Hej, nie przesadzajmy z tym mistrzostwem. Chyba że to tak se drzesz łacha, to spoko ; ) Myślę, że wśród osób, które zawodowo się tym sportem zajmują, to mój potencjał byłby całkiem pospolity.gener pisze:Cześć biegający forumowicze!
Przerobiłem cały wątek i widzę jacy jesteśmy różni. PAINU – jesteś świetnym gościem obdarzonym przez naszego Stwórcę nie lada talentem. Polemika tomsmoch (nie wiem czy nie przekręciłem Jego nicku) jest - delikatnie pisząc - totalnie demotywująca. Od pewnego miejsca pomijałem czytanie Jego wpisów. Nie wiem czy jest funkcja na tym forum gdzie można zblokować wyświetlanie wpisów kogoś kto demotywuje – muszę poszukać.
Tacy ludzie jak PAINU sprawiają, że ma się wiarę w człowieka i jego nieograniczone możliwości. Dla mnie interesujące jest inne spostrzeżenie. Talent wrodzony, talentem wrodzonym, natomiast praca – bardzo ciężka praca to coś, co uzupełnia talent. Podobno talent to zaledwie około 10% resztę stanowi ciężka praca. Możemy sobie próbować oszacować ile Ci wyjdzie? Dla mnie najpiękniejsze jest to, że zapewne możesz (fizycznie jesteś w stanie, trenując) pobić rekord świata na 10km.
Wracając do nie odkrytego w wątku spostrzeżenia, po przeczytaniu wpisów o tym, że ktoś ma talent taki, że zaczyna biegać dychę od np. 45min nasuwa się taka nie poruszana wcześniej myśl: „Czy istnieje ktoś, kto zaczynał biegać dychę z czasem 63min zszedł do poziomu 31min?”. Czujecie o co mi chodzi. Zadaje sobie pytanie: „Gdzie – do jasnej Anielki – jest kres naszym możliwości?”.
Chylę czoła dla talentu „Pocket Rocket’a” i wierzę w ludzi którzy zaczynając z 1h 10min, są w stanie trenując biegać poniżej 40min.
Powiem Ci PAINU, że imponuje mi ktoś taki jak Ty, który bez żadnych klubów lekkoatletycznych, itp. sam skromnie jest w stanie bez rozgłosu i telewizji pobić sobie rekord świata nie chwaląc się zbyt (ewentualnie na forum bieganie.pl).
A po maratonie wysiadła mi niestety stopa (dziwne, bo ból się pojawił jakieś 2-3 dni później) - od tych dwóch miesięcy nie mogę się pozbyć bólu, co mnie już solidnie niepokoi :/ Więc na razie progres jest zerowy i takie permanentne roztrenowanie się z tego zrobiło : (( Nie biegam 2-3 tygodnie: jest ok, biegam trochę: ból wraca i tak w kółko. W ramach przygotowań do maratonu najróżniejsze bóle rozbiegałem, ale teraz czuję, że to jest taki, którego nie powinienem.
A druga rzecz jest taka, że już mi na szczęście przeszło, ale po maratonie cały czas czułem zaje***ty niedosyt. Nie chcę bluźnić, ale ja się tak w sumie, to za bardzo tam nie zmęczyłem. OK, byłem trochę obolały, ale tak się cieszyłem tym biegiem, że chciałem żeby trwał i w ogóle nie myślałem o mecie :D Nie wiem czy to była dyspozycja dnia, ale długo żałowałem, że nie porwałem się jednak na .... kilka(naście) minut mniej. Szczególnie, że paskudnie szarpane było tempo: pierwsze dwa km po prawie 5 min (tłok!), później kilka po 4.10-4.20, dopiero po 10 km takiej karuzeli olałem pacemakera i biegłem sam w miarę równo aż do 37 kilometra. Tam rozpocząłem finisz z kilometrami kolejno po 4.20, 4.10, 4.05 i 3.50. No nic, jeśli zdrowie pozwoli i determinacja wytrzyma, to na wiosnę może uda się powalczyć o coś więcej.