Moja przygoda z bieganiem właśnie się rozpoczęła. Choć nie dość dobrze byłoby to nazwać narodzinami, lepiej: Zmartwychstaniem.
Po raz pierwszy do motywowania poza szkolnym wuefem zmotywowałem się właśnie w szkole, kiedy chciałem jakoś zaliczyć tysiąca. Na początku (2 gimnazjum) były to 3 okrążenia na standardowej 400 metrowej bieżni, z czasem z wrodzonej chęci buntu zacząłem dokładać kolejne. Kiedy biegałem pewnego razu dołączył do mnie pewien chłopak i rozmawiając z nim przebiegłem swoje pierwsze 15 okrążeń, a skoro było 15, to tak dokładałem aż po kilku tygodniach było 30. Plus jaki odnotowałem to fakt, iż nie dyszałem biegając za piłką, gdy grałem z kolegami w ,,gałę".
Potem spadek treningów, poszedłem do licka i straciłem motywację. W 2 liceum regres, znowu zacząłem biegać, uprawiać naprawdę dużo sportu (basen, bieganie, klub lekkoatletyczny), aż na jedym z treningów facet powiedział mi że się do tego nie nadaję (z powodu słabej koordynacji ruchowej we wskakiwaniu na stopień :D). Oczywiście, mając umysł jeszcze smarkaty, wziąłem to do siebie i stopniowo przestawałem ćwiczyć.
Teraz, (wiek 22) biegam od paru tygodni - jeszcze nie regularnie. Mam nadwagę (ok 100kg przy wzroście 181cm). Robię sobie okrążenie na mojej standardowej trasie w parku w Łodzi (ok 10 minut truchtu). Kocham bieganie a teraz mam dodatkowe motywacje - zgubić tę obrzydliwą słoninę i zdać dobrze testy sprawnościowe, z których jeden jest z biegu właśnie



Tak więc o bieganiu wiem odrobinę, a postanowiłem wstąpić do Waszej społeczności, bo nie uważam, że wiem wszystko - całe życie się uczymy, mam nadzieję poznać fajnych ludzi, a biegacze nimi na pewno są, mam ochotę dostać trochę motywacji od energicznych istot, , i kto wie, jeśli się uda - może kogoś zainspiruję?
Pozdrawiam!
kenobi