To u Ciebie też taki smutny naród pomieszkuje? Myślałam, że tylko w moich okolicach nie wypada uśmiechać się do nieznajomych biegaczy.... Nie pisałam o tym, ale kilka tygodni temu wybrałam się na trening rano i ku mojemu zdziwieniu spotkałam na ścieżce biegnącego młodego faceta - tak ze dwadzieścia kilka lat. Kończył trening i zbliżał się do zaparkowanego samochodu. Strasznie się ucieszyłam i posłałam u najszczerszy z moich uśmiechów, czyli taki od ucha do ucha. Kurczę, minął mnie jakbym była niewidzialna i pomknął do samochodu. Dobrze, że mu nie machałam, bo czułabym się jeszcze głupiej

A może jakiś skrajnie nieśmiały był, a nie skończony bufon? Wolę nie myśleć, że to już mój wrodzony wdzięk nie działa.....W każdym razie dalej uśmiecham się do mijanych biegaczy, często do nich macham, a czasem nawet zagaduję. W końcu jesteśmy jedną wielką rodziną, no nie?!