10k: 37:59
- Życiówka w maratonie: 2:59:13
- Lokalizacja: Tychy
Tydzień 2 waga 63,2kg(-0,5kg) Łącznie 53,3km
Poniedziałek: 16km tlen w 4:46 na średnim 128.
Wytyczne były żeby biec na 130(74%) więc tak ustawiłem alarm w zegarku i wio do lasu. W lesie mnóstwo ludzi. Dobrze, że można biegać bez maski bo musiałbym ściągać, zakładać, ściągać...Na okrągło. Super pogoda do biegania
Środa:
2km BS=
800m na 3:40- (takie tempo weszło. Mocno ale pod pełną kontrolą)
800 marszu
600 na 3:30 - (3:28. Mocno, pod pełną kontrolą. Minimalnie za szybko)
600marszu
400 na 3:20 - (3:13. Przewiozłem )
400marszu
200 na max - (36s. Miał być max ale do maxa trochę zabrakło. Głowa jeszcze nie puszcza)
800marszu
60minut na 135 w 4:55 - Biegane na progu tlenowym
Łącznie 18,8km
Super weszło. Tempa dupy nie urywają i przerwy w marszu potężne ale trochę balem się tego treningu. Szczególnie 400m w 3:20. Tak się bałem że mocno przewiozłem bo weszło w 3:13.
800m z miejsca reszta z leciutkiego 10 metrowego truchtu. Mimo zerowej formy, tysiączka do forumowej rywalizacji chyba jestem w stanie zrobić w 3:30.
Mam nadzieję, że za parę tygodni chyba będzie stać mnie żeby powalczyć o 3:20
Piątek: 18,5 km w 5:00 na około 130. Co 2km prawie max 100m (8 powtórzeń).
Ciężki tydzień. Przede wszystkim duży wzrost obciążeń spowodowany przygotowaniami pod szybki tysiączek. Dzisiaj spokojnie szurałem każde 2km a 100 metrówki prawie max.
Starałem się je biec maksymalnie luźno. Mocno pracować rękoma. Pierwsze setki miło wyrywały z letargu. Potem im dalej w las tym mocniej zabierały siły. Nogi zmęczone po treningu.
Sobota siła: pełny zestaw
Podsumowanie tygodnia: pierwsze treningi pod 1000m. Bardzo fajna odskocznia od treningu pod maraton, który klepałem kilka lat. Super sprawa. Środa weszła mi w uda, tyłek i plecy. Dobrze że cały czas siłę robię bo by mnie chyba poskładało po środowym treningu. Nawet podczas roztrenowania siłę robiłem o czym zapomniałem ostatnio napisać. Widzę powolne postępy w tej materii.
Zrzuciłem jeszcze 0,5kg. Tłuszcz podobno 12,2%. Na tysiaka będę mega lekki. Z żarciem daję sobie spokojnie radę. Gorzej z piwskiem
Poniedziałek: 16km tlen w 4:46 na średnim 128.
Wytyczne były żeby biec na 130(74%) więc tak ustawiłem alarm w zegarku i wio do lasu. W lesie mnóstwo ludzi. Dobrze, że można biegać bez maski bo musiałbym ściągać, zakładać, ściągać...Na okrągło. Super pogoda do biegania
Środa:
2km BS=
800m na 3:40- (takie tempo weszło. Mocno ale pod pełną kontrolą)
800 marszu
600 na 3:30 - (3:28. Mocno, pod pełną kontrolą. Minimalnie za szybko)
600marszu
400 na 3:20 - (3:13. Przewiozłem )
400marszu
200 na max - (36s. Miał być max ale do maxa trochę zabrakło. Głowa jeszcze nie puszcza)
800marszu
60minut na 135 w 4:55 - Biegane na progu tlenowym
Łącznie 18,8km
Super weszło. Tempa dupy nie urywają i przerwy w marszu potężne ale trochę balem się tego treningu. Szczególnie 400m w 3:20. Tak się bałem że mocno przewiozłem bo weszło w 3:13.
800m z miejsca reszta z leciutkiego 10 metrowego truchtu. Mimo zerowej formy, tysiączka do forumowej rywalizacji chyba jestem w stanie zrobić w 3:30.
Mam nadzieję, że za parę tygodni chyba będzie stać mnie żeby powalczyć o 3:20
Piątek: 18,5 km w 5:00 na około 130. Co 2km prawie max 100m (8 powtórzeń).
Ciężki tydzień. Przede wszystkim duży wzrost obciążeń spowodowany przygotowaniami pod szybki tysiączek. Dzisiaj spokojnie szurałem każde 2km a 100 metrówki prawie max.
Starałem się je biec maksymalnie luźno. Mocno pracować rękoma. Pierwsze setki miło wyrywały z letargu. Potem im dalej w las tym mocniej zabierały siły. Nogi zmęczone po treningu.
Sobota siła: pełny zestaw
Podsumowanie tygodnia: pierwsze treningi pod 1000m. Bardzo fajna odskocznia od treningu pod maraton, który klepałem kilka lat. Super sprawa. Środa weszła mi w uda, tyłek i plecy. Dobrze że cały czas siłę robię bo by mnie chyba poskładało po środowym treningu. Nawet podczas roztrenowania siłę robiłem o czym zapomniałem ostatnio napisać. Widzę powolne postępy w tej materii.
Zrzuciłem jeszcze 0,5kg. Tłuszcz podobno 12,2%. Na tysiaka będę mega lekki. Z żarciem daję sobie spokojnie radę. Gorzej z piwskiem
Nie masz wymaganych uprawnień, aby zobaczyć pliki załączone do tego posta.
viewtopic.php?f=28&t=58398 Komentarze
-
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 4871
- Rejestracja: 22 lis 2017, 14:58
- Życiówka na 10k: 37:59
- Życiówka w maratonie: 2:59:13
- Lokalizacja: Tychy
Tydzień 3 waga 63,5kg Łącznie 52km
Poniedziałek: 2km BS + 5x1km/4min + 60 minut tlen. Łącznie21km
Już ten trening opisałem dokładnie w Pandemicznym kilometrze. Jeszcze raz w skrócie:
Przewiozłem ostatnie powtórzenie Każdy tysiączek startowany z zatrzymania. Szły bez problemów po 4:45-4:50. Ostatnie 200-300m odpuszczałem, żeby zejść w okolice 4;00. Piąte powtórzenie zacząłem jak poprzednie z miejsca bez zamiaru ciśnięcia. Po chwili zerkam na zegarek 3:30. Za chwile zerkam 3:32. Cisnę, nie cisnę, cisnę, nie cisnę a @#$%^ .... Poszło po chwili tempo 3:23-3:25. Potem przez dłuższy moment 3:27. Bez wyrzynki ale ostatnie 200m będzie na lekkim podbiegu. Do tego delikatny wiaterek w pysk. Spada tempo ale nie chcę tego za wszelką cenę bronić bo nic to mi nie da a jeszcze czeka mnie 60 minut biegania. Trzymam 3:29 i tak kończę. 3-4 s ręce na kolanach potem 4 minuty marsz i 60 minut w 4:55 Bardzo mocno pobiegane ale nie na bólu. Zapas był. Do tego miałem w nogach "rozgrzewkę"
Środa: 13 km 4:54 na średnim 128 (73%)
Chujowo czyli nogi ciężkie i bolący żołądek. Jak bym kamień połknął. Kara za poniedziałkowe szaleństwo. Miało być 15km ale skróciłem do 13km bo nie było sensu na siłę się męczyć podczas luźniego treningu. Biegane w Bostonach. Założyłem inne skarpetki i poluzowałem jeszcze sznurowadła na poziomie małych palców.
Zero problemów.!!! Pozytywna wiadomość i tego się dzisiaj trzymam.
Piątek: 6 x (2600 tlen+400 prawie max). Łącznie 18km
Coś mi się popierdoliło i odpaliłem zły trening czyli 10km ciągły. Zorientowałem się bo mi po 2600 nie odpikało szybkich 400m. Wyłączyłem, potem zrobiłem szybkie 400m i dopiero włączyłem odpowiedni trening. Oczywiście zrobiłem już tylko 5 powtórzeń. O ile wolne bieganie szło super, na niskim pulsie o tyle 400m tępo i wolno.
Wprawdzie oprócz pierwszego reszta szła akurat na leciutkich podbiegach ale mulenie straszne.
Do tego na 4 i 6 powtórzeniu zaspałem. Nie słyszałem jak zegarek odpikuje przed powtórzeniem.
Tym treningiem jestem rozczarowany. Byłem przekonany, że szybkie odcinki wejdą po 3:20 a weszły 3:28-3:33.
Może przez to, że w czwartek parszywie się czułem. Zajebiste osłabienie i jakieś dziwne dreszcze miałem.
Ratowałem się pyralginą i zwolniłem się z roboty wcześniej.
Do tego napieprza mnie coś w okolicy lewego obojczyka i pod lewą łopatką
Sobota: siła pełny zestaw. Z bólami lepiej.
Podsumowanie tygodnia: huśtawka nastoju. Od super pobieganego poniedziałku do słabego w moim mniemaniu piątku. Zobaczymy co dalej. Pod koniec maja chcę zrobić dwie próby na szybki tysiączek.
Zobaczymy co z tej zabawy wyjdzie
Na plus że mnie Bostony za drugim podejściem nie obtarły.Trochę mi w tym temacie ulżyło.
Jak dla mnie but pod maraton będzie chyba super. Twardszy, byłby już chyba zbyt twardy.
Mam nadzieję, ze się trochę rozbije.
W poniedziałek gdy pocisnąłem piątego tysiączka z pulsem dobiłem do 172 gdzie moje HRmax z ostatniego testu do odmowy na AWF to 175.
Widzę możliwość symbolicznej poprawy tej wartości gdy już pójdzie tysiąc na maksa.
Poniedziałek: 2km BS + 5x1km/4min + 60 minut tlen. Łącznie21km
Już ten trening opisałem dokładnie w Pandemicznym kilometrze. Jeszcze raz w skrócie:
Przewiozłem ostatnie powtórzenie Każdy tysiączek startowany z zatrzymania. Szły bez problemów po 4:45-4:50. Ostatnie 200-300m odpuszczałem, żeby zejść w okolice 4;00. Piąte powtórzenie zacząłem jak poprzednie z miejsca bez zamiaru ciśnięcia. Po chwili zerkam na zegarek 3:30. Za chwile zerkam 3:32. Cisnę, nie cisnę, cisnę, nie cisnę a @#$%^ .... Poszło po chwili tempo 3:23-3:25. Potem przez dłuższy moment 3:27. Bez wyrzynki ale ostatnie 200m będzie na lekkim podbiegu. Do tego delikatny wiaterek w pysk. Spada tempo ale nie chcę tego za wszelką cenę bronić bo nic to mi nie da a jeszcze czeka mnie 60 minut biegania. Trzymam 3:29 i tak kończę. 3-4 s ręce na kolanach potem 4 minuty marsz i 60 minut w 4:55 Bardzo mocno pobiegane ale nie na bólu. Zapas był. Do tego miałem w nogach "rozgrzewkę"
Środa: 13 km 4:54 na średnim 128 (73%)
Chujowo czyli nogi ciężkie i bolący żołądek. Jak bym kamień połknął. Kara za poniedziałkowe szaleństwo. Miało być 15km ale skróciłem do 13km bo nie było sensu na siłę się męczyć podczas luźniego treningu. Biegane w Bostonach. Założyłem inne skarpetki i poluzowałem jeszcze sznurowadła na poziomie małych palców.
Zero problemów.!!! Pozytywna wiadomość i tego się dzisiaj trzymam.
Piątek: 6 x (2600 tlen+400 prawie max). Łącznie 18km
Coś mi się popierdoliło i odpaliłem zły trening czyli 10km ciągły. Zorientowałem się bo mi po 2600 nie odpikało szybkich 400m. Wyłączyłem, potem zrobiłem szybkie 400m i dopiero włączyłem odpowiedni trening. Oczywiście zrobiłem już tylko 5 powtórzeń. O ile wolne bieganie szło super, na niskim pulsie o tyle 400m tępo i wolno.
Wprawdzie oprócz pierwszego reszta szła akurat na leciutkich podbiegach ale mulenie straszne.
Do tego na 4 i 6 powtórzeniu zaspałem. Nie słyszałem jak zegarek odpikuje przed powtórzeniem.
Tym treningiem jestem rozczarowany. Byłem przekonany, że szybkie odcinki wejdą po 3:20 a weszły 3:28-3:33.
Może przez to, że w czwartek parszywie się czułem. Zajebiste osłabienie i jakieś dziwne dreszcze miałem.
Ratowałem się pyralginą i zwolniłem się z roboty wcześniej.
Do tego napieprza mnie coś w okolicy lewego obojczyka i pod lewą łopatką
Sobota: siła pełny zestaw. Z bólami lepiej.
Podsumowanie tygodnia: huśtawka nastoju. Od super pobieganego poniedziałku do słabego w moim mniemaniu piątku. Zobaczymy co dalej. Pod koniec maja chcę zrobić dwie próby na szybki tysiączek.
Zobaczymy co z tej zabawy wyjdzie
Na plus że mnie Bostony za drugim podejściem nie obtarły.Trochę mi w tym temacie ulżyło.
Jak dla mnie but pod maraton będzie chyba super. Twardszy, byłby już chyba zbyt twardy.
Mam nadzieję, ze się trochę rozbije.
W poniedziałek gdy pocisnąłem piątego tysiączka z pulsem dobiłem do 172 gdzie moje HRmax z ostatniego testu do odmowy na AWF to 175.
Widzę możliwość symbolicznej poprawy tej wartości gdy już pójdzie tysiąc na maksa.
viewtopic.php?f=28&t=58398 Komentarze
-
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 4871
- Rejestracja: 22 lis 2017, 14:58
- Życiówka na 10k: 37:59
- Życiówka w maratonie: 2:59:13
- Lokalizacja: Tychy
Tydzień 4 łącznie 47 km
Poniedziałek: 6 x 800m 3:45/3,45marsz + 13,5km w 4:50 na średnim 133(76%)
Weszło jak siekiera w plecy teściowej. Super pogoda do biegania. Poniżej 20C i zero wiatru. Powtórzenia z palcem w dupie. Luźny krok
Do 500-600 m po 3:30-3:35 potem luzowałem żeby zejść pod 3:45.
Chyba bym dzisiaj zamknął 6x1km w 3:35 na takich długich przerwach.
Potem tlen po 4:50. Polubiłem to tempo bo jeszcze na niskim pulsie a człowiek się nie wlecze.
Według mnie zajebisty trening pod maraton.
Zrobiłem ledwie 22km a czuję w nogach jakbym mocne 30km
Środa: 12km BS w 5:10
Oj czułem w udach jeszcze mocno poniedziałkowy trening.
Piątek:2km BS + 5 x 1500m w narastającym tempie na przerwie 5minut marsz
Planowane tempa:
4:00
3:50
3:40
3:35
3:30
Kierownik napisał, że jeżeli uważam, ze nie zrobię to mam pobiec wolniej.
Cichy napisał mi ze raczej nie zrobię.
Ja nie zrobię??? Ja wszystko zrobię. Jeszcze dopytałem czy mogę w przerwie truchtać bo mi się nie chciało chodzić ale dostałem potwierdzenie że ma być marsz.
Było dużo cieplej niż w poniedziałek. Dobrze ponad 20C. Po tym jak mi Robert napisał ze nie zrobię i „przyjrzałem” się ostatnim dwóm powtórzeniom ogarnęły mnie duże wątpliwości.
2km dobieg do prostej w lesie. Zostawiłem 0,5 litra wody przy ściętych drzewach i wio
4:00 – spoko ale zrobiło mi się bardzo ciepło i susza w pysku
3:50 – ciężkawo, w pysku pustynia a język jak kołek. Na szczęście po tym powtórzeniu kilka łyków wody. Jest mi już gorąco.
3:40 – bardzo ciężko ale pod kontrolą. Przy tak mocnym oddechu momentalnie w pysku susza. Język kołek. Dziękuję bogu że przerwy 5minut w marszu. Myślę o ostatnim powtórzeniu i nogi robią mi się z waty
3:35 – bardzo, bardzo ciężko. Trzymam tempo ale końcówka to już pełen gaz. Chcę skończyć to powtórzenie i koniec. Nie ma bata żeby próbować ostatniego. Kończę prze ściętych drzewach. Cała woda do gardła. Chwilę stoję, potem marsz. Po 2-3 minutach postanawiam jednak spróbować. Przed końcem przerwy już jestem „naładowany” muszę to @#$%^ zamknąć!
3:30 – Jeb, otwieram w 3:13, zapierdalam. Gorąco, trochę popuszczam bo wiem, że zaraz zabraknie paliwa. Tempo pomału spada 3:20, 3:30 i po około 500m 3:33. Zaczynam umierać, po 800m dalej 3:33 ale wiem że nie dojadę. Szybko kalkuluję, albo zwalniam i robię rzeźbę do końca i kończę z tempem około 3:40 albo dociskam do 3:30 i kończę po 1km.
Wybrałem to drugie. Dociskam, schodzę do 3:30 i tak kończę po 1km. Ręce na kolana, zaraz spłonę.
Jakiś facet spacerujący z żoną pyta ile przebiegłem. Mam tak sucho w pysku i jeszcze mocny oddech że nie umiem odpowiedzieć.
Trening morderca. Pierwszy raz nie zamknąłem treningu ale jestem bardzo zadowolony.
To nie była popierdółka. Nie mogę uwierzyć, że po 4 tygodnia po miesięcznej przerwie mam taką wytrzymałość na tak mocnych tempach. Jest OK. W domu pierwsze co zrobiłem to wlałem w siebie dwa zimne browary.
Sobota: siła pełny zestaw. O dziwo lepiej się czułem po piątkowym treningu jak po poniedziałkowym.
Podsumowanie tygodnia: Treningi idą super. Tyko 4 tygodnie a noga coś tam podaje.
Przemyślałem moją odmierzoną trasę na pandemiczny tysiączek wokół osiedlowego stawu.
Stwierdziłem, że bez sensu miejsce. Mniej lub więcej spacerujących z wózkami, dziećmi, psami bez smyczy i z smyczą przez całą szerokość chodnika. Do tego dwa zakręty prawie po 90 stopni.
Pomyślałem i przypomniało mi się że zaraz koło Tychów jest piękna asfaltowa droga w lesie zamknięta dla ruchu. Pożyczyłem od żony z pracy koło pomiarowe i pojechałem odmierzyć 1km.
Piękna ponad 1km prosta w lesie. Idealna miejsce. Odmierzyłem 1km zaznaczając każde 100m. Garmin pokazał 1,01km.
Jeśli nic się nie popierniczy, to za tydzień w poniedziałek pierwsza próba. Może będzie film z biegu.
Poniedziałek: 6 x 800m 3:45/3,45marsz + 13,5km w 4:50 na średnim 133(76%)
Weszło jak siekiera w plecy teściowej. Super pogoda do biegania. Poniżej 20C i zero wiatru. Powtórzenia z palcem w dupie. Luźny krok
Do 500-600 m po 3:30-3:35 potem luzowałem żeby zejść pod 3:45.
Chyba bym dzisiaj zamknął 6x1km w 3:35 na takich długich przerwach.
Potem tlen po 4:50. Polubiłem to tempo bo jeszcze na niskim pulsie a człowiek się nie wlecze.
Według mnie zajebisty trening pod maraton.
Zrobiłem ledwie 22km a czuję w nogach jakbym mocne 30km
Środa: 12km BS w 5:10
Oj czułem w udach jeszcze mocno poniedziałkowy trening.
Piątek:2km BS + 5 x 1500m w narastającym tempie na przerwie 5minut marsz
Planowane tempa:
4:00
3:50
3:40
3:35
3:30
Kierownik napisał, że jeżeli uważam, ze nie zrobię to mam pobiec wolniej.
Cichy napisał mi ze raczej nie zrobię.
Ja nie zrobię??? Ja wszystko zrobię. Jeszcze dopytałem czy mogę w przerwie truchtać bo mi się nie chciało chodzić ale dostałem potwierdzenie że ma być marsz.
Było dużo cieplej niż w poniedziałek. Dobrze ponad 20C. Po tym jak mi Robert napisał ze nie zrobię i „przyjrzałem” się ostatnim dwóm powtórzeniom ogarnęły mnie duże wątpliwości.
2km dobieg do prostej w lesie. Zostawiłem 0,5 litra wody przy ściętych drzewach i wio
4:00 – spoko ale zrobiło mi się bardzo ciepło i susza w pysku
3:50 – ciężkawo, w pysku pustynia a język jak kołek. Na szczęście po tym powtórzeniu kilka łyków wody. Jest mi już gorąco.
3:40 – bardzo ciężko ale pod kontrolą. Przy tak mocnym oddechu momentalnie w pysku susza. Język kołek. Dziękuję bogu że przerwy 5minut w marszu. Myślę o ostatnim powtórzeniu i nogi robią mi się z waty
3:35 – bardzo, bardzo ciężko. Trzymam tempo ale końcówka to już pełen gaz. Chcę skończyć to powtórzenie i koniec. Nie ma bata żeby próbować ostatniego. Kończę prze ściętych drzewach. Cała woda do gardła. Chwilę stoję, potem marsz. Po 2-3 minutach postanawiam jednak spróbować. Przed końcem przerwy już jestem „naładowany” muszę to @#$%^ zamknąć!
3:30 – Jeb, otwieram w 3:13, zapierdalam. Gorąco, trochę popuszczam bo wiem, że zaraz zabraknie paliwa. Tempo pomału spada 3:20, 3:30 i po około 500m 3:33. Zaczynam umierać, po 800m dalej 3:33 ale wiem że nie dojadę. Szybko kalkuluję, albo zwalniam i robię rzeźbę do końca i kończę z tempem około 3:40 albo dociskam do 3:30 i kończę po 1km.
Wybrałem to drugie. Dociskam, schodzę do 3:30 i tak kończę po 1km. Ręce na kolana, zaraz spłonę.
Jakiś facet spacerujący z żoną pyta ile przebiegłem. Mam tak sucho w pysku i jeszcze mocny oddech że nie umiem odpowiedzieć.
Trening morderca. Pierwszy raz nie zamknąłem treningu ale jestem bardzo zadowolony.
To nie była popierdółka. Nie mogę uwierzyć, że po 4 tygodnia po miesięcznej przerwie mam taką wytrzymałość na tak mocnych tempach. Jest OK. W domu pierwsze co zrobiłem to wlałem w siebie dwa zimne browary.
Sobota: siła pełny zestaw. O dziwo lepiej się czułem po piątkowym treningu jak po poniedziałkowym.
Podsumowanie tygodnia: Treningi idą super. Tyko 4 tygodnie a noga coś tam podaje.
Przemyślałem moją odmierzoną trasę na pandemiczny tysiączek wokół osiedlowego stawu.
Stwierdziłem, że bez sensu miejsce. Mniej lub więcej spacerujących z wózkami, dziećmi, psami bez smyczy i z smyczą przez całą szerokość chodnika. Do tego dwa zakręty prawie po 90 stopni.
Pomyślałem i przypomniało mi się że zaraz koło Tychów jest piękna asfaltowa droga w lesie zamknięta dla ruchu. Pożyczyłem od żony z pracy koło pomiarowe i pojechałem odmierzyć 1km.
Piękna ponad 1km prosta w lesie. Idealna miejsce. Odmierzyłem 1km zaznaczając każde 100m. Garmin pokazał 1,01km.
Jeśli nic się nie popierniczy, to za tydzień w poniedziałek pierwsza próba. Może będzie film z biegu.
Nie masz wymaganych uprawnień, aby zobaczyć pliki załączone do tego posta.
viewtopic.php?f=28&t=58398 Komentarze
-
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 4871
- Rejestracja: 22 lis 2017, 14:58
- Życiówka na 10k: 37:59
- Życiówka w maratonie: 2:59:13
- Lokalizacja: Tychy
Tydzień 5 łącznie 22km
Poniedziałek: 3kmBS + 200m/4,P++ 200m/4,P+ 400m/5’P+400m/5’P+500m/5’P+500m
Kierownik napisał, że przerwy mają być na pełnym wypoczynku. Odcinki na 95%-100%
Wykonanie:
200m: 31s i 33s
400m: równo w 1:11
500m: 1:37 i 1:41
Zgon!!! Pod koniec pierwszych 400m nogi miękkie. Drugie czterysta to samo ale jakieś 50m wcześniej. Druga polowa pierwszych 500m nogi z betonu a drugim powtórzeniu nogi z waty i zbierało mnie na wymioty.
Cały dzień wiało i około 25C. Przed treningiem popadało i wyszło słońce. Wiatr ucichł i zrobiło się parno.
Trening spierdoliłem bo zbyt krótkie przerwy robiłem. Do pełnego wypoczynku to było daleko.
Mega trudny trening ale z tempa jestem !@#$% zadowolony!!!
200 metrówki weszły jak nóż w masło. Na drugiej leciutko się hamowałem bo już byłem myślami przy dalszej części biegania.
Do tego GPS się w lesie gubi. Zawsze odpikiwało mi koniec kilka metrów za znacznikami więc było minimalnie szybciej.
Wtorek i środa wolne.
Czwartek: 500m 3:10 + 800m 3:20 + 1200m 3:30 + 1500 m 3:40
Przerwy na pełnym wypoczynku 8 minut.
Tym razem petarda!
500m super, nawet zbyt mocno, na 400metrze miałem 3:07 bez jakieś spiny i od razu odpuściłem żeby spadło do 3:10. Oczywiście odpikałko kilka metrów za znacznikiem. Tempo 3:10 chyba jest do uciągnięcia.
800 i 1200m ciężko ale pod kontrolą.
1500 w 3:40 już spokojnie. Prawie komfortowe tempo.
Tym razem jestem zadowolony bo nic nie spierdoliłem.
Sobota. BS 6km w 5:10 zamiast siły.
Podsumowanie tygodnia: Jestem po jednym tygodniu szurania i 4 tygodniach treningów zawierających kilka jednostek pod pandemiczny tysiączek. O dziwo po tak krótkim czasie noga podaje. Polubiłem to szybsze bieganie. !@#$% ciężko, płuca bolą nogi pieką ale fajne bieganie.
Dzisiaj pierwsze podejście pod pandemiczny tysiączek. Chyba będzie film tak jak u Matiego.
Widzę się w widełkach 3:15-3:10. Trzymajcie kciuki
Poniedziałek: 3kmBS + 200m/4,P++ 200m/4,P+ 400m/5’P+400m/5’P+500m/5’P+500m
Kierownik napisał, że przerwy mają być na pełnym wypoczynku. Odcinki na 95%-100%
Wykonanie:
200m: 31s i 33s
400m: równo w 1:11
500m: 1:37 i 1:41
Zgon!!! Pod koniec pierwszych 400m nogi miękkie. Drugie czterysta to samo ale jakieś 50m wcześniej. Druga polowa pierwszych 500m nogi z betonu a drugim powtórzeniu nogi z waty i zbierało mnie na wymioty.
Cały dzień wiało i około 25C. Przed treningiem popadało i wyszło słońce. Wiatr ucichł i zrobiło się parno.
Trening spierdoliłem bo zbyt krótkie przerwy robiłem. Do pełnego wypoczynku to było daleko.
Mega trudny trening ale z tempa jestem !@#$% zadowolony!!!
200 metrówki weszły jak nóż w masło. Na drugiej leciutko się hamowałem bo już byłem myślami przy dalszej części biegania.
Do tego GPS się w lesie gubi. Zawsze odpikiwało mi koniec kilka metrów za znacznikami więc było minimalnie szybciej.
Wtorek i środa wolne.
Czwartek: 500m 3:10 + 800m 3:20 + 1200m 3:30 + 1500 m 3:40
Przerwy na pełnym wypoczynku 8 minut.
Tym razem petarda!
500m super, nawet zbyt mocno, na 400metrze miałem 3:07 bez jakieś spiny i od razu odpuściłem żeby spadło do 3:10. Oczywiście odpikałko kilka metrów za znacznikiem. Tempo 3:10 chyba jest do uciągnięcia.
800 i 1200m ciężko ale pod kontrolą.
1500 w 3:40 już spokojnie. Prawie komfortowe tempo.
Tym razem jestem zadowolony bo nic nie spierdoliłem.
Sobota. BS 6km w 5:10 zamiast siły.
Podsumowanie tygodnia: Jestem po jednym tygodniu szurania i 4 tygodniach treningów zawierających kilka jednostek pod pandemiczny tysiączek. O dziwo po tak krótkim czasie noga podaje. Polubiłem to szybsze bieganie. !@#$% ciężko, płuca bolą nogi pieką ale fajne bieganie.
Dzisiaj pierwsze podejście pod pandemiczny tysiączek. Chyba będzie film tak jak u Matiego.
Widzę się w widełkach 3:15-3:10. Trzymajcie kciuki
viewtopic.php?f=28&t=58398 Komentarze
-
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 4871
- Rejestracja: 22 lis 2017, 14:58
- Życiówka na 10k: 37:59
- Życiówka w maratonie: 2:59:13
- Lokalizacja: Tychy
Tydzień 6 Łącznie 27km
Poniedziałek: 1 km MAX 3:09:20.
Bieg opisałem w wątku dla pandemicznego tysiąca więc nie będę się już powtarzał.
Z tego biegu byłem zadowolony, teraz jestem bardzo zadowolony.
Środa: 16km w 4:48 na 130.
Od kilku dni walczyłem z moim 735xt. Komputer nie widział zegarka, garmin ekspress oczywiście też.
Zegarek po odłączeniu od kompa wisiał. Trzeba go było za każdym razem resetować na miękko. W Garminie rozkładali ręce. W końcu zrobiłem twardy reset i też nic. Zauważyłem, że zegarek bardzo długo łapie sygnał GPS, gdzie zawsze to trwało błyskawicznie. Nawet będąc w domu.
Na treningu GPS kompletnie wariował. Takich krzaków na wykresie to już dawno nie widziałem. Biegałem na mojej treningowej prostej. Co 1850m nawrotka. Na nawrotce GPS mnie chyba gubił bo wygląda jak bym na kilka sekund się zatrzymywał. Po każdej nawrotce średnia tempa biegu o 2-3s w dół. Dam sobie rękę obciąć, że biegłem szybciej niż okolice 4:50. Jeżeli tak było to przy tym pulsie znaczy że jest forma i to nie mała! Oczywiście przy tak małych przebiegach tygodniowo jakie teraz robię zaraz wytrzymałość pójdzie się paść ale nie o to teraz chodzi. Mam być szybki i jestem.
Po biegu dostałem info od Keiwa, że jest aktualizacja dla mojego zegarka. Garmin, coś po prostu popierdolił w ostatniej aktualizacji. Ściągnąłem i wszystko wróciło do normy. Kilka dni niepotrzebnego wkurwiania się no i niepotrzebny twardy reset.
Piątek, plan:
2x800m w 3:15 + 2x 400 na 90% możliwości + 2 x 200m na 95% możliwości.
Przerwa do pełnego wypoczynku 8 minut.
Byłem przekonany, że te 800m mnie poskładają, zabiją a na 400m będę jechał na nogach z waty.
Na szczęście strach ma wielkie oczy.
800m weszły pięknie, pod pełna kontrolą. Trzeba było mocno pracować i pilnować tempa ale żadnych problemów. Idealnie po 3:15
Powtórzenia na 400m weszły super, tempa takie jak ostatnio czyli po 3:07 gdy robiłem 400tki ale wtedy były kończone na nogach z waty a teraz pod pełną kontrolą. Czy to było na 90% to nie wiem ale lekki zapas był. Tempa podaje z GPS w on miał rozjazd mocny
Oprócz drugiej osiemsetki gdzie trafił idealnie w dystans odpikiwał daleko za znacznikami.
Po 400tkach zmierzyłem specjalnie krokami .Wyszło dwa razy około 15-16 metrów więcej wiec było jeszcze niż te 3:07.
Po ostatnich danych o długości kroku z szybkiego tysiączka starałem się wydłużyć krok i tak też zrobiłem co momentalnie spowodowało, że mocno poczułem płaszczkowate. Na pierwszych 200m podczas ruszania mocno zapiekło, aż się wystraszyłem. Pobiegłem z lekką rezerwą – 34s
Drugie 200m dość zachowawczo bo już mocno ciągnęło i się bałem o kontuzję
„Długo” się rozpędzałem – 36s
Podsumowując ten trening. Dane z GPS:
800m w 2:35:80 (3:15)
800m w 2:36:10 (3:15)
400m w 1:15:00 (3:07)
400m w 1:14:80 (3:07)
200m w 34s
200m w 36 s
Sobota: siła full zestaw
Podsumowanie tygodnia: W pandemicznym tysiączku jestem na poziomie o którym 6 tygodni temu nawet nie śniłem. Jeszcze dwa tygodnie treningów w tym temacie drugie podejście gdzie celem będzie sub 3:05 i biorę się za maraton. Będę miał 15 tygodni na przygotowania. Powinno starczyć choć martwię się trochę, że teraz mam tak małe tygodniowe przebiegi
Poniedziałek: 1 km MAX 3:09:20.
Bieg opisałem w wątku dla pandemicznego tysiąca więc nie będę się już powtarzał.
Z tego biegu byłem zadowolony, teraz jestem bardzo zadowolony.
Środa: 16km w 4:48 na 130.
Od kilku dni walczyłem z moim 735xt. Komputer nie widział zegarka, garmin ekspress oczywiście też.
Zegarek po odłączeniu od kompa wisiał. Trzeba go było za każdym razem resetować na miękko. W Garminie rozkładali ręce. W końcu zrobiłem twardy reset i też nic. Zauważyłem, że zegarek bardzo długo łapie sygnał GPS, gdzie zawsze to trwało błyskawicznie. Nawet będąc w domu.
Na treningu GPS kompletnie wariował. Takich krzaków na wykresie to już dawno nie widziałem. Biegałem na mojej treningowej prostej. Co 1850m nawrotka. Na nawrotce GPS mnie chyba gubił bo wygląda jak bym na kilka sekund się zatrzymywał. Po każdej nawrotce średnia tempa biegu o 2-3s w dół. Dam sobie rękę obciąć, że biegłem szybciej niż okolice 4:50. Jeżeli tak było to przy tym pulsie znaczy że jest forma i to nie mała! Oczywiście przy tak małych przebiegach tygodniowo jakie teraz robię zaraz wytrzymałość pójdzie się paść ale nie o to teraz chodzi. Mam być szybki i jestem.
Po biegu dostałem info od Keiwa, że jest aktualizacja dla mojego zegarka. Garmin, coś po prostu popierdolił w ostatniej aktualizacji. Ściągnąłem i wszystko wróciło do normy. Kilka dni niepotrzebnego wkurwiania się no i niepotrzebny twardy reset.
Piątek, plan:
2x800m w 3:15 + 2x 400 na 90% możliwości + 2 x 200m na 95% możliwości.
Przerwa do pełnego wypoczynku 8 minut.
Byłem przekonany, że te 800m mnie poskładają, zabiją a na 400m będę jechał na nogach z waty.
Na szczęście strach ma wielkie oczy.
800m weszły pięknie, pod pełna kontrolą. Trzeba było mocno pracować i pilnować tempa ale żadnych problemów. Idealnie po 3:15
Powtórzenia na 400m weszły super, tempa takie jak ostatnio czyli po 3:07 gdy robiłem 400tki ale wtedy były kończone na nogach z waty a teraz pod pełną kontrolą. Czy to było na 90% to nie wiem ale lekki zapas był. Tempa podaje z GPS w on miał rozjazd mocny
Oprócz drugiej osiemsetki gdzie trafił idealnie w dystans odpikiwał daleko za znacznikami.
Po 400tkach zmierzyłem specjalnie krokami .Wyszło dwa razy około 15-16 metrów więcej wiec było jeszcze niż te 3:07.
Po ostatnich danych o długości kroku z szybkiego tysiączka starałem się wydłużyć krok i tak też zrobiłem co momentalnie spowodowało, że mocno poczułem płaszczkowate. Na pierwszych 200m podczas ruszania mocno zapiekło, aż się wystraszyłem. Pobiegłem z lekką rezerwą – 34s
Drugie 200m dość zachowawczo bo już mocno ciągnęło i się bałem o kontuzję
„Długo” się rozpędzałem – 36s
Podsumowując ten trening. Dane z GPS:
800m w 2:35:80 (3:15)
800m w 2:36:10 (3:15)
400m w 1:15:00 (3:07)
400m w 1:14:80 (3:07)
200m w 34s
200m w 36 s
Sobota: siła full zestaw
Podsumowanie tygodnia: W pandemicznym tysiączku jestem na poziomie o którym 6 tygodni temu nawet nie śniłem. Jeszcze dwa tygodnie treningów w tym temacie drugie podejście gdzie celem będzie sub 3:05 i biorę się za maraton. Będę miał 15 tygodni na przygotowania. Powinno starczyć choć martwię się trochę, że teraz mam tak małe tygodniowe przebiegi
viewtopic.php?f=28&t=58398 Komentarze