Witajcie. Powyżej zacytowałem mój ostatni post tutaj. Sytuacja potoczyła się tak, że biegałem sobie tak dalej, schudłem 10kg, ustanowiłem nawet pierwszy rekord na 5 km - niecałe 37 min, we wrześniu ubiegłego roku rzuciłem palenie w związku z czym biegało mi się z czasem jeszcze lepiej aż... no właśnie... przyszła zima i nie potrafiłem się zmotywować do biegania w takie temperatury. W tym czasie rozpasłem się z powrotem, zacząłem biegać od nowego roku z mniejszymi lub większymi przerwami spowodowanymi wszelakimi kontuzjami spowodowanymi nadwagą. Potem sie okazało,ze mam złe wyniki cholesterolu i cukru oraz niewyrabiająca się wątrobę. To wszystko powodowało,ze nie mogłem schudnać. Powiedziałem stop. Wziąłem się za siebie, pochodziłem po lekarzach. Leki, dieta, dużo ruchu i jeszcze raz dieta i po pół roku mogłem odstawić leki. Nagle zaczęło mi się biegać lzej. Mogłem więcej i lepiej. Jednak rozkręcałem sie powoli. Zaczynałem robić i km w czasie 9 min i stopniowo schodziłem nizej. Nie na siłe ale tak jak mi ciało dyktowało. Sam zaczynałem przyspieszac mimowolnie bo ... mogłem. Zapisałem się na bieg u nas w Bydgoszczy "Biegaj z nami 5km" 22.10 i miałem jakaś motywację. Biegało mi się coraz lepiej, zszedłem z czasem już do 7:15 - 7:29. Nie mogłem doczekac się startu. Niestey tydzień przed starem problemy jelitowe brak mocy w zwiazku z tym. Założyłem sobie nowy cel: przebiegnięcie. Uznałem,ze jak przebiegnę w tym stanie poniżej 8min to będzie dobrze. 7:30 to był juz wymarzony czas. Dwa dni przed startem nafaszerowałem sie witaminami, magnezem, izotonikami i elektrolitami,żeby uzupełnić wszystko co z siebie wydaliłem. Pobiegłem. Nie włączył mi się program i nie wiedziałem ile biegnę. Wydawało mi się trochę za szybko ale co mogłem zrobic. Zwolniłem troszke i trzymałem sie ludzi. Jakież było moje zdziwienie kiedy dobiegając do mety zobaczyłem 35min na zegarze. Wycisnąłem z siebie wszystko i wykręciłem 35:36. Nowy rekord! W ogóle sie tego nie spodziewałem a tu taka niespodzianka. Wiem,że dla wielu to jest przechadzka, ale ja jestem przeszczęśliwy bo w tym stanie na to nie liczyłem. I tak to właśnie wyglądała w skrócie (i wygląda) moja walka. Biegnę dalej i się nie ugnę. Już kupiłem ciuchy na zimę i nie będzie,ze boli. Mam też gdzie chodzić na bieżnię w razie co. Aha.. 6 kg już zrzuciłem i nie poprzestane na tym. A poniżej ja szczęśliwy na meciePiniu pisze:Widzę,ze nikt tu już nie pisze, widocznie nikt planu nie robiTo ja napiszę,ze plan wykonany. Wczoraj zrobiłem 35min ciągłego biegu właściwie bez większego wysiłku. I pomyśleć,że jeszcze niedawno czekałem aż mi wypika 35sek biegu bo już nie mogłem
Dzięki za ten plan i za wsparcie
