Ku przestrodze!!
Nie chcę zakładać nowego tematu a nie chcę dalej zaśmiecać tematu Yacoola o Rio wiec wykorzystam ten wątek.
Chodzi mi o zrzucanie wagi.Od około 20 lat wagę mam w granicach 71-72kg/180cm. Chciałbym zrzucić 4kg do 21 października, czyli bezpiecznie. Od soboty przystąpiłem do działania. Nic drastycznego nie robiłem bo nawet nie miałem z czego. Słodycze jadałem w symbolicznych ilościach(powiedzmy raz na tydzień) Po prostu ograniczyłem ilość żarcia. Nie liczyłem kalorii.
W poniedziałek trening o 17tej. Od rana trzymam żołądek na leciutkim ssaniu, na treningu to samo. Gorąco, duszno. Mam zrobić 10min wolno +2x10km do 150bpm z 10min przerwą wolno. Pierwszą dziesiątkę zaczynam w tempie 4:47. Od samego początku uda jak z betonu, nie mam energii, po trzech kilosach zaczynam zwalniać. Dychę kończę w tempie 5:25.
Coś mnie podkusiło i jak nigdy wziąłem ze sobą jednego żela. W przerwie zamiast biegu marsz, żel i 0,5 litra wody. Trochę pomogło.
Druga dycha to już BS w tempie 5:25. Od połowy pierwszej 10 marzę o coca coli. Kończę trening pod sklepem i puszka coli wchodzi jak złoto!!.
Wtorek rano staję na wadze ponad kilogram mniej w 3 dni. Informuję mojego trenejro co się stało(nie mówiłem mu wcześniej o żarciu)
Oczywiście zjeba. Usłyszałem wprost, że mnie pojebało
Zrzucanie wagi ok, ale bardzo wolno ale generalnie mam nie kombinować. Na jakieś magicznej aplikacji policzyłem +/- że przyjmowałem około 1700-2000kcal. Wczoraj przyjąłem około 2500. Nie było treningu.
Dzisiaj do treningu o 17 jeśli dobrze policzyłem przyjmę około 1300 kcal (ryż z kurczakiem, marchewką i pestkami dyni, 2 brzoskwinie, banan,kawa, 2 jajka) po treningu docisnę makaronem ze szpinakiem i serem bałkańskim do około 3000.
Zobaczymy co z tego wyjdzie. Chyba schodzenie poniżej 2500 jest bez sensu.