Ja też nie chcę się mieszać, ale czy przegrana w jakimś śmiesznym biegu, w zasmarkanym lesie może być przyczyną awarii małżeńskiej?

A co do bananów, to w Borównie dają arbuzy i colę.
Słuszne spostrzeżenie! Zachowania niektórych biegaczy ujawniają braki w kulturze osobistej.darek284 pisze:...w zasmarkanym lesie...
Wcale się dużo nie pomyliłem. Gdybyś był zdrów, piątka pękłaby na pewno.PiotrekMarysin pisze:Darek troooooszkę przesadził z szacunkiem wyników. Razem z Renią odwalili kawał dobrej roboty i niedługo po minięciu szóstej godziny zameldowali się na mecie. Ja natomiast wykonałem swoje i zajęło mi to 5 i ćwiartkę z szóstej godziny. Wrażenia jak zwykle superowe po takiej imprezie...
W Borównie był taki wiatr, że Renia wróciła z trasy okrutnie potargana. Nie widzę w tym nic śmiesznego, że chodząc po rodzinie z medalem na szyi, chce wyglądać ładnie.Yogi! pisze:Wybaczcie jednak, ale wizyta u fryzjerki na koniec w zestawieniu z Waszymi wyczynami brzmi po prostu... śmiesznie.
He, he. Też tam w niedzielę biegałem (nawiasem mówiąc, szkoda że się nie spotklaliśmy), i widząc te oznaczenia opowiadałem biegnącej ze mną towarzyszce przypadek Yogiegodarek284 pisze: Yogi, mam nadzieję, że tym razem nie zrywałeś strzałek z drzew?
Dajmy parę słów wyjaśnienia.darek284 pisze:W Borównie był taki wiatr, że Renia wróciła z trasy okrutnie potargana. Nie widzę w tym nic śmiesznego, że chodząc po rodzinie z medalem na szyi, chce wyglądać ładnie.
Mowa! Korciły, ale nie chciałem być drugi raz odsądzany od czci i wiary. Pracuję nad sobą. Niektórym co prawda skorygowałem kierunek, ale jestem dumny, że wszystkie zostały.Yogi, mam nadzieję, że tym razem nie zrywałeś strzałek z drzew?
Droga jest celem. Dlatego dziś ponownie krany u Marysi, sprzedawcy autobusów, trampkarze oraz ich lokalne sekundantki. To jest życie!Ponad setka ludzi uwija się jak w ukropie, żeby przebyć 113 lub, co gorsza 226 km bez wyraźnego celu.