Kapitan Bomba! pisze:zdycha, zdycha, zdycha wątek...
Marudzisz jakbyś miał konto po wuju

.
Jeśli o mnie chodzi to coś se tam pobieguję.
W sobotę wyjątkowo miałem czas pobiegać (mały oddział) Pobiegałem 8,3 km, w tym 8 rytmów po ~4:37-4:42, początek kolejnych odcinków co 2,5′.Biegałem odcinki po 76 kroków. Tempo okazało się dobre, za to odcinki jeszcze za krótkie o około 10-15 metrów. Wychodzi, że trzeba dołożyć jeszcze 6 kroków żeby było 200m.
W niedzielę postanowiłem sobie znów wbiec na Magurkę. Chociaż
wbiec to za dużo powiedziane. Strome odcinki nie byłem w stanie biec przez dłużej nić 1,5-2,5' i robiłem minutowe (czasami trochę dłuższe) przerwy na odpoczynek kiedy to sobie stałem. W porównaniu z biegiem sprzed miesiąca czas podbiegów było gorszy o 3,5′. Możliwe, że powodem było rozpoczęcie treningu na „patelni” kilometr wcześniej i 55m niżej niż poprzednio. Prawdopodobnie dzięki kilku ćwiczeniom wzniosów pięt (na płaskim i na stopniu, z opuszczaniem pięty poniżej palców) nie bolały mnie łydki tak bardzo jak miesiąc temu gdzie ból był nieznośny i nie pozwolił kontynuować biegu.
W tym tygodniu jeszcze nie biegałem, a okazję będę miał dopiero jutro. No i ten cholerny kaszelek znów pojawił się

. Cóż - zima idzie.
Poza tym poczytałem w Danielsie o kadencji i o tym, że najbardziej ekonomiczne jest bieganie z kadencją 90 kroków/minutę, czyli 90 kroków liczone jedną nogą. Przetestowałem to w sobotę i starałem się biec „szybciej przebierając nogami”. Jest to na początku bardzo niewygodne, ale widzę, że da się do tego przyzwyczaić. Jak na razie udało się bez większego problemu „przebierać nogami” 80-85 kroków/min. Co prawda przy moim
izi przy takiej kadencji kroki mam tak krótkie, że równie dobrze mógłbym iść. Faktycznie bieganie z taką kadencją jest inne. Mniej bolały łydki a po biegu jakoś taki mniej zmęczony byłem. Może faktycznie jest to związane z tym, że przy takim
przebieraniu nogami krócej się leci i z mniejszą siłą spada na ziemię? Pewnie Jacek D. ma rację.
Pozdro.