No cóż, to trochę jak z każdą dziedziną życia. Ludzie potrzebują punktu odniesienia. A jaki punkt odniesienia ma przeciętny Kowalski? Pewnie to, że mając 15 lat po raz ostatni biegał na zaliczenie 1 km (w czasie, którego nie pamięta) po czym było mu niedobrze i chciał się tylko położyć... W związku z tym dla Kowalskiego:
bieg na 5 km = 5x "zaraz się porzygam"
bieg maratoński = 42x "zaraz się porzygam" (przy założeniu, że Kowalski z grubsza wie, jaka jest długość maratonu)
Żeby móc trochę docenić czasy uzyskiwane przez biegaczy jednak trzeba się nieco obiegać. Niedawno w którymś wątku była dyskusja o tym, jakiego biegacza nazwać początkującym, a jakiego średnio-zaawansowanym czy zaawansowanym. Początkujący zada sobie pytanie: "czy dam radę przebiec dystans X?", a nie-początkujący "czy dam radę przebiec X w tempie Y?" (odnoszę się do popularnych dystansów ulicznych, a nie np. UTMB

).
Jeśli ktoś wyjdzie poza bieganie dla zgubienia paru zbędnych kilogramów to pewnie odkryje, że szybkie 5 km jest trudniejsze, niż "wycieczka biegowa" na 20 km. I to zarówno jeśli chodzi o przygotowanie do takiego biegu jak i samą realizację...
Generalnie nie ma się co przejmować zdaniem ludzi - tych lepiej rokujących intelektualnie ew. można nieco doedukować i tyle.
Tak przy okazji, przypomina mi się trochę H. Szost, który miał problemy w Rio i zszedł z trasy i późniejsze komentarze bab (nie mylić z kobietami) typu "ja to zawsze kończyłam swoje maratony".
