Mazowiecki Park Krajobrazowy
- Renata
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 677
- Rejestracja: 08 paź 2007, 17:38
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
- Lokalizacja: Warszawa - Gocław
- Kontakt:
Wakacyjne lenistwo umysłowe nie pozwala mi sprawdzać co to są te peloidy (choć może i warto by było, bo może wtedy zagadka kurortów by się wyświetliła). Ale jeszcze do tematu uzdrowisk powrócimy - każdy z nas kiedyś będzie w tym wieku, że po skierowanie do miasta z końcówką - Zdrój poprosi .
Tymczasem kolejne kartki z dziennika pokładowego.
Wczoraj i dziś ciężko pracowaliśmy nad nowym HRmaxem na podjazdach. Otarcie z czoła potu zalewającego oczy i szybki rzut oka na okoliczności przyrody: z prawej jezioro, z lewej jezioro i szaleńczy zjazd (nawet nie patrzę już na licznik, codziennie nowe rekordy).
Wieczorem pływanie w jeziorze: w poprzek, wzdłuż, do pomostu i z powrotem, aż ręce odpadają
Jutro odpoczynek -> bieganie
Tymczasem kolejne kartki z dziennika pokładowego.
Wczoraj i dziś ciężko pracowaliśmy nad nowym HRmaxem na podjazdach. Otarcie z czoła potu zalewającego oczy i szybki rzut oka na okoliczności przyrody: z prawej jezioro, z lewej jezioro i szaleńczy zjazd (nawet nie patrzę już na licznik, codziennie nowe rekordy).
Wieczorem pływanie w jeziorze: w poprzek, wzdłuż, do pomostu i z powrotem, aż ręce odpadają
Jutro odpoczynek -> bieganie
Pozdrawiam,
Renata
http://renataidarek.blogspot.com/
Renata
http://renataidarek.blogspot.com/
- Beauty&Beast
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 1158
- Rejestracja: 11 wrz 2007, 09:07
- Życiówka na 10k: 00:45:29
- Życiówka w maratonie: 3:42:02
- Lokalizacja: Warszawa
- Kontakt:
A ja zamiast leniuchować, zaczęłam wlaśnie trzeci tydzień z panem G.
Żyję. Sobotnie 35 uplynęlo o dziwo bardzo pozytywnie (biegałam sama i troche sie obawiałam o motywację), włącznie z koncówką. Jednak jeden trening mi w ub. tyg. wypadł, skonczyło sie na zaledwie 92 km...
Dzisiaj zaczęłam z przytupem - na treningu zrobiłam zyciówkę na 15 km I znakomicie mi się biegło...
Żyję. Sobotnie 35 uplynęlo o dziwo bardzo pozytywnie (biegałam sama i troche sie obawiałam o motywację), włącznie z koncówką. Jednak jeden trening mi w ub. tyg. wypadł, skonczyło sie na zaledwie 92 km...
Dzisiaj zaczęłam z przytupem - na treningu zrobiłam zyciówkę na 15 km I znakomicie mi się biegło...
- Yogi!
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 369
- Rejestracja: 06 sie 2008, 23:07
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
- Lokalizacja: Mazowiecki Park Krajobrazowy
Postanowiłem zaznać szczypty żelazowego blichtru. Zabrałem nad morze okularki pływackie, by móc później legitymować się umiejętnością pływania w wodach nie tylko otwartych, ale również słonych. Początki trudne, ale szło wytrzymać. Jeżeli mam zrobić krok naprzód, koniecznie muszę poćwiczyć na basenie utrzymywanie pływalności pod sztuczną falą oraz pływanie z zamkniętymi oczyma.
Pływacy, jak jest z przejrzystością wody w jeziorach/rzekach. Też nic nie widać?
A Bjuta jak zwykle o bieganiu, ech... Ale w zasadzie to dobrze, że wątek ma taki dyżurny temat. Skoro już jesteśmy przy nim: Wstyd się przyznać, ale zaniedbuję wizytę w marysińskim przybytku lekkoatletycznym. Tyle naobiecywałem, że ludzie przestaną wierzyć w to, co piszę.
Pływacy, jak jest z przejrzystością wody w jeziorach/rzekach. Też nic nie widać?
A Bjuta jak zwykle o bieganiu, ech... Ale w zasadzie to dobrze, że wątek ma taki dyżurny temat. Skoro już jesteśmy przy nim: Wstyd się przyznać, ale zaniedbuję wizytę w marysińskim przybytku lekkoatletycznym. Tyle naobiecywałem, że ludzie przestaną wierzyć w to, co piszę.
Kto nie ma w głowie
Ten ma w nogach ;)
Ten ma w nogach ;)
- PiotrekMarysin
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 1143
- Rejestracja: 21 lip 2006, 13:15
CO do przejrzystości to zależy zdecydowanie od zbiornika. W weekend pływałem w Hańczy i myślę, że na kilkanaście, no może dwadzieścia metrów było widać. Ale to w Polsce rzadkość.Yogi! pisze: Pływacy, jak jest z przejrzystością wody w jeziorach/rzekach. Też nic nie widać?
Wstyd się przyznać, ale zaniedbuję wizytę w marysińskim przybytku lekkoatletycznym. Tyle naobiecywałem, że ludzie przestaną wierzyć w to, co piszę.
My już Ci i tak nie wierzymy...
A przykład Bjuty tylko potwierdza, że Pan G nie taki straszny, jak go niektórzy malują...
[url=http://team.entre.pl]ENTRE.PL TEAM[/url]
- darek284
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 748
- Rejestracja: 23 kwie 2004, 11:11
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
- Lokalizacja: Warszawa-Gocław
- Kontakt:
W naszym jeziorze mało widać, tak na oko ze dwa metry. Widać rękę i czasem rośliny majaczą na dnie. Taki widok majaczących roślin uruchamia wyobraźnię i dalszy ciąg zależy od listy lektur i filmów. Adam czyta "Miasteczko Salem", a ja "Inne pieśni", tak że wyobraźnia pracuje na wysokich obrotach.
Biegaj, biegaj Beauty, bieganie jeszcze nikomu nie zaszkodziło.
Ja wolę jeździć na rowerze, biegać jakoś mniej lubię ostatnio. Na rowerze można podobnie się zmęczyć, a więcej zobaczyć.
A co słychać u innych biegaczy pozostających pod silnym wpływem Pana G.?
Biegaj, biegaj Beauty, bieganie jeszcze nikomu nie zaszkodziło.
Ja wolę jeździć na rowerze, biegać jakoś mniej lubię ostatnio. Na rowerze można podobnie się zmęczyć, a więcej zobaczyć.
A co słychać u innych biegaczy pozostających pod silnym wpływem Pana G.?
Pozdrawiam,
Darek
Darek
- Beauty&Beast
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 1158
- Rejestracja: 11 wrz 2007, 09:07
- Życiówka na 10k: 00:45:29
- Życiówka w maratonie: 3:42:02
- Lokalizacja: Warszawa
- Kontakt:
Oby był tak skuteczny, jak niektórzy twierdząPiotrekMarysin pisze:A przykład Bjuty tylko potwierdza, że Pan G nie taki straszny, jak go niektórzy malują...
Ja tam więcej widzę, jak biegam. Ostatnio np. poznałam psa Edka. Pies Edek jest szczeniakiem i nie chodzi na smyczy. Może i jest szczeniakiem, ale calkiem sporym. Grasuje w okolicach Falenicy. Nie wiadomo czemu zapałał miłością do moich pośladków No, ale na szczęście nie był sam...
Pies bezimienny w niewidocznym kagancu również grasuje, zdecydowanie bliżej Starej Miłosny. Znaczy, pies ma imię i ma panią. Pani chodzi z kijkami. Najpierw biegnie pies (duży), potem dlugo nic, i jak już pies rzuca się do gardła, pojawia sie pani od psa i przeprasza
Poza tym w Radości jest ulica Krasnoludków. Niedaleko ulicy Marty. Nie znam żadnej Marty
I tak dalej...
- Miodzio
- Dyskutant
- Posty: 48
- Rejestracja: 12 gru 2006, 20:27
ostatnio.darek284 pisze: Ja wolę jeździć na rowerze, ...
Właściwie codziennie i bardzo mi z tym dobrze.
Biegam zdecydowanie mniej, za to zdecydowanie szybciej.
... jeszcze gram do upadłego w badmintona oraz katuję brzuch i grzbiet.
- Renata
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 677
- Rejestracja: 08 paź 2007, 17:38
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
- Lokalizacja: Warszawa - Gocław
- Kontakt:
My dziś jeździliśmy rano na rowerach, mało tego, wspinaliśmy się najpierw na jedną górkę, żeby potem zjeżdżać na łeb, na szyję. Mocne zjazdy to jest to. Spotkaliśmy jednego kolarza, nawet się uśmiechnął do nas. Sam jechał, to pewnie pomyślał, że się podczepi, ale nie daliśmy mu szansy.
W drodze powrotnej padał deszczyk, taki słaby, przyjemny. Nawet nas porządnie nie zdążył zmoczyć. Dlatego wieczorem, jak już wyszło słońce zmoczyliśmy się dobrowolnie i kompletnie włażąc do jeziora. Znów był grany najbliższy pomost, ale że woda była cieplejsza od powietrza to jeszcze na drugą stronę jeziora w poprzek dwa razy w tę i z powrotem tak dla rekreacji i lepszego wymoczenia. I niecała godzinka minęła. Na koniec przypłynęły do nas dwa łabędzie, chyba miały ochotę na nasze wafelki, bo jak usłyszały, że rozwijamy je z papierków to szybko podpłynęły i zaczęły wydawać z siebie dziwne odgłosy. Jeden ptak, nawet wkładał głowę i całą szyję do wody wydłubując wodorosty żeby nas poczęstować w zamian za wafelek.
W drodze powrotnej padał deszczyk, taki słaby, przyjemny. Nawet nas porządnie nie zdążył zmoczyć. Dlatego wieczorem, jak już wyszło słońce zmoczyliśmy się dobrowolnie i kompletnie włażąc do jeziora. Znów był grany najbliższy pomost, ale że woda była cieplejsza od powietrza to jeszcze na drugą stronę jeziora w poprzek dwa razy w tę i z powrotem tak dla rekreacji i lepszego wymoczenia. I niecała godzinka minęła. Na koniec przypłynęły do nas dwa łabędzie, chyba miały ochotę na nasze wafelki, bo jak usłyszały, że rozwijamy je z papierków to szybko podpłynęły i zaczęły wydawać z siebie dziwne odgłosy. Jeden ptak, nawet wkładał głowę i całą szyję do wody wydłubując wodorosty żeby nas poczęstować w zamian za wafelek.
Pozdrawiam,
Renata
http://renataidarek.blogspot.com/
Renata
http://renataidarek.blogspot.com/
- Yogi!
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 369
- Rejestracja: 06 sie 2008, 23:07
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
- Lokalizacja: Mazowiecki Park Krajobrazowy
Zaczyna podobać mi się ta wymiana poglądów, zwłaszcza wysoka kultura, z jaką przedstawiane są zalety każdej z dyscyplin. Widać, że ludzie zabierający głos nie są łapani z ulicy.
I tak - jak napisała Renia - wszyscy w końcu spotkamy się w miasteczku z członem "-Zdrój" w nazwie. Oczywiście w duchu sportowego ekumenizmu.
Bardziej poważnie, po tym co jeszcze napisał Darek, przejrzystość Bałtyku w porównaniu ze śródlądziem wypada mizernie.
Ciao!
I tak - jak napisała Renia - wszyscy w końcu spotkamy się w miasteczku z członem "-Zdrój" w nazwie. Oczywiście w duchu sportowego ekumenizmu.
Przykład Piotrka potwierdza, że potrzeba odwiedzania egipskich kurortów w sprawie eksploracji tamtejszych akwenów jest prawdopodobnie wytworem marketingu usług turystycznych. Dwadzieścia metrów... Widziane to rzeczy?PiotrekMarysin pisze:W weekend pływałem w Hańczy i myślę, że na kilkanaście, no może dwadzieścia metrów było widać. Ale to w Polsce rzadkość.
Bardziej poważnie, po tym co jeszcze napisał Darek, przejrzystość Bałtyku w porównaniu ze śródlądziem wypada mizernie.
To bez znaczenia. W zasadzie może i lepiej.PiotrekMarysin pisze:My już Ci i tak nie wierzymy...
Ciao!
Ostatnio zmieniony 12 sie 2009, 09:58 przez Yogi!, łącznie zmieniany 1 raz.
Kto nie ma w głowie
Ten ma w nogach ;)
Ten ma w nogach ;)
- PiotrekMarysin
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 1143
- Rejestracja: 21 lip 2006, 13:15
Zaprawdę, rozmówcy tu na poziomie.Yogi! pisze:Przykład Piotrka potwierdza, że potrzeba odwiedzania egipskich kurortów w sprawie eksploracji tamtejszych akwenów jest prawdopodobnie wytworem marketingu usług turystycznych. Dwadzieścia metrów... Widziane to rzeczy?PiotrekMarysin pisze:W weekend pływałem w Hańczy i myślę, że na kilkanaście, no może dwadzieścia metrów było widać. Ale to w Polsce rzadkość.
To chyba nie kwestia jak daleko widać, ale co widać i w jakiej temperaturze, pcha ludzi w tak dalekie strony.
Posunąłeś się do małej manipulacji. Z drugiego cytatu wyciąłeś takie coś :
[url=http://team.entre.pl]ENTRE.PL TEAM[/url]
- Yogi!
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 369
- Rejestracja: 06 sie 2008, 23:07
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
- Lokalizacja: Mazowiecki Park Krajobrazowy
Brzmi sensownie. Początkowo uwierzyłem w słowo Darka, że to co widać zależy od listy lektur, które ma się w głowie. Aleście mnie zamieszali.PiotrekMarysin pisze:To chyba nie kwestia jak daleko widać, ale co widać i w jakiej temperaturze, pcha ludzi w tak dalekie strony.
Poprawione, acz ikonoklazm nie wynikał z moich intencji, które - jak zawsze - są ciepłe i szczere.Posunąłeś się do małej manipulacji. Z drugiego cytatu wyciąłeś takie coś:
Zakupiłem właśnie dwa buty do biegania. Dwa, żeby jeden był lewy a drugi prawy. Nówki z pudełka. W butach zamierzam pobiec lekko ponad 42 kilometry w jednej sesji, więc chciałem przetestować ich właściwości w dłuższym biegu. No i wszystko byłoby pięknie, gdyby nie dziwne kłucie w jednym miejscu stopy od 15go, przyjmijmy, kilometra. Badanie palpacyjne wykonane podczas biegu (w przerwie) nic nie wykazało, ot wredne mi ukształtowanie cholewki - pomyślałem. W domu wykonałem dokładne oględziny i nie mogłem uwierzyć. Po mocniejszym przyciskaniu materiału w podejrzanym miejscu dało się wyczuć malusieńkie zgrubienie (zsuplenie) nici na szwie. Takie tyci-tyci, jak łepek od szpilki. Na szczęście jest ono widoczne więc przy użyciu kompletu narzędzi zegarmistrzowskich oraz lancetu rozprawie się z tą łyżką dziegciu, która drążyła skałę. Skała tymczasem zaczęła pokrywać się nowym naskórkiem, więc będzie dobrze.
Kto nie ma w głowie
Ten ma w nogach ;)
Ten ma w nogach ;)
- Renata
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 677
- Rejestracja: 08 paź 2007, 17:38
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
- Lokalizacja: Warszawa - Gocław
- Kontakt:
Pocieszę Cię Yogi w sprawie butów. Ja sobie przywiozłam zza oceanu taki model co to go jeszcze nigdzie wtedy w żadnych sklepach, ani nawet spod lady nikt nie mógł dostać. I pewnie ta moja zachłanność na markowe obuwie biegowe zemściła się, bo jak je tylko wyjmuję z pudełka i zakładam do biegania, to po kilku (przyjmijmy, że tak od czwartego km), a więc wredota jeszcza większa od Twojej, zaczyna mi obcierać delikatny naskórek stopy. Za pierwszym razem pomyślałam, że gorąco było, stopa spuchła, skarpetki nawet zdjęłam, bo gdzieżbym tam pomyślałam, że takie buty mogą mi uszkodzić stopę. Ale bąbel był jak nic. Jak tylko bąble znikną, to znów te gadzie buty wyjmuję z pudełka, a one znów w tym samym miejscu trą mi skórę. Oględziny wnętrza butów, macanie szwów niczego zupełnie nie wykazały, więc odkładam na kilka dni do pudełka. Kolejna próba i efekt wziąż ten sam. Chyba pożyczę od Ciebie tego lanceta i wykroję elegancką dziurkę w tym felernym miejscu (w bucie rzecz jasna, nie w stopie ). Może wtedy pójdzie jakoś biegać.
Ja tu o butach narzekam (i tak teraz zostały w domu w pudełku za karę), a Darek dziś przepłynął ze 3 kilometry, a może nawet i ze 3,5 km. A łatwo nie było, bo wiatr fale robił i trochę można było się wody z jeziora napić. Poznawaliśmy nowe obszary naszego jeziora: ja od pierwszego pomostu do drugiego, a Darek tak się rozpędził, że minął drugi pomost i już szukał trzeciego. Na szczęście Adam kursował między nami na canoe i asekurował żebyśmy za daleko nie wypływali. W razie czego miał nam rzucać pamelkę, ale oprócz większych fal nic sie nie działo. Mieliśmy pianki i choć woda ma 21 stopni, to jednak przy godzinnym przebywaniu w wodzie w samych strojach kąpielowych nie było by już tak uroczo.
Zapomniałabym jeszcze o bieganiu. Rano byliśmy w lesie, najpierw znaleźliśmy czerwony szlak, nawet jakaś mapka rezerwatu była przy leśnym jeziorku torfowym (woda miała kolor kawy, tylko była bez fusów), kwitły grążele i takie inne białe, też wodne, ale ich nazwy nie pamiętam (w domu w encyklopedii sprawdzę). No to biegniemy, aż na drodze lisa spotykamy (chyba nas za późno zauważył, bo mogliśmy go podziwiać z odległości kilku metrów), potem spotkanie z zającem szarakiem, co to udawał kamień schowany w trawie przy drodze, a dalej znów jeziorko koloru kawy. Nad brzegiem wielki kamień był (diabelski ponoć ten kamień, tak z nazwy na tabliczce wyczytałam) i kilka małych kamieni i jeziorko zaraz rezerwatem zrobili i Kamiennym nazwali. Potem jakaś łąka, wioska (psy nas obszekały), znów łąka i cały czas czerwone znaki szlaku nas prowadzą, więc jest fajnie. Kilometry się dłużą, bo polną drogą pod górkę ciężko się biegnie, a torów kolejowych jak nie, tak nie ma. W końcu jakaś znajoma wioska, ale nie ta, do której chcieliśmy się dostać. To wioska, którą znamy z wycieczek rowerowych. Patrzymy na drogowskaz, a do naszej wioski 17,5 km. Tak, podczas biegania można dużo zobaczyć.
Ja tu o butach narzekam (i tak teraz zostały w domu w pudełku za karę), a Darek dziś przepłynął ze 3 kilometry, a może nawet i ze 3,5 km. A łatwo nie było, bo wiatr fale robił i trochę można było się wody z jeziora napić. Poznawaliśmy nowe obszary naszego jeziora: ja od pierwszego pomostu do drugiego, a Darek tak się rozpędził, że minął drugi pomost i już szukał trzeciego. Na szczęście Adam kursował między nami na canoe i asekurował żebyśmy za daleko nie wypływali. W razie czego miał nam rzucać pamelkę, ale oprócz większych fal nic sie nie działo. Mieliśmy pianki i choć woda ma 21 stopni, to jednak przy godzinnym przebywaniu w wodzie w samych strojach kąpielowych nie było by już tak uroczo.
Zapomniałabym jeszcze o bieganiu. Rano byliśmy w lesie, najpierw znaleźliśmy czerwony szlak, nawet jakaś mapka rezerwatu była przy leśnym jeziorku torfowym (woda miała kolor kawy, tylko była bez fusów), kwitły grążele i takie inne białe, też wodne, ale ich nazwy nie pamiętam (w domu w encyklopedii sprawdzę). No to biegniemy, aż na drodze lisa spotykamy (chyba nas za późno zauważył, bo mogliśmy go podziwiać z odległości kilku metrów), potem spotkanie z zającem szarakiem, co to udawał kamień schowany w trawie przy drodze, a dalej znów jeziorko koloru kawy. Nad brzegiem wielki kamień był (diabelski ponoć ten kamień, tak z nazwy na tabliczce wyczytałam) i kilka małych kamieni i jeziorko zaraz rezerwatem zrobili i Kamiennym nazwali. Potem jakaś łąka, wioska (psy nas obszekały), znów łąka i cały czas czerwone znaki szlaku nas prowadzą, więc jest fajnie. Kilometry się dłużą, bo polną drogą pod górkę ciężko się biegnie, a torów kolejowych jak nie, tak nie ma. W końcu jakaś znajoma wioska, ale nie ta, do której chcieliśmy się dostać. To wioska, którą znamy z wycieczek rowerowych. Patrzymy na drogowskaz, a do naszej wioski 17,5 km. Tak, podczas biegania można dużo zobaczyć.
Pozdrawiam,
Renata
http://renataidarek.blogspot.com/
Renata
http://renataidarek.blogspot.com/
- Deck
- Ekspert/Fizjologia
- Posty: 1269
- Rejestracja: 20 cze 2002, 12:48
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
Cieszy mnię fakt, iż Towarzystwo w tak miłych okolicznościach przyrody spędza letnie chwile, na mniej lub bardziej przyjemnych rzeczach.
Chciałbym tak ad vocem, zabrać głos w temacie butów. Ja postanowiłem kupić sobie nową parę na wiosnę. Przeszperałem zasoby światowej sieci www w poszukiwaniu porad i propozycji w tym temacie. Postanowiłem także zakupić sobie buty firmy innej niż dotychczasowe, aczkolwiek zacnej i cenionej w światku biegowym. I dokonałem tego, kupiłem, mam je i biegam w nich. Z tym, że kupiłem też sobie plastry o opatrunkiem i przed każdym treningiem zabezpieczam czułe miejsca stóp mych delikatnych. Dzięki temu mogę cieszyć się nimi (butami- przyp. autora) na treningach. Choć czasami trochę jakby nie do końca. Nie dalej jak w zeszłą sobotę, 35km trening wg Czarodzieja G zakończyłem po ok. 13km.
Wniosek z tego taki, za każdym razem obiecuję sobie, że kupię tylko buty sprawdzonych marek (mam takie dwie), a i tak coś mi w ostatnim momencie odbija.
Ale przynajmniej zrobiłem niespodziankę starym butom, które nagle ujrzały ponownie światło dzienne.
Chciałbym tak ad vocem, zabrać głos w temacie butów. Ja postanowiłem kupić sobie nową parę na wiosnę. Przeszperałem zasoby światowej sieci www w poszukiwaniu porad i propozycji w tym temacie. Postanowiłem także zakupić sobie buty firmy innej niż dotychczasowe, aczkolwiek zacnej i cenionej w światku biegowym. I dokonałem tego, kupiłem, mam je i biegam w nich. Z tym, że kupiłem też sobie plastry o opatrunkiem i przed każdym treningiem zabezpieczam czułe miejsca stóp mych delikatnych. Dzięki temu mogę cieszyć się nimi (butami- przyp. autora) na treningach. Choć czasami trochę jakby nie do końca. Nie dalej jak w zeszłą sobotę, 35km trening wg Czarodzieja G zakończyłem po ok. 13km.
Wniosek z tego taki, za każdym razem obiecuję sobie, że kupię tylko buty sprawdzonych marek (mam takie dwie), a i tak coś mi w ostatnim momencie odbija.
Ale przynajmniej zrobiłem niespodziankę starym butom, które nagle ujrzały ponownie światło dzienne.
- Yogi!
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 369
- Rejestracja: 06 sie 2008, 23:07
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
- Lokalizacja: Mazowiecki Park Krajobrazowy
Buty widać temat-morze. Mam takie, które nagle po pięciuset kilometrach zaczęły mi obcierać jedną piętę z boku. Odstawiłem je, po kilku miesiącach bieg testowy i znów to samo. Żal wyrzucić, gdyż A siksy Trabuco VII sezon 2004/05 darzę szczególnym sentymentem. Wygodne skurczybyki jak diabli i prawdziwe waterpruf.
Myślę Rene, że zrobienie małej dziury w Twoich butach jest ruchem we właściwą stronę i - jak czytałem - praktykowanym przy takich przypapadłościach z pozytywnym skutkiem. O ile nie będzie zbyt duża, nie wpłynie (znacząco) na geometrię buta, pomoże natomiast z pewnością. Przechodząc zaś do procedury naprawczej: Nie bawmy się w aptekarską dokładność i porzućmy lancet. Planowaną dziurę z powodzeniem przygotować można drutem z betonowej płyty na marysiowym parkingu przy Bronisława Czecha. Nawet nie zorientujesz się kiedy przestanie Cię uwierać. Być może będziesz musiała pobiec tamtędy kilka razy, by zamierzony efekt osiągnąć w pełni.
Tak ładnie piszecie o swoich przygodach. Sprawiacie wrażenie, że możecie pływać bez końca. Aż chce się - zupełnie bezinteresownie - zmącić ten idylliczny nastrój. Słyszcie przeto pytanie żółtodzioba: Czy jak pływacie długo, to nie chce się wam... ten tego... no... pić?
Mnie po dwóch kilometrach w basenie to suszy już sakramencko. Mimo, że basen składa się w większości z wody i człek teoretycznie się tam nie poci. Może winne temu są jakieś chlorki unoszące się w powietrzu? Nie wykluczam jednak, iż ma to u mnie charakter obsesyjny, ponieważ nawet na zawody biegowe z zapewnionym po drodze cateringiem zawsze biorę sobie mały bidonik. Upycham go gdzieś w czeluściach bielizny, by go później dobyć za pierwszą, pewnie wyimaginowaną potrzebą.
Myślę Rene, że zrobienie małej dziury w Twoich butach jest ruchem we właściwą stronę i - jak czytałem - praktykowanym przy takich przypapadłościach z pozytywnym skutkiem. O ile nie będzie zbyt duża, nie wpłynie (znacząco) na geometrię buta, pomoże natomiast z pewnością. Przechodząc zaś do procedury naprawczej: Nie bawmy się w aptekarską dokładność i porzućmy lancet. Planowaną dziurę z powodzeniem przygotować można drutem z betonowej płyty na marysiowym parkingu przy Bronisława Czecha. Nawet nie zorientujesz się kiedy przestanie Cię uwierać. Być może będziesz musiała pobiec tamtędy kilka razy, by zamierzony efekt osiągnąć w pełni.
Tak ładnie piszecie o swoich przygodach. Sprawiacie wrażenie, że możecie pływać bez końca. Aż chce się - zupełnie bezinteresownie - zmącić ten idylliczny nastrój. Słyszcie przeto pytanie żółtodzioba: Czy jak pływacie długo, to nie chce się wam... ten tego... no... pić?
Mnie po dwóch kilometrach w basenie to suszy już sakramencko. Mimo, że basen składa się w większości z wody i człek teoretycznie się tam nie poci. Może winne temu są jakieś chlorki unoszące się w powietrzu? Nie wykluczam jednak, iż ma to u mnie charakter obsesyjny, ponieważ nawet na zawody biegowe z zapewnionym po drodze cateringiem zawsze biorę sobie mały bidonik. Upycham go gdzieś w czeluściach bielizny, by go później dobyć za pierwszą, pewnie wyimaginowaną potrzebą.
Kto nie ma w głowie
Ten ma w nogach ;)
Ten ma w nogach ;)
- PiotrekMarysin
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 1143
- Rejestracja: 21 lip 2006, 13:15
Widzę, że niesamowite postępy poczyniliście. Darek powinien w Borównie na całym wystartować!Renata pisze:...Darek dziś przepłynął ze 3 kilometry, a może nawet i ze 3,5 km.
... przy godzinnym przebywaniu w wodzie ....
A co do butów, to na szczęście odpukać zazwyczaj pomaga mi poprawienie języka lub skarpetki.
[url=http://team.entre.pl]ENTRE.PL TEAM[/url]