Dla mnie to jest w ogóle kosmos, takie ilości węgli przy treningu i jeszcze jakieś rotowanie tak minimalną ilością Przecież 30-50g węgli to się je całkowicie unikając wszystkich produktów posądzanych o węglowdanonosicielstwo

. Może poza warzywami.
Więcej węgli ma np litr mleka.
Ciężkie nogi z początku to normalka, pamiętam że jak zaczynałem z paleo, to byłem na tyle uzależniony od spalania węgli, że po paru dniach treningów i jedzenia ~200g węgli dziennie podjazdy wjeżdżałem 10km/h, a nie 25km/h

. Trochę trwało przestawienie się, zresztą i teraz maksuję węglowodany do 200, a nawet 300g dziennie, gdy mam ciężki trening. Tak samo zrobiłem przedwczoraj: po spokojnym długim treningu (115km ze średnią 28km/h, około 2500kcal spalone) walnąłem absolutnie nie lchf wielką michę kaszy jaglanej z suszonymi śliwkami i jogurtem greckim. Ze 300g węgli na raz. I tylko dlatego miałem dość glikogenu żeby następnego dnia zrobić bardzo mocny trening (102km, około 2800kcal spalone). Fakt że kontekst się liczy, i żaden biegacz tak nie trenuje.
Ale sam Kwaśniewski pisze, że węgli powinno być tyle, żeby nie być w ketozie. Otóż Peter Attia z EatingAcademy mierzył sobie ketony w dzień treningowy i wyszło mu, że nawet jedząc 150-200g węgli na treningu i zaraz po nim
był w ketozie, bo w czasie wysiłku i w tzw oknie węglowodanowym po treningu praktycznie całość tych węglowodanów była zużywana na pracę mięśni i uzupełnianie glikogenu.
Trenujący i jedzący 50g węgli na bank będzie cały czas na diecie ketogenicznej. Nie żeby było to coś niepokojącego, ale Kwaśniewski nie zaleca

.
The faster you are, the slower life goes by.