Witajcie!
Rozsypałem się w niedzielę (14.07) sięgając w pociągu po walizkę, jakoś dziwnie skrzywiony chciałem ją złapać (nie była ciężka - taka podręczna, samolotowa) i coś mi łupnęło po lewej stronie pleców, tuż nad pośladkiem. Aktualnie nie mogę się za bardzo schylać, z łóżka wstaje z wielkim trudem, cały czas mniej lub więcej mnie boli. Nie wiem czy przeskoczyła jakaś kostka/ścięgno czy może został naderwany mięsień?

Nie fajnie to wygląda i zastanawiam się teraz czy czekać jeszcze parę dni na rozwój sytuacji, może samo z czasem przejdzie, czy może lepiej pójść do doktora? Niby zwykła życiowa czynność a tu awaria. Ehhh.... Pech.
Kiedyś miałem taką rzecz, że przeciągając się coś mi puknęło w szyi i przez 3 dni chodziłem z przekrzywioną do dołu głową. Potem samo przeszło.
Aktualnie chodzę po mieście utykając, w tempie niemalże ślimaczym. O przebiegnięciu nie ma mowy, choć w porównaniu z pierwszym dniem jest lepiej, bo mogę się delikatnie schylić, niemniej jednak z zakładaniem butów i ich zawiązywaniem jest problem. Co radzicie?
pozdrawiam!